Dzień 26
12.03.1983 r.
*Michael
Przez całą noc w mojej głowie kłębiło się setki różnych myśli. Były jak irytujący komar, który brzęczy nad uchem i nie pozwala na spokojny sen. W końcu, gdy rano doszedłem do wniosku, że nie uda mi się zasnąć na dłużej niż pół godziny, wstałem i postanowiłem udać się na spacer po Neverlandzie. W całym domu było cicho jak makiem zasiał, czasami tylko słyszałem skrzypienie podłogi, gdy stawiałem kolejne kroki. Wyszedłem się przewietrzyć, aby zebrać myśli i w spokoju poukładać sobie wszystko, to, co usłyszałem od rodziców Vanessy, i co tak właściwie się dzieje. Powoli docierało do mnie, że ona naprawdę chce zostać. Na moją twarz mimowolnie wkradł się uśmiech. Wątpliwości, które miałem, gdy pierwszy raz od dawna usłyszałem ,,Kocham cię ", zanikały z każdym kolejnym dniem. To, co jeszcze jakiś czas temu wydawało się niemożliwe, stało się codziennością. Budziłem się, a ona była obok, wracałem do domu, który nie był już pusty. Był ze mną ktoś kogoś mogłem obudzić nad ranem, aby popatrzeć na wschód słońca, czy zadzwonić z drugiego końca świata, aby zamienić kilka słów. Chociaż nadal siedziało we mnie poczucie winy, niepewność i żal to coraz częściej miejsce negatywnych uczuć zajmowały te dobre. Miałem wrażenie, że powoli wszystko zmierza we właściwym kierunku i to, co ktokolwiek inny o tym myśli, nie ma żadnego znaczenia. Nawet jeśli byli to jej rodzice. Na szczęście Vanessa jest uparta, wiem, że jeśli już coś postanowiła, to nie zmieni zdania. Jednak to, że zdecydowała się zostać z mną tak szybko, czasami mnie niepokoiło. Nie chciałem, mieć wątpliwości, a jednak one się pojawiały. Czy naprawdę aż tak bardzo mnie kocha, że wystarczyło kilka tygodni, aby zrezygnowała z rozwodu? Czy może jednak chodzi o coś innego? Jeśli tak, to o co? Te pytania pojawiały się od czasu do czasu, a najgorsze było to, że prawdopodobnie nigdy nie będę pewien odpowiedzi. Na szczęście męczyło mnie to z każdym dniem coraz mniej, a gdy była obok, pytania wydawały się nie istnieć.
Mój spacer trwał do czasu, aż przez gałęzie drzew zaczęły przebijać promienie słońca, a z porannej szarówki powoli robił się dzień. Jednak w domu nadal wydawało się być cicho, tylko z kuchni dobiegał dźwięk czajnika. Byłem pewien, że to Vanessa już wstała i bez namysłu skierowałem się w tamtym kierunku. Lecz jak się okazało w kuchni nie było mojej żony, a jej mama, która parzyła właśnie kawę. Chciałem się wycofać, jednak zauważyła mnie więc było mi głupio od tak wyjść.
- Dzień dobry - Przywitałem się.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się do mnie delikatnie. - Przepraszam, że urządziłam sobie samowolkę w twojej kuchni, ale już nie mogłam spać - wytłumaczyła się od razu.
- Nie mam nic przeciwko, czujcie się jak u siebie
- Napijesz się kawy? - Nie wiedząc czemu, przystałem na tą propozycję, zbyt późno zdając sobie sprawę, że może oznaczać to siedzenie przy stole, w mało komfortowej ciszy. I rzeczywiście przez pierwsze kilka minut siedzieliśmy na przeciwko siebie w milczeniu. Błądziłem wzrokiem po ścianach i meblach, aby tylko zająć czymś czas.
- Przepraszam za Harrego - odezwała się w końcu, a ja spojrzałem na nią zaskoczony.
- Nie musisz za niego przepraszać
- Wiem, ale on jest zbyt dumny, aby to zrobić, nawet jeśli już ochłonie
- W porządku - odpowiedziałem obojętnie.
- Tęsknimy za Vanessą, martwimy się o nią, do tego to wszystko, co ostatnio się dzieje... ciężko to znosi
- Nie musisz go tłumaczyć
- Po prostu... nie powinien tak reagować, ale chciałabym żebyś spróbował nas zrozumieć - Podniosła na mnie wzrok - Vanessa miała się nigdy nie urodzić i gdy się pojawiła była naszym cudem... - zaczęła wspominać historię, którą już znałem, jednak tylko od mojej żony, ale nigdy nie słyszałem tego od jej rodziców. - Każdy lekarz, u którego byliśmy mówił, że nie ma szans na ciążę, a jednak ona się pojawiła. - Uśmiechała się z lekko zaszklonymi oczami. - Widzę, że cię kocha, ale przez te kilka lat, patrzyliśmy codziennie, jak bardzo za tobą tęskni... nie ma nic gorszego niż patrzenie jak twoje dziecko jest nieszczęśliwe i jak płacze po kątach...
- Nie chcę jej skrzywdzić i nigdy nie chciałem
- Zdaję sobie z tego sprawę i naprawdę nie uważam, że jesteś złym człowiekiem, ale... nie chcemy, aby znowu cierpiała.
- Wiem, że popełniłem wiele błędów - starałem się ostrożnie dobierać słowa - Ale widzę je i to, co straciłem, i nie chcę, aby to się powtórzyło. - Słysząc to tylko pokiwała głową. Ewidentnie nie miała pewności, czy może mi wierzyć. Po tym co powiedziała... może odrobinę zacząłem rozumieć, co mogli czuć. Gdy widziałem jak Eva płakała, serce mi pękało, nawet jeśli to były tylko chwile. Trudno mi było sobie wyobrazić, gdyby zdarzało się to częściej, albo gdyby ktoś ją skrzywdził... Sam chciałbym przed tym kimś chronić córkę za wszelką cenę.
- Chcemy żeby była szczęśliwa, tylko tyle - wstała i z kubkiem kawy podeszła do okna. - Oboje jesteście młodzi, możecie jeszcze ułożyć sobie życie oddzielnie i nie popełniać tego samego błędu po raz drugi.
- To nie jest błąd - Odezwałem się stanowczo. Bardzo nie podobał mi się kierunek, w jakim ta rozmowa zaczęła zmierzać - Wiemy czego chcemy... I potrzebujemy wsparcia, a nie ciągłego podważania naszych decyzji - spojrzała na mnie przez chwilę po czym zwróciła się w stronę okna i zawiesiła wzrok gdzieś w przestrzeni.
- A co będzie później? - spytała wpatrując się ciągle w jakiś punk za oknem. - Kiedy wyjedziesz w trasę na kilka miesięcy, albo dłużej, przecież nie zabierzesz ze sobą jej i dziecka.
- Nie wiem co będzie, nikt nie wie, ale to jest decyzja Vanessy, ona zdaje sobie sprawę, z czym się wiąże związek ze mną - Czekałem aż coś powie, jednak milczała, a ja nie wiedziałem, co mogę jeszcze dodać. Cieszyłem się, że chociaż moi rodzice nas wspierają, ale miałem nadzieję, że jak rodzice Vanessy przemyślą sobie wszystko na spokojnie, gdy emocje już opadną, to zmienią nastawienie. Miałem już naprawdę dość wiecznego udwadniania im, że zasługuję na to, aby być z Vanessą. Dopiłem kawę i wyszedłem pod pretekstem sprawdzenia, czy moja żona nadal śpi. Jak się okazało - nie spała i wpadłem na nią w drzwiach. A raczej o mały włos nie oberwałem nimi prosto w twarz, bo akurat wychodziła, gdy chciałem wejść. Była zaskoczona, gdy mnie zobaczyła, a po chwili się uśmiechnęła i dała mi buziaka.
- Widzę, że ktoś tutaj ostatnio stał się rannym ptaszkiem - Pogłaskała mnie czule po policzku.
- Zawsze byłem rannym ptaszkiem, tylko ty długo śpisz i tego nie widzisz.
- Wcale nie aż tak długo - dźgnęła mnie w bok - Jest dopiero dziewiąta.
- Dopiero? - odwdzięczyłem się jej również dźgając ją w bok. - Ja nie śpię już od kilku godzin. - Oparłem się o framugę i obserwowałem ją.
- Aż tak źle ci ze mną, że nie możesz się wyspać? - skrzyżowała ręce.
- No wiesz... - ściszyłem głos i powiedziałem prosto do jej ucha - Chrapiesz
- Nie chrapię - odsunęła mnie od siebie z udawanym oburzeniem i wróciła się do pokoju.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Nie skarżyłeś się nigdy
- Bo jestem dżentelmenem - Ona tylko spiorunowała mnie wzrokiem i rzuciła we mnie poduszką jednak niecelnie. Ja tylko się zaśmiałem.
- Właśnie przestałeś być dżentelmenem
- Wiesz, po tylu latach mogę być w końcu szczery - Jakby nigdy nic położyłem się w poprzek łóżka obserwując ją. Za te słowa oberwałem poduszką, tym razem celnie. - Za co?
- Za szczerość - skrzyżowała ręce i stanęła nade mną i tylko pokręciła głową z nietęgą miną - Za kogo ja wyszłam...
- Za samego Michaela Jacksona - poruszyłem brwiami i uniosłem się na ramionach - Wiesz ile fanek chciałoby być na twoim miejscu?
- A niech cię któraś zechce to oddam za darmo i jeszcze dopłacę, żeby czasem nie odesłała - Słysząc to pociągnąłem ją tak, że znalazła się centralnie nade mną.
- No proszę cię, oddałabyś mnie? - ona tylko cwano się uśmiechnęła.
- Skoro tak wiele fanek jest chętnych to nie mogę być samolubna
- A jeśli już będę dobrym mężem?
- To się zastanowię - Westchnąłem i pokręciłem tylko głową. Moglibyśmy tak przekomarzać się cały dzień.
- Jesteś straszna - krótko ją pocałowałem i powoli się podniosłem.
- Jedziesz dzisiaj na nagrania? - spytała przyglądając mi się, gdy się przebierałem.
- Tak, powoli muszę się zbierać, ale to już końcowy etap, dzisiaj planujemy ostatnie dogrywki, a od jutra mam kilka dni dla was, taka mała przerwa przed tym jak zaczniemy składać to wszystko.
- Cieszę się - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Wyspałeś się?
- Może być, rozmawiałem z twoją mamą, też nie śpi już od rana.
- Mam nadzieję, że nie robiła ci wyrzutów od rana...?
- Nie... nie do końca.. przeprosiła za zachowanie twojego ojca
- On sam powinien cię przeprosić - odpowiedziała po chwili.
- Chyba trochę ich rozumiem... - przeczesałem dłonią włosy - Oni uważają, że popełniamy błąd
- A ty tak uważasz?
- Nie - odpowiedziałem bez namysłu.
- Też tak nie uważam, kocham cię i chcę zrobić co się da, aby nam wyszło - stanęła obok mnie i ścisnęła za rękę.
- Też cię kocham, ale ostatnio tyle się dzieje... to wszystko jeszcze do mnie nie dociera - Słysząc to przytuliła mnie - Jestem bardzo szczęśliwy, że tutaj jesteś. - Odezwałem się do niej po cichu. Drzwi do pokoju były otwarte i kątem oka zobaczyłem, że jej ojciec wyszedł z sypialni i idzie w kierunku łazienki. Gdy nas mijał zatrzymał się i zmierzył nas wzrokiem. Vanessa miała głowę zwróconą w ubiegłym kierunku więc tego nie widziała, ale ja tak. Już myślałem, że coś powie, jednak ku mojemu zaskoczeniu poszedł dalej i wszedł do łazienki. Odetchnąłem tylko z ulgą.
Zanim wyjechałem z domu złapał mnie jeszcze Leo, który zagaił na temat samochodu. Wczoraj obiecałem, że pójdziemy go zobaczyć zanim jeszcze wrócą do Gary. Spojrzałem na zegarek i miałem jeszcze czas, bo zaczynaliśmy trochę później więc poszliśmy razem do garażu. Vanessa wydawała się zadowolona z tego, że powoli zaczynamy się dogadywać. Chyba było to spowodowane też tym, że gdy była tutaj, nie spędzała z nim aż tyle czasu, dlatego moja zazdrość trochę się wyciszyła. Chociaż nigdy nie robili nic złego, jednak z tyłu głowy ciągle była ta świadomość, że nie są prawdziwym rodzeństwem. Do tego Leo był bardzo pewny siebie, wygadany i miał sporo innych cech, których mi brakowało, czego niestety miałem bolesną świadomość.
- Co my tu mamy za cudo - Powiedział, oglądając samochód z każdej strony. - Który rocznik?
- '52 - odpowiedziałem. Chodził dookoła auta, zaglądając w każdy zakamarek i wydawał się być zachwycony tym, co widzi. Sam, mimo całej mojej motoryzacyjnej ignorancji, byłem pod wrażeniem, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten pojazd. Jednak on wydawał się być po prostu wniebowzięty i co chwilę mówił zafascynowany o jakichś mniej lub bardziej technicznych szczegółach, które zauważał. Wyglądał trochę jak dziecko, które dorwało się do wymarzonej zabawki. Rozgadał się tak, że gdyby nie to, że musiałem się zbierać, to nigdy by nie skończył. Ale muszę przyznać, że mimo że nie interesowały mnie samochody, to biła od niego taka pasja, że słuchałem go z ciekawością i chętnie słuchałbym dalej. Nie znałem go od tej strony, ale doskonale to rozumiałem. Sam zachowywałem się podobnie, gdy chodziło o muzykę. Nie zostaniemy raczej najlepszymi przyjaciółmi, ale nawiązaliśmy jakąś nić porozumienia.
*Vanessa
Ku mojemu zdziwieniu rodzice nie namawiali mnie już na rozwód z Michaelem. Wszyscy chyba ochłonęli po wczorajszym zamieszaniu, nawet ojciec, mimo że nadal chodził spięty, przemilczał ten temat. Jednak przez to atmosfera wydawała się napięta. Może i nic nie mówili, ale swoje myśleli i byłam tego pewna. Postanowiłam skorzystać z ładnej pogody i oprowadzić ich trochę po Neverladznie. Leo oczywiście pierwsze, co zrobił to razem z Evą poleciał przyglądnąć się parkowi rozrywki, który dopiero powstawał. Mama z zainteresowaniem rozglądała się dookoła, gdy starałam się opowiadać o tym, co tutaj jest, a co jeszcze ma powstać. Tylko tata chodził z wzrokiem wbitym w ziemię, obrażony na cały świat. No cóż, bywało, że miewał swoje humorki, do tego był uparty, więc jak był na kogoś zły to na wieki wieków. Zostało tylko mieć nadzieję, że jednak kiedyś mu przejdzie. Chociaż bolało mnie to, że przez cały dzień zamieniliśmy zaledwie kilka słów. Nie chciałam, aby wyjechał skłócony ze mną, ale nie miałam pojęcia co mogę zrobić, ani co powiedzieć, nawet jak zacząć rozmowę, a wyjeżdżali już następnego dnia.
*
- Wszystko w porządku? - Spytał Michael wchodząc do sypialni, gdzie siedziałam już od dłuższego czasu. Rodzice poszli wcześniej spać, aby rano wyjechać, Eva zasnęła niedługo po kolacji, więc sama z braku innych alternatyw też poszłam się położyć zanim Michael wrócił jeszcze z studia. Od jutra miał mieć wolne i zapewne z tego powodu dzisiaj siedział do późna. Jednak ja i tak nie mogłam spać tylko siedząc w fotelu gapiłam się w ciemność za oknem.
- Tak, tak - odezwałam się wyrwana z własnych myśli. Usiadł na łóżku blisko fotela i złapał mnie za rękę.
- Czym się tak martwisz?
- Ojciec przez cały dzień się do mnie prawie nie odezwał - Westchnęłam.
- Może musi ochłonąć, jesteś jego córką, myślę że mu przejdzie - czule pogłaskał mnie po policzku.
- Może... po prostu nie chcę się z nimi rozstawać w takiej atmosferze, chyba już wolałabym, aby wyrzucił z siebie to, co ma do powiedzenia
- Pozwól mu się z tym przespać, może być obrażony, ale kocha cię mimo wszystko - przyciągnął mnie do siebie, aby przytulić.
- Chciałabym, żeby się do ciebie przekonał i żeby było normalnie - Nie usłyszałam odpowiedzi przez chwilę.
- Też bym tego chciał, ale nie przyspieszymy niczego
- Być może masz rację, a jak było na nagraniach? - zmieniłam temat. Rozmawialiśmy jeszcze długo, bo żadne z nas jeszcze nie było na tyle zmęczone, aby iść spać. Udało się zejść na luźniejsze tematy i zapomnieć chociaż na chwilę o dość napiętej atmosferze. W końcu położyliśmy się na łóżku i Michael zgasił lampkę. Poczułam jego dłoń przesuwającą się od mojej szyi po talię.
- Nadal nie chce ci się spać? - spytałam odwracając lekko głowę w jego stronę.
- Jakoś nie szczególnie - odgarnął moje włosy z szyi i złożył na niej delikatny pocałunek - Ciężki dzień - Powiedział i kontynuował pocałunki sprawiając mi tym sporą przyjemność. Zapowiadało się, że ta noc jeszcze trochę potrwa.
***
Hej!
Jak wiecie (albo i nie) trwają właśnie egzaminy na uczelniach więc jako przykładna studentka zamiast się uczyć piszę kolejne rozdziały opowiadania xd (w końcu każdy powód jest dobry, aby nie robić tego co trzeb).
Jak wam się podoba ten rozdział? Tradycyjnie zapraszam do komentowania I dawania gwiazdek jeśli wam się podoba!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro