Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

.4.

Byłam przerażona tym co powiedział mi William. Co to miało znaczyć? Mój tata i betty go bili? Nie mogąc o tym dużo myśleć udałam się do jadalni. Siedział tam już mój tata a na dół sprowadził minie jakiś wilk. Jednak nie był to Will. Na całej sali panowała cisza. Siedziałam jak zawsze koło ojca, jednak po mojej drugiej stronie siedział Muriel. Mój tata unikał jego wzroku. On nigdy nie unikał czyjegoś wzroku był twardy i dumny. Co takiego się stało?

Po śniadaniu weszłam do góry po walizki. Szukałam Williama jednak nigdzie go nie było. Był on jedyną osobą z którą tak naprawdę chciałam się pożegnać. Jednak jak to ujął mój mate "nie możemy tyle czekać". Spakowałam się w cztery duże walizki. Wziąłam prawie wszystko. Kiedy chciałam zamknąć drzwi na klucz bu nikt nie proszony nie mógł wejść pod moją nieobecność poczułam że w zamku coś jest. Był to jakiś papierek. Wyciągnęłam go i już chciałam wyrzucić gdy ujrzałam litery. Zaczęłam czytać.

Przepraszam że nie mogę ci tego dać osobiście. Jednak idź do pralni i poproś wilczycę z czarną chustką na głowie by przekazała ci śniadanie. Ona da ci pakunek rozpakuj go później. Narazie wpakuj to tylko do walizki tak by nikt nie znalazł.

Twój Will~

Natychmiast wcisnęłam papierek pod etui do telefonu i szybko zbiegłam do pralni.
- Gdzie się panienka wybiera? Mamy niedługo jechać- zapytał jeden z wilków obcej watachy.
- Ja tylko szybko do pralni po...- gorączkowo zaczęłam szukać odpowiedniego słowa.
- Bielizne! Bo pomyślałam że wezmę całą- powiedziałam zapewniając samą siebie a także owego osobnika kilkoma kiwnięciami głowy. Speszony tylko szybko skinął głową i odszedł. Teraz spokojnie mogłam wejść do pomieszczenia. Wzrokiem odnalazłam czarną chustkę. Podeszłam do niej i zapytałam lekko speszona. Co jeśli Will chciał wywinąć mi tylko głupi żart?
- Mogę prosić o...śniadanie?- kobieta cicho się zaśmiała i podała mi pakunek. Szybko wcisnęłam go do torby. Następnie poszłam po betty z tej drugiej watachy by zniosły moje bagarze na dół.
- Witaj- skinęła mi głową pewna dziewczyna była wysoka. Może była o rok starsza. Miała rudo brązowe włosy i szare oczy patrzące na mnie z nieznanym mi wyrazem. Ominęła mnie i wsiadła do samochodu koloru czanrego. Nie znałam się na autach ale nie wyglądało ono jak zwykły tani egzemplarz.
- Witaj Hope- przywitał mnie Muriel. Otworzył mi drzwi do czarnego auta a ja weszłam. On usiadł zaraz obok. Droga mi się dłużyła. Najpier zadowoliłam się obserwując krajobraz. Potem coś czytałam a jeszcze potem grałam na telefonie. W konicu mój mate się odezwał. Jedziemy do Chorwacji, tam znajduje się nasz dom zostało jeszcze pięć godzin drogi. To jest Eva moja beta. -Spojrzałam na rudobrązowowłosą kobietę kierującą auto. Zdziwiło mnie to. Żadko betą była kobieta.
- Zostaniesz Luną naszej watachy. Wszyscy będą cię sznować.- zmęczona oparłam głowę na jego ramieniu. 

- Wszyscy mówili że jesteś sadystą i potworem, ale ja nie wierzyłam, i miałam rację- potem tylko zasnęłam. 


Muriel pov

- pomyliłaś się i to bardzo...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro