2. Czytam.
When you said your last goodbye
I died a little bit inside
I lay in tears in bed all night
Alone without you by my side*
***
Nie mogę się otrząsnąć.
Stoję w moim pokoju, patrząc na widok rozpościerający się za oknem. Gazeta porwana przez wiatr przelatuje nad pustą ulicą. wokół wydają się być opustoszałe, martwe w środku. Nigdzie nie pali się światło, nikt nie chce wyjść na ulicę. Każdy z mieszkańców boi się śmierci, żaden z nas nie chce odejść z tego świata. Pociągam nosem i ocieram kolejną łzę. Przed oczami mam widoki sprzed dwóch tygodni.
Jeśli masz zły humor, to wiem, jak go poprawić!
Drżę, gdy słowa odbijają się wewnątrz mojej głowy, zupełnie jakby chciały zniszczyć mnie od środka. Wspomnienie Bokuto wywołuje u mnie uczucie tęsknoty. Chcę wyrwać się do przodu, dołączyć do niego. Nie mogę go zostawić, on nie może zostać sam na polu walki.
Uderzam zaciśniętą pięścią w szary parapet przede mną. Staram się zatrzymać łzy, ale one spływają po mojej twarzy bez ingerencji mojej osoby. Staram się nie wyć, staram się cierpieć po cichu, staram się ukryć rozdzierający ból.
- Keiji, obiad.
To moja matka. Uchyla delikatnie drzwi i zagląda do mojego pokoju. Uderza w nią odór potu. Jest tu duszno. Nie otwieram okien. Kątem oka widzę, jak spogląda na mnie ze współczuciem w oczach, a następnie odchodzi.
Mrugam kilka razy. Wiem, że muszę udać silnego, bo jeśli tego nie zrobię, będzie się pytała. Nie lubię, kiedy pyta. Muszę wtedy odpowiadać. I kłamać.
- Zaraz przyjdę - staram się ukryć drżenie głosu związane z płaczem.
Odchodzę od okna. Mam nadzieję, że w końcu coś się zdarzy, ale ulica jest tak samo opustoszała, jak zawsze.
Idę przez długi korytarz, a moje stopy dotykają zimnych drewnianych paneli. Przez całą drogę do jadalni przecieram oczy, które stały się opuchnięte od ciągłego płaczu. Staram się nie myśleć o Bokuto. Staram się wyrzucić go z pamięci.
Nie chcę teraz o nim pamiętać.
Na myśl, że mój ukochany może w tej chwili ginąć, skręca mnie w żołądku, a łzy zaczynają spływać po policzkach. Doskonałe - pozbyć się bez na dwie minuty, żeby pojawiły się na kolejną godzinę.
Staję na środku korytarza, czując, jak zaczynam coraz szybciej oddychać. W pewnej chwili matka zaniepokojona wygląda zza rogu, gdzie mieści się jadalnia. Na mój widok zasłania otwartą buzię dłońmi, wytrzeszcza oczy, a nad koniec podbiega. Otacza mnie ramionami i zaczyna płakać razem ze mną.
Czuję się bezpieczniej, kiedy mnie przytula.
Chcę tylko, żeby zamiast jej był tu Koutarou.
Zarzucam ręce na szyję matki i wylewam łzy na jej ramię. Kobieta jeszcze mocniej przyciąga mnie do siebie. Oboje mamy swój powód do płaczu, każde z nas niedawno kogoś straciło.
Ona męża, ja chłopaka.
Matka nie ma pojęcia o moim związku z Bokuto. Myśli, że płaczę za przyjacielem.
A ja nie płaczę tylko za przyjacielem. Rozpaczam za osobą, którą kochałem z wzajemnością, za osobą, którą darzyłem szacunkiem, za osobą, która potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy.
- Ch-chodź, Keiji. Obiad czeka - kobieta odsunęła się ode mnie, a na koniec ucałowała moje czoło, na które opadły niezadbane tłuste włosy. Nie mam pojęcia, kiedy ostatnio się myłem.
Siadam z matką do stołu, siedzimy naprzeciwko siebie. Spoglądam na suchy ryż w misce. To już czwarty raz w tym tygodniu. Nikt mi nie wmówi, że wygrywamy tę wojnę, że nie ma ona wpływu na życie ludzi.
Nagle słyszę krótkie szczeknięcie. Na ułamek sekundy moją twarz rozjaśnia uśmiech.
- Pusia - mruczę łagodnie w stronę suczki. Wziąłem ją do domu po tym, jak Bokuto został wezwany do wojska - rodzice mojego ukochanego nie wyglądali na zainteresowanych przejęciem obowiązków syna. Mieli swoje problemy i nie chcieli zajmować się psem. W tym wypadku to ja się nim zaopiekowałem.
Poza tym dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego Bokuto nazwał psa typowym imieniem dla kota.
Na samo wspomnienie siedemnastych urodzin chłopaka w moich oczach zatańczyły łzy. Zagryzłem dolną wargę i jadłem dalej, starając się przełknąć słone krople. Nie chciałem się znowu rozpłakać. Matka i tak nie miała już siły na pocieszanie mnie.
W pewnej chwili słyszymy charakterystyczne pukanie do drzwi. Raz, dwa, dwa, trzy.
Listonosz...?
- Odbiorę - mówię głosem wypranym z emocji, na co matka tylko kiwa głową. Jest wojna, nikomu nie można ufać, dlatego też roznosiciele przesyłek pukają zawsze w ten sam sposób.
Wychodzę z jadalni, przechodzę przez salon, w którym znajduje się tylko kanapa oraz drewniany stolik do kawy, a następnie staję przed drzwiami.
Raz, dwa, dwa, trzy.
Trzy, dwa, dwa, raz.
Uchylam delikatnie drzwi, a kiedy rozpoznaję naszego listonosza, otwieram je trochę szerzej. Może to zabrzmieć głupio, ale w tych czasach praca roznosiciela listów jest jedną z najniebiezpieczniejszych. Konkuruje nawet z żołnierzem - mimo wszystko tak samo łatwo można zginąć.
Listonosz bez słowa wręcza mi stertę listów. Kiwam mu głową, podpisuję kilka karteczek, a następnie zamykam drzwi. Nie patrzę na listy. Nie chcę.
Boję się, że na jednym z nich znajdę wieść o śmierci Bokuto.
Oczywiście listy powiadamiające o zgonie żołnierza są najpierw wysyłane do rodziny zmarłego, ale matka Koutarou powiedziała, że jeśli coś się stanie, powiadomi nas o tym drogą słuchową - słuchową, bo nie żyjemy w XX wieku.
Kilka lat temu wynaleziono coś na rodzaj dyktafonu, z którego można było wysyłać wiadomości - ot, nagrywałeś wiadomość, pakowałeś małe radio (które zawsze wypadało z maszyny słuchającej po nagraniu wiadomości) do paczki, a na końcu adresowałeś do innego człowieka.
Idę do matki, która w dalszym ciągu walczy z suchym ryżem. Kładę listy przed nią, a następnie kieruję się do swojego pokoju. Czuję, jak łzy chcą wyjść z moich oczu. Zbyt długo trzymałem je w środku. Zanim wchodzę do swojego pokoju, lecą już po mojej twarzy. Ból rozrywa mi serce. Zamykam się w pokoju, gdzie od razu uderza we mnie duchota. Nic z tym nie robię. Po prostu siadam na łóżku, które od dawna nie było ścielone, i patrzę beznamiętnie przed siebie. Nie zwracam uwagi na łzy płynące mi po policzkach.
Nagle jednak matka uchyla drzwi do mojego pokoju.
- List, Keiji. List do Ciebie.
Czuję, jak zaczyna drżeć mi żuchwa, bo dokładnie wiem, co to znaczy. Przed oczami przelatują mi wszystkie chwile spędzone z Bokuto. Nie chcę wstawać, chcę tu zostać na zawsze. Kobieta sama do mnie podchodzi, wkłada mi kartkę w dłonie, a w końcu głaszcze mnie po głowie i wychodzi.
Spuszczam wzrok.
"Nadawca: Koutarou Bokuto"
Nagle przez moje ciało przechodzi elektryczny impuls. Czytam jeszcze raz.
"Nadawca: Koutarou Bokuto"
Zajrzałem kiedyś do jego zeszytu od japońskiego. Teraz mam przed sobą jego pismo. Przejeżdżam opuszkiem palca po gładkim materiale, a drugą ręką zasłaniam sobie buzię, żeby nie zacząć wyć. Łzy zaczynają lecieć w jeszcze większych ilościach, niż przed chwilą.
Otwieram list najdelikatniej, jak potrafię.
Widzę dane nadawcy, a później adresata, lecz nie to mnie interesuje.
jakieś zadupie, 10 października 2035r.
Nigdy nie wiedziałem, jak zaczynać listy. Chyba nasza nauczycielka od japońskiego nie wytłumaczyła nam tego najlepiej.
Dlaczego w ogóle piszę listy? Przecież wysyłanie wiadomości drogą słuchową jest łatwiejsze - cóż, stwierdziłem, że tak będzie romantyczniej. Listy zachowasz, a wiadomości głosowe dwa razy się nie włączą. Poza tym wydaje mi się, że masz sporą wyobraźnię i wyobrazisz sobie mój głos. A tak się w ogóle da? To wyobraź sobie, że teraz słyszysz mój głos. Lepiej?
To teraz usłysz, że Cię kocham. Ponad wszystko!
A jeśli masz zły humor, to wiem, jak go poprawić!
Zawsze Twój
Boku-chan.
PS. Pogłaszcz ode mnie Pusię. Jeszcze raz: Kocham Cię! I nie płacz, bo pewnie właśnie to robisz.
Czytając ostatnie zdanie uśmiecham się przez łzy. Jeżdżę po kartce palcami, jakbym chciał w ten sposób poczuć ciepło bijące od ciała Bokuto. Pismo chłopaka jest w wielu miejscach niezwykle chaotycznie. Widać, że pisał to szybko.
Ale i tak znalazł dla mnie czas.
Na liście widnieją szare plamy od moich łez. Rozmazują one pisane kawałkiem węgla słowa Bokuto. Wypuszczam ze świstem powietrze z płuc, aby się uspokoić. Uśmiecham się lekko.
Ja też Cię kocham, moja sówko.
***
*Kodaline - All I want.
jak się podobało? uwu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro