Dzień 6
20.02.1983 r.
*Vanessa
Jeśli ktoś sądzi, że gotując czy piekąc coś z dziećmi robi się duży bałagan, to najprawdopodbniej nigdy nie gotował nic z Michaelem Jacksonem.
Wpadliśmy na pomysł zrobienia ciasta marchewkowego i zaraz po śniadaniu przeszliśmy do działania. Eva na początku zainteresowana, wkrótce się znudziła. Wtedy on zaproponował, że włączy jej ,,Piotrusia Pana", bo wczoraj padła, gdy tylko się położyła i nie było okazji oglądnąć. Ona ochoczo zgodziła się na tą propozycję.
Michael jak to Michael, najpierw "przypadkiem" pochlapał mnie wodą, później takim samym przypadkiem potrzepał mąką. W końcu i moja mąka jakimś trafem wylądowała na twarzy Michaela. I takim sposobem skończyliśmy cali na biało, ale jakimś cudem placek wylądował w rozgrzanym piekarniku. Kuchnia oczywiście wyglądała jak po przejściu burzy piaskowej, tylko w tym przypadku zamiast piasku była mąka.
-Chyba ktoś tu przesadził dzisiaj z pudrem-Odezwał się Michael i zaczął chichotać. Mimo że jego twarz też była cała biała to nie byłby sobą, gdyby ze mnie nie zażartował.
-Bardzo się cieszę Mikey, że masz dobry humor, ale wiesz, że trzeba będzie to teraz posprzątać?-skrzyżowałam ręce na piersiach. Rozglądnął się dookoła i mina mu zrzedła.
-Przecież przed chwilą tu było czysto
-Przed chwilą czyli zanim zacząłeś rzucać w mnie mąką-mówiąc to zdjęłam fartuch-Nie wiem jak ty, ale ja najpierw pójdę się umyć.
-Możemy oszczędzić wodę i umyć się razem, będzie ekologicznie-popatrzyliśmy na siebie z powagą i po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
-Jak chcesz żeby było ekologicznie to ja się umyję pierwsza i zostawię ci wodę w wannie
-Jesteś okropna
-Trudno, sam wybrałeś sobie żonę, to teraz cierp
-Przed ślubem byłaś jakaś milsza
-Przed ślubem byłaś jakaś milsza-powtórzyłam po nim na co tylko przekręcił oczami. Poprzedrzeźnialiśmy się jeszcze chwilę jak za starych dobrych czasów po czym wyszliśmy z kuchni, aby się umyć. Mina Evy, gdy zobaczyła nas całych w mące była bezcenna. W tamtym momencie to my bardziej niż ona przypominaliśmy parę niesfornych dzieciaków, które postanowiły pobawić się w piekarzy i nie za dobrze im to wyszło. Kiedy byliśmy młodsi zdarzały się nam różne przygody...może nie wszystkie przemyślane, ale do póki ktoś nas nie przyłapał bawiliśmy się przednio. Pogrążona we wspomnieniach nawet nie zwróciłam uwagi na to ile czasu minęło odkąd weszłam pod prysznic. Ale musiał on trwać naprawdę długo, bo Michael przyszedł sprawdzić czy wszystko w porządku. Ocknęłam się z rozmyślań dopiero, gdy usłyszałam pukanie i jego głos.
-Wszystko w porządku?-mimo że dźwięk był trochę stłumionu przez drewniane drzwi nie miałam wątpliwości kto stoi po drugiej stronie.
-Tak Michael, już wychodzę-Zakręciłam kurek i opuściłam kabinę. Kabina nie była do końca szczelna i troche wody rozlało się na płytki, czego niestety nie zauważyłam. Pośliznęłam się na mokrych kafelkach i przed upadkiem nie uchroniły mnie nawet próby złapania się za komodę, z której pospadało kilka rzeczy, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Poczułam rozchodzący się ból po ręce, na ktorą nieszczęśliwie upadłam. Zaklęłam pod nosem i spróbowałam się podnieść. Zobaczyłam, że ktoś szarpie za klamkę. Byłam pewna, że to Michael, który usłyszał, że coś się stało.
-Tylko się przwróciłam, ale nic mi nie jest-odezwałam się, aby go uspokoić.
-Na pewno nie potrzebujesz pomocy?-zaprzestał prób dostania się do środka.
-Nie, ubiorę się i wychodzę-jak powiedziałam, tak zrobiłam. Z trudem ubrałam się tylko jedną ręką, bo druga była w tym momencie do niczego. Gdy tylko nią ruszyłam pojawiał się nieznośny ból. Po ciężkich wzmaganiach z ubraniem spodenek i kilka rozmiarów większej koszulki (odpuściłam sobie zakładanie stanika), wyszłam z łazienki. Michael zaniepokojony czekał zaraz za drzwiami.
-Na pewno wszystko w porządku?-Spytał patrząc znacząco na moją rękę, którą trzymała zgiętą, blisko ciała.
-Trochę stłukłam rękę, ale raczej to nic poważnego-Powiedziałam i wyminęłam go kierując się w stronę schodów.
-Przecież widzę, że nią nie ruszasz, może jest złamana?
-Nie jest, to tylko stłuczenie
-Powinien to zobaczyć lekarz-szedł krok w krok za mną i mówił tuż przy moim uchu.
-Michael...naprawdę, posmaruję jakąś maścią i przejdzie
-Jakąś maść powinienem mieć, ale i tak zadzwonię po znajomego lekarza-Postawił na swoim, kilka minut później wykonał telefon do lekarza. Okazało się też, że w czasie, kiedy stałam pod prysznicem pogrążona we wspomnieniach Michael zdążył wysprzątać kuchnię, a ciasto już kończyło się piec. Eva zachwycona nowopoznaną bajką już wzięła się za rysowanie występujących w niej postaci i gdy tylko usiadłam przy stole na przeciwko niej, rozemocjonowana zaczęła opowiadać mi całą fabułe. Mimo że bajkę znałam dobrze to zadawałam pytania jakbym nigdy o niej nie słyszała. Michael w tym czasie wyjął ciasto z piekarnika i przyniósł maść oraz bandaże.
-Co się stało?-spytała Eva, która do tej pory nie zauważyła mojej bolącej ręki
-Trochę uderzyłam się w rękę, nie martw się
-Lekarz przyjedzie dopiero za godzinę-oznajmił Michael na co ja tylko przekręciłam oczami, bo wiedziałam, że nie potrzebuje lekarza. Ale jeśli ktoś jest tak uparty jak Michael to nie da się mu przegadać-Mogę?-spytał spoglądając znacząco na moją bolącą rękę, którą nadal trzymałam blisko ciała. Wyciągnęłam ją w jego stronę. Trochę zabolało, ale już nie tak jak na początku. Syknęłam tylko, kiedy zimna maść dotknęła mojej skóry. Starał się być delikatny, ale gdy dotykał mojej ręki i tak czułam ból w miejscu, gdzie pojawił się siniak. Po nałożeniu maści owinął rekę bandażem i tak zostało, aż do przyjścia lekarza. On tylko potwierdził, że nic takiego się nie stało i Michael niepotrzebnie się denerwował. Gdy tylko doktor wyszedł rozległ się dzwonek telefonu. Okazało się, że to ze mną ktoś chciał rozmawiać, co dosyć mnie zdziwiło.
-Zgadnij kto dzwoni-powiedział z nietęgą miną podając mi słuchawkę-Twój kochany "braciszek"-burknął pod nosem i usiadł przy Evie. No cóż mój brat i Michael nigdy za sobą nie przepadali. Czasami miałam wrażenie, że Michael jest zazdrosny. Może kogoś dziwić zazdrość o starszego brata swojej żony. Jednak, gdy okazuje się, że więź między mną, a bratem nie ma nic wspólnego z biologią, to zmienia postać rzeczy. I kiedy taki przyszywany brat jest przystojnym latynosem zazdrość też może być wytłumaczalna. Rodzice adoptowali go jeszcze zanim się urodziłam. Myśleli, że nie będą mogli mieć dzieci. Ale rok później los zrobił im psikusa i mama zaszła w ciążę. Takim sposobem pojawiłam się ja. Chyba każda dziewczyna (a jeśli nie każda, to większość) marzy o starszym bracie. Brak więzów krwi kompletnie nie przeszkadzał mi w uprzykrzaniu mu czasami życia, a jemu w "bratowaniu". Nasza relacja zawsze była bliska i...zwyczajna. Kochałam go, ale jak brata, on wobec mnie żywił takie same uczucia.
-Leo?-powiedziałam do słuchawki, gdy tylko wzięłam ją do ręki
-Cześć siostrzyczko, miło cię w końcu usłyszeć, czemu od kilku dni się nie odzywasz?
-Dzwoniłam do rodziców jak tylko doleciałam
-Ale nie dzwoniłaś do mnie-w jego głosie słychać było udawane oburzenie-Stęskniłem się
-Ja też, ale skąd masz ten numer?
-Od rodziców, ale to nie ważne, jak tam sytuacja z twoim mężem od siedmiu boleści?
-Przestań tak o nim mówić-rozłożyłam się wygodniej na fotelu-Poza tym jest coraz lepiej
-Ciekawe na jak długo, teraz spędza z wami czas, ale w końcu zaczną się koncerty i inne...
-Jesteś strasznym pesymistą, on się naprawdę stara-Kątem oka spojrzałam przez otwarte drzwi na Michaela, który w pokoju obok rysował coś z Evą. Miałam wrażenie, że słyszy każde słowo naszej wymiany zdań, przez co czułam się bardzo niekomfortowo rozmawiając na jego temat.
-Jestem realistą siostrzyczko, tak długo się wami nie interesował, myślisz, że teraz to się zmieni?
-Może porozmawiajmy o czymś innym...-przez chwilę w słuchawce zapanowała cisza
-Wybacz, że tak na niego naskakuję-odezwał się po chwili-Ale zależy mi na twoim szczęściu i nie chcę, abyś znowu była samotna
-Nie musisz się o to martwić, lepiej powiedz co u ciebie?
-Dzień jak codzień, warsztat funkcjonuje, klienci jedni normalni, inni już niekoniecznie i tak to płynie, ale...poznałem kogoś-Słysząc ton jego głosu byłam pewna, że właśnie się uśmiechnął.
-Najwyższy czas stary pierniku, liczę, że coś z tego będzie...-Rozmawiało nam się tak dobrze, że nie zauważyłam nawet, kiedy upłynęła prawie godzina.
*Michael
Jak ja nienawidziłem tego gościa. Chociaż nienawiść to może zbyt mocne słowo. Ale nie przepadaliśmy za sobą. Mając świadomość, że nie są biologicznie spokrewnieni zdarzało mi się odczuwać zazdrość, gdy widziałem ich razem. Chociaż nie robili niczego niewłaściwego i Vanessa nigdy nie zawiodła mojego zaufania. Ich relacja wyglądała całkiem zwyczajnie. Ale zawsze gdzieś z tyłu głowy była obecna świadomość, że nie są spokrewnieni i spędzają razem bardzo dużo czasu.
Wiem, że nie powinno się podsłuchiwać, ale gdy Vanessa z nim rozmawiała starałem się wyłapać każde wypowiedziane przez nią słowo. Nie zawsze było to możliwe, nawet mimo otwartych drzwi do sąsiedniego pokoju. Skupiłem się na tym tak, że nie zwróciłem uwagi na Evę, która od kilku minut próbowała coś mi przekazać. Dopiero, gdy uszczypnęła mnie w ramię ocknąłem się i spojrzałem na nią.
-Dlaczego mnie nie słuchasz?-splotła ręce na brzuchu i zmarszczyła nosek, bardzo podobnie jak robiła to Vanessa, kiedy ją zdenerwowałem. Miałem już skłamać, że przecież słucham, ale zrezygnowałem z tego pomysłu.
-Przepraszam, zamyśliłem się, mogłabyś powtórzyć?-westchnęła teatralnie, ale po chwili zaczęła mówić.
-Znalazłam pierścionek pod szafką z telewizorem-wyciągnęła w moim kierunku małą piąstkę, po czym rozchyliła paluszki. Moim oczom ukazała się złota obrączka-Taki sam jak mamy, na początku myślałam, że to jej, ale jest za duży, z resztą ona swojego nigdy nie ściąga-patrzyłem zdziwiony na swoją własność, zastanawiając się, jak ona mogła się tam znaleźć. I zrobiło mi się trochę cieplej na sercu słysząc, że Vanessa zawsze nosi obrączkę, a jednocześnie czułem się głupio nie pamiętając kiedy ostatnio miałem ją na palcu.
-Obrączka jest moja, kiedyś ją zgubiłem
-I nie szukałeś?-spytała zdziwiona kładąc ją na stole.
-Nie przyszło mi do głowy, że może być akurat w tym miejscu-odpowiedziałem wymijająco. Wolałem nie mówić, że nawet nie wiedziałem, że ją zgubiłem do czasu ich przyjazdu, kiedy Vanessa zwróciła mi uwagę, że jej nie mam. Wziąłem ją do ręki i zacząłem przyglądać się wygrawerowanemu napisowi. Na samo wspomnienie naszego ślubu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Po co nosić obrączki?-usłyszałem pytanie zadane dziecięcym głosem.
-To pamiątka ślubu, ma symbolizować miłość-odpowiedziałem bez zastanowienia przekręcając obrączkę w palcach. Po chwili schowałem ją do kieszeni-Kiedy pobieraliśmy się z twoją mamą byliśmy bardzo młodzi
-Ile mieliście lat?
-Vanessa 18, a ja 20
-To dużo-zaśmiałem się słysząc jej słowa. No tak, w jej wieku każdy dorosły wydaje się mieć "dużo" lat.
-Niewiele osób bierze ślub w tym wieku
-To dlaczego wy wzięliście?-trochę mnie zatkało słysząc to pytanie. Na początku nie do końca wiedziałem co odpowiedzieć.
-Jeśli dwoje ludzi się kocha to po co czekać?
-Nie wiem-wzruszyła ramionami-narysujesz mi coś?-spytała zmieniając temat.
-Oczywiście, co byś chciała?
-Nie wiem, chcę mieć niespodziankę, ty możesz narysować, a ja pokoloruję-zastanowiłem się przez chwilę, co narysować, aby było dużo rzeczy do kolorowania. Postawiłem na postacie z bajki o Kubusiu Puchatku. Eva po kilku próbach zaglądania mi przez ramię w końcu weszła na moje kolana. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po czarnych loczkach, po czym wróciłem do rysowania.
-Wiesz kto to będzie?-spytałem kończąc pierwszą z postaci.
-Kłapouchy!-wykrzyknęła ucieszona-Będzie też Kubuś Puchatek?
-Oczywiście
Od kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu minut patrzyłem jak Eva koloruje mój rysunek, kiedy Vanessa weszła do pokoju i oparła zdrową rękę na moim ramieniu. Odwróciłem głowę, aby na nią spojrzeć.
-I znowu mi się dostało-Bardziej stwierdziłem, niż spytałem, podejrzewając, że jeśli rozmawiali na mój temat (a na pewno rozmawiali), to nie usłyszała nic dobrego.
-Leo się po prostu martwi
-Ja też się martwię o swoje siostry, ale nie wtrącam się w ich życie-odpowiedziałem, chyba zbyt agresywnie, lekko podnosząc głos. Chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała i zacisnęła usta.
-Ty na jego miejscu robiłbyś to samo-Mówiąc to spojrzała na Evę-Co tam kolorujesz kochanie?-zdjęła rękę z mojego ramienia i oparła ją o stół.
-Kubusia i jego przyjaciół-odsłoniła pracę, aby pokazać dotychczasowy efekt-Zrobiliśmy to razem...-przerwała na chwilę, nad czymś się zastanawiając-On zrobił rysunek, a ja koloruję-Zdałem sobie sprawę, że chyba nie jest pewna jak ma mnie nazywać.
-Możesz mówić mi po imieniu, albo tato...jeśli wolisz-spojrzała na mnie i po chwili szeroko się uśmiechnęła.
-Wolę mówić tato-odpowiedziała uradowna i przytuliła mnie. Po chwili jednak wróciła do kolorowania. Vanessa usiadła na krześle obok Evy, która teraz była między nami. Oprócz dźwięku szurania kredki po kartce panowała całkowita cisza. Nie wiedziałem co powiedzieć. To moja rodzina, właściwie najbliższa, a nie mam z nimi o czym rozmawiać. Zaczęło mnie to przerażać. A co jeśli będzie tak już zawsze? Zamiast być pewny, że zrobiłem dobrze próbując ratować naszą relację, miałem coraz więcej wątpliwości. Pomyślałem o tym jak potoczy się moje życie w najbliższej przyszłości. Teraz nagrywanie teledysku, później kolejnego, gale, koncerty, wywiady, wielkimi krokami zbliża się 25-lecie Motown, na którym mam wystąpić. Zacząłem coraz poważniej myśleć o tym, czy jestem w stanie pogodzić karierę z rodziną. Kocham muzykę, nie mógłbym żyć bez śpiewania i tańca. Ale zależy mi też na Vanessie i Evie. Muszę z kimś o tym szczerze porozmawiać. Przychodziła mi do głowy tylko jedna osoba, znająca mój mały sekret.
Przeprosiłem moje towarzyszki i podszedłem do telefonu. Szybko przewertowałem notatnik i znalazłem odpowiedni numer. Po kilku sygnałach usłyszałem charakterystyczny, ale nieco zaspany, damski głos.
-Kto śmie zakłócać mój sen?-kątem oka spojrzałem na duży drewniany zegar z kukułką, który wskazywał godzinę dwudziestąpierwszą.
-To ja, Michael-w słuchawce usłyszałem tylko teatralne westchnienie.
-Ty nie powinieneś czasem o tej porze spełniać swoich małżeńskich obowiązków?
-Dzwonię w tej sprawie...to znaczy nie konkretnie w tej-od razu się poprawiłem-Ale chodzi o Vanessę-dopowiedziałem ciszej, aby mieć pewność, że czujne ucho mojej żony niczego nie usłyszy.
-Nie mów, że już drugie zmajstrowałeś...
-Liz! Proszę cię, mam inny problem, możemy się spotkać jutro?
-Widzę, że jednak to poważna sprawa, mam przyjechać?
-Lepiej nie, możemy się spotkać u ciebie-Umówiliśmy się na następny dzień, przed południem. Elizabeth była starsza ode mnie i w relacjach damsko-męskich trochę bardziej doświadczona. Chociaż jej małżeństwa do tej pory nie były udane, miałem nadzieję, że doradzi mi co zrobić, bo sam już nie miałem pojęcia.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro