Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 4

18.02.1983 r.
*Vanessa

Rankiem obudziłam się w sypialni Michaela. Po pierwszym szoku przypomniałam sobie, że wczoraj mnie tu przyniósł. Jednak po drugiej stronie łóżka zostało puste miejsce. Jedynym znakiem, że ktokolwiek tutaj spał było wgniecenie w poduszce. Zauważyłam, że właśnie w tym miejscu leży niewielka karteczka. Wzięłam ją do ręki, aby przeczytać jedno zdanie napisane znajomym stylem.

,,Musiałem wyjść, aby zobaczyć jeszcze kilku tancerzy, obiecuję, że dziś wrócę wcześniej.

M."

Westchnęłam z myślą, że kolejny dzień spędzimy same. Chociaż nie do końca, bo wczoraj jeden z ochroniarzy dotrzymywał nam towarzystwa. Wbrew stereotypom nie był to łysy, napakowany mężczyzna w średnim wieku. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Co prawda wysportowanej sylwetki nie można mu było odmówić, ale do typowego goryla było mu daleko. Przedstawił się jako Bruno i sam zaproponował, że oprowadzi nas po posiadłości. Była ona ciągle w budowie i wszędzie krzątali się ludzie z narzędziami. Kiedy wszystko będzie skończone na pewno będzie robić wrażenie, lecz teraz nie było wiele do oglądania. Więc starał się zorganizować nam jakoś czas.
Wyszłam z sypialni Michaela, aby wybrać ubrania na dzisiejszy dzień. Założyłam czarne spodnie i gruby, puchaty sweter, a na stopy naciągnęłam wełniane skarpety. Z rana, po zimnej nocy w domu nie było zbyt ciepło. Gdy tylko wyglądnęłam na balkon poczułam orzeźwiające i chłodne powietrze, które sprawiło, że szybko wróciłam z powrotem do pokoju. Zeszłam na dół, aby przygotować jakiś posiłek i ciepłą herbatę. Niedługo potem w kuchni pojawiła się Eva ubrana jeszcze w piżamkę z Kubusiem puchatkiem, którą kupiliśmy na ostatnich zakupach. Po zjedzonym śniadaniu ten sam ochroniarz do nas dołączył.
-Witam piękne panie-wszedł do kuchni pewnym krokiem. Zwróciłam uwagę, że w rękach trzymał kilka pudełek, zza których ledwie wystawały jego oczy.
-Cześć Bruno, pomóc ci może?-zaproponowałam. On jednak położył pudła na krześle szeroko się uśmiechając.
-Przyniosłem dla was kilka planszówek-usiadł na jednym z wolnych krzeseł.
-Nie trzeba było...
-I tak u mnie od dawna kurzyły się na strychu, wam na pewno bardziej się przydadzą
-Miło z twojej strony-Eva już nie mogła wytrzymać i zaczęła przeglądać zawartość pudełek.
-Dzisiaj mam kilka rzeczy do zrobienia, ale jak wrócę mogę was zabrać w fajne miejsce-ucieszyłam się na tę propozycję. Nie miałam ochoty znowu całego dnia spędzać w domu. Zauważyłam, że zaczął przyglądać się mojej dłoni, na której była obrączka. Zastanawiało mnie czy Michael komukolwiek o nas powiedział. Jak się jednak okazało nikt nic nie wiedział.
-Nie chcę być wścibski-zaczął niepewnie-Ale czy twój mąż nie ma nic przeciwko twojemu pobytowi tutaj?-Trudno mi było powstrzymać śmiech słysząc to pytanie. Ale jakoś się udało i na mojej twarzy pojawił się tylko delikatny uśmiech.
-Jesteśmy w separacji-Odpowiedziałam po dłuższej chwili. Na szczęście nie dopytywał o szczegóły i po chwili wyszedł zostawiając nas same. Umyłam naczynia i postanowiłam zadzwonić na lotnisko i do domu. Na lotnisku nie dowiedziałam się niczego nowego, nadal musimy czekać na nasze rzeczy. Zaś w domu akurat był tata i to on odebrał telefon. Nie był zbyt zadowolony z tego, że postanowiłam dać Michaelowi szansę. Według niego już dawno powinnam go zostawić i znaleźć kogoś komu będzie na nas zależało. Na szczęście on nie decydował za mnie, a ja nie mogę pominąć tych wszystkich wspólnych lat i jeśli jest szansa na to, że między nami będzie lepiej, to chce ją wykorzystać. Jeśli się nie uda, nie będę miała wyrzutów sumienia, że nie spróbowałam. Porozmawiałam z nim przez kilkanaście minut, a gdy zakończyliśmy rozmowę zajęłam się Evą, która w tym czasie zdążyła przeglądnąć wszystkie gry. Do pierwszej rozgrywki wybrałyśmy karty do ,,Piotrusia". Prosta gra, w którą grywałam kiedy jeszcze sama byłam dzieckiem. Evie bardzo się spodobała i długo nie chciała jej zmieniać. Późnej poszedł w ruch chińczyk, memory. Do południa część planszówek była już za nami. Akurat, gdy chciałyśmy sobie zrobić przerwę usłyszałam, że drzwi do domu się otwierają. Pomyślałam, że musi to być któryś z ochroniarzy. Michael pozwalał im korzystać z kuchni, gdyby chcieli się napić czy coś zjeść. Wątpiłam, że to on mógł wrócić tak wcześnie. Wstałam, aby wyprostować nogi i zrobiłam kilka okrążeń po pokoju. Skierowałam się do drzwi prowadzących na korytarz, ale gdy tylko położyłam dłoń na klamce same się otworzyły. Przede mną stał uśmiechnięty Michael z bukietem fioletowych irysów w jednej ręce i dużym misiem w drugiej.
-Przepraszam, że musiałyście spędzić wczoraj same cały dzień-Powiedział wręczając mi kwiaty, a Evie misia. Eva podziękowała i przytuliła się do jego nóg.
-Dziękuję, miło, że pamiętałaś jakie kwiaty lubię
-Takich rzeczy się nie zapomina-objął mnie i cmoknął w czoło. Wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że coś przykuło moją uwagę. Dotknęłam palcami jego szyi w zaczerwienionym miejscu.
-Co to ma znaczyć?-odsunęłam się od niego i skrzyżowałam ręce.
-To nie tak jak myślisz...

*Michael

Dzisiaj umówiłem się, aby moja ekipa i pozostali uczestnicy castingu przyszli wcześniej. Chciałem szybciej wszystko skończyć i wrócić do domu, żeby resztę dnia spędzić z rodziną. Ku mojemu zdziwieniu poszło całkiem sprawnie i około dziesiątej rano mieliśmy już wszystkich tancerzy. Zadowolony z takiego obrotu sprawy powoli zbierałem się do wyjścia, kiedy podszedł do mnie Frank. Był moim menadżerem właściwie od wydania ,,Off the Wall" i miałem wrażenie, że nie mogłem trafić na nikogo lepszego.
-Michael, mógłbyś jeszcze na chwilę podejść ze mną do garderoby?-Zapytał po czym zaciągnął się cygarem.
-Szczerze mówiąc trochę się spieszę
-Chciałem cię tylko z kimś poznać-zawahałem się i spojrzałem na zegarek.
-No dobrze-Poszliśmy długim korytarzem i weszliśmy w odpowiednie drzwi. W pomieszczeniu na kanapie siedziała młoda kobieta z burzą czarnych loków i karnacją w odcieniu podobnym do mojego. Gdy weszliśmy do środka od razu wstała i uśmiechnęła się szeroko. Nie miała mocnego makijażu, z wyjątkiem czerwonych ust, które przykuwały uwagę. Mimo że w pierwszej chwili byłem lekko zdezorientowany, zorientowałem się, że musiała być to kobieta, która miała zagrać ze mną w teledysku.
-Olu, to jest właśnie Michael Jackson, Michael poznaj Olę Ray-Frank oficjalnie nas sobie przedstawił. Ola od razu wyciągnęła rękę z pomalowanymi na czerwono paznokciami.
-Miło mi cię poznać-delilatnie uścisnąłem jej dłoń.
-Mi również Michael, szczerze mówiąc nigdy nawet nie marzyłam o współpracy z takim artystą
-Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś-Powiedziałem z grzeczności. Nie bardzo wiedziałem co innego mógłbym odpowiedzieć. Ola była naprawdę pociągającą kobietą, ale nigdy nie pomyślałbym, że ktoś weźmie na poważnie to co mówiłem przeglądając Playboya, który całkiem przypadkiem wpadł mi w ręce.
-To ja was zostawię-Spojrzałem na Franka, który się pożegnał i czym prędzej opuścił pokój. Chciałem wyjść, ale teraz było mi głupio tak sobie pójść. Usiedliśmy na kanapie. Czułem się dość nieswojo w jej towarzystwie i nie wiedziałem od czego zacząć. Jednak ona była zdecydowanie mniej spięta i zaczęła rozmowę.
-Dlaczego wybrałeś akurat mnie?-Pytanie, które padło wprawiło mnie w zakłopotanie i od razu poczułem jak się czerwienię, gdy tylko w mojej wyobraźni pojawiły się jej zdjęcia z wcześniej wspomnianego czasopisma. W takich sytuacjach doceniałem mój kolor skóry, na którym rumieńce nie były aż tak widoczne.
-Widziałem twoje zdjęcia-odpowiedziałem ostrożnie dobierając słowa. Słysząc to uśmiechnęła się szeroko. Jej uśmiech był zabójczy.
-Spodobałam ci się?-Zacisnąłem wargi w wąską linię coraz bardziej skrępowany kierunkiem w jakim ta rozmowa zmierza.
-Urzekłaś mnie-Przeczesałem dłonią włosy.
-Ty też jesteś przystojny-Zaczęła się powoli przysuwać bliżej mnie. Nie wiem czy sprawiło to hipnotyzujące spojrzenie jej brązowych oczu, czy zniewalającu uśmiech, ale nie ruszyłem się ani o centymetr. Powoli zdjęła dżinsową kurtkę zostając w samej koszulce, która przylegała do jej ciała ukazując dobrze wszystkie atuty. Mój wzrok automatycznie powędrował wzdłuż jej ciała-Niektóre rzeczy lepiej wyglądają na żywo-powiedziała zadziornie. Otworzyłem usta ze zdziwienia. Rozum podpowiadał żeby się ewakuować i to jak najszybciej, bo to się może źle skończyć. Jednak czasami są okoliczności, kiedy rozum ma niewiele do powiedzenia. Ola widząc mój wzrok nie czekała na jakąkolwiek odpowiedź tylko wpiła się w moje usta. Spragniony bliskości i czułości, w pierwszej chwili uległem namiętności jaka się między nami wytworzyła. Moja dłoń powędrowała na jej udo, a druga na plecy przyciągając ją bliżej. Nie sprzeciwiała się temu. Powędrowała ustami w kierunku mojej szyi. Poczułem przyjemne szczypanie. Jednak po chwili odezwała się we mnie jakaś reszta zdrowego rozsądku i pomyślałem o Vanessie i Evie. Natychmiastowo oderwałem się od kobiety i wstałem na równe nogi. Patrzyła na mnie nie rozumiejąc co się właśnie stało.
-Przepraszam-Wydukałem i prawie wybiegłem z pomieszczenia. Pędziłem przez korytarz chcąc jak najszybciej opuścić budynek. Zwolniłem dopiero, gdy byłem już na zewnątrz. Mój szofer akurat kończył palić papierosa.
-Pali się czy co?-spytał zdziwiony, po tym jak zobaczył z jaką prędkością wybiegłem przez drzwi.
-Gorzej-Przyglądnął się dokładniej mojej szyi i uśmiechnął się pod nosem zapewne wyobrażając sobie różne możliwe scenariusze. Spojrzał na słońce i po chwili na zegarek.
-Szybki jesteś
-Nie dopowiadaj sobie za wiele
-Nie muszę, twój wygląd mówi wystarczająco dużo
-Do niczego nie doszło, ale jestem kretynem-skwitowałem po czym skierowałem się do samochodu. On wyrzucił niedopałek i przydepnął go butem. Po chwili siedział już za kierownicą.
-O co chodzi, ona nie chciała czy ty nie chciałeś?
-Chciała, ja niestety....też uległem-schowałem głowę w dłonie.
-Przecież nie masz nikogo, więc w czym problem?
-Może dla ciebie to nie jest problem, ale ja nie sypiam z obcymi kobietami-Ten tylko wzruszył ramionami. Jechaliśmy w ciszy dopóki nie poprosiłem go, aby zatrzymał się obok kwiaciarni. Miałem nadzieję, że znajdę tam irysy. Vanessa zawsze je uwielbiała. Założyłem mój zestaw awaryjny, czyli sztuczne wąsy, okulary i czapkę z daszkiem. Nie chciałem, aby Jerry wybierał dla niej kwiaty. Wolałem sam to zrobić. W oczy rzucił mi się też dość spory misiek stojący na wystawie. Jego też kupiłem z nadzieją, że Evie się sposoba.
-Musiał Pan czymś nieźle jej zajść za skórę-Odezwał się sprzedawca, widząc wielkość bukietu.
-Słucham?
-Mówię, że musiał pan coś porządnie przeskrobać
-Dlaczego pan tak sądzi?
-Przyważnie mężczyźni kupują kwiaty na przeprosiny
-To już nie można kupić kwiatów kobiecie tak bez okazji?
-Oczywiście, że można, doliczyć czekoldki?
-Nie trzeba-Gdy już miałem wszystko czego potrzebowałem ruszyliśmy w dalszą drogę. Został tylko jeden problem. Czerwone ślady na szyi, których w żaden sposób nie dało się zakryć. Nie miałem pomysłu co z tym zrobić. To dowód, który jednoznacznie wskazuje na to co mogło się wydarzyć. Nie miałem pojęcia jak mógłbym przekonać Vanesse, że nic nie zrobiłem. Byłem na siebie zły za tę chwilę słabości. Jeśli przez to stracę swoją szansę, to nigdy sobie tego nie wybaczę.

Wszedłem do domu, w którym na pierwszy rzut oka nikogo nie było. Po chwili jednak usłyszałem jakieś głosy dochodzące z pokojów na pierwszym piętrze. Nadal niepewnie poszedłem w tamtym kierunku, postanowiłem zachowywać się jakby nic się nie stało i wszedłem do pokoju z uśmiechem. Były wyraźnie zdziwione, że wróciłem tak szybko. Obie ucieszyły się z prezentów i nawet mnie uściskały. Łudziłem się, że Vanessa nic nie zauważyła. Ale po chwili przejechała palcami po mojej szyi i odsunęła się. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Od początkowego zdziwienia do smutku pomieszanego ze złością.
-Co to ma znaczyć?-Spytała próbując nad sobą zapanować.
-To nie tak jak myślisz...-Powiedziałem chyba najgłupszą i najbanalniejszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.
-Pobawisz się chwilę sama?-Zwróciła się do Evy-Muszę porozmawiać z Michaelem
-Dobrze mamo-Widocznie nie chciała się kłócić przy córce.
Vanessa wyminęła mnie i wyszła na korytarz. Ja opuściłem pokój zaraz po niej. Skierowaliśmy się do mojej sypialni.
-Masz kogoś?-Spytała bez owijania w bawełnę, gdy tylko zamknąłem za nami drzwi.
-Nie mam, nigdy nie miałem innej kobiety
-Mhmm, dlaczego kłamiesz?
-Vanesso mówię prawdę, nigdy cię nie zdradziłem
-Doprawdy?
-Za kogo ty mnie masz? Gdybym miał kogoś innego to po co bym was tutaj ciągnął?
-Nie wiem, ale przestaję ci ufać, jaką mam pewność, że przez te wszystkie lata nie miałeś innej?-Zabolały mnie jej słowa. Przede wszystkim przez to, że znała mnie tak długo, a myślała w ten sposób.
-Taką samą jak mam ja, że ty nie miałaś nikogo
-To nie ja przychodzę z malinkami na szyi!-Zaczęła stopniowo podnosić głos.
-Ale to ty chcesz się rozwieźć!-Odpowiedziałem również krzycząc.
-Bo już nic między nami nie ma!-Wbiła we mnie swój wzrok. Tymi słowami całkowicie złamała mi serce. Przez chwilę milczałem wpatrując się w nią.
-W takim razie co tutaj jeszcze robisz?-Odpowiedziałem próbując zapanować nad drżeniem głosu.
-Podpisz te cholerne papiery i już nas więcej nie będziesz musiał oglądać-Warknęła i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Stałem przez chwilę wpatrując się prosto przed siebie. Po czym usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłonie. Po prostu się rozpłakałem. Ze smutku, złości i z bezsilności. Zamiast porozmawiać jak cywilizowani ludzie musiało skończyć się kłótnią i powiedzeniem o kilku zdań za dużo. Gdy już ochłonąłem, podszedłem do szuflady, w której miałem stare listy i niektóre dokumenty. Szybko znalazłem odpowiedni i złożyłem swój podpis w odpowiednim miejscu. Niektórych relacji nie da się już uratować. Być może w naszej już nie było czego ratować.

*Vanessa

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest mi całkiem obojętny. Zależało mi na nim, mimo że wydawało mi się, że tak nie jest. Zabolało mnie to co zobaczyłam. Chyba każdy wie w jakich okolicznościach powstają takie ślady na szyi. Jak on niby chciał to wytłumaczyć? Koleżanka z pracy "przypadkiem" zrobiła mu malinki? To było z resztą bez znaczenia kto mu to zrobił, bo sprowadzało się do jednego. Był z kobietą i wszystko wskazywało na to, że wizyta nie skończyła się na rozmowie. Ale dlaczego mnie oszukiwał? Mógł podpisać papiery i miałby spokój, nie musiałby się przed nikim tłumaczyć ani ukrywać. Kompletnie tego nie rozumiałam. Może za bardzo mnie poniosło, powiedziałam kilka słów za dużo, ale zdrada naprawdę bolała. Chociaż jeszcze bardziej bolało kłamstwo. Czcze gadanie, że mu na nas zależy, że chce odbudować to co było między nami. Dlaczego nie pozwolił nam odejść od razu? Wtedy nikt by nie cierpiał. Nie doszło by do takiej sytuacji.
Gdy wybiegłam z jego pokoju skierowałam się prosto do łazienki. Przekręciłam kluczyk w drzwiach i osunęłam się po ścianie. Podwinęłam kolana pod brodę i łzy od razu zaczęły lecieć z moich oczu. Najchętniej bym kupiła bilety na samolot i jak najszybciej wróciła z Evą do Gary. Miałam nadzieję, że teraz podpisze te dokumenty i będziemy mogli się pożegnać. Naprawdę chciałam zacząć nowe życie. Liczyłam, że już nie będzie mi tego utrudniał.

***

Zapraszam was Drodzy Czytelnicy do wyrażania swojej opinii pod rozdziałami, przyjmę każdą konstruktywną krytykę, rade i oczywiście pochwały xD miło będzie jeśli zostawicie ☆ jeśli opowiadanie wam się podoba :))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro