Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział drugi, czyli trochę o sąsiedzkiej przyjaźni.

Wieszcz był wkurwiony. Bardziej niż zwykle.

Powodem tego był nieustający hałas dochodzący z ogrodu na przeciwko. powodem hałasu była za to kosiarka oraz prowadzący ją różowy smok.

Nocoskrzydły próbował zignorować wwiercający mu się w czaszkę dźwięk i dalej czytać swoją gazetę, ale wytrzymał zaledwie parę minut. Artykuły nie prezentowały dziś tez jakoś szczególnie ciekawej treści, którą mógłby się zająć. Rzucił więc papier na stolik i czując narastającą frustrację, z całkiem sporą ochotą na morderstwo poczłapał do drzwi wejściowych, otwierając je z rozmachem.

— WYŁĄCZ W KOŃCU TO CHOLERSTWO! — wrzasnął, czując, że gotuje się od środka jak kocioł lawy. Wyszedł na ganek i teraz patrzył wściekle na różowego sąsiada przy warczącej maszynie. Ten nie zatrzymał się jednak, jedynie podniósł głowę i przez hałas zawołał:

— Co? Nic nie słyszę, musisz mówić głośniej!

To było już dla Wieszcza za wiele. Z wściekłym rykiem rzucił się do przodu i wystrzelił pocwałował na ulicę, w celu rozszarpania Deszczoskrzydłego na strzępy, żeby potem móc podpalić to, co z niego zostanie i patrzeć, jak płonie. A z tą piekielną, warczącą maszyną zrobi to samo.

Jego plan krwiożerczej zemsty zawierał jednak pewną dość kluczową lukę, przez którą właśnie w następnej chwili Nocoskrzydły leżał już oszołomiony na trawniku, zastanawiając się, co w niego uderzyło i dlaczego niebo nagle zrobiło się różowe.

— O jej, nic ci nie jest? — przestraszony głos przywrócił smoka do (przynajmniej częściowej) przytomności. Niedoszły morderca dźwignął z trawnika swoje wielkie, czarne cielsko i syknął cicho, gdy nierozważnie oparł się na prawej łapie, a tę przeszył ostry ból.

— Wszystko w porządku? — Jambos odsunął się, nadal jednak wyraźnie zatroskany. — Powinieneś bardziej uważać. Wbiegłeś pod samochód prawie nie patrząc! Mogłeś zginąć!

— Zamknij się — odwarknął Wieszcz i nie poświęciwszy różowemu więcej uwagi zaczął szukać wzrokiem winowajcy. (Na chwilę mu się zapomniało, że to Jambos i kosiarka są winni, cóż.)

I znalazł. Samochód, czarny jak jego łuski i dusza, z bokiem wyraźnie wgniecionym od zderzenia z zadkiem Nocoskrzydłego, stał parę metrów od niego. Nie było jednak kierowcy.

Wieszcz pokuśtykał zaciekle do pojazdu i jednym ruchem zdrowej łapy wyrwał drzwi.

Na fotelu znajdowała się tylko jedna rzecz.

Różowy kubek.

* * *

XD

Następny rozdział będzie może z perspektywy kubka.

Also teraz chyba będą rzadziej, bo muszę pisać na bieżąco, a te już miałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro