Prolog
Lyara
Skoczyłam radośnie na moją przyjaciółkę.
— Aaaaaa! Kochana, mam nowe ploteczki! — Byłam dosyć znana z tego, że lubię makijaż, błyskotki i oczywiście plotki.
Sorei odwzajemniła uścisk i spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
— Czego nowego się dowiedziałaś?
Rozejrzałam się, po czym odciągnęłam Sorei od innych ciekawskich osób. Ciągnąc rudowłosą za sobą, nie zauważyłam, że ktoś stoi tuż za mną, i przypadkowo na niego wpadłam. Na moje szczęście chłopak zdążył mnie złapać, zanim oboje wylądowalibyśmy na marmurowej podłodze Akademii.
Szybko się odwróciłam i zobaczyłam, że to średniego wzrostu brunet z niebieskimi oczami i uroczym uśmiechem.
— Strasznie cię przepraszam! Nie zauważyłam cię, o rany, jak mi wstyd! — wyrzuciłam z siebie.
Brunet jedynie się zaśmiał.
— Spokojnie, nie pierwszy raz ktoś na mnie wpada. Jestem Solian, a ty, zielonooka?
Nie potrafiłam ukryć zdumienia i moja szczęka opadła. Do moich i Sorei uszu dotarł lekki śmiech chłopaka. Rudowłosa w porę się opanowała, podłożyła mi rękę pod brodę i zamknęła moją rozdziawioną buzię.
— Haha, przepraszam za nią, czasami się zacina. Jestem Sorei, a to Lyara. Miło było, ale musimy lecieć, paaa! — rzuciła i szybko odciągnęła mnie za jeden z filarów na korytarzu.
Potrząsnęła mną lekko.
— Halo, kobieto, co z tobą? Zakochałaś się? Myślisz, że jednak na naszej wyspie istnieją bratnie dusze? — zaczęła mnie zasypywać pytaniami.
— Ach, przepraszam! Ale to właśnie o nim są najnowsze plotki! — Uśmiechnęłam się do niej, dając jej do zrozumienia, że zamierzam ich zeswatać.
— Nie mam teraz czasu, kochana, na miłości. Muszę lecieć na zajęcia. — Pocałowała mnie w policzek i pobiegła w stronę sali do ćwiczeń.
Westchnęłam, kręcąc z rezygnacją głową, i udałam się w stronę stołówki.
Nasza Akademia nosiła imię wielkiej profesorki Amiry, która kiedyś była jej dyrektorką. Była jedną z najbardziej renomowanych spośród czterech Akademii znajdujących się na czterech wyspach podporządkowanych cesarstwu Agarlot.
Wchodząc do stołówki, skierowałam się do najmniejszego stolika w kącie, przy którym siedziała grupka moich znajomych.
Od razu w oczy rzuciła mi się niebieskowłosa Lunara, córka dyrektora Akademii. Była najwyższa z naszej grupy (nawet wyższa od Eryxa, który ma dwa metry wzrostu). Miała piwne oczy, grzywkę na boki, długą twarz i ostre kości policzkowe. Uchodziła za szkolną piękność – gdyby nie zakaz związków w naszej Akademii, już dawno byłaby moja, ale cóż, co poradzić.
Obok siedział wspomniany wcześniej Eryx. Miał dwa metry wzrostu i był najszybszy w Akademii. Jego blond włosy i oceanicznie niebieskie oczy mogłyby zauroczyć nawet Lunarę. Był gejem i nie krył się z tym.
Po drugiej stronie stolika siedziała Brielle. Nie miała języka i posługiwała się migowym. Miała krótkie czarno-różowe włosy i czarne oczy. Po trzeciej wojnie z wolnymi zakonami przestała mówić – nikt nie wiedział, co dokładnie się stało, gdy zakon Pierwszych (zwanych Najśliczniejszymi) wtargnął na wyspę i zaatakował najmożniejsze rodziny, w tym jej własną.
Słodko uśmiechał się do niej Caeulm, który był znany z tego, że zakochuje się wyłącznie w dziewczynach, które go nie chcą – tak było i tym razem. Był dość niski, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Miał zielone włosy, kolczyk w nosie i wiecznie wymyślał kawały, przez które każdy profesor miał już dość naszej dziecinady.
Brakowało tylko Sorei, ale ta miała zajęcia.
Nikt nie poruszał tematu trzeciej wojny z zakonami, ani wybuchu jednego z artefaktów w ich tajnej bazie, co dało naszej armii przewagę i pozwoliło wygrać wojnę. Wiadomo było tylko tyle, że zakony od początku istnienia osad na czterech wyspach stanowiły zagrożenie.
Od profesor Lea dowiedziałam się, że cesarzowa planuje zorganizować turniej, w którym uczniowie z każdej Akademii zmierzą się ze sobą. Zwycięzcy zostaną przyjęci do armii, by walczyć z resztkami zakonów, które – mimo trzech wojen, z czego dwie przegrali – wciąż istnieją, nienawidzą nas i chcą wytępić co do jednego.
— Witamy naszą blondyneczkę! — Eryx uśmiechnął się szeroko, ignorując fakt, że jestem całkiem wysoka (mam 175 cm wzrostu), a on nazywa mnie tak tylko dlatego, że dla niego wszyscy są niscy.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciela, a potem resztę.
— Sorei znowu ma zajęcia? — zapytał Caeulm.
Kiwnęłam głową, jednocześnie zajadając się puddingiem Eryxa. Przysięgam, on chyba je kradnie z kuchni, bo każdy dostaje tylko jeden, a on ma ich zawsze co najmniej trzy.
— Mam wrażenie, że ona spędza tam cały czas i ciągle wraca poturbowana. Zaczynam się martwić — powiedział blondyn, spoglądając na mnie z troską.
— Chciałam się czegoś od niej dowiedzieć, nawet zamierzałam pójść tam razem z nią, ale ona zapierała się na wszystkich bogów wyspy, że nie ma takiej potrzeby i że tylko podszlifuje swoje umiejętności — westchnęłam, poprawiając swoje proste blond włosy, które zaczepiły się o naszyjnik z ametystem. Dostałam go od babci na łożu śmierci.
— Musimy z nią porozmawiać, bo też się martwię... Aleee... dziś jest impreza, więc mam małą prośbę, blondyneczko. — Lunara zrobiła minę małego dziecka i dodała błagalnym tonem: — Pożyczysz mi kolczyki, które masz na sobie? Błagam, są takie śliczne! Oddam wszystko, żeby je założyć!
Kolczyki rzeczywiście były piękne – wykonane przed trzema wojnami z prawdziwego srebra, uformowanego w kształt róż wokół okręgów.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na nią.
— Oczywiście, kochana, że ci pożyczę. A teraz... — Wstałam i chwyciłam obie dziewczyny za ręce. — Musimy się przygotować! A przy okazji zgarnąć rudą. Papa, chłopaki!
Pomachałyśmy im i, śmiejąc się, opuściłyśmy stołówkę.
*******************************
Mam nadzieje że się podoba, dziękuję za okładkę _Molvir_
Buziaki 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro