Dzień 21
07.03.1983 r.
*Michael
Rano nadal głowę miałem pełną różnych, niechcianych myśli. Nowy dzień nic nie zmienił. Gdy tylko wstałem poszedłem do innego pokoju, w którym stał fortepian. Gdy tworzyłem Neverland wiedziałem, że nie może tam zabraknąć instrumentów, a fortepian był pierwszym, który tutaj trafił. Położyłem z boku kartkę z tekstem i zacząłem przygrywać coś, co w przyszłości miało zamienić się w piosenkę. Dopisywałem nuty, modyfikowałem tekst tak, aby idealnie pasował do muzyki jednocześnie śpiewając cicho pod nosem. Byłem tak bardzo pochłonięty tworzeniem, że nawet nie zauważyłem, że w pokoju pojawiła się jeszcze jedna osoba.
- Tatooo - Usłyszałem jednocześnie czując jak ktoś delikatnie szarpie rękaw mojej koszuli. Wyrwało mnie to trochę z transu. Spojrzałem w tą stronę i zobaczyłem Evę, która przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem.
- Tak? - Odpowiedziałem, jeszcze trochę oszołomiony powrotem do rzeczywistości.
- Co robisz? - Spytała sięgając klawiszy fortepianu.
- Próbuje napisać piosenkę - Wziąłem ją na kolana, aby miała lepszy dostęp do klawiatury. Od razu zaczęła naciskać losowe przyciski. - Dlaczego już nie śpisz?
- Bo się obudziłam - Odpowiedziała jakby nigdy nic. Zaśmiałem się słysząc tak oczywistą odpowiedź.
- Pójdziemy zrobić coś na śniadanie?
- Nauczysz mnie na tym grać? - Popatrzyła na mnie całkiem ignorując moje pytanie. Była tak zafascynowana nową rzeczą, że nic innego się nie liczyło. Cieszyło mnie to, że instrument wzbudził w niej takie zainteresowanie i już nie mogłem się doczekać, aż zacznę jej wszystko pokazywać.
- Tutaj jest dźwięk do - Nacisnąłem jeden przycisk, a ona powtórzyła za mną.
- Reee - Zaśpiewałem i nacisnąłem kolejny, a ona zrobiła to samo. I tak dotarliśmy do końca gamy.
- Do re mi fa sol la si do - zaśpiewała za którymś razem jednocześnie naciskając kolejne klawisze.
- Super ci idzie - przybiliśmy sobie piątkę.
- Pokażesz mi coś jeszcze? - zastanowiłem się przez chwilę nad czymś prostym i zacząłem grać ,,Happy birthday". Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale Eva nie chciała oderwać się od instrumentu tylko ciągle prosiła abym nauczył ją jeszcze czegoś. Bardzo mnie cieszyło, że jest zainteresowana muzyką, a to, że mogłem spędzać z nią czas ucząc ją sprawiało mi dużo satysfakcji jako ojcu. Może nie było mnie do tej pory przy niej zbyt często, ale takie chwile jak ta dawały mi nadzieję na to, że mogę odbudować z nią relację. Jednak wspólne granie zostało przerwane przez pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam jednocześnie zgadzając Evę z kolan.
- Panie Jackson, pana menadżer czeka na dole - w drzwiach stał jeden z ochroniarzy. Zaskoczyła mnie ta informacja, bo nie byliśmy umówieni z Frankiem.
- Pójdziesz sprawdzić czy mama jeszcze śpi? Później pogramy - zwróciłem się do Evy, która nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Musisz iść?
- Muszę to ważne
- Ważniejsze niż ja? - Popatrzyła na mnie smutno.
- Powiedz Frankowi, że zaraz zejdę - powiedziałem do ochroniarza, który nadal stał w drzwiach i przyglądał się całej scenie z zaciekawieniem. Kiedy usłyszał polecenie od razu odszedł zamykając za sobą drzwi. - Kocham cię - spojrzałem na Evę - I jesteś dla mnie najważniejsza, ale są sprawy, które muszę załatwić, bo dotyczą nas wszystkich
- I jak załatwisz nie będziecie już się z mamą kłócić? - zaskoczyła mnie tym pytaniem na tyle, że nie wiedziałem co odpowiedzieć. Myślałem, że nasze problemy zostają między nami, bo staramy się nie pokazywać przy Evie, że coś jest nie tak. Ale dzieci są bardziej spostrzegawcze niż nam się wydaje.
- Nie kłócimy się
- To dlaczego jesteście smutni?
- Po prostu... staramy się rozwiązywać problemy i nie zawsze to jest łatwe - pogłaskałem ją po głowie - Nie martw się tym.
- Dobrze, pójdę zobaczyć do mamy - odwróciła się i wyszła z pokoju, a ja zaraz po niej. Skierowałem się na schody i zszedłem do salonu, gdzie od dłuższego czasu czekał już Frank. Podaliśmy sobie dłonie na przywitanie i usiedliśmy na przeciwko siebie.
- Co cię tutaj sprowadza?
- Podwoimy albo potroimy ochronę i musimy wrócić do nagrywania - Odpowiedział bez ogródek. Zrezygnowany pokręciłem głową.
- Teraz, gdy dziennikarze chodzą za mną krok w krok?
- Nie możemy sobie pozwolić na więcej opóźnień, ten teledysk jest już wystarczająco drogi bez tego
- Wykładam na niego pieniądze z własnej kieszeni - przypomniałem mu. Wszyscy uważali mój pomysł za absurdalny i wytwórnia nie chciała wyłożyć ani centa, podobnie sponsorzy. Wbrew wszystkiemu wierzyłem w sukces na tyle, że płaciłem za wszystko sam. Niektórzy uznają to za głupotę lub niepotrzebne ryzyko, ale ja wiedziałem, że wszystko się uda.
- Michael, obstawimy cały plan kordonem jak będzie trzeba, ale musimy to dopiąć, straty mogą cię przerosnąć
- To nie jest dobry moment, widzisz co się dzieje, od kilku dni mam wyłączony telefon, bo dziennikarze ciągle wydzwaniają
- Nie będzie lepszego momentu, tancerze, charakteryzatorzy i wszyscy inni też chcieliby wiedzieć na czym stoją - westchnąłem z rezygnacją, ale rozumiałem. Kiedy się zatrudnia ludzi nie można zostawiać ich od tak na lodzie, nie ważne co się dzieje. Jeszcze tylko brakuje, aby oni zaczęli rezygnować...
- Możemy zacząć od jutra?
- Myślę, że tak, umówiłem ci też wywiad za dwa tygodnie, w ramach promocji teledysku i płyty
- Będą pytać o moją rodzinę
- Ustaliliśmy, że rozmowa nie będzie dotyczyć prywatnego życia
- Myślisz, że się do tego dostosują?
- Muszą, wszystkie ustalenia są na piśmie - pokiwałem potakująco głową. - Masz też oczywiście mnóstwo propozycji wywiadów razem z żoną, gdybyście tylko chcieli...
- Nie, nie chcę jej mieszać w takie rzeczy - Powiedziałem stanowczo.
- Tylko informuję - Zamknął swój notatnik - Jak się czujesz? - Spytał, gdy skończyły się tematy związane z show biznesem.
- Może być - wzruszyłem ramionami - Ale nie drążmy tematu
- W porządku - wstał z miejsca - Poinformuję wszystkich, że jutro z rana kontynuujemy nagrywanie - podał mi rękę - Trzymaj się
- Dzięki Frank i do jutra - Po pożegnaniu wyszedł zostawiając za sobą zapach cygara, które palił przez cały czas trwania rozmowy. Zostawiłem otwarte okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza i poszedłem do kuchni. W końcu pasowałoby coś zjeść.
*Vanessa
- Mamooo nie śpij - Usłyszałam cienki głos mojej córki, która po chwili wdrapała się na łóżko.
- Nie śpię, nie śpię - Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku zerkając jednocześnie na zegarek. Okazało się, że spałam dość długo, bo dochodziła jedenasta.
- Tata mnie nauczył grać - wepchała mi się na kolana. - Graliśmy Happy Birthday i z Scobiegoo trochę
- W takim razie koniecznie muszę to usłyszeć
- Teraz przyszedł jakiś pan, trzeba poczekać aż sobie pójdzie
- To na pewno coś ważnego - Pogłaskałam ją po głowie - A jadłaś śniadanie?
- Zapomniałam - Przeczesała dłonią włosy - Tak fajnie się grało - No tak, mogłam się spodziewać, że jak Eva dostanie się do czegoś związanego z muzyką to zapomni o całym świecie. Jaki ojciec taka córka, a pociąg do muzyki zauważyłam już u niej jakiś czas temu. Gdy zobaczyłam jak tańczy z Michaelem to tylko potwierdziło, że pod tym względem jest małą wersją swojego taty.
- To zrobimy teraz, masz na coś ochotę?
- Płatki z mlekiem - Jeszcze się nie rozbudziłam i dopadł mnie poranny leń, dlatego odetchnęłam z ulgą, bo posiłek nie był zbyt wymagający. Zeszłyśmy do kuchni, gdzie zagotowałam mleko, które na szczęście nie wykipiało oraz zrobiłam herbatę sobie i Michaelowi. Rozmowa jednak trwała dość długo, co mnie zaczynało martwić. Bałam się, że stało się coś poważnego. W końcu Michael pojawił się w kuchni z wyrazem twarzy świadczącym o tym, że nie wszystko poszło po jego myśli.
- Wszystko w porządku?
- Tak - Zerknął kątem oka na Evę, przy której nie chciał mówić wszystkiego - Był Frank, od jutra wracam do nagrywania teledysku
- Pojedziemy z tobą? - Spytała Eva.
- Nie mogę was zabrać - Michael usiadł obok niej. Bieganie pomiędzy charakteryzatorami i tancerzami bardzo jej się podobało więc byłam pewna, że nie odpuści.
- Dlaczego?
- Ostatnio jeździ za mną dużo dziennikarzy, nie chcę, aby robili wam zdjęcia
- Ale wcześniej nas zabierałeś - spojrzała na niego krzyżując ręce na piersi.
- Wiem, ale to zaczęło się kilka dni temu
- Dlaczego nasze zdjęcia nie mogą być w gazetach?
- Jeśli się pojawią już nie będziesz mogła pójść do szkoły ani wyjść nigdzie bez ochrony
- Tata chce dla nas jak najlepiej - Wtrąciłam się gdy zauważyłam, że Eva nadal nie jest przekonana.
- Ale on jest sławny - Nadal brnęła w ten temat.
- Masz rację - Odpowiedział Michael - Od dziecka, dlatego wiem co to znaczy i nie chcę odbierać ci dzieciństwa - mówiąc ostatnie słowa posmutniał. Samo wspomnienie o dzieciństwie, którego nie miał wzbudzało w nim sporo niechcianych emocji. Eva przyglądnęła mu się przez chwilę po czym usiadła mu na kolanach i go przytuliła.
- Kocham cię tato - Powiedziała całkiem niespodziewanie. Michael słysząc to uśmiechnął się po czym pocałował ją w czubek głowy. Widziałam, że po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą od razu otarł. Eva nie mogła tego zauważyć, ale ja tak. Wiedziałam, że słowa, które usłyszał znaczyły dla niego bardzo dużo. Złapałam go za rękę, którą od razu mocniej ścisnął i popatrzył na mnie. Mimo że w oczach miał łzy, uśmiechał się.
*Michael
Eva nie zdawała sobie sprawy jak wiele zmieniło to co powiedziała. Po raz pierwszy poczułem, że mnie potrzebuje. To było jak dostanie mocnego kopniaka, aby się ogarnąć i walczyć o swoją rodzinę. Przez to wszystko, co słyszałem w ostatnich dniach zacząłem wierzyć w to, że żaden ze mnie ojciec. Jednak teraz, to wszystko przestawało mieć znaczenie. Niepewność nadal nie zniknęła, ale pojawiła się nadzieja, której ostatnio mi brakowało.
- Mama chciała posłuchać jak gramy - Wypaliła w pewnym momencie Eva, całkiem zmieniając temat. - Zjadłam śniadanie i możemy iść - zeskoczyła z moich kolan i zaczęła ciągnąć nas za ręce. Nie mieliśmy wyboru jak tylko iść za nią. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, w końcu oznaczało wspólne spędzanie czasu, a na to zawsze miałem ochotę. W końcu usiedliśmy razem do fortepianu.
*
- Jak się czujesz? - Spytała Vanessa, gdy spacerowaliśmy po Neverlandzie, po tym jak Eva zasnęła.
- Lepiej, ale nadal trudno mi z tym wszystkim - słysząc to złapała mnie za rękę, którą mocniej uścisnąłem.
- Jesteśmy z tobą - Spojrzałem na nią niepewnym wzrokiem. Nadal było we mnie mnóstwo wątpliwości, ale sprawiała wrażenie pewnej tego co mówi. Z jednej strony naprawdę wierzyłem, że wszystko może się ułożyć, ale z drugiej wciąż czułem się pogubiony. Ten głosik w głowie, który pojawił się niedawno powodując żal i zwatpienie nie chciał dać mi spokoju. Vanessa widząc, że zamyśliłem się i nie odpowiadam zatrzymała się i stanęła przede mną.
- Coś się stało? - zwróciłem się do niej wyrwany nagle z własnych myśli.
- Widzę, że nadal cię coś dręczy
- Sam już nie wiem - poprowadziłem ją do ławki, na której usiedliśmy - Chciałbym żebyście zostały, kocham cię, ale za dużo problemów nałożyło się w jednym czasie i coś we mnie pękło - oparłem głowę na rękach.
- Nie jesteś już z tym sam - Poczułem na ramieniu dotyk jej ciepłej dłoni - Przejdziemy przez to razem - słysząc to po chwili się do niej przytuliłem.
- Cieszę się, że jesteś - pogłaskałem ją po policzku i na moment nasze oczy się spotkały. Po chwili, pobudzony jakimś impulsem, pocałowałem ją. Odwzajemniła pocałunek jednocześnie kładąc dłonie na moim karku i delikatnie wbijajajac paznokcie. Wodziłem rękami po jej plecach, zapominając, że siedzimy na ławce i w każdej chwili może nadejść ktoś z ochrony czy inny pracownik.
- Mike - Wyszeptała Vanessa przerywając - Chodźmy do domu - Przez chwilę byłem zdezorientowany, ale nie czekając na nic wziąłem ją na ręce i skierowałem się w stronę posiadłości. Później do sypialni. Zamknąłem drzwi na klucz, aby mieć pewność, że nikt nam nie przeszkodzi. A później już wszystko potoczyło się samo.
***
Hej, hej!
I jak podoba wam się nowy rozdział?
Zapraszam do dawania ☆ I zostawienia po sobie komentarza 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro