Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 30

16.03.1983 r.
*Michael

Czy to możliwe, że w moim pokręconym życiu nastąpiła jakaś mała stabilizacja? Wydawało się, że w końcu... będzie dobrze. Gdy zerkałem na podarte dokumenty, które od wczorajszego wieczoru leżały na podłodze, czułem, jakby cały świat się zatrzymał. Jakby wszystkie inne problemy nagle zrobiły się błahe, nieznaczące, bo był obok mnie ktoś, kto kochał mnie bezwarunkowo i kogo ja kochałem ponad życie. Jakbym złapał Pana Boga za nogi i wygrał coś, co jest warte więcej niż wszystko, co posiadam jak sława, pieniądze, kariera. Dlaczego tak późno to doceniłem...? Na szczęście nie za późno. Ktoś chciał iść ze mną przez życie mierząc się z każdą przeciwnością, być, jakby wbrew całemu światu. Miłość, ta prawdziwa jest czymś najpiękniejszym w życiu, nie opiszą jej żadne słowa, żaden wiersz, żadna piosenka. Kiedy ktoś decyduje się po prostu być obok i akceptować cię takiego jakim jesteś, bez żadnych ''ale '' i ''jeśli''. Vanessa wydawała się pogodzona z każdą zmianą, która teraz nastąpi, nawet jeśli sam nie wiedziałem co się stanie. To, że teraz daliśmy sobie szansę, nie gwarantowało, że tak już będzie zawsze, byłem tego świadomy, ale nie chciałem o tym myśleć zbyt długo. Wolałem skupić się na tym, aby każdego dnia nasza relacja stawała się coraz lepsza i silniejsza.

— To ty? — spytała Eva, gdy przeglądaliśmy album, jedyny, który zabrałem ze sobą z Gary i do dzisiaj kurzył się w jednej z szuflad. Po tym całym armagedonie uczuć nabraliśmy ochoty na odgrzebanie kilku wspomnień.
— Mhmm, a to wujkowie Tito, Jackie, Marlon, Randy i Jarmain — wskazywałem na kolejne osoby na zdjęciu. Ona z zainteresowaniem przyglądała się każdemu z osobna. Zdjęcie akurat pochodziło z koncertu w dniu, kiedy dowiedziałem się, że Vanessa jest w ciąży.
Z pewną nostalgią wspominałem tamten wieczór. Jak mało wtedy wiedzieliśmy...o życiu, o czymkolwiek. Ale moja radość była prawdziwa. Mimo że zanim pokochałem Vanessę jedynym o czym marzyłem była scena, na której mógłbym dosłownie spać, i która była jedynym miejscem, gdzie byłem szczęśliwy, a o rodzinie myślałem jak o czymś oczywistym, ale gdzieś w dalekiej przyszłości. Nawet nie rozmawialiśmy jeszcze o dzieciach, kompletnie o tym nie myśleliśmy...

*Kiedyś

Światła zgasły. Wszyscy zeszliśmy ze sceny, po całkiem dobrym koncercie. Odbywał się w Chicago i był ostatnim koncertem w tym tygodniu, więc jeszcze tego samego dnia chciałem koniecznie wrócić do Gary. Rano rozmawiałem z Vanessą, wydawała się czymś zdenerwowana, ale nie chciała o tym mówić przez telefon. Martwiłem się, bo od tygodnia wspominała, że czuje się gorzej. Nie przechodziło jej więc wczoraj była u lekarza. Powiedziała, że to nic poważnego, ale miałem przeczucie, że nie mówiła mi całej prawdy. Dlatego tymbardziej chciałem wracać jak najszybciej, mimo że wszyscy byli zmęczeni po występie. Koniec końców razem z Josephem spakowaliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy w drogę do domu, a bracia zostali w hotelu. Nie cała godzina drogi minęła dość szybko. Gdy byliśmy już na miejscu tylko pospiesznie przywitałem się z mamą, która się nas dzisiaj nie spodziewała i poleciałem prosto do Vanessy. Zapukałem do drzwi i otworzył mi trochę zdziwiony jej ojciec, ale od razu mnie wpuścił. Była już w pokoju i szykowała się do snu. Wszedłem do jej sypialni bez pukania. Siedziała na łóżku i lekko się wzdrygnęła, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Jednak kiedy zobaczyła, że to ja, rzuciła mi się w ramiona.
— Myślałam, że zobaczymy się dopiero jutro.
— Niespodzianka — pocałowałem ją. Poczułem się, że się uśmiecha i odwzajemnia pocałunek, przedłużając go. — I martwiłem się. — dodałem po chwili patrząc na nią.
— Przepraszam, nie chciałam żebyś się denerwował.
— A jak się czujesz?
— Teraz w porządku — zaczęła nerwowo ściskać swoją koszulkę. Zauważyłem, że unika mojego wzroku.
— Denerwujesz się czymś? — wziąłem ją za rękę i pociągnąłem, aby usiąść na łóżku. Chyba pierwszy raz to ona się bała i ewidentnie nie chciała o czymś mi powiedzieć. — Wiesz, że możemy porozmawiać o wszystkim. — ucałowałem jej dłoń, z nadzieją, że poczuje się pewniej. Jednak obserwując ją niepokoiłem się coraz bardziej, co wyniknie z tej rozmowy. Nie chciałem na nią naciskać, ale jednocześnie takie zachowanie całkiem nie było w jej stylu. Przeważnie jeśli coś się działo, albo coś jej nie pasowało to nie potrafiła dusić tego w sobie tak długo. To ja byłem tym, którego trzeba było ciągnąć za język. To zachowanie świadczyło o tym, że może to być coś poważnego.
— Możemy porozmawiać o tym jutro? — spytała w końcu uparcie wpatrując się w podłogę.
— W porządku — uniosłem lekko jej podbródek, zmuszając, aby na mnie popatrzyła. — Kocham cię.
— Ja ciebie też — lekko się uśmiechnęła — Zostaniesz ze mną? Stęskniłam się za tobą. — sama z siebie tak po prostu mnie przytuliła.
— Zostanę, też za tobą tęskniłem — gdy to usłyszała spojrzała na mnie na chwilę po czym niespodziewanie pocałowała. Atmosfera od razu się zmieniła. Jednak nie byliśmy sami, a jej ojciec by mnie chyba zabił, gdyby nas przyłapał. Musiałem to przerwać do póki myślałem jeszcze trzeźwo. Jej ani moi rodzice nie mieli nic przeciwko, kiedy nocowaliśmy u siebie, bo właściwie nie było to niczym nowym. Ale wolałem nie nadużywać ich gościnności. Chociaż zdażało nam się czasami bardziej ryzykować...
— Nie chcesz? — była widocznie zdezorientowana i jakby...smutna?
— Twoi rodzice przecież są w domu
— Ach... no tak — położyła się na łóżku i przykryła kołdrą. Przyglądałem się jej przez chwilę po czym sam położyłem się obok i zgasiłem lampkę. Poczułem, że przysunęła się do mnie i przytuliła. Nie przeszkadzało mi to, bo lubiłem kiedy była tak blisko, ale coś było nie tak. Cały czas to czułem i nie dawało mi to spokoju. — Śpisz? — miałem wrażenie, że minęło sporo czasu, gdy usłyszałem jej głos.
— Nie, coś się stało?
— Tylko tak pytam — Naprawdę zachowywała się jak nie ona.
— Na pewno nie chcesz porozmawiać?
— Nie, sama nie wiem, chyba nie zasnę
— Może jednak? — zaświeciłem ponownie lampkę. — Widzę, że coś cię dręczy.
— Boję się, że mnie zostawisz
— Dlaczego bym miał? — Nie rozumiałem całkiem skąd wzięła się ta obawa. Czy w jakiś sposób ją zaniedbałem? Czy o coś mnie podejrzewała? — Kocham cię i nie widzę nikogo innego w swoim życiu.
— Jestem w ciąży — podkuliła kolana pod brodę i ukryła w nich twarz. Myślałem, że coś źle usłyszałem. Jednak z każdą minutą to do mnie docierało. Nie takiej informacji się spodziewałem. Ale, gdy już pierwszy szok minął poczułem pewnego rodzaju... szczęście.
— Jesteś w ciąży — powtórzyłem za nią cicho, ale nie na tyle, żeby nie usłyszała. Ona podniosła na mnie wzrok.
— Jesteś na mnie zły?
— Zły? — złapałem ją za ręce — Nigdy, nawet, chyba się cieszę.
— Cieszysz? Nie boisz się, że sobie nie damy rady? Ty masz karierę... — Nie czekając aż skończy porwałem ją na ręce i okręciłem się wokół własnej osi.
— Poradzimy sobie — powiedziałem pewnie. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że przed nami zostało jeszcze poinformowanie o wszystkim rodziców.

*Teraz
*Vanessa

Gdy się obudziłam Michael wydawał się już dawno nie spać. Wczoraj do późna leżeliśmy, rozmawiając. Chociaż od jakiegoś czasu powtarzałam, że chcę z nim zostać, chyba dopiero, gdy zniszczyłam te dokumenty zdał sobie sprawę, że mówię prawdę i podjęłam decyzję. Był naprawdę szczęśliwy, aż płakał. Miałam wrażenie, że w końcu pozwolił na ujście tym wszystkim emocją, które tłumił przez cały czas. Chyba przez całą noc, nawet gdy już spał, nie odsunął się ode mnie nawet o milimetr, jakby nie chciał, abym uciekła. Dopiero z rana zastałam go siedzącego na dywanie obok łóżka, oglądającego nasze stare zdjęcia.
— Czemu już nie śpisz? — spytałam, na co lekko się wzdrygnął, zaskoczony, że już wstałam.
— Nie wiem... ale chyba już mi tak zostanie — zerknął na mnie uśmiechając się. Położyłam się na łóżku zaglądając mu przez ramię na album, który akurat oglądał. — Pamiętasz? — wskazał na zdjęcie z naszego ślubu. - Byłaś taka zestresowana- Pamiętałam doskonale, trudno było zapomnieć, w końcu był to jeden z najważniejszych dni w moim życiu.
— Bałam się, że się rozmyślisz
— Kochałem cię, po tylu latach nadal kocham — odwrócił głowę w moją stronę — Jesteś kobietą mojego życia, nigdy nie będzie innej i ani przez moment nie żałowałem naszego ślubu. — Mówił poważnie, całkiem poważnie i szczerze.


*Kiedyś

W całym domu od rana panowało zamieszanie. Tata chodził naburmuszony przez cały dzień, a mama latała załatwiając jakieś ostatnie sprawy związane z dzisiejszym ślubem. Wszystko było zorganizowane szybko, na wariackich papierach. Dodatkowo ciąża sprawiała, że stresowałam się z każdą godziną coraz bardziej. Do tego brzuch już lekko odstawał, co jeszcze bardziej mnie dobijało. Bałam się tego, co powiedzą inni. Godzinami stałam przed lustrem, aby się upewnić, że niczego nie widać. Jak narazie o dziecku wiedziała tylko najbliższa rodzina i chciałam, aby tak zostało.
— Ślicznie wyglądasz — do pokoju nieoczekiwanie wszedł Leo.
— Dzięki... — usiadłam na krześle przed lustrem i przetarłam oczy. Nagle zachciało mi się płakać.
— Co się dzieje? — spytał podając mi chusteczkę. Przetarłam delikatnie policzki tak, aby nie rozmazać makijażu. — Nie chcesz tego ślubu? Wiesz, że nie musisz robić nieczego na siłę.
— Chcę, bardzo chcę, kocham go... ale boję się, że się rozmyśli, że zostanę sama...on ma karierę...
— Nie wydaje mu się to przeszkadzać - usiadł na krześle obok mnie - I nie wyglądał wczoraj jakby miał zamiar się rozmyślić
— Wiem, ale... nie wiem, nic już nie wiem
— Spokojnie — położył mi ręce na ramionach. — Oddychaj, nie powinnaś się denerwować, dzisiaj twój ślub, Michael cię kocha, ty kochasz jego, pięknie wyglądasz, wszystko będzie dobrze - mówił tak pewnie, a ja chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam...
— Dzięki...

* Michael kiedyś

— Nie wierzę, że nasz mały braciszek się żeni — Jermain stanął obok i poklepał mnie po plecach. — Zestresowany?
— Nie — odpowiedziałem spokojnie. Może to kogoś dziwić, ale naprawdę się nie denerwowałem. Czego miałem się bać? Nie dopuszczałem do siebie myśli, że coś może pójść nie tak, bo niby dlaczego? Jeszcze wczoraj rozmawiałem z Vanessą, tak naprawdę oboje cieszyliśmy się na myśl o dzisiejszym dniu. Może to wszystko działo się szybko, ale jak tak o tym myślałem, to tylko upewniałem się w tym, że podjęliśmy dobrą decyzję. Kiedyś przecież bym się jej i tak oświadczył, wzięlibyśmy ślub, więc co za różnica czy teraz czy za rok? Wiedziałem, że ją kocham, ufam jej, nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miejscu.
— No tak noc poślubna już dawno za wami — nabijał się Jackie próbując mnie zawstydzić, co niestety mu się udało.
— Proszę cię...
— Cicha woda brzegi rwie jak to mówią
— Taki grzeczny, ułożony, nieśmiały, a tutaj proszę — poczochrał mnie po głowie. — Ciekawe ile fanek tam po cichu...
— Jackie! — Trzepnąłem go poduszką, na co reszta tylko wybuchła śmiechem. Kocham ich, ale czasami bywają nieznośni. Do tego wszyscy poza Randiem, który stał z boku i tylko się nam przysłuchiwał, byli starsi ode mnie i żonaci. Od rana nabijali się, chodząc za mną i ględząc o "urokach" małżeństwa. Wiedzieli, że łatwo mnie zawstydzić, a że akurat okazja była idealna to z niej korzystali. — Nie mówcie, że wy byliście tacy święci.
— My nawet nie próbowaliśmy udawać świętych, nie to co ty — dźgnął mnie łokciem w bok.
— Dobra dajcie mu spokój, jeszcze się dzisiaj nasłucha — W mojej obronie stanął Marlon. Przejrzałem się sobie w lustrze. Zauważyłem, że znowu wyskoczyły mi pryszcze, ale nie mogłem sobie pozwolić na przejmowanie się tym, nie dzisiaj. Zostało zacisnąć zęby, poprawić tylko marynarkę oraz wyrównać muchę. Do ślubu została jeszcze godzina. Po chwili do pokoju weszła mama już ubrana w jedną z swoich ulubionych sukienek. Przez chwilę przyglądała mi się bez słowa.
— Jak się czujesz? — spytała podchodząc bliżej.
— Cieszę się — Przeczesałem dłonią włosy. — Wszystko w porządku mamo? — spytałem widząc, że ma zaszklone oczy. Zawsze była bardzo wrażliwa, szczególnie w takich momentach. Przepłakała chyba każdy ślub, który do tej pory odbył się wśród mojego rodzeństwa.
—Nie, nie, po prostu... cieszę się, że jesteś szczęśliwy. — otarła dłonią oczy. Przytuliłem ją od razu, wtedy całkiem się rozkleiła i natychmiast odsunęła — Pobrudzę ci koszulę — uśmiechnęła się wycierając oczy chusteczką.
— Oj Mamo, nie przejmuj się koszulą, mam inne — ona jednak powoli się uspokajała.
— Jesteś moim prawie najmłodszym dzieckiem — położyła mi ręce na ramionach. — Trudno mi uwierzyć, że tak szybko dorośliście.

Gdy dojechaliśmy na miejsce od razu zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu Vanessy. Stała z rodzicami przed wejściem do urzędu i wyglądała na zdenerwowaną. Od razu po cichu do niej podszedłem i zasłoniłem jej oczy, na co lekko się wzdrygnęła, ale zorientowała się, że to ja, bo po chwili na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
— Pięknie wyglądasz — szepnąłem jej do ucha. Po tym przywitałem się z jej rodzicami. Mój przyszły teść nadal patrzył na mnie wzrokiem, który mógłby zabijać, ale miałem nadzieję, że niedługo mu przejdzie, albo przynajmniej kiedy urodzi się jego wnuk lub wnuczka.
— Denerwuję się — powiedziała bardzo cicho, kiedy nadal czekaliśmy na swoją kolej.
— Dlaczego? — Jednak nie usłyszałem odpowiedzi, bo właśnie w tym momencie urzędniczka poprosiła nas do sali. W końcu się zaczęło. Trzymałem przez cały czas Vanessę za rękę z nadzieją, że trochę ją to uspokoi. Przez chwilę czułem się winny, że przez ten ślub naraża się na niepotrzebne nerwy, jednak gdy nadszedł czas przysięgi wszystko minęło. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy wypowiadając kolejne słowa.
— I że cię nie opuszczę aż do śmierci...


*Teraz
* Michael

Z tego dnia w tym albumie znajdowały się zaledwie dwa zdjęcia. Jedno zrobione pod drzwiami urzędu zaraz po ślubie, a drugie podczas naszego pierwszego tańca. Nawet nie mam pewności, który z braci je zrobił. Wtedy byliśmy sławni, ale dziennikarze nie interesowali się nami jakoś szczególnie. Przez to ceremonia i późniejsza uroczystość przebiegła całkiem spokojnie, tym bardziej, że nie mieliśmy żadnego kamerzysty, ani fotografa z zewnątrz więc nikt poza najbliższą rodziną nie miał naszych zdjęć. Ludzie w miasteczku oczywiście gadali, ale przestaliśmy się tym przejmować. Chociaż Vanessa potrzebowała na to trochę więcej czasu. Po ślubie rozpoczęło się nasze wspólne życie, można powiedzieć, że właściwie przeprowadziłem się do domu Vanessy. To było cudowne kilka miesięcy, nawet miałem wrażenie, że jej ojciec z każdym dniem odrobinę bardziej mnie toleruje. Później urodziła się Eva, a niedługo po tym wyprowadziłem się do Los Angeles. Nagrałem jedną płytę, później drugą. Prawie straciłem rodzinę. To wszystko doprowadziło nas do miejsca, w którym jesteśmy teraz. Siedzimy razem na dywanie, w trójkę opowiadając naszej córce, o każdym zdjęciu po kolei, odpowiadając na jej pytania. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Ale jestem pełen nadziei i przestałem martwić się o jutro. Teraz wystarczy ''tylko'' zadbać o to, co udało nam się wypracować przez ten miesiąc oraz nie dopuścić, aby którekolwiek z nas poczuło się niekochane i samotne.

***

Hej, hej!
Ostatni rozdział mam wrażenie, że wyszedł odrobinę sentymentalny, ale mam nadzieję, że wam się podoba 😊
Lubicie takie wstawki historii z przeszłości głównych bohaterów? 
Pojawił się już też epilog, a tymczasem zapraszam do komentowania i dawania gwiazdek  jeśli rozdział wam się spodobał ☆. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro