Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 9

23.02.1983 r.
*Michael

Tej nocy wyjątkowo dobrze mi się spało. Miałem wrażenie, że będzie już tylko lepiej. Zauważyłem, że to była chyba pierwsza noc, odkąd przyjechały, kiedy poszliśmy spać w zupełnej zgodzie. I to mnie w jakiś sposób uspokoiło. Budząc się przy niej miałem świadomość, że musi jeszcze minąć wiele czasu, zanim powrócimy do tego co było kiedyś. Chciałem, aby każdy poranek już taki był. Żałowałem, że resztę dnia będę musiał spędzić w pracy. Miałem zamiar wziąć ją ze sobą, chociaż zdawałem sobie sprawę, że jest znudzona kilkugodzinnym przyglądaniem się próbom. Mimo to zostawiać jej samej też nie chciałem. Byłem pewien, że Bruno skorzysta z okazji i mimo moich...ostrzeżeń będzie dotrzymywał jej towarzystwa. Tak źle i tak niedobrze. Nie sądziłem, że pogodzenie obowiązków z życiem rodzinnym będzie takie trudne.
Powoli podniosłem się z łóżka i podszedłem do okna, aby odsunąć zasłony i wpuścić trochę światła. Luty powoli zbliżał się ku końcowi i miałem nadzieję, że będzie coraz więcej słonecznych dni. Nie mogłem sobie pozwolić na dłuższe wpatrywanie się na pogodę za oknem, bo czas gonił i niedługo powinienem być już w drodze na próbę. Ten dzień jeszcze planowałem poświęcić na doszlifowanie układu z choreografami. W końcu jeśli mieli poźniej uczyć tancerzy, musieli umieć go perfekcyjnie. Na początek planowaliśmy podzielić wszystkich, którzy przeszli casting, na mniejsze grupy, aby nauczyć ich kroków. Dopiero kiedy będą one opanowane zaczniemy próby w pełnym składzie.

-Vanesso-podszedłem do łóżka, aby ją obudzić. Ująłem jej dłoń i przesunąłem palcem po obrączce, którą nosiła niezmiennie od kilku lat-Wstawaj

Jednak same słowa nie wystarczyły. Dopiero, gdy kilkukrotnie potrząsnąłem ją za ramię, zaczęła otwierać oczy.
-Dlaczego codziennie musisz przerywać mi takie piękne sny?-Przyciągnęła się i przekręciła na drugi bok, tak że przed oczami zostały mi jej plecy. Przeszedłem nad nią i położyłem się obok w sposób jaki umożliwiał mi patrzenie się w jej twarz.
-A co ci się śniło?-na to pytanie przemknęła oczy i przytuliła się do poduszki, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Coś-odpowiedziała krótko
-Odpowiedz jak grzecznie pytam-Dźgnąłem ją w żebra na co od razu otworzyła oczy.
-A nie mieliśmy czasami wstawać?-spytała i podniosła się do pozycji siedzącej.
-Za chwilę-pociągnąłem ją, tak że gdyby nie podparła się rękami, wylądowałaby prosto na mnie-W harmonogramie przewidziałem czas na zabawy w łóżku-poruszyłem brwiami na co ona tylko przekręciła oczami.
-Marzy ci się Jackson
-A tobie nie pani Jackson?-powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo.
-Oj Michael, Michael-poczochrała mnie po włosach i wstała.
-Coś się stało?-Spytałem widząc jej wyraz twarzy, który się zmienił.
-Nie, nie, po prostu...-przerwała na chwilę-trudno mi się przestawić, że po tak długim czasie znowu jesteś obok i budzę się przy tobie...-zauważyłem, że jej oczy się zeszkliły.
-Ale nie płacz, tak może być już zawsze...jeśli tylko mi pozwolisz-przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Po chwili przetarła dłonią oczy i odsunęła się ode mnie.
-Pójdę się ubrać-Wyminęła mnie i wyszła z sypialni. Naprawdę czasami jej nie rozumiałem. Najpierw się śmieje, żartuje, później prawie płacze, a na końcu obojętnieje i wychodzi. A ja w końcu nie mam pojęcia co zrobiłem nie tak. Postanowiłem zostawić ją narazie w spokoju i sam zająłem się poranną rutyną. Gdy byłem już gotowy zszedłem na dół, gdzie zastałem ją w kuchni, opartą o blat. Miała na sobie jeansy i obcisły, czarny golf, który podkreślał to co trzeba. Gdy mnie zauważyła podeszła i tak po prostu się przytuliła. Teraz już całkowicie nie rozumiałem co się dzieje.
-Przepraszam Mike, nie czuję się dzisiaj za dobrze-po tych słowach już zaczynałem się domyślać o co może chodzić.
-Boli cię coś?-pogłaskałem ją po głowie.
-Wszystko, ale wzięłam tabletkę, zaraz powinno przejść-odsunęła się ode mnie, kiedy odezwał się dźwięk czajnika-Wolisz herbatę czy kawę?
-Herbatę, masz ochotę na kanapki?-spytałem podchodząc do lodówki
-Chętnie, pomóc ci?-postawiła kubki z parującą herbatą na stole.
-Poradzę sobie-uśmiechnąłem się lekko w jej stronę na potwierdzenie swoich słów.

Próba trwała od rana i dopiero przed południem zrobiliśmy sobie przerwę. Cały układ był już dopięty na ostatni guzik, a Edward i Manuel opanowali go perfekcyjnie. Nie było na co czekać i od jutra mieliśmy w planach rozpocząć próby z tancerzami. Chłopaki poszli coś zjeść, a ja poszedłem do Vanessy, która siedziała na krześle pod scianą i jak do tej pory przypatrywała się próbie.
-I jak ci się podoba?-Spytałem przysiadając się obok.
-Jestem pod wrażeniem-uśmiechnęła się.
-To tylko próby, zobaczysz co będzie jak dojdzie reszta tancerzy i kostiumy, wtedy to dopiero będzie coś-w moim głosie było wyraźnie słychać podekscytowanie, nad którym nie mogłem zapanować. Chciałem zrobić coś, czego nikt wcześniej jeszcze nie zrobił. Teledysk miał być mini filmem, opowiadać historię. Frank twierdził, że żadna stacja nie będzie puszczała teledysku dłuższego niż cztery minuty. Nawet z ,,Billie Jean" był problem, ale to ze względu na mój kolor skóry. Mimo że minęło trochę lat od nadania nam praw obywatelskich, to myślenie ludzi ulega zmianie bardzo powoli. Stany Zjednoczone nadal są rasistowskim państwem i widać to chociażby w takich przypadkach jak mój.
Mimo wszystko byłem dobrej myśli i nie dopuszczałem do siebie czarnych scenariuszy. Musiało się udać.
-Jackson!-Do sali weszli nagle Quincy i Frank, którzy wydawali się być czymś zdenerwowani. Jeden z nich trzymał w ręku kilka gazet, które po chwili wylądowały na moich kolanach-Co to ma być?-Wziąłem do ręki gazety i przeglądnąłem pobieżnie. W każdej na pierwszej stronie nagłówki dumnie głosiły, że ,,Michael Jackson spotyka się z mężatką". I widniały zdjęcia zrobione najprawdopodbniej, gdy wracaliśmy z restauracji, akurat w momencie gdy obejmowałem ją. W tym jedno zbliżenie na dłoń Vanessy, na której na czerwono zakreślono obrączkę, w razie gdyby ktoś nie zauważył. A już się łudziłem, że bluza z kapturem wystarczy, aby ukryć się przed tymi hienami. Jak widać przeliczyłem się.
-Masz coś do powiedzenia?-Q poprawił jasną, kraciastą marynarkę i skrzyżował ręce.
-Co ty wyprawiasz?-Frank zdawał się kompletnie nie przejmować obecnością kobiety, która siedziała w ciszy i przysłuchiwała się co mają do powiedzenia moi przyjaciele-W co ty się pchasz Michael? Mało jest wolnych kobiet, że musisz podbijać do mężatki?-kątem oka spojrzałem na moją żonę, która widocznie nie była zadowolona z tego co słyszy. Mi też było głupio, że mówili takie rzeczy przy niej.
-To nie pierwszy raz kiedy gazety się czegoś czepili i wyolbrzymili-wzruszyłem ramionami udając obojętność. Przejąłem się całą sprawą, bo nie chciałem ich w to wciągać, na pewno nie teraz, kiedy między nami nie jest wszystko poukładane. Ale oni nie musieli tego wiedzieć. Wolałem udawać obojętność. Jak między nami będzie już wszystko jasne, wtedy powiem o nas moim najbliższym współpracownikom.
-Wiesz jak to wpłynie na twój wizerunek?-Odezwał się menadżer krzyżując ręce na brzuchu-O to też powinieneś dbać
-To ja może nie będę wam przeszkadzać-niespodziewanie usłyszałem jej głos za plecami po czym wstała i wyszła. Oni popatrzyli za nią zdziwieni jakby nagle sobie przypomnieli o jej obecności.
-Moglibyście się opanować, jak ona mogła się poczuć...
-Może będzie mądrzejsza od ciebie, w końcu ma dziecko, chcesz zniszczyć jej rodzinę?
-Próbuję właśnie ją naprawić-syknąłem. Widząc ich pytające wyrazy twarzy nie miałem zamiaru tłumaczyć nic więcej-I tak nie zrozumiecie-chciałem skierować się w stronę wyjścia jednak ktoś zdecydowanie złapał mnie za ramię.
-Tak będzie lepiej Mike...

*Vanessa

Czym prędzej opuściłam salę taneczną trzaskając drzwiami. To znaczy nie do końca. Ale pewnie by trzasnęły, gdyby nie ruszały się w obie strony. Gdy wychodziłam na zewnątrz już się trochę opanowałam i oszczędziłam niczemu niewinne drzwi. Ruszyłam przed siebie wzdłuż jakiejś ulicy. Nie wiedziałam dokąd zmierzam, ani po co. Złość trochę opadła, jednak nadal czułam smutek. Mogłam się tylko domyślać za kogo mają mnie współpracownicy Michaela. Kilka razy przeszłam przez pasy, pokręciłam się po różnych ulicach aż trafiłam do parku. Spacerowałam krętymi alejkami mijając ludzi. Jedni w garniturach, ze skórzanymi torbami w ręku spieszyli się gdzieś, nie zwracając uwagi na cały świat. Inni biegali, a jeszcze inni spacerowali z psami. Wszyscy zajęci swoimi sprawami wydawali się nie przejmować niczym innym. Kiedy znalazłam wyjście z parku zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. Było słychać szum wody więc musiałam być gdzieś blisko oceanu. Poszłam w tamtą stronę, w końcu co mi szkodziło? Zdjęła buty i szłam brzegiem, mocząc stopy w płytkiej wodzie. Wcześniej nie myślałam o tym, że nasze pojawienie się na stałe w jego życiu może wpłynąć negatywnie na jego wizerunek publiczny. Z resztą, nawet nie sądziłam, że dojdzie do tego, że z nim zamieszkamy...na jakiś czas. Liczyłam, że podpisze papiery rozwodowe. Jednak okazało się, że zależy mu bardziej niż sądziłam. I chyba nie miałam czasu przywyknąć do życia u boku artysty, którego popularność coraz szybciej rośnie. On podobnie, zapomniał się, wystarczyła chwila nieuwagi i wiadomości poszły w świat. Chociaż to wszystko kłamstwa, to jak to teraz odkręcić? Być może gdybyśmy nie robili z tego tajemnicy wyglądałoby to inaczej. Trzeba w końcu powiedzieć całą prawdę, bo dziennikarze będą drążyć. A lepiej jeśli świat usłyszy ją od Michaela, a nie przeczyta mocno nagięte fakty w gazetach. Jest też druga opcja. Zakończyć to wszystko i czekać aż dadzą sobie spokój. Jeśli nie będą widzieć nas razem, w końcu muszą odpuścić. Nie widzę innych rozwiązań. Lecz jeśli zdecydujemy się żyć razem, nie ukryjemy naszego związku, ani tymbardziej dziecka.

Brodziłam tak w płytkiej wodzie, nie zważając na jej chłód. Dopiero, gdy zerwał się wiatr, niebo pociemniało, a na twarzy poczułam pierwsze krople deszczu, przeszedł mnie dreszcz. Na mokre stopy założyłam buty i dopięłam bluzę. W takich chwilach przeważnie pojawia się ktoś kto ratuje damę od zmoknięcia, użycza jej swojej kurtki i zabiera do siebie, aby się ogrzała, i wszyscy są szczęśliwi. No cóż. Nie tym razem. Przemoknięta weszłam do pierwszego lepszego sklepu i spytałam o miejsce postoju taksówek. Zanim tam trafiłam, moja gruba bluza zdawała się być dziesięć razy cięższa przez mokry materiał. Niestety nie przewidziałam, że będę się włóczyć po mieście w taką pogodę i nie zabrałam ze sobą niczego przeciwdeszczowego. Zanim dotarłam do żółtych pojazdów nie było już na mnie suchego miejsca. Wąsaty taksówkarz nie był zbyt chętny, abym skorzystała z jego usług, ale koniec końców nic nie powiedział i zawiózł mnie do Los Olivos. Jednak kilka kilometrów musiałam przejść piechotą, bo przezornie wolałam, aby wysadził mnie kilka ulic dalej. W końcu dotarłam pod złotą bramę. Tam pojawiły się kolejne problemy, bo dyżur pełnił ochroniarz, którego kompletnie nie kojarzyłam. I oczywiście nie chciał mnie wpuścić! Kiedy nie chciałam odpuścić wezwał swojego kolegę, który mądrze oznajmił, że zawoła pana Jacksona. Przecież kilka minut więcej na deszczu mi nie zaszkodzi. Stałam tak i czekałam kilkanaście minut, aż szanowny małżonek nie pokazał się na ścieżce. Kiedy podszedł natychmiast kazał otworzyć bramę.
-Vanessa jest moim gościem
-Nie wiedzieliśmy panie Jackson-zakłopotany ochroniarz podrapał się nerwowo po czuprynie. Michael jednak nie słuchał i przyciągnął mnie do siebie, tak że znalazłam się pod parasolem w jego ramionach. Widocznie nie przeszkadzało mu, że jestem przemoknięta.
-Martwiłem się, nie mogłem cię znaleźć, obdzwoniłem wszystkich braci i rodziców, nigdzie cię nie było-spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Byłam się przejść, chodźmy może do środka, bo marznę-skinął głową i wyswobodził mnie z swoich ciepłych ramion. Kiedy tylko znaleźliśmy się w budynku przemoczona i zmarznięta skierowałam się do mojego pokoju, aby zmienić ubranie na jakieś suche.
-Gdzie znowu uciekasz?-Michael zaraz znalazł się obok mnie.
-Przebrać się
-Zrobię ci herbaty i porozmawiamy

Pół godziny później siedziałam już u Michaela w sypialni, w grubych skarpetkach, wełnianym swetrze, dresach i ręczniku na głowie, owinięta kocem. On usiadł na fotelu obok łóżka i oparł stopy o jego brzeg.
-Frank przesadził dzisiaj-odezwał się po chwili-Ale nie musiałaś uciekać
-Nie chciałam ich dłużej słuchać-wzruszyłam ramionami-Z resztą teraz pewnie myślą o mnie...
-Ej nie ważne co myślą, z resztą wyjaśniłem im wszystko
-Wszystko..?-spojrzałam na niego.
-Nie powiedziałem im o nas, póki nie jestem pewien co będzie z nami-w tym momencie jego oczy spotkały się z moimi.
-Mike...Ja nadal nie wiem, ty masz muzykę, karierę...
-I rodzinę-Przesiadł się na łóżko obok mnie i niebezpiecznie przybliżył swoją twarz.
-Nie uważasz, że wtedy popełniłeś błąd wychodząc za mnie?
-Rozmawialiśmy już o tym...wiem, że przez ostatnie lata słabo to pokazywałem, ale naprawdę jesteście dla mnie bardzo ważne i nie chcę bez was żyć, nigdy nie uważałem naszego małżeństwa za błąd-słysząc to odwróciłam wzrok-Chyba że ty myślisz inaczej...-dopowiedział po chwili.
-Mike, byłam sama przez te pięć lat, starałam się wychować Evę bez ciebie, widzę że teraz się starasz, ale co będzie później? Co będzie jak skończy się ten miesiąc i z tobą zostanę?
-Mam porzucić muzykę? Tego chcesz? Żebym zrezygnował z robienia tego co kocham?-jego głos przybierał coraz bardziej nerwowy ton
-Nie Michael...źle mnie zrozumiałeś...
-Może rzeczywiście rozwód to dobry pomysł-warknął-Może powinienem znaleźć kogoś kto będzie akceptował to co robię-Wstał i skierował się na balkon. Otworzyłam usta lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Patrzyłam tylko jak znika za szklanymi drzwiami. Chciałam pójść za nim, ale po chwili zrezygnowałam z tego zamiaru. Musieliśmy oboje ochłonąć, gdybym tam poszła, skończyłoby się kłótnią. Być może znowu powiedzieliśmy za dużo, ale miałam kłamać, mówiąc że wszystko jest dobrze? Gdy wyjechał do LA, tęskniłam za nim. Pisałam wiele listów i nigdy nie zapomniałam o tym, że na większość nie odpisał. Czułam, że zostałam z tym wszystkim sama. Płaczące dziecko, sąsiedzi patrzący się krzywo, gdy przechodziłam obok nich z wózkiem, rodzice, którzy nie do końca akceptowali nasz związek, ale mimo wszystko starali się pomagać. Ale nawet wsparcie brata, rodziców, teściów, nie było w stanie zastąpić jego obecności. Aczkolwiek wszystko z czasem powszechnieje, a człowiek uczy się żyć w nowych warunkach. Tak właśnie musiałam przywyknąć do jego wizyt raz, czasami dwa razy w roku, podczas których ostatnimi czasy nawet spaliśmy osobno. Wszystko wydawało się takie mechaniczne, bezuczuciowe. Czy to był pocałunek w policzek na przywitanie, czy słowa pożegnania, kiedy wsiadał do czarnego samochodu, którym miał odjechać na lotnisko i zniknąć na conajmniej sześć miesięcy. To stało się nie do zniesienia. Związek, który istnieje tylko na papierze. Byłam sama, ale świadomość, że jesteśmy razem, przynajmniej na papierze, nie pozwalała mi na żaden "skok w bok". Karciłam się za każdym razem, gdy spojrzałam na jakiegoś mężczyznę. Z resztą, kto chciałby kobietę z dzieckiem? W końcu jednak nie wytrzymałam i zdecydowałam się złożyć papiery rozwodowe. Liczyłam, że je podpisze i oboje zaczniemy od nowa. Jednak poprosił o szansę więc mu ją daję. Chociaż nadal nie jestem pewna czy ma to sens...

Nie wiem ile czasu upłynęło, nim wrócił do pokoju i usiadł ponownie na skraju łóżka.
-Podpisałem te papiery-powiedział wpatrując się pustym wzrokiem w obraz na ścianie-Kilka dni temu, jeśli chcesz weź je, są w szufladzie-zrezygnowany schował twarz w dłonie. Siedziałam bez ruchu obserwując jego skuloną sylwetkę. Nie wiedziałam co powiedzieć ani co zrobić. Mogłam wziąć dokumenty, spakować walizki i zacząć nowe życie. To wydawało się takie proste, jednak było trudniejsze niż myślałam. Zamiast tego usiadłam obok niego i wzięłam jego dłonie, którymi zasłaniał twarz. Jego brązowe oczy były zaszklone, a z twarzy można było odczytać smutek.
-Michael, ja po prostu nie chcę znowu być sama-odezwałam się dopiero po chwili-Ty będziesz w studiu czy w trasie, a my znowu zostaniemy same
-Przeprowadzicie się tutaj, nie zostawię was już na tak długo, zrobię co będę mógł, żeby być z wami jak najwięcej-złapał moje ręce w swoje-Naprawdę was kocham
-Skąd mogę wiedzieć, że to nie są puste słowa?
-Jak mam ci udowodnić, że nie są? Jak mam ci pokazać, że cię kocham skoro ciągle mnie odrzucasz? Nie jestem już nastolatkiem, wiem czego chcę, ale czego ty chcesz?
-Chcę żeby nam się udało, ale nie chcę powtórki z rozrywki
-W takim razie daj mi szansę, ale teraz tak naprawdę.

***

Witam!
Dawno mnie tutaj nie było, ale to dlatego, że korzystam z ostatnich dni wakacji i zwiedzam świat :D
Postaram się napisać kolejny rozdział jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, ale nic nie obiecuję.

Do tego pojawiła się ,,Księga zachwytów", gdzie piszę coś innego niż opowiadanie więc jeśli ktoś ma ochotę poczytać na inny temat to zapraszam! ♡

Tradycyjnie zapraszam też do dawania gwiazdek i komentowania!

Tak swoją drogą, z kim widzę się na tegorocznym MJowisku? ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro