Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#38

— Chłopaki, weźcie się w garść — Aki oparł ręce na biodrach, patrząc z góry na bliźniaków, nieomal tarzających się ze śmiechu po podłodze szkolnego korytarza.

— Co ich tak bawi? — spytał Suzuki, stając obok kapitana.

— Nie mam pojęcia — Aki wzruszył ramionami.

— Shin, jesteś moim mistrzem — powiedział Takehiko, ocierając łzy spod oczu. Młodszy z braci oparł ręce na kolanach i spróbował złapać oddech.

— Oh, stary — jęknął. — Dawno się tak nie uśmiałem.

— Zostawmy ich — Aki machnął ręką i podszedł do Takeru.

— Krawat — powiedział wicekapitan, a Ishida natychmiast poprawił wiązanie.

— Dzięki — uśmiechnął się. — Co mówią chłopaki?

Takeru zapiął torbę, w której jeszcze przed chwilą grzebał i spojrzał na przyjaciela.

— Wolą trening jutro po południu — powiedział.

— Okay, niech będzie jutro — Ishida kolejny raz wzruszył ramionami. — Wpadniesz dzisiaj?

— Myślę, że tak — Takeru zarzucił torbę na ramię i spojrzał na zegarek na nadgarstku. — Zaraz mamy samoobronę.

— Dobra, chodźmy — odparł Aki i razem z przyjacielem skierował się w stronę wschodniego skrzydła Akademii, w którym mieściły się wszystkie sale do zajęć praktycznych. Minęli główną salę gimnastyczną oraz strzelnicę i weszli do mniejszej salki, w której odbywały się zajęcia z samoobrony dla drugich klas policyjnych.

Bocznymi drzwiami przeszli do męskiej szatni i położyli swoje rzeczy na drewnianych ławkach pod ścianą.

— Myślałeś już o sparingu? — zapytał Takeru, ściągając białą koszulę. Aki natychmiast odwrócił wzrok, gdyż wiedział, że jak raz spojrzy, to już go nie oderwie.

— Szczerze mówiąc... nie — odparł kapitan. — Ostatnio coś innego zaprząta mi głowę.

— Co takiego? — spytał wicekapitan, a Aki przełknął ślinę.

— Wiesz...

Nagle drzwi otworzyły się i do środka wszedł Murakami. Marynarkę miał przerzuconą przez ramię, a krawat już mocno poluźniony.

— Cześć — mruknął, kładąc rzeczy tuż obok tych Akiego. Kapitanowie wymruczeli niemrawe powitania i wrócili do przebierania się.

Aki założył na siebie biały podkoszulek i dopasowane czarne dresy, a także parę wygodnych sportowych butów. Takeru jak zwykle miał na sobie obcisłą granatową bokserkę z oddychajacego materiału i czarne spodenki, sięgające kolan. Murakami postawił na sportowy dres.

Wicekapitan zapiął torbę i złapał rzucony przez rozgrywającego dezodorant.

— Dzięki — rzucił szybko, kątem oka obserwując jak Aki obwiązuje dłonie taśmą ochronną. — Pomóc ci? — spytał, a kapitan podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy. Uśmiechnął się lekko i skinął głową. 

Takeru wziął końcówkę taśmy w dłonie i zaczął nieśpiesznie owijać skórę przyjaciela. Aki wpatrywał się w jego długie rzęsy, gdy czarnowłosy delikatnie nachylał się nad jego dłońmi i przygryzł wargę. Murakami, obserwujący ich niejako, wyczuł specyficzną atmosferę między nimi i poczuł się nie na miejscu. Zabrał ze sobą butelkę wody i po cicho wyszedł z szatni, pozostawiając ich samych.

Aki miał ochotę go pocałować. Tak cholernie, że aż bolało. Miał jednak świadomość, że w każdej chwili do sali może wejść resztą chłopaków. Poza tym, nadal był śmiertelnie przerażony i nie mógł znieść myśli o odrzuceniu przez najlepszego przyjaciela.

— Gotowe — oznajmił Takeru, a Aki zabrał nadgarstek.

— Wiecie, że komisarz Shimasa zgolił brodę? — zapytał rudowłosy chłopak, wchodząc do szatni. — Nosz cholera, wygląda na dwadzieścia lat.

Za drugoklasistą weszła reszta klasy P-2. Takeru spojrzał na Akiego, po czym obaj chwycili swoje butelki wody i weszli na salę. 

***

Komisarz Shimasa krążył między swoimi uczniami, co jakiś czas rzucając jakieś uwagi. Był wysokim, barczystym mężczyzną o świdrujących pewnych oczach, które potrafiły sprawić, że największy twardziel drżał pod ich spojrzeniem.

Aki zamarkował cios i uderzył przyjaciela w bok. Takeru zablokował uderzenie i wyprowadził kop na wysokości biodra kapitana. Aki uskoczył, starając się, żeby seksownie skropione potem barki przyjaciela przesadnie go nie rozpraszały.

— Garda, Ishida — rzucił komisarz, zakładając ramiona na piersi i stając obok chłopaków. — Zapominasz się.

— Tak jest — powiedział chłopak, blokując cios wicekapitana.

— Dobrze, Takeru — pochwalił nauczyciel i zmarszczył brwi, obserwując walkę siedemnastolatków. Aki spiął się w sobie i skupił na zadaniu.

— Lepiej, Ishida. Tak trzymać, chłopcy — pochwalił ich mężczyzna i odszedł w stronę Itsukiego, który niemalże powalał właśnie rudowłosego chłopaka. — No błagam was. Murakami odpuść mu trochę.

— Aki — zaczął Takeru nie spuszczając gardy. — Co się z tobą dzieje?

Ishida zawahał się lekko, nie spodziewając się pytania, a gdy pięść przyjaciela niemal otarła się o jego żuchwę, uniósł wyżej dłonie i zmarszczył brwi.

— Wszystko gra — odparł półszeptem, nie pozwalając by cokolwiek bardziej go rozproszyło.

— Nie gra — mruknął czarnowłosy i kopnął przyjaciela w udo. — Nie okłamuj mnie.

Aki milczał. Co miał mu powiedzieć? Nie chciał go dłużej okłamywać, nie chciał też mówić mu prawdy. Postanowił się więc nie odzywać.

— Aki, ja wiem — powiedział Takeru. Ishida spojrzał na niego zszokowany i nawet nie zauważył wyprowadzanego właśnie ciosu. Poczuł ostry ból w okolicach brwi, a obraz rozmazał mu się przed oczami.

***

Aki otworzył okno w swoim pokoju i usiadł na łóżku. Delikatnie dotknął obolałej twarzy, wściekły na siebie, że tak łatwo dał się rozproszyć.

Wziął telefon w dłoń i po trzech nieudanych próbach dodzwonienia się do Kageyamy, napisał mu wiadomość z prośbą o kontakt.

— Aki — usłyszał głos od strony oka i spojrzał na Takeru, kucającego na parapecie. Miał na sobie dres, a w uszach białe słuchawki.

— Nie mogłeś wejść drzwiami? — zapytał kapitan, patrząc jak Takeru łapie się framugi i zeskakuje na dywan.

— Byłem na dachu, właśnie wracam z treningu — powiedział, a Aki przewrócił oczami.

— Ty i ten twój parkour — westchnął. Takeru zwinął słuchawki w palcach i usiadł na łóżku obok przyjaciela.

— Miałeś przykładać lód — skarcił go Takeru i położył dłoń na głowę chłopaka, ze zmarszczonym czołem spoglądając na rozcięcie na łuku brwiowym. Ishida syknął cicho, a Takeru zabrał dłoń. Podniósł się z miejsca i wyszedł, by po chwili wrócić z paczką mrożonego groszku.

— Przepraszam za to — powiedział, delikatnie przykładając okład do rany.

— Daj spokój, to moja wina — powtórzył Aki, po raz trzynasty od tamtego wydarzenia. — Ostatnio nie jestem sobą.

— Wiem — Takeru odgarnął z czoła Akiego kosmyki brązowych włosów i ponownie przyłożył groszek. — Ale nie wiem dlaczego.

— To przez ten sparing, przez turniej i w ogóle — skłamał chłopak, a Takeru rzucił mu kpiące spojrzenie.

— Aki... Mówiłem ci, że wiem — zaczął. — Ale nie wiem czy na pewno.

— Co wiesz? — spytał Ishida, czując jak puls mu przyspiesza. 

— Nie ma szans, żebym ci powiedział — Takeru pokręcił głową. — Musisz zrobić to pierwszy.

Aki przygryzł wargę tak mocno, że aż zaczęło sprawiać mu to ból.

— Ja...

Obaj podskoczyli słysząc dzwonek Akiego. Chłopak wziął w dłoń telefon i spojrzał na wyświetlacz.

— Kageyama — powiedział i wcisnął zieloną słuchawkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro