Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Lyara

Podniosłam ciężkie powieki i gwałtownie ziewnęłam, pochylając głowę w dół – po pierwsze, żeby się nie udusić wymiocinami, a po drugie, żeby trafić do wiadra, które wczorajszego wieczoru każdej z nas postawił Solian. Opadłam z powrotem na poduszki, ale zaraz się poderwałam, ledwo biegnąc do zasłon, by sprawdzić, czy nie spóźniłyśmy się na lekcje. Odsunęłam je i uśmiechnęłam się – dopiero świt. Mamy jeszcze czas, żeby się ogarnąć i pójść na zajęcia z historii walki.

Sięgnęłam po dzbanek i nalałam sobie wody. Popijając, przypomniałam sobie, że mam od babci zioła na różne dolegliwości. Rzuciłam się pod łóżko, szukając ich, robiąc przy tym sporo hałasu, który obudził moje współlokatorki.

— Co ty wyprawiasz? — rzuciła we mnie poduszką niebieskowłosa , a Sorei złapała za swoje wiadro i zwróciła resztki wczorajszego wieczoru.
— Szukam ziół na nasz stan.
— Tylko nie mów, że sprzedałaś jakieś zioła w Akademii... — parsknęłam śmiechem, słysząc jej podejrzenia.

Znalazłam w końcu swoje skarby, zrobiłam z nich wywar i podałam dziewczynom. Pachniało okropnie, smakowało jeszcze gorzej, ale przynajmniej zaczęłyśmy dochodzić do siebie.

— Idę wziąć kąpiel, bo się cała obrzygałam, a muszę być przytomna na lekcji profesor Agnes — mruknęła Sorai, wstając z łóżka.

Profesor Agnes była największą kosą w Akademii i, co gorsza, najwyraźniej się na mnie uwzięła. Próbowałam rozmawiać o tym z nią, a nawet z dyrektorką, ale obie twierdziły, że przesadzam.

Ubrałam się zwyczajnie, rezygnując ze swoich eleganckich szat. Po wczorajszej imprezie ledwo żyłam, a historia walki trwała aż do późnego popołudnia. Włożyłam czarne skórzane spodnie, wysokie buty i średniej długości brązową tunikę, przewiązując ją w pasie paskiem. Włosy związałam w klasyczny warkocz i byłyśmy gotowe.

Gdy weszłyśmy do sali, uczniów trzeciego roku było tam niewielu. Na samej górze siedział Solian ze swoimi kolegami. Pomachałam mu, a on wskazał nam, żebyśmy usiadły obok nich. Z ulgą opadłam na miejsce – mimo że pokój miałyśmy blisko, ten krótki marsz i tak mnie wymęczył.

Lekcja się zaczęła, ale myślami wróciłam do imprezy. Bawiłam się znakomicie, a najbardziej zastanawiało mnie, co to był za trunek, który przyrządziła Arellia. Gdyby nie nasza chłodna relacja, pewnie bym ją zapytała. Wino już nam się przejadło, a przecież coś trzeba pić przy nocnych rozmowach z dziewczynami...

Solian trącił mnie w bok, wyrywając z zamyślenia. Spojrzałam na niego zaskoczona, a potem przeniosłam wzrok na profesor Agnes, która patrzyła na mnie niczym potwór z dziecięcych opowieści.

— Panno Sumikat, proszę mi powiedzieć, na czym polega technika walki zakonów — rzuciła chłodnym tonem.

Patrzyłam na nią, czując, jak robi mi się gorąco.

— Ale pani nas tego nie uczyła...

Agnes zmrużyła oczy, a Solian próbował mi podpowiedzieć, ale było już za późno – wiedziała, że nie uważałam.

— Nie wróżę pannie Sumikat świetlanej przyszłości, skoro nie potrafi skupić się na tak istotnych informacjach. A pan, panie Kezer, za podpowiadanie dostanie taką samą karę.

Westchnęłam i rozłożyłam się na krześle, zasłaniając twarz dłonią.

— Zostaniecie po lekcjach i wysprzątacie tę salę — dodała z satysfakcją.

Spojrzeliśmy na siebie z Solianem i równocześnie załamaliśmy ręce. Sala była większa niż nasze pokoje razem wzięte, ale nie mieliśmy wyjścia. Pokornie skinęliśmy głowami.

Po długich i męczących zajęciach wróciliśmy do sali, gdzie czekała już na nas profesor Agnes, dzierżąc wiadro i szczotki.

— W końcu jesteście. Do roboty! Ma być wysprzątane na błysk, macie czas do wieczora — rzuciła oschle, a potem wyszła, trzaskając drzwiami.

Zaczęliśmy sprzątać, ale już po chwili oboje leżeliśmy na podłodze, śmiejąc się.

— Co chcesz robić po ukończeniu Akademii? — zapytał nagle Solian.

Spojrzałam na niego.

— Chciałbym zostać zwiadowcą. Brakuje ich, a ja wiem, że się w tym sprawdzę. Poza tym mój ojciec też nim był i chcę pójść w jego ślady. A ty?

Pokiwałam głową, chwilę się zastanawiając.

— Hm... chciałabym zostać strategiem wojennym. Oczywiście dołączę do armii, ale nie chcę być żołnierzem. Wolę planować.

— Zwiadowca i strateg – niezłe połączenie, co?

Zaśmiałam się, a Solian udawał oburzenie i rzucił we mnie mokrą szmatą.

— Ej! — zawołałam i oddałam mu.

Rozpętała się bitwa na mokre ścierki, aż nagle drzwi trzasnęły z hukiem.

W progu stała czerwona ze złości profesor Agnes, a za nią profesor Vereth.

— Głupie bachory! — wrzasnęła, obrzucając nas stekiem wyzwisk.

Za jej plecami dostrzegłam znajomą twarz Arellii. Wyrwałam się w jej stronę, ale Solian mnie powstrzymał. Vereth spojrzał na nas dziwnie, po czym wyszedł. Zostaliśmy odesłani do swoich pokoi.

Wracaliśmy ramię w ramię, nie mogąc powstrzymać śmiechu z przebiegu całej sytuacji.

Pod moimi drzwiami pożegnaliśmy się, ale mój uśmiech szybko zniknął, gdy tylko weszłam do środka. Pokój był w rozsypce, a dziewczyny siedziały wokół zapłakanej Sorei. Miała czerwony ślad na twarzy i rozerwane ubrania.

Wystawiłam głowę za drzwi i krzyknęłam:

— Solian!

Chłopak natychmiast przybiegł.

— Musimy go znaleźć — warknęłam, chwytając swój artefakt – lustrzany sztylet.

Miałam już wyskoczyć przez okno, ale cała czwórka rzuciła się na mnie, powstrzymując mnie siłą. Wszyscy wylądowaliśmy na podłodze.

Podniosłam się pierwsza i ponownie ruszyłam do okna, ale tym razem Solian mnie ubiegł, blokując drogę.

— Uspokój się. Najpierw wymyślimy plan, potem będziemy działać. W końcu chcesz zostać strategiem, prawda?

Pokiwałam głową i podeszłam do stołu.

— To planujemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro