Czternasty
– Musisz coś wiedzieć – temat postanawia podjąć milczący pomocnik.
Obie patrzymy na niego wyczekująco, co – wydaje się – zaczyna go peszyć. Ale mimo wszystko, postanawia powiedzieć coś, co może wszystko zmienić... no chyba, że będzie chciał mi powiedzieć, że Mariusz już dawno chciał mi powiedzieć, że jestem... hm, zabaweczką, odskocznią, ale w jego życiu jest już kobieta/dziewczyna/nałożnica, z którą kontakty będzie utrzymywał dłużej niż przez całe to Euro.
Ta wizja ostatecznie mnie dobija.
– Ogólnie, wczoraj się widzieliście, tak? - oho, zaczyna się przesłuchanie, ale w tym to jestem specjalistką.
– Tak.
– No to gdy ja wróciłem do pokoju...
– Po tym, jak migdaliłeś się z Łucją – musiałam to dodać, po prostu musiałam! Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. W to, że moja przyjaciółka jednak ignoruje prawa przyrody i postanawia wziąć się za zajętego faceta.
Oboje patrzą się na siebie zażenowani, po czym blondynka odwraca się w stronę ściany i zaczyna podziwiać tapetę, a Bartek drapie się po policzku.
– Gdy ja wróciłem do pokoju, on tam był i powiem ci, nie był zbyt szczęśliwy...
Milczę. Po co mu mówić, że coś mi strzeliło i wszędzie widziałam podtekst? Gorsze jest jednak to, że chyba ostatecznie zniechęciłam Mariusza do „walki" o mnie... widział już to światełko w tunelu, widział, że się otwieram coraz bardziej, ale ja ostatecznie pozbawiłam go złudzeń.
– Domyśliłem się, że pewnie chodzi o to, co wydarzyło się między wami, ale że jestem kulturalny, nie pytałem – rozkłada teatralnie ręce.
– Oho, kto by pomyślał, że jesteś taki dobry – wtrąca dziewczyna, a później wybucha śmiechem, gdy pomocnik zaczyna się na nią patrzeć.
– Przepraszam, ale nie mogę na was patrzeć, jak się tak droczycie – mówię po chwili, żeby zainterweniować, bo boję się, że jeszcze chwila takich porozumiewawczych spojrzeć, a pewnie by mnie wyprosili, żeby zająć się sobą.
Gorsze jest jednak to, że też bym tak chciała... oczywiście, się droczyć. Tylko chyba straciłam partnera, który chciałby w tym uczestniczyć.
– Dobra, na czym skończyłem? - patrzy wyczekująco na mnie.
Wzdycham z irytacją.
– Że się go nie pytałeś o to, co się stało.
– Ano tak, dziękuję – kiwa głową. - Posiedzieliśmy chwilę, a później co? Pukanie do drzwi. Myśleliśmy, że jest jakaś akcja, że może chłopaki chcą iść na rowery, a obiecali nam, że tym razem my wsiadamy na tandem, ale otwieram drzwi, a tam stoi Patrycja.
Od razu zaczynam pałać nienawiścią do tego imienia i wmawiam sobie, że moje jest tysiąc razy lepsze. Hm, chociaż to mam lepsze, stwierdzam z satysfakcją, ale wtedy zaczynam myśleć, że tamta miała lepszą figurę, ładniejsze włosy, zapewne większą miseczkę...
– Nie zapraszał jej, nie są już razem, ale ona postanowiła mu zrobić taką jakby... niespodziankę.
– Full romantico – kwituję.
– Rozumiesz, nie może jej olać, przecież specjalnie dla niego leciała do Francji...
Słowa Bartka działają na mnie jak płachta na byka i czuję się tak, jakbym zaraz miała poruszać kopytkiem i po prostu zaatakować go rogami.
– Nie może jej olać? Och tak, powinien jej być dozgonnie wdzięczny za to, że tak się pofatygowała, oświadczyć się jej, mieć z nią piątkę dzieci i broń Boże, nie podopisywać intercyzy – ironizuję, jakbym próbowała się bronić przed tą prawdą, jaką raczy mnie brunet.
– Proszę, nie bądź sarkastyczna – zasmuca się i wygląda przy tym jak dziecko.
– Dobra, przepraszam – macham ręką.
– Chodzi mi tylko o to, że ta jej wizyta go bardzo zdziwiła, przecież na pewno nie byłabyś niezaskoczona, gdyby twój eks po dosyć długim czasie postanowił wrócić do twojego życia, rzucając ci się przy tym na szyję – dodaje.
Mój mózg zalewa fala obrazków i wyobrażeń tego, co on może z nią robić. Strzeliło mnie prosto w serce, gdy widziałam, jak idzie z nią pod rękę. To ze mną tak chodził na spacery. Nie z nią... to znaczy... nie wiem, jak było kiedyś.
– Zdziwiła go? I co w związku z tym?
– On teraz nie wie... która jest ważniejsza – odpowiada lekko zażenowany.
Aha. Wcale nie mam ochotę umrzeć. Wcale...
~
Nie mogę się skoncentrować na treningu, a przynajmniej na tej części otwartej dla kibiców, bo jedna „kibicka" wyzwala we mnie skrajne uczucia. To tak jak cała przeszłość wróciła, nie tylko te złe chwile, ale przede wszystkim te dobre, gdy mówi, jakie te miesiące były piękne, a ja nie mogę się z tym nie zgodzić. Były też niefajne tygodnie, ale o tych zdaje się nie pamiętać. Ja pamiętam. I mimo tego, że nadal coś we mnie siedzi, to nie wiem, co powinienem zrobić.
A i tak najgorsze jest to, że w całym tym układzie jest jeszcze jedna dziewczyna, z którą również łączy mnie mieszanka wybuchowa, a ja przestaję ogarniać, z którą wolałbym bardziej... sam nie wiem co.
Oddycham z ulgą, gdy Nawałka wyprasza dziennikarzy i kibiców, a ja zostaję wybawiony od wzroku Patrycji, która zapewne non-stop przyglądała się tylko i wyłącznie mi, jakby chciała tak wywrzeć na mnie decyzję. A ja... obiecałem Mai, że się odezwę, a nie wywiązałem się z tego i chyba wiem, co muszę zrobić. Mam nadzieję, że o niczym się nie dowiedziała, bo na razie nie chcę żadnej z niej skreślać. Kobiety to demony! Jestem na Euro, powinienem się koncentrować tylko i wyłącznie na piłce i myśleć o niej jako i jedynej kobiecie w moim życiu, a ja żyję w ciągłym lęku, że może i jeszcze trzecia się napatoczy i będzie chciała mi namieszać w głowie. Jezu! Uczucia są przereklamowane!
Mimo to, że wracając do hotelu, chciałem w spokoju popisać z Mają, a może i nawet porozmawiać przez telefon, Patrycja wyrasta tuż przede mną, gdy chwytam już za I opiekacza w mojej kieszeni i od razu uwiesza mi się na szyi, jakby sądziła, że takim gestem mnie do siebie przekona i wcale nie udusi.
– Jesteś genialny, genialny, genialny! - zaczyna rzucać we mnie ciągle tym samym przymiotnikiem, jakby nie znała żadnego.
Jakaś część mnie się cieszy, że tutaj jest, bo zdążyłem się stęsknić. Byliśmy ze sobą kilka miesięcy, ale to nie miało szansy bytu, bo obojgu zaczęło nam odwalać i myślałem, że ona też doszła do wniosku, że dwa razy się do jednej rzeki nie wchodzi, ale... chyba tak nie jest.
A ja teraz nie jestem w ogóle pewny, czy to byłby duży błąd spróbować raz jeszcze. Ale mam wątpliwości, czy jeżeli raz nie wyszło, to czy ma prawo wyjść drugi. A do tego w myślach ciągle kołacze mi Maja i jestem bliski szaleństwa.
Dziewczyna idzie maksymalnie blisko mnie, a ja mam wrażenie, że chłopaki patrzą na mnie tak, jakbym kogoś zabił. I czegoś tutaj nie rozumiem, a może inaczej – po co wtrącają się w moje życie? Gdyby chociaż chcieli mnie zrozumieć, może wtedy by im ten mord z oczu zniknął... przecież nie robię nic złego, z nikim niczego nie podpisałem, to moje życie i mogę zrobić z nim to, co chcę. Ja się nie zachowuję tak jak oni, nic nie obchodzi mnie to, z kim się spotykają i proszę tylko o to samo.
No i o chwilkę spokoju od Patrycji, bo mam ważny telefon do wykonania.
Niedługo później Bartek podchodzi do mnie z kwaśną miną, a ja czekam na to, co ma do powiedzenia. Dziewczyna faktycznie dała sobie na chwilę spokój i powiedziała, że z chęcią sama rozejrzy się po okolicy. To było piękne posunięcie, zupełnie tak, jakby czytała mi w myślach. Ręka mnie tak bardzo świerzbiła, że od razu chciałem dać Mai znak, że żyję, ale wtedy napatoczył się Bartek i cały plan poszedł w cholerę.
– Masz chwilę? - pyta niepewnie.
Rozglądam się na boki, bo boję się, że ktoś może być świadkiem tej sytuacji, ale mimo wszystko nie ma nikogo.
– Mam – odpowiadam.
– Bo chciałbym pogadać – dodaje.
Ostatnie, o czym teraz marzę, to rozmowa z Kapustką. Mam i tak wielki mętlik w głowie i sam nie wiem, czy mózg mi zaraz nie wysiądzie. Ale pociesza mnie myśl, że Bigos ma pewnie jakiś błahy temat do przegadania, który może rozgoni chociaż na chwilę nękające mnie myśli i tematy.
Chwilę później wchodzimy do naszego pokoju, a ja siadam na swoim łóżku i czekam na to, co będzie teraz. Bartek chodzi po pokoju, jakby szukał weny do zadania mi jakiegoś pytania. Ale w końcu to robi i mam wrażenie, że szczęka opada mi na samą podłogę.
– To jak, Maja czy Patrycja?
Jestem wstrząśnięty dłużej niż zakładałem. I wściekły, bo kolejna osoba wtrąca się w moje życie. Troska troską, ale nadmierna doprowadza mnie do pasji! I jak mniemam, on woli zdecydowanie Majkę niż Patrycję i zapewne będzie chciał mi wyperswadować, w czym jest lepsza.
Jakbym sam nie wiedział...
– Nie wiem, zresztą... po co ci to wiedzieć? - kręcę głową.
– A nie uważasz, że jesteś w stosunku i do jednej, i do drugiej tak trochę niesprawiedliwy? - siada na fotelu, jakby bał się, że może oberwać.
Spokojnie, ja nad sobą panuję.
Włosy jeżą mi się na całym ciele. Niesprawiedliwy? Nie! To znaczy... no dobra, może i to nie jest jakaś bardzo komfortowa sytuacja, bo gdyby obie dowiedziały się o swoich istnieniach, to nie byłyby szczęśliwe, ale nie wiedzą. I tak ma zostać. A gdy podejmę jakąś decyzję, to przecież poinformuję którąś z nich, że raczej nic nie będzie.
Tylko czy między mną a Mają jest wystarczająco „ciepło", żeby stawiać ją w kategorii mojej być może przyszłej dziewczyny? Sam nie wiem. Daje mi wiele znaków, ale one same sobie przeczą – raz jestem pewien, że ona mnie chce aż do bólu, a później sam nie wiem, bo znika, nie odzywa się, albo wymyśla niestworzone scenariusze. Nie wiem, czy powinienem w ogóle w to inwestować, bo może dzisiaj mi powie, że chciałaby być ze mną, a następnego dnia, że jednak nie, bo w końcu ona jest taka w tyle, dopiero co się całowała, a wielu rzeczy nigdy nie robiła. Mnie to nie obchodzi. Dla mnie jest najcudowniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, ale.. tak, zawsze będzie to „ale". Nasza relacja to jedno, wielkie „ale".
– Niby nie, bo z Mają nie jestem, z Patrycją też tak naprawdę, więc... wzruszam ramionami.
– Ale każda z tych dziewczyn ma na coś nadzieję.
Przy tym, że Patrycja ją ma mogę się zgodzić, ale nie wiem, jak sytuacja się ma przy Majce. Może ja jestem dla niej tylko i wyłącznie kolegą?
– Nie wiem... - wzruszam po raz kolejny ramionami. Nie chcę się przyznać, że ma rację i robię jednak źle.
– Wiesz – potwierdza.
– Dobra, masz rację – mierzwię włosy. - Co ja mam zrobić?
Kręci głową z niedowierzaniem. Ja też nie wierzę, że proszę go o jakąkolwiek radę, ale jestem zagubiony i sam nie wiem, czego chcę. Wątpię, żeby jednak miał mi w tym pomóc.
– Zastanów się, bez której nie widzisz kolejnego dnia – rzecze, po czym bierze bluzę w rękę i wychodzi.
Tak po prostu...
Maja
Po fali złości przychodzi również fala smutku. Nie chce mi się wstawać z łóżka, bo czuję się tak, jakbym nie miała już sensu życia, to znaczy... nie miałam, odkąd dowiedziałam się o tym, że za niedługo kopnę w kalendarz, bo jakby tutaj pozytywnie zaczynać każdy dzień z myślą, że masz ich coraz mniej? Później przy życiu podtrzymywał mnie fakt mojej wielkiej eskapady tutaj, gdy znalazłam się we Francji, cieszyłam się (praktycznie) każdym kolejnym dniem, bo miałam kogoś u boku, kto o mnie dbał i interesował się mną, a teraz czuję się... jednak oszukana. Mimo że niczego nie dostałam na piśmie, to ja jednak tak to widzę.
Przed meczem z Niemcami postanawiamy wyjechać do Paryża we wtorek na wieczór. Jasne, mecz jest dopiero w czwartek, ale my mamy wiele planów dotyczących stolicy Francji, a ja... chyba muszę nabrać lekkiego dystansu. I liczyć na to, że Łucja rozumie sytuacje i już nie będzie chciała konspirować przeciwko mnie.
Gdy budzę się rano w zupełnie obcym hotelu, chwilę zajmuje mi przypomnienie sobie, gdzie jestem, co się dzieje, jak się nazywam i czemu czuję się tak beznadziejnie. Gdy wszystko sobie uświadamiam, nawet Wieża Eiffela, którą widzę z daleka, nie jest w stanie wymusić uśmiechu na mojej twarzy.
Jest do tego całkiem wcześnie – gdy patrzę na zegarek, dochodzi ledwo szósta, a ja wiem, że już nie usnę. Patrzę na spokojnie śpiącą przyjaciółkę, podchodzę do okna i wskakuję na parapet. Czuję się jak dziecko. Uwielbiałam przesiadywać w oknie u siebie w pokoju, czytać książki i pić herbatę. Teraz takowej lektury nie mam przy sobie, ale za to mam... nieśmiertelną listę! Super, mogę sobie powspominać i przy okazji powytykać sobie, w czym jestem gorsza od tej... Pauliny? Honoraty...? Nie no, dobra. Wiem, że ta dziewczyna nazywa się Patrycja i że prezentuje się jak milion dolarów, a nie tak jak ja – na sto...
Patrzę na jeden z punktów na liście i uśmiecham się – jesteśmy w końcu w Paryżu i mamy niebagatelną szansę zrobić zakupy w stolicy mody! Byłam tak zaaferowana swoim (niedoszłym) chłopakiem (bo okazuje się, że jednak go chciałam, a Polak jest mądry po szkodzie), że zapomniałam o szaleństwach, o jakich marzyłam tonąc w zadaniach z matematyki.
Kilka długich godzin później jesteśmy już na mieście i trwonimy pieniądze jak szalone. Okazuje się, że moja mama wie, czego mi trzeba – gdzieś koło ósmej rano dostałam od niej wiadomość, że postanowiła wpłacić mi niewielką sumę na konto, aby gdzieś nie brakło. Podziękowałam, bo wiedziałam, że nie będę musiała się aż tak bardzo skubać i miałam nadzieję, że ten mit o tym, iż zakupy poprawiają humor, po prostu się sprawdzi.
Chodzimy tak szybko i dużo, ale mimo wszystko przez ten wysiłek mój organizm wydziela dużo endorfin, a na twarzy wyskakuje uśmiech. Mimo wszystko nie zapominam, bo – po raz kolejny to powiem – czuję się oszukana. I zazdrosna trochę też, bo nigdy nie będę się równała z tą jego... dziewczyną. Chodzę koło regałów z ubraniami i mam ochotę wszystko zrzucić z półek, żeby odrobinę się wyładować.
Ale wtedy widzę piękną, czarną sukienkę na wieszaku. Niewiele myślę – wiem tylko, że muszę ją wziąć, bo... bo się przyda.
Mariusz
Długo myślałem nad słowami Bartka. Wielokrotnie przyznawałem mu rację, jeszcze więcej razy się z tym nie godziłem, ale gdy wyjrzałem nieco dalej niż na czubek swojego nosa, zauważyłem, jak to wygląda. Nie najlepiej...
Nie wiem, co mam zrobić dalej, a obecność wszechobecnej Patrycji mi tego nie ułatwia. Brunetka jest wszędzie – gdzie nie wyjdę, tam już czuję jej ramiona zaplecione wokół mojej szyi. I chyba w tej chwili rozumiem, czemu nie jesteśmy już parą... była strasznie zaborcza i chciała chodzić ze mną w s z ę d z i e. Tak, nawet wtedy, gdy mówiłem, że chcę z kolegami pogadać, zagrać w jakąś grę, to ona musiała zobaczyć, czy przypadkiem jej nie okłamuje. Siedziała zazwyczaj cały czas gdzieś w kącie i obserwowała, tak jakby bała się, że przypadkiem któryś z chłopaków jest gejem i chce mnie jej odbić. Paranoja!
Dobra, ja też nie byłem święty. Wiadomo, jak się nie układa, to szuka się czegoś nowego, jakiegoś zrozumienia i przyznaję się, nie byłem sprawiedliwy i trochę za uszami mam. Ale nie powiem też, że mnie do tego zmusiła, czy wręcz popchnęła. Oboje byliśmy i jesteśmy winni temu, że nam nie wyszło. Nie wiem, czemu ciągle ją tu trzymam, daję nadzieję na coś, czego nie powinniśmy powtarzać, ale... ja się chyba boję. Boję się powiedzieć, że to było złe, boję się tej reakcji i tego, że ją zranię, ale równie dobrze jeśli tego nie zrobię zranię i siebie, i Maję...
Dużo myślałem nad tym, co powiedział Bartek i... odkąd tutaj jestem, ciągle budzę się z przekonaniem, że już za niedługo zobaczę się z tą dziewczyną i trochę poszalejmy, że moje życie na tym zgrupowaniu będzie wyglądało bardziej kolorowo, inaczej.
– Słuchasz mnie, w ogóle? - słyszę głos i aż podskakuję w miejscu.
Odwracam się i w futrynie drzwi łazienkowych . Ups, pewnie mówiła coś do mnie od dobrych kilku minut, ale kompletnie ją zlałem na rzecz moich rozmyślań.
– Tak, przepraszam. Myślałem trochę o meczu – kłamię jak z nut, na co dziewczyna odpowiada uśmiechem. - Co mówiłaś?
– Powiedziałam, że idę wziąć teraz prysznic, nie tęsknij – posyła całusa i wraca do środka.
Boże... pamiętam, jak często z Mają żegnaliśmy się takim tekstem, żeby nie tęsknić. O tak, tęsknię, ale nie za tobą, aż by się chciało powiedzieć, ale tego nie zrobię.
Biję się chwilę z myślami, ale chyba to jest pora, żeby wyciągnąć telefon i zadziałać. Chyba że nawet w takiej sytuacji wyczuje zagrożenie i wyrwie mi sprzęt z ręki.
Maja
Po męczących zakupach jedyne o czym marzę, to leżenie na łóżku i układanie własnych dialogów do seriali w języku francuskim. Nogi bolą mnie niemiłosiernie i mam wrażenie, że zaraz odpadną, ale to uczucie spełnienia przepełnia mnie wrzesz i wskroś. Mimo wszystko musiałyśmy nad sobą jakoś zapanować, żeby starczyło nam pieniędzy na życie do meczu z Ukrainą, bo na razie nie planujemy zostać tutaj dłużej. No, mnie tutaj raczej nic nie trzyma. Raczej, bo jeszcze nie chcę skreślać Mariusza i naszej relacji, ale po prostu boję się, że mogą namieszać między nim a jego byłą lub obecną dziewczyną. Nie wiem nawet, jak powinnam ich nazywać, a więc nie powinnam wysnuwać daleko idących planów przeciwko piłkarzowi.
Spoglądam też na listę. Zostały zaledwie trzy punkty. Zaledwie i aż, chciałoby się powiedzieć. Blondynka chciała zrealizować dzisiaj kolejny punkt, tym razem ten dotyczący pójścia na imprezę, ale moje stopy kategorycznie mi tego zabraniają. Może się uda zrealizować wszystko...
Ale wtedy punkcik ósmy macha do mnie i złowieszczo się śmieje. No nie, może akurat nie to. Nie wiem, czy jestem gotowa... no wiecie na co. Gdybym była, to nie wstydziłabym się o tym rozmawiać, a ja... ledwo jestem w stanie mówić o całowaniu i przytulaniu, nie wspominając o tym.
Kartkę odkładam gdzieś daleko i znowu skupiam się na telewizorze. Spełniłam i tak wiele punktów. Gdy tutaj przyleciałam, chyba sama w to nie wierzyłam, a teraz? Zrobiłam przez te kilka dni więcej niż przez te wszystkie lata mojego życia.
Łucja zaczyna piłować paznokcie, a ja mam niezły ubaw, wymyślając własne scenariusze. Chce mi się tak strasznie spać, że oczy powoli mi się zamykają i usnęłabym, gdy nie fakt, że po raz kolejny „bip" sprawia, że mam ochotę podrapać sobie ramię do krwi.
Po omacku szukam ręką telefonu, który znajduje się gdzieś na materacu. Próbuję użyć do tego wszystkich zmysłów i przypomnieć sobie, po której stronie słyszałam ten dźwięk, aż w końcu trafiam na śliski przedmiot i go chwytam. Mam nadzieję, że to mama postanowiła zrobić mi po raz kolejną jakąś niewychowawczą niespodziankę, ale gdy widzę, że to nie ona, a ktoś inny, automatycznie siadam.
Boże, no nie. Myślisz, że to zabawne?
Maniek: Co tam?
Ugh na usta, a raczej na palce cisną mi się niepochlebne słówka, którymi mogłabym odpowiedzieć. On chyba nawet nie jest świadomy tego, że nie widziałam go z tą pindą.... znaczy się, z Patrycją i mogę być właśnie o to zła. A raczej piekielnie wściekła. O dziwo, pierwszy raz od wielu dni, gdy znajduję się po raz kolejny w kryzysowej sytuacji, nie zamieniam się w fontannę, czym sama siebie dziwię. Zaczynam szybko wystukiwać na klawiaturze, a przez to, że jestem wściekła, rozwijam – mówiąc nieskromnie – przyzwoitą prędkość.
Gdzieś w międzyczasie Łucja mówi mi, że idzie zająć łazienkę, ale puszczam tę uwagę. Mam teraz gorsze zgryzoty na głowie niż kąpiel mojej przyjaciółki.
Ja: Słabo
Wiem, jestem mistrzynią pokazywania mojego niezadowolenia, ale – mimo wszystko – nie umiem powiedzieć mu tego, co myślę o nim, o jego zachowaniu i nie powiem mu tego, że czuję się teraz jak idiotka. No, przynajmniej nie zrobię tego w tej chwili, bo pali się we mnie zniczyk nadziei na to, że może jednak dostanie nagłego oświecenia i dojdzie do wniosku, że mnie skrzywdził i wystawił moje zaufanie, którym go tak hojnie obdarzyłam na próbę.
Maniek: Czemu?
Warczę i zaciskam pięści tak mocno, że nie czuję już palców. On jest taki głupi, czy sądzi, że moje złe samopoczucie jest spowodowane czymś zupełnie innym.
Ja: Ciekawe, czemu...
Mam nadzieję, że dam mu tym do myślenia. Jasne, ironia to nie jest moja mocna słowa, podobnie jak ripostowanie, ale tutaj muszę się tym posłużyć. Mam mu ułatwić zadanie? Dobre sobie! Jednego jestem pewna – albo uważa, że ja nic nie wiem i żyję w nieświadomości, czekając na jego telefon jak na zbawienie, albo jest idiotą i uważa, że to, co odwala za moimi plecami po tylu cudownych chwilach, nie powinno wcale wpłynąć na jakość naszych relacji. Z napięciem czekam na jego odpowiedź, ale ta nie nadchodzi. Odkładam na bok telefon i sprzątam w torebce, a wtedy znowu słyszę to głupie „bip" i od razu chcę to sprawdzić, żeby wiedzieć, o co chodzi.
Maniek: Dobra, wiem o co Ci chodzi i wiem, jak to wygląda z Twojej perspektywy, ale tak do końca nie jest
Wytrzeszczam oczy do granic możliwości. Nie, na pewno wydaje mi się, że kręci ze swoją byłą dziewczyną, że promieniał radością na jej widok i posyłał jej te cudowne uśmieszki. Tak, to ja jestem psycholką i wszystko wymyślam, bo rak rzucił mi się na mózg.
Ja: Taak, oczywiście, przecież trzymała Cię na siłę, prawda?
Odpowiedź przychodzi niemal natychmiast.
Maniek: Nie, tego nie powiedziałem, ale ja sam nie wiem, co mam zrobić
Tą wiadomością dostaję w policzek. Sam nie wie, co zrobić. Ale wiedział, że trzeba rozkochać w sobie cnotliwą dziewczynę, pokazywać, jakim jest się idealnym, żeby teraz obwieścić jej, że ma się wątpliwości. Boże, niby Paryż to miasto zakochanych, ale ja tu przeżywam najgorsze chwile w swoim krótkim, ale obfitującym w wydarzenia życiu miłosnym.
Ja: Współczuję
Patrzę na sufit, liczę po niemiecku do dziesięciu, żeby się uspokoić i biorę głębokie wdechy. Wszystko po to, żeby łzy się stamtąd nie wydostały. I dochodzę do jednego wniosku – powinnam chłopakom postawić niezłą flaszkę za to, że tamtego dnia nieświadomie zrobili wszystko, żebym nie wyjawiła Mariuszowi żadnego mojego sekretu. Teraz widzę, że nie miał wobec mnie żadnych poważnych zamiarów. Czy chłopak, który miałby je wobec jakiejkolwiek dziewczyny dzieliłby się z nią takimi wątpliwościami? Ja rozumiem, że Patrycja jest o niebo piękniejsza, że o dwa nieba ma ładniejszą sylwetkę i znają się dłużej, ale ja też mam uczucia, które potraktował jak worek treningowy. Szybki łomot i do domu.
Maniek: Nie bądź taka
Nie powstrzymuję już łez, ale płaczę po cichu. Tak, źle oceniam ludzi. Dobrze, że życie mi się kończy, bo wiecznie bym cierpiała, to jest pewne.
Ja: Mam nie być jaka?
Maniek: Po prostu... ona pojawiła się znowu, a ja nie wiem, co teraz, rozumiesz, prawda?
Początkowo mam ochotę rzucić telefonem w ścianę, ale szkoda mi go. Jestem tak wściekła, jak jeszcze nigdy! A ten jeszcze myśli, że go rozumiem? Wcale go nie rozumiem. Nie rozumiem, jak można rozdawać uczucia na lewo i prawo, a później tak ranić.
Ja: Dobra, daj sobie spokój, pomogę ci podjąć decyzję, papa
Piszę tyle i szybko wyłączam telefon, żeby mieć spokój, chociaż... będzie to naprawdę względny spokój, bo robi mi się zimno i to, co właśnie – jakby się wydawało – zakończyłam, będzie siedziało mi w głowie, podobnie jak wspólnie spędzone chwile, czułości...
Robi mi się niedobrze. Wszystkie uczucia, które siedziały we mnie przez dziewiętnaście lat życia, wpakowałam w tego gentlemana i to bezpowrotnie. Czochram pomoczone przez łzy włosy i wtedy przychodzi mi do głowy dosyć desperacka myśl, być może i próba znieczulenia? Nie znam się na tym, ale nie mam już nic do stracenia.
Łucja jakby na zawołanie wychodzi z łazienki ubrana w biały szlafrok. Jej głowę zdobi turban w podobnych odcieniach, ale gdy widzi moją minę, uśmiech z jej twarzy od razu znika.
Nie chce mi się tłumaczyć. Rzucam tylko:
– Idziemy dzisiaj się pobawić, mam serdecznie dosyć.
___________________________________________________________
Od autorki: Jak widzicie, Mariusz wcale nie jest tak idealny. Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że nie ma tu postaci idealnych - Majka jest zbyt egoistyczna i jeszcze zbyt dziecinna, mimo takiego doświadczenia, Bartek tkwi w związku, a mimo to podrywa Łucję, Łucja - się na to zgadza mimo wszystko, a Mariusz... Mariusz też prowadzi jakąś grę uczuciami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro