Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 11

*25.02.1983 r.
*Michael

Wszystkie emocje sprawiły, że nocą nie mogłem zasnąć, co w dużym stopniu przełożyło się na samopoczucie następnego dnia. Przed wyjściem z domu stanąłem przed drzwiami jej sypialni i wahałem się czy zapukać. Jednak ostatecznie duma wygrała i nie zrobiłem tego. Z resztą nadal bolało mnie to co wczoraj zobaczyłem i usłyszałem. Chyba każdy by się wkurzył, gdyby zobaczył jakiegoś faceta w takiej sytuacji ze swoją żoną! ŻONĄ do jasnej cholery! I jeszcze chcieli się najwyraźniej umówić na jakieś randez-vous za moimi plecami. I jak ja mam ufać swojej żonie?
Moje zdenerwowanie dało się we znaki podczas próby, kiedy to kilka razy zdarzyło mi się nawet krzyknąć na trzech Bogu ducha winnych tancerzy, którzy spóźnili się kilka minut. To było całkowicie do mnie nie podobne i nigdy wcześniej nie miało miejsca. Widziałem, że młodzi ludzie, z którymi miałem współpracować, i którzy jeszcze wczoraj śmielej podchodzili pytać o rady, dzisiaj omijali mnie szerokim łukiem podczas przerwy. Ja kręciłem się bez celu po korytarzu i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Miałem ochotę wyżyć się na pierwszej lepszej osobie, która do mnie podejdzie. To było chyba widoczne, bo nawet Manuel i Edward trzymali się z daleka, a podczas obiadu usiedli w innym miejscu. Nie tknąłem pudełka z jedzeniem, które dostarczył catering, tylko pełne odrzuciłem na bok.
-Co się z tobą dzisiaj dzieje?-Niespodziewanie ktoś dotknął mojego ramienia. Spojrzałem na rozmówcę, którym okazał się John Landis.
-A co ma się dziać? To ja już nie mogę mieć złego dnia?-warknąłem nie podnosząc się z miejsca. W końcu to on usiadł obok.
-Zachowuj się tak dalej, a skończy się na tym, że nie będziesz miał z kim nagrywać teledysku
-Świetnie, dzięki za dobre rady, to wszystko?-Chyba był zdziwiony moim zachowaniem i bez słowa wstał z krzesła. Przez chwilę stał i patrzył się na mnie, chyba zastanawiając się co powiedzieć, aż w końcu zdołał wydusić kilka słów.
-Nie wiem co się z tobą dzieje, ale nie możesz swoich prywatnych problemów przynosić tutaj i wyżywać się na innych-nie czekał już na moją odpowiedź, być może bał się, że znowu na niego naskoczę, i poszedł w swoją stronę. Posiedziałem jeszcze kilka, może kilkanaście minut sam, po czym skierowałem się do tylnego wyjścia. Musiałem się przewietrzyć i odetchnąć świeżym powietrzem. Nim znowu pokazałem się tancerzom minęło trochę czasu. Ale wziąłem sobie do serca to co mówił John i nie chciałem na nich znowu krzyczeć. Musiałem zapanować nad sobą na tyle, aby zachowywać się profesjonalnie. I należą im się przeprosiny, bo nie zasłużyli na takie traktowanie. A nie chciałem, aby się mnie bali i źle wspominali czas, który tutaj spędzili. To nie było moim celem. Chciałem, żeby było perfekcyjnie, co nie znaczy, że miałoby być nieprzyjemnie. Zależało mi, aby udział w teledysku sprawiał im taką samą radość jak mi. Zanim zdecydowałem się przekroczyć drzwi sali tanecznej, jeszcze kilkanaście razy zdążyłem przejść długi korytarz. W końcu pchnąłem drewniane drzwi. Trafiłem na Edwarda, który akurat coś tłumaczył swojej grupie, jednak zamilkł, gdy tylko mnie zobaczył. No cóż, jemu i Manuelowi też nie oszczędziłem złośliwych komentarzy na temat ich metod nauki tańca. Gdy się zbliżyłem, automatycznie założył ręce za plecami i się wyprostował. Tancerze popatrzyli po sobie jednak nikt nie odważył się pisnąć słówka. Miałem wrażenie, że boją się nawet oddychać. Nie sądziłem, że aż do tego stopnia byli wystraszeni, a ja stałem jak słup i nie wiedziałem od czego zacząć. W końcu wziąłem głębszy oddech i słowa zaczęły same wypływać z moich ust.
-Posłuchajcie - zacząłem - Chciałbym was przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie, naprawdę zależy mi na tym, abyście czuli się tutaj dobrze i ta praca była dla was przyjemnością-zakończyłem po czym podszedłem do kobiety i dwóch mężczyzn, na których naskoczyłem, gdy się spóźnili, aby przeprosić ich osobiście. Bo mimo wszystko aż taki wybuch nie był usprawiedliwiony. Na koniec został mi Edward, którego poprosiłem na korytarz, aby móc z nim porozmawiać sam na sam. Miałem nadzieję, że przez to nie będzie chciał zrezygnować z pracy. Szczęśliwie się na to nie zdecydował ani on ani nikt z uczących się tancerzy. Później poszedłem też do grupy Manuela i u niego było podobnie. Obaj jednak nadal byli trochę zdystansowani w stosunku do mnie i zrobili się sztywni w odróżnieniu do tego co było wcześniej. Ale cóż, nie mogłem im się dziwić.
Po dniu, który wykończył mnie fizycznie i psychicznie, niechętnie wróciłem do domu. Nawet mój ochroniarz, który dzisiaj robił za kierowcę, zauważył, że coś jest nie tak. Ale odpowiedziałem mu krótko, nie tłumacząc się szczegółowo. Chociaż podejrzewałem, że ochroniarze, którzy stali w pobliżu wejścia do willi słyszeli wczorajszą kłótnię i na pewno między sobą na ten temat rozmawiali. Kiedy tylko zamknąłem za drzwi domu, zdałem sobie sprawę, że panuje całkowita cisza. Jeszcze nie było tak późno, żeby Vanessa spała, ale z drugiej strony willa była wielka i mogła być wszędzie. Jednak zrezygnowałem z szukania jej. Byłem wykończony i wolałem nie wywoływać kolejnej kłótni. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Założyłem więc kurtkę i wyszedłem na zewnątrz jednym z bocznych wejść. Na szczęście latarnie już się świeciły, mimo że wiele rzeczy dopiero było w budowie, to spokojnie mogłem iść oświetloną drogą. Chłodne, nocne powietrze muskało moją twarz, a ręce po chwili musiałem schować do kieszeni. Luty powoli dobiegał końca, jednak do czasu aż będzie można przechadzać się po zmroku bez marznięcia jeszcze trochę brakuje.

W świetle księżyca niedokończone konstrukcje różnych urządzeń wyglądały jak wyjęte z jakiegoś horroru, ale nie przeszkadzało mi to. Po całym dniu mogłem w końcu udetchnąć, w miejscu gdzie nikt niczego ode mnie nie chce, a zamiast krzyków i pretensji w uszach szumi mi tylko wiatr. Starałem się jakoś racjonalnie, bez emocji przemyśleć tą całą sytuację z Vanessą, ale było to bardzo trudne. Ciągłe ulegałem uczuciom i w końcu pojawiały się nerwy. Wiedziałem, że muszę pozwolić jej to wytłumaczyć, ale jeszcze za wcześnie. Nie wiem czy teraz dałbym radę spokojnie porozmawiać. Zapewne nie, chociaż wiem, że powinienem.

Wróciłem do domu dopiero gdy ręce zaczęły cierpnąć mi z zimna. W końcu kieszeń nie dawała aż tak dobrej ochrony. Zrobiłem sobie ciepłej herbaty i usiadłem w salonie na kanapie. W pierwszej chwili chciałem zadzwonić do Elizabeth, lecz przypomniałem sobie, że miała lecieć na Kubę. Mimo to spróbowałem, ale od razu odezwała się automatyczna sekretarka. Kolejnych prób już nie podejmowałem. Włączyłem telewizor na jakiś reandomowy kanał. Nie oglądałem go zbyt często, ale czasami, pozwalał przerwać panującą w domu ciszę, dzięki czemu nie czułem się aż tak bardzo samotny. Leciał akurat jakiś kabaret, niezbyt śmieszny, ale z braku jakiejś ciekawszej alternatywy, zatrzymałem się na tym kanale. Nie zainteresował mnie on jakoś szczególnie i zasnąłem, nawet sam nie wiem kiedy.

*Vanessa

Przez pół dnia leżałam w łóżku z gorączką i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Leki niewiele pomogły, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że czuję się gorzej niż wczoraj. Gdy już zdecydowałam się wstać, to tylko po to żeby zrobić herbatę. Nawet nie chciało mi się jeść. Gdy tylko napój był gotowy, wracałam do łóżka i zakopywałam się pod kołdrę. Rankiem słyszałam jak Michael kręcił się przy moich drzwiach, jednak nawet nie zaglądnął do środka. Później musiał pojechać na próbę do teledysku, bo nie słyszałam go przez cały dzień. Nie wiem jak on mógł sam wytrzymywać w tak wielkim domu. Mnie trafiał szlak już po jednym dniu. W moim domu, w Gary zawsze ktoś jest i nigdy nie ma ciszy. Czy to któreś z rodziców, czy Eva, nie ma dnia, aby po powrocie z pracy przywitała mnie pustka. Mama nie pracowała odkąd urodziła się Eva, bardzo pomagała mi się nią zajmować, szczególnie na początku, gdy było najtrudniej. W końcu co taka osiemnastoletnia gówniara mogła wiedzieć o zajmowaniu się niemowlakiem. Nie wiem jak bym sobie bez niej poradziła. Catherine też przychodziła bardzo często, aby odwiedzić wnuczkę. Joseph wcale nie był gorszy, bałam się o jego podejście do Evy, ale okazał się wspaniałym dziadkiem, mimo że dla swoich dzieci był surowym ojcem, to Evę uwielbiał. Zanim Michael i jego bracia wyjechali, w ich domu też nie można było oczekiwać ciszy. Nie mam pojęcia jak on zdołał się przestawić na takie życie. Nie wyobrażam sobie wracać do pustego domu, nawet jeśli miałaby być ze złota i miałabym tam spędzać tylko poranki i wieczory. Czy nie doskwierała mu samotność? A może był na tyle zabiegany, że nie miał czasu, aby ją odczuwać?

W ciągu dnia zdarzyło mi się kilka razy zasnąć, nawet nie wiedziałam, kiedy i czy Michael wrócił. Ostatni raz obudziłam się w środku nocy i zeszłam do kuchni, aby napić się wody. Gardło mnie tak paliło, że byłam pewna, że jutro nie będę w stanie się odezwać. Po prostu pięknie się załatwiłam. Liczyłam, że obejdzie się bez wizyty u lekarza, ale wychodzi na to, że będę musiała odwiedzić jakiegoś jeśli do jutra mi się nie poprawi.

Schodząc po schodach usłyszałam dźwięk telewizora. Zdziwiło mnie to, bo ja z niego nie korzystałam więc oznaczało, że w domu ktoś musiał być. Po cichu weszłam do salonu, aby sprawdzić kto tam jest. Ustalenie tego nie zajęło mi długo. Obok kanapy stały czarne mokasyny, a zza jej krawędzi wystawały stopy w białych skarpetkach. Tylko jedna osoba się w ten sposób ubierała. Okazało się, że Michael wrócił i musiał zasnąć przy oglądaniu. Był naprawdę zmęczony, skoro padł tutaj. Na szczęście nie czułam od niego alkoholu, co oznaczało, że tym razem nie odreagowywał złości w ten sposób. Mogłam odetchnąć. Przykryłam go kocem, starając się być jak najciszej, i na koniec wyłączyłam telewizor. Po tym poszłam do kuchni po wodę, która była celem mojego wyjścia z pokoju. Wzięłam całą butelkę i powędrowałam z powrotem do sypialni. Byłam tak osłabiona, że od razu zasnęłam.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro