Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

     Ekipa zeszła bezpiecznie do podziemnych tuneli. Pierwsza na dole znalazła się oczywiście O'Niel, nie trzeba objaśniać dlaczego. Zaraz za nią zszedł Raphaelem, który to wziął brata, jako, że miał najwięcej siły. Kiedy wszyscy już zeszli, nie tracąc więcej czasu ruszyli w stronę kryjówki.

Oczywiście zauważyli brak jednego członka. Nysa trzymała się ich zbyt blisko, aby nie mogli tego zauważyć. Pomyśleli, że być może zawahała się przed ponownym zejściem i wkrótce do nich znów dołączy. Nie mieli jednak czasu, aby na nią zaczekać. Życie ich brata wisiało na włosku i liczyła się każda, drogo cenna minuta. Zresztą ona zapewne też, by tego nie chciała.

   Zmysły hybrydy, czy doskonała orientacja w terenie wystarczały, aby mogła na spokojnie trafić, znając uprzednio miejsce ich pobytu. Wszak sama opuściła kanały, gdy poczuła niebezpieczeństwo wymierzone w swego brata, nie pytając nikogo o drogę na powierzchnię.
Raczej jej nie przeszkadzał panujący tam zapach, przeciwnie. Wiedziała doskonale, iż nie mieli wyjścia, przyzwyczając się tym samym do tego. To jedyne miejsce, gdzie nie musieli zbytnio obawiać się intruzów, którzy odkryli, by tajemnice ich istnienia. Chociaż niektórzy już wiedzieli, np. Timoty, czy inni obywatele.

*

    W kryjówce trwało zamieszenie. Donatello już od jakiegoś czasu walczył o życie Leonardo, podczas gdy pozostali czekali zaś w salonie na jakie kolwiek wiadomości. Ich głowe zaprzątały czarne myśli, nie mając większego wpływu na nie. Nysa w dalszym ciągu nie wróciła. Pozbawieni, jakich kolwiek sensownych zajęć postanowili jej poszukać, dla brata. Nie mogła przecież przepaść, jak kamień w wodę. Klan Stopy póki, co odpuścił, naukowcy zginęli, to też jej nie zagrażali. Mieszkańcy, którzy nie doszli do siebie opuścili ulice miasta lub też w wyniku zbyt wielu obrażeń polegli. Służby miejskie już się nimi zajmą.

   Wkrótce lider odzyska świadomość i jeśli zobaczy brak dziewczyny, zacznie zadawać pytania. Przez pewien moment zdołają go zbyć, aby zyskać na czasie, lecz nie na długo. W ostateczności prawda może mu tylko zaszkodzić na zdrowiu, a i bez tego jest marne. Nie chcą, żeby popadł w stan podepresyjny lub coś podobnego. Nie po to oboje ryzykowali wszystkim, by zostać teraz rozdzieleni...

***

  Mijało kilka dni. Mutant w dalszym ciągu nie odzyskał przytomności, a po hybrydzie zaginął ślad. Nadzieje rodziny zaczęły podupadać. Raz już przez to przechodzili, wówczas miasto najechali obcy z innego wymiaru, a bohaterowie musieli podjąć nie łatwe decyzję, przesądzające losy nie tylko ich, ale też mieszkańców Nowego Jorku.


   Wszystko wyglądało na stracone, bracia powoli zaczęli wszystko przekreślać, gdy ten nie zauważenie poruszył palcami. Zamrugał mocniej, powoli otwierając oczy. Przez moment był jeszcze zdezorientowany i zadawał w myślach pytania; Gdzie ja jestem? Co się stało...

  Bracia nie kryli zaskoczenia i ulgi radości, kiedy zobaczyli, że usiłuje się podnieść.

- Nie widzę gdzie Nysy- Rzucił wpierw, rozejrzawszy po pomieszczeniu. Był pewien, iż zobaczy ją jako pierwszą

- Powinienneś teraz wypocząć- Zasugerował mózgowiec, usiłując zmienić, a tym samym, porzucić temat. Nie mógł dopuścić, aby przedwcześnie się tym zajmował. Napewno nie teraz.- Jesteś jeszcze osłabiony

- Gdzie pytam się- Powtórzył ostrzej, nie dając się zmylić. Domyślał się tego, że cos przed nim ukrywają. W takiej chwili czuwałaby przy nim, aż do końca, a to nie podobne do niej.

- Na pewno nie ma jej tam, gdzie być powinna- Wtrącił niepotrzebnie Mikey

Pozostali tylko strzelili się dłonią po czołach, czując, że ich plan spalił na panewce.

- Mieliśmy to przekazać delikatnie!- Skarcił go Donnie

- Możecie mi wyjaśnić, o co tu do cholery chodzi?!

Najchętniej zerwałby się mimo obrażeń, lecz ból krążący wciąż po ciele szybko sprowadził chłopaka do poprzedniej pozycji. Czujni bracia wręcz zabronili mu wstawać, wyjaśniając wszystko w następnej kolejności.

Postanowili również dobrać się w pary i rozpocząć na nowo poszukiwania. Oczywiście ruszyli bez udziału Leo. Rozsądek zwyciężył, poza tym, ktoś musi czuwać na wypadek, gdyby wróciła.

Minęło wiele godzin za nim wszyscy byli z powrotem. Bez żadnych nowych wieści.

***

      Mijały kolejne dwa dni od kiedy miasto zostało uratowane, a rodzina znowu była kompletna. Bohaterowie poniesieli wówczas dość bolesną lekcje i strate.

Kiedy lider grupy poczuł się znacznie lepiej, niemal odrazu ruszyli na ostatni patrol. Nadzieja umierała ostatnia. Mimo zastrzeżeń i poprzednich niepowodzeń pozostałych, musiał to osobiście zbadać. Być może potrzebowała pomocy, lecz bała się pokazać innym. Tylko jemu ufała.

- To nie ma sensu- westchnął zrezygnowany Donnie- Przeszukaliśmy miasto już kilka razy i nic nie znaleźliśmy

- Ona musi gdzieś tu być. Czuję to

- Nie zapominaj, że znikanie to jej specjalność- Podkreślił najmłodszy

- No widzisz, nawet Mikey to wie- Położył dłoń na ramieniu najstarszego zielonooki. Widząc jego minę, szybko dodał- Być może nawet już jej nie ma w tym mieście. Zauważ, że jej brata też gdzieś wcięło

- Albo wróciła do kraju- wtrącił niespodziewanie piegowaty- Zawsze chciałem zwiedzić Europę

- Leo, wiemy, że ciebie to boli, rozumiemy, ale przeszukaliśmy każdy zaułek i ani śladu po niej. Musimy powoli wracać, za nim służby miejskie znowu zaczną działać.

Z ciężkim trudem zgodził się z rodziną i powoli wrócili do kanałów, nadal zachowując czujność. Coraz bardziej żałował, że pozwolił jej iść na te misję.

Początkowo zakładali, że trafiła znów do Stopy, jednak po przeszukaniu ich bazy, prócz rannych członków i wściekłego Sakiego, rzucającego Stopobotami, we wszystkie strony, nie dostrzeli nikogo więcej.

**

      Krew na pysku Darka, który zniknął po tym, jak grupa znowu była kompletna, pochodziła nie tylko od osób z ulicy, ale też i żołnierzy wrogiego klanu. Ściślej określając należała do Tygrysiego Pazura. Kiedy Leonardo zdołał uniknąć postrzału i zbiec, na pomoc mu ruszył czarny demon, za namową właścicielki, który jednym uderzeniem, wielkiego łba rzucił kotem o pobliskie budynki.

  Jeśli zaś chodzi o Akirę to ten również  przepadł bez wieści. Podejrzewa się, że również uciekł z miasta, niczym pies z podkulonym ogonem lub jest gdzieś z siostrą i tylko los wie, co się z nimi dzieje. Jeśli połączyli, by siły jest cień szansy, iż wspólnie zapoczątkowali, by powstanie zupełnie nowej jednostki. Chociaż z jego podejściem w stosunku do niej to czysty absurd.

***

  Od kiedy ich poznałam moje życie uległo zmianie o 180°. Żałuję pewnych decyzji i czynów, ale nie tego, że ich poznałam. Gdyby nie oni, a szczególnie pewna osoba, zapewne skończyłam bym marnie, niczym czyjaś marionetka i na dnie...
Wszystkie chwilę są ulotne, jak motyle. Niemal wszystkie są tak, jak one piękne i beztroskie, a inne zaś pięniejsze, lecz tylko na krótki moment. Bywaja sytuację, kiedy wpadamy w ,,ciernie życia", licząc na pomoc, której zazwyczaj nie otrzymujemy, zmuszeni do samotnych działań i prób. Toczymy się po ostrzu życia, jak kropelki krwi, póki nie dotrzemy do jego krańca. Jednak to dzięki przyjaciołom i bliskim mamy najwięcej sił do dalszej walki. Nie żałuję, że ich spotkałam. Żal mi tylko jednego, końca.

Moje marzenie to spotkać ich jeszcze raz...

Dziękuję za wszystko.

Nysa Kanazaki~


************

Tak oto dobrnęliśmy do końca tej historii.

Dziękuję wszystkim, którzy to czytali, komentowali, oceniali i wspierali. Wiem, że gdybym nad tym inaczej pracowała to efekt pracy byłby o wiele lepszy.

Mam nadzieję, że podobało się wam mimo wszystko, a jak nie to trudno. Widać brakuje mi jeszcze tego czegoś.

Jeszcze raz dzięki, że tu byliście, pomagaliście mi w tworzeniu tego, itd...

Niebawem napiszę kolejną część.
Trzymajcie się tam perełki!

Ps: Ostatnie słowa bohaterki pochodzą z mojego snu, lecz są trochę tylko skorektowane i ,,dopieszczone".
Zastrzegam prawa do ich wykorzystywania wbrew mojej wiedzy, czy pozwolenia!

Data zakończenia:
wt. 01.10.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro