Rozdział 1
Sorei
Po wyjściu profesora z sali osunęłam się na podłogę, chowając twarz w dłoniach. Miałam dość. Nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc – nie dlatego, że nie mogłam zaufać moim przyjaciołom czy rodzicom, ale wiedziałam, że z nim nie uda mi się wygrać, nawet gdybym miała niepodważalne dowody.
Siedziałam tak przy drzwiach, aż usłyszałam głośny śmiech blondyneczki. W sekundę zerwałam się na nogi i otarłam łzy, szybko poprawiając ubrania, starając się zakryć siniaki, jakkolwiek się dało.
Lyara
Śmiałam się wniebogłosy, ocierając łzy z kącików oczu. Lunara była królową suchych żartów, które – stety lub niestety – były moimi ulubionymi. W ciągu kilku sekund pojawiłyśmy się pod salą walk. Dotknęłam klamki, gdy drzwi otworzyły się, a przed naszymi oczami stanęła Sorei. Jej rude włosy były w nieładzie, a oczy napuchnięte, jakby płakała.
— Hej, kochana, coś się stało? Czy ten gbur coś ci powiedział? Jeśli tak, mogę pojawić się na następnych zajęciach i pokazać mu, że z moją kochaną przyjaciółką się nie zadziera! — paplałam szybciej niż Eryx, gdy widzi swojego byłego chłopaka na korytarzu.
Ruda zaśmiała się tylko i pokręciła głową.
— A co to za okazja, że idziecie gdzieś bez chłopaków? — Zdumienie po raz drugi tego dnia odmalowało się na jej twarzy.
— No nie wierzę, że zapomniałaś! Ajjj, Sorei! — Pokręciłam głową, śmiejąc się z przyjaciółki.
— Och, Ruda, nie mów, że zapomniałaś o imprezie z okazji dołączenia nowego ciacha do Akademii — wtrąciła Lunara, bawiąc się pasmem swoich włosów.
— To na co czekamy? Lecimy się szykować i wybawić! — entuzjazm Sorei wręcz z niej tryskał.
Złapałam Rudą i Brielle za ręce, a całą naszą czwórką udałyśmy się do naszego pokoju, który dzieliłyśmy. Nasza przestrzeń była zróżnicowana – jedna strona czarna, druga niebieska. Nie musiałyśmy martwić się o zaklepywanie łazienki, bo miałyśmy w niej aż cztery kamienne wanny.
Nasza trójka, oprócz Sorei, która rzuciła się na łóżko i wyciągnęła swój pamiętnik, nalała ciepłej wody do wanien i wskoczyła do środka. Brielle niemal od razu odpłynęła, ale ja i Lunara nie miałyśmy końca w rozmowach.
— Jeśli chcecie zdążyć, powinnyście wyjść i się szykować — do łazienki weszła Sorei, jej rude włosy splecione w koszyczek.
Obudziłyśmy Brielle, zarzuciłyśmy ręczniki i zaczęłyśmy przygotowania.
Podczas ubierania śpiewałyśmy piosenki, które śpiewały nam kiedyś mamy lub babcie. W końcu byłyśmy gotowe na imprezę.
Sorei zaplotła swoje rude włosy w elegancki koszyczek i założyła długi wisiorek swojej mamy oraz klasyczną czarną suknię. Brielle wybrała prostą białą sukienkę na ramiączkach, którą jej mama miała na każdą okazję. Ja i Lunara poszalałyśmy – Lunara miała moje kolczyki, jej niebieskie włosy lśniły od brokatu, który jej pożyczyłam, a na sobie miała czerwoną, bardzo odważną sukienkę z głębokim dekoltem. Ja za to wybrałam srebrną sukienkę, a moje loki, zaplecione w warkocze, powiewały przy każdym ruchu. Założyłam mój ulubiony naszyjnik od Sorei i kolczyki od siostry.
Gdy dotarłyśmy na imprezę, kilku uczniów już tańczyło przy akompaniamencie akademickich absolwentów-muzyków, którzy chętnie przyjmowali zaproszenia na tego typu wydarzenia.
Oczy Eryxa od razu nas namierzyły. Wraz z zielonowłosym pojawili się przy nas w oka mgnieniu, trzymając tacę z jakimś trunkiem.
— Tylko nie mów, że to trunek Arelli — mruknęłam. Arellia była moją byłą dziewczyną. Nasze zerwanie było głośne – nie podobało mi się, że miała problem z alkoholem i odrzucała każdą moją pomoc.
— Znasz odpowiedź, blondyneczko — Caeulm uśmiechnął się i wyciągnął Brielle na parkiet, gdy muzycy zaczęli pieśń z dziejów przed zakonami.
Po jakimś czasie trunek Arelli działał aż za dobrze – nikt w pomieszczeniu nie był trzeźwy. Po wykańczającym tańcu opadłam na krzesło obok jakiegoś chłopaka.
— Miło cię znów widzieć — uśmiechnęłam się, rozpoznając (choć ledwo) głos Soliana.
— Ciebie również. Wybacz mi tę śmiałość, ale czy twoja mama nie jest z rodu królowych?
Oczywiście, że wiedziałam wszystko o wszystkich – zwłaszcza o tym, że przed zakonami wyspą rządziły wielkie rody królów i królowych.
— Tak, ale nie rozmawiamy o tym ze względu na zakony. Ale tu jestem bezpieczny i czuję, że mogę ci ufać... nawet jeśli jesteś straszną plotkarą — dodał z szelmowskim uśmiechem.
Zaskoczenie malowało się na mej twarzy, a on tylko się zaśmiał.
— Ja też dowiedziałem się co nieco o tobie.
W reakcji wypiłam cały kieliszek trunku na raz.
— Zatańczysz?
W tym momencie alkohol uderzył mi do głowy i straciłam wszelkie rozumowanie. Jutro będę tego żałować, ale to jutro.
Solian poderwał się gwałtownie, chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy tańczyć, wygłupiać się, a potem dołączyli do nas moi przyjaciele. Cieszyłam się resztką tych dobrych chwil.
W jednej minucie wszyscy ucichli, a w drugiej cały szklany stół roztrzaskał się na kawałki – dwóch chłopaków z drugiego roku wdało się w bójkę. Niektórzy rzucili się na pomoc, inni zaczęli uciekać, chcąc uniknąć problemów. W sali zrobił się chaos – ja i Solian znaleźliśmy się gdzieś w środku tłumu, moi przyjaciele gdzieś indziej.
Mieliśmy jedno w głowie – uciec, zanim pojawią się profesorowie.
Na trzecim piętrze – piętrze dla trzecioklasistów, czyli moim i moich znajomych – znajdował się balkon. Solian stwierdził, że dobrze będzie się przewietrzyć.
Usiedliśmy na ziemi i wpatrywaliśmy się w gwiazdy.
— To prawda, że są tu zasady dotyczące związków?
Pokiwałam powoli głową, a świat zawirował.
— Tak, ale nikt ich nie przestrzega...
I wtedy zwymiotowałam prosto na spodnie Soliana.
Uśmiechnęłam się przepraszająco... i zrobiłam to ponownie.
********************************
Pamiętajcie jak już pijecie to z umiarem, buziaki 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro