XXIV- Splątani na wieki
Żołnierze Stopy pośpieszyli na pomoc Xever'owi. Zabrali go, do ich siedziby, gdzie niemal natychmiast został wrzucony do zbiornika wody.
W międzyczasie Baxter i jego współpracownik zajęli się naprawą jego sprzętu, który umożliwiał mu oddychanie na powierzchni.
Po kilku chwilach zmutowana ryba odzyskała siły...
***
Leonardo osłonił Nyse swoim ciałem, lądując z nią na ziemi. Tak, aby ochronić ją przed grotą.
Dark bez chwili wahania, ruszył w kierunku buntownika. Stojący mu na drodze ludzie Tygrysiego Pazura, nie stanowili żadnego kłopotu. Bez problemu rozprawił się z nimi, w mgnieniu oka.
Zniknął w fali gęstej czerni, materii, aby za moment jego postura ukazała się na skraju budynku, wybijając się w powietrze, niczym kula armatnia.
Złapawszy w zęby chłopaka, runął z jego zwłokami na ziemie, zbudzając tym samym tuany kurzu i gruntu.
Za nim wszystko zdołało się uspokoić, Karai postanowiła wykorzystać ten moment i uciec, za nim ktokolwiek zdoła to zauważyć.
Zraniła Michelangelo w szyje, rzucając go na ziemie, obierając kierunek swej siedziby.
Nie wypełnienie rozkazów kończyło się srogimi konsekwencjami. Jednak dziewczyna wierzyła, iż jako ukochana córeczka ojca, uniknie tego. Szczególnie gdy sprzeda mu soczystą wymówkę, którą to on łyknie, jak płatek na Wigilię.
Jej plan ucieczki nie powiódł się w pełni, gdyż zauważył to Raphael. Bez chwili namysłu, ruszył za nią, nie zważając na resztę. Musiał dać jej nauczkę. Inaczej nie byłby sobą.
- Raph!!- wołał za nim Donnie, zdejmując bandanę Michelangelo, wykonując z niej opatrunek uciskowy- To nie pora na pogonie za panienkami! Mamy ważniejsze zmartwienie!
Najmniejszy powoli tracił przytomność, cicho jęcząc z bólu. Starszy zaś starał się go jakoś podtrzymać na życiu, zarazem próbując uspokoić.
Zdezorientowany buntownik, z jednej strony chciał dorwać Karai, lecz z drugiej musiał zostać przy braciach. Wybór nie był prosty, lecz zdecydował dołączyć do nich.
Z zakrwawionym pyskiem, wilk porzucił ciało, a następnie ruszył zająć się nowymi towarzyszami zabaw. Zwinnie pokonał Stopoboty, czując oraz słysząc oddech Tygrysiego Pazura.
- Pokonałeś moich żołnierzy i zlekceważyliście proste polecenia- patrzył wprost w oczy demona, pokazując mu tym samym, kto tak naprawdę rządzi. Jednak demon nie śmiał ulec. Wydał mroczny chichot- Pora spłacić dług!
- Jesteś pewny siebie!- Odrzekł
Strzała jedynie zraniła Leonardo w lewe ramie, rozcinając mu skórę, nie wyrządzając nikomu większej krzywdy. Jednak młody chłopak miał wystarczającego cela, aby postrzelić beczki pełne tajemniczej substancji. Maź zaczęła powoli wyciekać, stwarzając, nieświadome zagrożenie.
- Eee... nie za szybko, stallion*?- Zażartowała, szybko jednak poważniejąc na widok jego krwi.
- Rozumiesz... ja, eee... mogłabyś nauczyć się angielskiego w pełni!- Zmienił szybko temat, równie czerwony, jak ona. Pomógł jej przy okazji wstać.
Szybko jednak piekący ból, krwawiącego ramienia, które sprowadziło go na ziemie.
- zaczekaj...- Wymamrotała, ostrożnie zsuwając jego dłoń. Następnie poczeła zlizywanie krwi z jego ran.
Mutant zasyczał cicho z bólu. Nysa drgnęła uchem, zdając sobie z tego sprawę, a mimo to kontynuowała. Wiedziała, co robić.
Co prawda to nic groźnego, lecz ewidentnie nie dawało coś, nikomu spokoju...
- Dzięki...- Mrukną, a następnie zwrócił się do reszty- Wszyscy cali?!
- Nie koniecznie! Z Mikey'm nie jest za dobrze!- Odparł Donatello
Czym prędzej, lider wstał i podbiegł do nich.
W międzyczasie Demon usiłował przydusić Tygrysa, niczym szczenie świerszcza, który unika uderzenia łapą, jak ognia. Kocur znał jego sztuczki, więc wystarczył jeden, celny strzał, aby postrzelić go w łapę. Żądna, krwi bestia, upadła z hukiem. Nie pozostawała jednak dłużna. Jednym kłapnięciem złapał kocura i rzucił nim na 3 metry dalej.
- Sądzisz, że dasz mi rade?- Rzucił mrocznie Dark, wstając, mimo ran.
Kanazaki zerknęła za siebie, nastawiając słuchu. Czuła, że jest coś nie tak. Ufała sile Dark'a, wierząc, iż da radę.
- Wy też to słyszycie?- Zapytała retorycznie, słysząc szczęk łańcucha.
- Ja tam nic nie słyszę!- Bąknął Raph
I nie myliła się ze swoim przeczuciem. Klan Stopy złapał wilka łańcuchami, przytrzymując mocno, szamoczącego demona. Rana nie zdołała się zregenerować, co go osłabiało.
- Zabiłeś mi syna!- Spojrzał krzywo naukowiec, ściskając GN- 3 000- Mam nadzieje, że się ubawiłeś, bo teraz nadszedł twój kres!
- DARK!!- Przed wpakowaniem się w kolejne tarapaty, mutantkę powstrzymywał żółw w czerwonej bandanie, chwytając mocno.
- Panowie, musimy wracać!- Zarządził Leo, w obawie.
- Chyba, nie weźmiemy jej ze sobą!- Oburzył się Don
- Nie mamy wyjścia!
- Tak bardzo chciał zasłużyć na tytuł, ale TY wszystko zepsułeś!- Kontynuował swój monolog antagonista- Ej! Słuchasz mnie?!
Jednak demon nie zwracał uwagi na jego słowa. Bardziej był zainteresowany kontaktem wzrokowym z hybrydą mutanta.
Uspokoiło to ją nieco, lecz koniec w końcu została odciągnięta z resztą grupy, zmierzając, jak najprędzej do kanałów.
- Słyszysz!!?- Niecierpliwił się zdenerwowany naukowiec- Mówię do ciebie!
- Twój syn dawno powinien zginąć!- mroczny ton demona zmroził krew w jego żyłach- Zabicie go było tylko kwestią czasu!
- O-oczym ty bredzisz!?- Nie dowierzał własnym uszom, robiąc kilka kroków w tył
- Jego dusza cuchneęa odorem śmierci- szarpnął łańcuch- Sądzisz, że miałby szanse przeżyć w tym zepsutym mieście?!
- ZAPŁACISZ ZA TO!- Wściekły Przeładował GN- 3 000, wystrzeliwując, bez chwili namysłu...
***
Z około 1 kilometra, Nysa usłyszała coś, przeczuwając najgorsze.
Reszta również stanęła. Raphael podszedł i pociągnął ją za ramię.
- Rusz się!
Popełnił błąd, gdyż dostał za to ogonem po twarzy, całą siłą, szczerząc kły.
- Jeśli Zara mu nie pomożemy, przez wasze przepychanki to spotka nas najgorsze!
Mimo wybierania, jak najmniej znanych alejek, przed ich oczami przeleciały shurikeny.
Zmieszani usłyszeli czyjś warkot. Ku ich zdziwieniu, ukazał się Tygrysi Pazur.
- Sądziliście, że mi zwijecie tak łatwo!?
***
...Smith bez namysłu odpalił GN- 3 000. Trafiłby bez pudła, gdyby Dark nie zdołał stać się tylko niewidocznymi, cząsteczkami energii.
Jednak jego strzał okazał się trafny jak wdepnięcie mola minowego. Trafił bowiem w te same beczki, co jego syn.
Chłopak, o którym wspominał Smith, był nie tylko jego synem, ale także niedoszłym zabójcą dwójki przyjaciół.
Doprowadziło to do eksplozji. Którą usłyszeli wszyscy. W powietrze wzbiły się kłęby, świeżego, czarnego dymu.
Nikt, kto tam przebywał, nie wyszedł z tego cało. Wokół leżały strzępki ciał, a ogień powoli trawił wszystko, co spotkał na swej drodze.
***
Mimo wszystko, Tygrys nie zamierzał im tego odpuszczać płazem. Grupa była bardziej zorganizowana, niż mogło się wydawać. Doskonale radzili sobie z ucieczką, przed wrogiem.
Nie mieli zbytnio szans na dalsze walki. Życie Mikey'go wisiało na włosku i to było teraz najważniejsze.
Kocur również nie zamierzał odpuszczać. Świadom był tego, iż reszta Klanu, jeśli zdołała dotrzeć w jednym kawałku, zda raport z niepowodzeniem misji. Dlatego, musiał, chodziaż zlokalizować ich położenie, a dalej poszłoby, jak z płatka.
- On tak łatwo nie odpuści, dlatego wy wracajcie!- Wydyszała Nysa na temat, wciąż depczącego im po piętach pasiastego
- O nie!- Zaprotestował, również zasapany Leo, czując jej wzrok na sobie- Nie pozwolę ci znowu się narażać!
- Już prawie jesteśmy!- Dostrzegł z ulgą kanały machaniowooki
- Nie zapomniałeś przypadkiem o kimś?!- Wycedził, poirytowany Raphael, zerkając przez ramię. Użył granatu dymnego, który dał nieco czasu na ucieczkę.
- Szybko!- Poganiał Leo, czekając, aż wejdą.
Dym opadł, lecz nigdzie nie było widać grupy.
Wściekły Tygrys zacisnął łapy. Powarkując, zaczął ich wyzywać, aby wyszli z ukrycia.
Mimo utraty doskonałego słuchu usłyszał warkot silnika za sobą. Dostrzegł rozpędzonego tira w swą stronę.
Pojazdem kierowała grupa buntowników, którzy najwidoczniej mieli ubaw z zapożyczonej maszyny.
Widząc, jakiegoś zmutowanego, stwora, jeden postanowił nie przerywać zabawy i jechać wprost na niego. Drugi zaś siłować się zaczął kierownicą z nim.
Mutant stał na środku drogi i nie zamierzał wykonać uniku, jakby miał jakiś cel.
I tak było. Wycelował w opony. Nie przemyślał tylko do końca swych czynów. Ludzie stracili panowanie nad pojazdem, który runął na asfalt, czyniąc głośny wybuch.
Tymczasem, grupa zdążyła zejść na dół, kiedy usłyszeli wybuch.
- Wy też to słyszeliście?- Zdziwił się Raphael, spoglądając kątem oka na górę
Mikey odzyskał na ułamek chwili przytomność, po czym znowu zamknął oczy.
Nie zwlekając, ruszyli w stronę kryjówki, mając cichą ulgę oraz nadzieje.
- Wy tak na serio mieszkacie w Kanałach?- Spytała skrzywiona
- Z biegiem czasu przywykniesz- Pocieszał Donnie
Leo zauważył, jak dziewczyna stara się unikać krawędzi, gdzie znajdowała się woda.
- Wszystko w porządku?- Spytał zaniepokojny lider- Wyglądasz, jakbyś bała się tej wody. Ona nie jest żrąca. Nic ci się nie stanie, jeśli jej dotkniesz
- Jest tylko wypełniona różnymi odpadkami i wszy...
- Nie pomagasz!- Bąknął Raphael, przerywając wypowiedź Donnie'go, czekając na ciętą ripostę ze strony dziewczyny. Jednak nie odpowiedziała w tej kwestii nic, wyglądając na przygnębioną czymś.
Po jakimś czasie dotarli do swojego domu.
- Chłopcy!...- Zawołał mistrz Splinter, wychodząc z Dojo. To, co ujrzał, wprawiło go w osłupienie.
____
Z wł. Stallone- ogier
Przepraszam, że tak długo.
Widzimy się niebawem...
26.11.2018
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro