Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#28

Hitoshi spojrzał w niebo i uśmiechnął się lekko. Siedząc na moście wieczorem, mając pod sobą szumiącą rzekę i swojego senpaia tuż obok, czuł się nieziemsko. Jakby wszystkie jego smutki i problemy odeszły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a on sam poczuł się szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.

— Lubię cię, senpai — wypalił pod wpływem chwili, machając, zwisającymi z brzegu mostu, nogami. Tsukishima uśmiechnął się lekko i spojrzał na atakującego.

— Ja ciebie też, Hitoshi — przyznał. — Jesteś chyba jedyną osobą w tej drużynie, która mnie nie irytuje — powiedział, mierzwiąc mu włosy, a białowłosy zaśmiał się cicho.

— Dziękuję za komplement — powiedział, a Tsukishima dostrzegł na jego policzkach delikatne rumieńce.

— Hitoshi — zaczął, a chłopak zerknął na niego pytająco. — Porozmawiajmy o twoim ataku.

Białowłosy spuścił wzrok.

— Staram się.

— Nieprawda — powiedział Tsukishima. — Wiem, że stać się na wiele więcej.

— Może... — mruknął chłopak, splatając dłonie przed sobą.

— Niepotrzebnie się hamujesz — kontynuował blondyn. — Mógłbyś zostać najlepszym atakującym w prefekturze, gdybyś tylko chciał. Co się powtrzymuje?

Hitoshi spuścił wzrok na swoje dłonie.

— Nori — mruknął cicho.

— Nori? — zdziwił się blondyn. Białowłosy westchnął ciężko.

— Tak, ale... To nie jego wina. To znaczy... — chłopak wziął głęboki oddech. — Chyba nie powinienem o tym mówić.

— Nie będę cię zmuszał — powiedział blondyn. — Ale jeżeli to mogłoby pomóc...

— Nie wiem — mruknął chłopak. — Ale Nori raczej wolałby, żeby nikt o tym nie wiedział.

— To coś osobistego? — bardziej powiedział niż zapytał, a Hitoshi kiwnął głową.

— Kiedyś był zupełnie inny — powiedział białowłosy, przysuwając się bliżej blondyna. — A potem... Całe jego życie się zmieniło. Nasze życie. Nawet przeprowadziliśmy się do Miyagi — uśmiechnął się.

— Skąd jesteście? — spytał Tsukishima.

— Z Tokio — odparł. — Czasem strasznie za nim tęsknię. Tu jest tak... Spokojnie i... Nie wiem... Inaczej.

Tsukishima patrzył wyczekująco na chłopaka i jego niebieskie oczy, błyszczące w świetle ulicznej latarni.

— W skrócie... Chodzi o to, że obaj boimy się zaangażować w coś całym sercem, bo... No cóż... W jego przypadku skończyło się dość niefajnie. Czasem mam wrażenie, że dużo gorzej niż "niefajnie".

— Rozumiem — powiedział Tsukishima. — Nie będę dopytywać.

Hitoshi uśmiechnął się i oparł głowę na ramieniu chłopaka, przymykając oczy.

— Dziękuję, senpai — powiedział. — I nie martw się. Dla ciebie zacznę grać.

— Nie rób tego dla mnie — powiedział blondyn. — Zrób to dla siebie.

Hiroshi uśmiechnął się.

— W takim razie zrobię to dla nas.

***

Takeru przebiegł wzrokiem po tekście i zmarszczył brwi.

— Ishida — zwrócił się do stojącego w drugim końcu pokoju kapitana. Aki podniósł pytający wzrok znad swojej torby, uśmiechając się lekko.

— Hm? — mruknął, składając w dłoniach jeden ze swoich czarnych t-shirtów.

— Co to jest? — zapytał Takeru, unosząc brew i powoli podchodząc do przyjaciela. Aki zmarszczył czoło.

— Papier? — zaryzykował, nie bardzo wiedząc, o co może chodzić przyjmującemu. Takeru westchnął ciężko i wręczył kartkę swojemu kapitanowi. Aki chwycił ją i zaczął czytać, a z każdym kolejnym słowem jego oczy otwierały się coraz szerzej

— Więc? — spytał obojętnie Takeru, a Aki spojrzał na niego z przerażeniem.

— Cholera. Nie ja to napisałem, przysięgam — powiedział szybko Aki, patrząc na, całkiem podobne do swojego, pismo. Tylko jedna osoba umiała je podrobić. "Zabiję" pomyślał.

— Ta, wiem — odparł wicekapitan. — Domyśliłem się.

— To się źle skończy dla tego gnojka... — warknął Aki, czując jednocześnie ulgę, że przyjaciel jednak nie dowiedział się o jego uczuciach. Kiedyś na pewno się dowie, ale nie w taki sposób.

— Ta, domyślam się — uśmiechnął się krzywo Takeru. — Ale nie przesadzaj z zemstą. To tylko głupi żart, który w gruncie rzeczy nie wypalił, nie?

Aki przygryzł wargę, odwracając wzrok.

— Taaa — mruknął. 

— Idź załatw to sam — powiedział przyjmujący. — A ja skoczę do sklepu.

Aki kiwnął głową i złożył kartkę na cztery.

— Poczekaj. Mam pewien pomysł.

***

Takeru wszedł do pokoju chłopaków Ōkami i oparł się o framugę.

— Musimy pogadać — powiedział poważnym tonem. Bliźniaki, Sato i Suzuki spojrzeli po sobie porozumiewawczo, próbując ukryć śmiech, lecz następne słowa wicekapitana skutecznie zmyły im uśmiechy z twarzy.

— Aki odchodzi z drużyny — powiedział, a wszyscy obecni siatkarze wstrzymali oddech.

— Co?! — wypalił, zwykle niezainteresowany, Kimura, podnosząc się tak gwałtownie, że koc który miał na ramionach opadł na podłogę z cichym tąpnięciem.

— Dostałem od niego list i... Po tym jak dałem mu kosza stwierdził, że nie możemy dalej razem grać — wyjaśnił czarnowłosy, z satysfakcją obserwując przerażenie, malujące się na twarzach siatkarzy. — Może nie powinienem wam tego mówić, w końcu to nasza prywatna sprawa, ale... Kapitan jest wspólny i... Przez mój egoizm straciliśmy go. Przepraszam.

W sali zapadła cisza, nikt się nie odzywał. Bliźniaki spojrzeli po sobie bezgłośnie pytając: "Czyli naprawdę Aki był w nim zakochany?".

— Ishida wyjeżdża jutro. W takiej sytuacji ja przejmuję obowiązki kapitana drużyny, a... Murakami — zaczął patrząc na rozgrywającego. — Jesteś nowym wicekapitanem.

— Co? — zapytał tępo chłopak. — Nie. Nie ma szans, żebym pozwolił temu idiocie zrezygnować.  Gdzie on jest? — zapytał drugoklasista, wstając z łóżka.
Reszta drużyny pochowała twarze w dłonie, wyrzucając sobie tak tragiczny w skutkach pomysł. Jak mogli zrobić coś tak głupiego?

— Tutaj jestem — odezwał się Aki wychodząc zza drzwi. — Przyznać się teraz, komu się łezka zakręciła w oku? — uśmiechnął się wrednie, a Ōkami spojrzało na niego zszokowane. — No błagam was, na serio w to uwierzyliście? — zaśmiał się kapitan, po czym położył rękę na ramieniu Takeru.

— Nie jesteśmy głupi, wiemy, że to wasza sprawka — powiedział brunet. — Ale na głupszy pomysł nie mogliście wpaść — pokręcił głową z dezaprobatą.

— Macie nauczkę — uśmiechnął się Ishida. — I Arata? — zaczął, a Suzuki podniósł wzrok. — Jeszcze raz podrobisz moje pismo, a na reprymendzie się nie skończy.

— Tak jest, starszy posterunkowy Ishida — powiedział, wstając i prostując się w postawie "na baczność". — Przepraszam.

Reszta winowajców, z wyjątkiem Kimury i Murakamiego podniosła się z miejsc i tak samo jak Suzuki, przeprosiła kapitana, okazując mu także szacunek, odpowiednią postawą.

Główny libero wstał zdenerwowany, kopnął leżący pod nogami koc i podszedł do kapitana ze wściekłą miną. Zamachnął się i uderzył go w ramię. Aki jeknął chwytając się za rękę i spojrzał z wyrzutem na pierwszoklasistę.

— Nie strasz mnie tak nigdy więcej — powiedział chłopak, po czym zrobił coś, czego Ishida nigdy by się nie spodziewał. Objął go w pasie, przez różnicę wzrostu, i oparł głowę o jego tors, wzdychając z ulgą.

Drugi libero podbiegł do chłopaków i również objął kapitana, ponownie przepraszając.

Następnie dołączył do nich Sato, później bliźniaki, Suzuki, a na końcu, po wymienieniu porozumiewawczych spojrzeń, mówiących tylko: "Żenada", także Murakami i Takeru. Aki zaśmiał się serdecznie, opierając brodę na głowie libero.

— Boże, Aki, nie waż się nigdy nas zostawić, jasne? — powiedział Naito, a kapitan uśmiechnął się ciepło.

— W życiu — powiedział. — Jesteście dla mnie jak rodzina

— My ciebie też, Ishida — zaśmiał się Shin.

— Matkuj nam dalej, Aki — dodał Takehiko, a kapitan spojrzał na Takeru i uśmiechnął się ponownie. Obaj będą.

Wiecie jaki jest mój najbardziej zakazany ship w tej książce, za który większość z was pewnie by mnie zabiła? 

Nie?

Kageshida.

Aki i Tobio to moje dwa aniołki i ahhh I ship it so much!

~B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro