4. Siedzę.
Krew Oikawy rozbryzguje się na wszystkie strony świata. Skrapla moją, brudną już, koszulkę oraz twarz. Osiada na murach pobliskich domów, kapie na ulicę. Chłopak za to upada bezwładnie na ziemię, pistolet wypada mu z dłoni.
Na początku nikt nic nie mówi. Świat jakby staje w miejscu, czas przestaje działać. Krew szatyna spływa mi po policzku.
Zaraz po tym jest krzyk. Wszechobecna panika. Któraś kobieta mdleje, niektóre uciekają. Wszyscy się boją. Wszystkich pochłania strach. Ktoś każe pójść po policję albo pogotowie. Ale to nie ma sensu.
Ja stoję. Nie mogę poruszyć żadną częścią ciała. A czuję, jak jego krew spływa po mojej twarzy, jak moja koszulka staje się od niej wilgotna, zaczyna przylegać do mojego chudego ciała. Patrzę nieobecnym wzrokiem na zwłoki. Hałas dobiega do mnie jakby z paru kilometrów. Nic nie potrafię poczuć. Żadnego strachu, żadnej paniki. Po prostu stoję. Czuję się pusty. Jakby wypełniało mnie wielkie nic. Ale chcę się jak najszybciej wydostać z tego stanu. Walczę z samym sobą, przecinam więzy opinające moje ciało. Lecz i tak czuję się bezsilny.
Nagle upadam na kolana i krzyczę. Najgłośniej, jak potrafię. Wyrzucam z siebie cały ból trzymany w sobie od kilku tygodni. Zdzieram sobie gardło, ale nie obchodzi mnie to. Dalej wyję, czuję, jakby trucizna powoli opuszczała moje ciało.
Jednak w pewnym momencie czuję, jak ktoś chwyta mnie za ramiona i gwałtownie podnosi do pionu. Nie stawiam oporu. Daję się podeprzeć, daję się prowadzić. Nie wiem, kto mnie prowadzi. Nie wiem, gdzie mnie prowadzi. Ale idę. Bo nic mnie już nie obchodzi. Chcę już być wolny, chcę już być z Bokuto. Przed oczami ciągle mam wyraz twarzy tego chłopaka, jego obłąkańczy uśmiech, jego martwe ciało leżące przede mną. Jasnobrązowe włosy skroplone jego własną krwią, oczy pusto patrzące przed siebie. Zbryzgane na czerwono mury, ściany ceglanych domów.
Nie wiem, gdzie się znajduję. Spory pokój, a w nim tylko stół oraz dwa szare krzesła stojące na przeciwko siebie. Osoba, która mnie tutaj zaciągnęła, delikatnie popycha mnie w stronę jednego siedzenia. Opadam na krzesło i zasłaniam dłońmi twarz. Znowu płaczę. Szloch wstrząsa moim ciałem, ale nie chcę już krzyczeć. Jestem przyzwyczajony do łez. One po prostu lecą. Panicznie biorę kolejne i kolejne wdechy do płuc, powietrze wypuszczam płytkimi wydechami. Po kilku sekundach widzę jakąś niewyraźną sylwetkę, która siada przede mną. Osoba ta splata palce dłoni i opiera głowę na rękach. Przez dłuższą chwilę tylko obserwuje moje zachowanie. Nic nie mówi, a jedynie obserwuje. A ja nie chcę, żeby widział mnie w takim stanie. Wycieram oczy wierzchem dłoni. Nie chcę tak wyglądać. Chcę być silny. Jak Bokuto.
***
Idealną ciszę panującą w namiocie zakłóca głośny szloch. Kolejny poległ, kolejny odszedł. Kolejny tego dnia pożegnał się ze światem.
***
- Ushijima Wakatoshi, Starszy Sierżant - głos nieznajomego mi człowieka przebija się przez gęstą mgłę w moim umyśle. Dotykam dłonią zimnej powierzchni stołu, ale nie odpowiadam. - Powiedz mi, co wydarzyło się na tamtej ulicy. Znałeś tamtego mężczyznę? Był ci bliski? Byłeś powodem jego samobójstwa?
Ciemnowłosy zasypuje mnie pytaniami, a ja jedynie beznamiętnie patrzę przed siebie, wlepiając spojrzenie w szarą ścianę przede mną. W wyobraźni ciągle odtwarzała mi się scena sprzed... sprzed kiedy? Kompletnie straciłem rachubę czasu. Nie mam nawet pojęcia, gdzie jestem. Po co tu jestem. I dlaczego nie mogę po prostu wyjść.
Mężczyzna w policyjnym mundurze cierpliwie wpatruje się w moją osobę. Oczekuje odpowiedzi. Wyczerpującej odpowiedzi. Takiej, która mu się spodoba. Muszę go niestety przygnębić.
- Nie znałem go. On po prostu wyszedł zza rogu, coś powiedział i... i... - nie potrafię wydusić z siebie dwóch ostatnich słów. Po prostu nie mogą mi przejść przez gardło. Mężczyzna nie był mi znany, nie powinno mnie tak boleć jego odejście ze świata. Jednak sposób, w jaki to zrobił, był przerażający - odebrał sobie życie przy około setce ludzi, którzy chcieli kupić jedzenie, aby przeżyć jakoś kolejny dzień wojny; Oikawa tymczasem zafundował im traumę do końca życia.
- Co więc było powodem jego śmierci? - policjant nie odpuszcza. Słysząc ostatnie słowo, czuję, jak przez moje plecy przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Odwracam wzrok od szarej, ceglanej ściany, przenoszę go na ogromną szybę po mojej prawej. Staram się nie płakać. Trzymam to w sobie. A to rozdziera mnie od środka, bo chcę wydostać się na zewnątrz.
- Skąd mam wiedzieć - udaje mi się w końcu wykrztusić. Chcę do domu. Chcę do Bokuto.
- Powiedział coś przed samobójstwem? - pyta Ushijima po dłuższej ciszy. Na to pytanie po raz pierwszy na ułamek sekundy patrzę w oczy Sierżanta. Mężczyzna od razu to zauważa i nachyla się do mnie przez stół. - Powiedział coś przed samobójstwem? - powtarza, kładąc mocny nacisk na każde wypowiedziane słowo. Przestraszony nagłą reakcję policjanta, wzdrygam się i uciekam wzrokiem. Czuję, jak ręce samoistnie zaczynają mi drżeć, więc zaciskam je z całej siły w pięści, uderzam nimi o siebie, zupełnie jakby miało mnie to uspokoić. Przed oczami znowu staje mi obraz Oikawy - jego obłąkanego uśmiechu, wzroku pełnego szaleństwa i ręki schowanej za plecami.
- Tak.
- CO powiedział? - dopytuje się policjant, rękę kładzie mi na ramieniu i nim potrząsa. Nie chcę. Tylko Bokuto może mnie dotykać. Strzepuję dłoń Ushijimy, na co mężczyzna mocno się krzywi, jednakże nic nic mówi. Pociągam nosem, staram się przypomnieć sobie, co mówił samobójca przed dokonaniem kończącego życie czynu.
- Mówił, że wraca z wojny. I... że wszystko to ich wina - mówię beznamiętnym tonem. Na twarzy policjanta, którą widzę kątem oka, odmalowuje się jednocześnie kilkanaście emocji. W końcu Ushijima zaciska zęby, patrzy na szybę po swojej lewej i macha kilka razy ręką. Do szarego pokoju wpadają inni policjanci, biorą mnie niczym szmatkę i wyprowadzają mnie stamtąd. Oddaję im się bez walki. I tak nic nie ma sensu.
***
Jadę. Nie mam pojęcia, gdzie, ale jadę. Czuję każdy wybój, każdą dziurę, w którą kierowcy udaje się wjechać. Siedzę na tylnym siedzeniu, nie wiem nawet, czy jedziemy autem policyjnym, czy zostałem może uprowadzony przez jakiś gang. I tak mnie to nie obchodzi.
Nagle drzwi po mojej prawej otwierają się. Stoimy.
- Wysiadaj, młody. - Słyszę basowy głos. Odwracam się w tamtą stronę, patrzę beznamiętnie na dobrze zbudowanego mężczyznę. Spod jego czapki garnizonowej wystają rozczochranego blond włosy, a niebieskie oczy wpatrują się we mnie ze zniecierpliwieniem. Policjant ma ostre rysy, mocno zarysowane kości policzkowe oraz wąskie, różane usta. Kiedy nie ruszam się z miejsca, mężczyzna, z wyraźnym zniecierpliwieniem, ciągnie mnie za rękę i powtarza poprzednie polecenie, które tym razem wykonuję.
Uderza mnie promień słońca skierowany prosto w moje oczy. Przysłaniam je ręką, gdy nagle czuję kolejne pociągnięcie. Posłusznie kierują się za mężczyzną przede mną, nic nie mówię. Staram się nie myśleć o samobójcy, ale ciągle mam przed oczami obraz jego krwi. Jego rozlewającej się na wszystkie strony krwi. Przełykam głośno ślinę, spuszczam głowę i idę za policjantem. W pewnym momencie się zatrzymujemy, słyszę pukanie do drzwi. Ktoś je otwiera.
- Yamazaki Isao, młodszy sierżant policji.
Och, czyli zabrała mnie gdzieś policja.
- Keiji?! Keiji, co zrobiłeś?! Tak bardzo się o ciebie martwiłam! - słyszę szloch swojej matki, a zaraz po tym zostaję zamknięty w silnym uścisku. Czuję, jak mocno drży jej ciało, kiedy przyciąga mnie do siebie. Niepewnie otaczam ją delikatnie ramionami i martwo odwzajemniam uścisk.
Policjant zaczyna coś tłumaczyć. Mówi o samobójstwie Oikawy (oczywiście nie wymieniając jego umienia, mówi do niego per "nieznany osobnik"). Matka jedynie kiwa głową, co jakiś czas przerywając Yamazakiemu czymś typu "o, Boże" albo "Nie wierzę". Ciągle mocno tuli mnie do siebie, jakby bała się, że zaraz sam mogę sobie strzelić w głowę. Jeśli znalazłbym się tam, gdzie jest teraz Bokuto, to chętnie bym to zrobił.
- Proszę pilnować syna - tylko to dochodzi do mnie z ich rozmowy. Zaraz po tym mężczyzna wsiada do wozu policyjnego i odjeżdża. Stoimy z matką, ona ściska mnie z całej siły, podczas gdy mojego ręce dawno już opadły, zwisają teraz bez życia wzdłuż mojego ciała.
Pierwsze krople deszczu spadają na moje ciało.
***
czy wy sobie zdajecie sprawę, jaką ja krzywdę wyrządzam tutaj biednemu akaashiemu.
dalej mi przykro.
ale też was kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro