Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

Objęłam mocniej ramię Piotra, odkładając głowę na jego ramieniu, a blondyn pocałował moje czoło. Przymknęłam powieki, delikatnie się uśmiechając. Już dawno nie było mi tak dobrze, jak w tym momencie. Promienie słońca padały na moją twarz, przyjemnie ją ogrzewając, kiedy siedzieliśmy w łodzi, kierując się ku lądowi Aslana, który ukazał się naszym oczom tuż po pokonaniu mgły. Widać naprawdę można dopłynąć na koniec świata, tak jak powiedział Ryczypisk i ta podróż właśnie tam nas zaprowadziła. Otaczająca nas woda pokryta była pięknymi liliami, które rozstępowały się, robiąc miejsce szalupie i wiosłom.

— Jakie to było uczucie, kiedy Aslan cię odczarował? — zapytał Edmund, spoglądając na swojego kuzyna, który siedział naprzeciwko niego.

— Bardzo się starałem, ale sam nie mogłem tego dokonać — zaczął Eustachy. — A potem zjawił się on. Bolało, ale to był taki dobry ból. Jakbym wyciągał sobie kolec z nogi. Bycie smokiem ma swoje plusy. No wiecie, byłem lepszym smokiem niż człowiekiem — Uśmiechnął się delikatnie, mierząc wszystkich wzrokiem. — Przepraszam, że taki byłem wredny — odparł, a ton jego głosu potwierdzał, że mówił szczerze. Z głębi serca. Uniosłam kąciki ust. Choć z początku go nie lubiłam, teraz zdawał się być całkiem inny. Zupełnie niczym nowy człowiek, który w dodatku wydawał się całkiem znośny.

— Nie ma sprawy, stary. Jako smok byłeś bardzo fajny — odpowiedział mu czarnowłosy, wywołując na twarzach wszystkich szerokie, rozciągające się od ucha do ucha, uśmiechy.

— Przyjaciele. Jesteśmy na miejscu — oznajmił Ryczypisk, a ja odwróciłam się, ponieważ siedziałam do niego plecami. Kiedy to uczyniłam, ujrzałam piaszczysty ląd oraz wysoką, delikatnie falującą, ścianę wody. Z każdym odcinkiem, jaki pokonywaliśmy, kwiatów było coraz mniej, aż w końcu została już tylko klarowna tafla wody, błyszcząca pod wpływem padających na nią promieni słonecznych. Łódź przybiła do brzegu, a my opuściliśmy ją, wdeptując w mokry piach i powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę fal.

— Aslan? — Dźwięk tego imienia sprawił, że rozejrzałam się gwałtownie dookoła. Majestatyczny lew kroczył po naszej prawej stronie. Odnosiłam wrażenie, że był jeszcze większy i bardziej majestatyczny niż ostatnio. O ile było to w ogóle możliwe.

— Witajcie, dzieci — przemówił charakterystycznym dla niego głębokim, ciepłym głosem, powodując tym samym, że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. — Wypełniliście zadanie. Jestem z was bardzo dumny. Przebyliście daleką drogę. Wasza podróż dobiegła już końca.

— To naprawdę twój ląd? — Łucja spojrzała na lwa dużymi oczami. Sprawiała wrażenie zaskoczonej, a nawet nieco zawiedzionej. Zapewne miała własne wyobrażenie odnośnie lądu Aslana, które nie pokrywało się z tym, co teraz widziała.

— Nie. Mój ląd leży jeszcze dalej — wyjaśnił jej, odwracając się ku ścianie wody.

— Czy mieszka tam mój ojciec? — zapytał Kaspian, przyglądając się falom.

— O tym możesz przekonać się tylko sam, mój synu — oznajmił Aslan, spoglądając na Telmara. — Wiedz jednak, że jeśli pójdziesz dalej, nie wrócisz już nigdy — ostrzegł go, pozostawiając mu wybór. Brunet przez dłuższą chwilę stał w bezruchu, wpatrując się w ścianę wody, po czym ruszył w jej stronę. Przyglądałam mu się uważnie, gdy stanął przed nią i wyciągnął ku niej dłoń. Znałam to uczucie. Znałam ten ból, który towarzyszył człowiekowi po śmierci kogoś bliskiego. I znałam to pragnienie, które drzemie głęboko w sercu. Pragnienie ujrzenia ich chociaż jeden ostatni raz. Powiedzenia im wszystkiego, czego nie zdążyło się powiedzieć. W tym samym momencie poczułam jakąś dziwną więź z Kaspianem. Rozumienie się bez słów, które wzmocniło się jeszcze bardziej, kiedy odwrócił się ponownie w naszą stronę, a ja dostrzegłam jego zaszklone oczy.

— Jednak zostajesz? — zapytał Edmund, patrząc na mężczyznę ze zdziwieniem.

— Zawiódłbym ojca, zrzekając się wszystkiego, za co on oddał życie — odpowiedział. — Zamiast gonić za tym, co straciłem, muszę przyjąć to, co mi dano. A dano mi królestwo. I poddanych. Przysięgam stać się lepszym królem — Ostatnie zdanie skierował do wszechmocnego lwa, który delikatnie się do niego uśmiechnął.

— Już się nim stałeś — rzekł władca, na co Telmar pochylił głowę. Kąciki moich ust powędrowały w górę. Nienawidziłam go, podobnie jak całej reszty Telmarów, od chwili naszego pierwszego spotkania. Wszystko przez wydarzenia z przeszłości. Jednak z czasem zaczęłam sobie zdawać sprawę, że winą za śmierć ojca nie mogę obarczać całego narodu. Uświadomiłam sobie to szczególnie podczas naszego wspólnego rejsu, kiedy miałam z nimi styczność na co dzień. Kiedy widziałam, jak razem siedzą na pokładzie pod gołym niebem usnutym gwiazdami, popijają wino z beczek, opowiadają sobie różne historie o sobie, swoich przygodach, swoich rodzinach. Czasami nawet, leżąc już w łóżku, słyszałam dobiegające z pokładu ciche śpiewy. Prawda była taka, że Telmarowie byli naprawdę przyzwoitymi ludźmi. Takich też przecież spotykałam na co dzień w Anglii. Nawet mniej radosnych, a tak i tak niektórych bardzo polubiłam. I nie powinnam była swoim przekonaniom pozwolić, aby powstrzymywały mnie także przed polubieniem Telmarów. A Kaspian był świetnym królem. Sprostał wszystkim wymaganiom, jakie przed nim postawiono. Zadbał o dobro Narnii i udowodnił, że jest godnym następcą tronu. Nie tylko swojego ojca czy wuja, ale także Piotra i jego rodzeństwa, kiedy ci ostatni raz opuścili Narnię. — Dzieci — zwrócił się do nas Aslan, spoglądając na naszą piątkę wielkimi kocimi oczami.

— Chyba czas wracać, nie sądzisz? — odezwał się Edmund, sprawiając tym samym, że uśmiech, który gościł na twarzy Łucji, zniknął równie szybko, jak się na niej pojawił.

— Myślałam, że ci się tu podoba — powiedziała zawiedziona, patrząc na starszego brata. Poczułam lekkie ukłucie w sercu.

— Tak, jasne. Ale tam jest nasz dom. I cała rodzina, prawda? Czekają na nas — Dziewczyna spuściła głowę, a ja poczułam, jak czyjaś duża dłoń ściska moją. Podniosłam wzrok i zerknęłam na Piotra, który skierował na mnie przepraszające spojrzenie.

— Dahlia... — zaczął, ale przerwałam mu, przeczuwając, do czego zmierzał.

— Nie szkodzi, Piotrek — zapewniłam go, zaciskając mocniej palce na jego dłoni. — Miło było znów ujrzeć Narnię, nawet jeśli nie były to dobrze mi znane tereny. Użyć moich mocy, przeżyć jakieś przygody. Poczuć przepływ adrenaliny. Ale najwyższa pora, żeby wrócić do naszego normalnego, nudnego, szarego życia. Powiem ci, że nawet je polubiłam — Blondyn uniósł delikatnie kąciki ust.

— Na pewno?

— Na pewno. Chyba nie myślisz, że nagle zmienię zdanie i zostanę tutaj na kilka tygodni przed ślubem. Zapomnij, nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Za bardzo przywiązałam się do 'Dahlii Pevensie' — Moje słowa spowodowały, że uśmiech na ustach blondyna jeszcze bardziej się poszerzył.

— Bardzo mnie to cieszy — powiedział, ujmując moją twarz w swoje dłonie i złożył na moim czole czuły pocałunek. Tamten świat miał zdecydowanie swoje zalety. Nawet jeśli panowała tam wojna, cała nasza piątka była w miarę bezpieczna. Zagrożenie nie czyhało na nas za każdym rogiem. I po dzisiejszej przygodzie, zaczęłam to bardzo doceniać. Mimo tego, że większość swojego życia spędziłam na polowaniach, walkach i w ciągłym biegu, z całą pewnością nie chciałam, żeby takie było do końca. Chciałam mieć później spokojne życie u boku ukochanej osoby. Z dziećmi, którym mogłabym zapewnić lepsze dzieciństwo niż te, które sama miałam. I to wszystko było możliwe w Anglii. Nawet jeśli musiałam za to oddać swoje moce i piękne narnijskie krajobrazy, byłam gotowa to zrobić. Ciche chrząknięcie zwróciło moją uwagę. Ryczypisk wystąpił naprzód i ukłonił się przed potężnym lwem.

— Wielmożny panie. Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze marzyłem, by zobaczyć twój ląd — powiedział, obracając w swoich drobnych łapkach obrączkę z czerwonym piórem. — Przeżyłem wiele wspaniałych przygód w tym świecie, ale to pragnienie nigdy we mnie nie osłabło. Wiem, że nie jestem godzien, ale jeśli mi tylko pozwolisz, złożę na wieki swoją broń, by móc wreszcie na własne oczy zobaczyć twój kraj — Mysz spoglądała z nadzieją na Aslana, który ciepło się uśmiechał.

— Mój kraj jest ojczyzną szlachetnych serc takich jak twoje. Bez względu na to w jak drobnej biją piersi — Słowa Wielkiego Lwa uradowały małego rycerza, który pokłonił się nisko.

— To dla mnie zaszczyt — odparł.

— Nikt nie zasłużył na niego bardziej — odezwał się Kaspian.

— Och, ja...

— Święta prawda — potwierdziłam, kłaniając się przed Ryczypiskiem, który odwdzięczył się tym samym. Łucja podeszła do niego i po chwili chwyciła go w swoje objęcia, mocno do siebie przytulając. Kiedy odstawiła futrzaka z powrotem na ziemię, podszedł do niego także Eustachy.

— Nie płacz — Zwrócił się do chłopaka mały rycerz, na co delikatnie się uśmiechnęłam. Kiedy przypomniałam sobie panikującego sprzed trzech tygodni blondyna, rzucającego się po pokładzie, gdy Ryczypisk chciał mu otrzeć twarz, trudno było mi uwierzyć, że to ta sama osoba.

— Nie rozumiem tego. Już więcej cię nie zobaczę? Nigdy? — pytał.

— Doprawdy wspaniałą jesteś zagadką. Masz duszę wojownika. Zaszczytem było dla mnie walczyć u boku takiego rycerza i wiernego druha — odpowiedziało zwierzę i ukłoniwszy się, odwróciło się z zamiarem ruszenia ku wysokiej ścianie wody.

— Ryczypisk? — Zatrzymałam go, a zarówno jego, jak i spojrzenia wszystkich zgromadzonych, skierowały się na mnie. — Pozdrów ode mnie moich rodziców, dobrze? — poprosiłam, na co mysz delikatnie się uśmiechnęła.

— Obiecuję — powiedział i skłoniwszy się ostatni raz, ruszył przed siebie. U stóp fal czekała już na niego mała szalupa, w której zajął miejsce, wbijając wcześniej w piach swoją ukochaną szpadę. Wiosłował, unosząc się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu zniknął za falami.

— To nasza ostatnia wizyta tutaj, prawda? — Łucja zwróciła się do Aslana ze łzami w oczach.

— Tak, najdroższa. Jesteście już dorośli. Tak jak Piotr, Dahlia i Zuzanna — odpowiedział jej, a ja dostrzegłam, że przez krótką chwilę zatrzymał wzrok na naszej dwójce, delikatnie się do nas uśmiechając.

— Czy odwiedzisz kiedyś nasz świat, Aslanie? — spytała dziewczyna, wsuwając palce w bujną grzywę lwa.

— Będę nad wami czuwał. Zawsze — zapewnił ją. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, jak chciał tego dokonać.

— Ale jak? — Złotowłosa zdawała się również niewiele z tego rozumieć.

— W waszym świecie noszę inne imię. Będziecie musieli się go nauczyć. Po to właśnie przybyliście do Narnii. Aby poznać mnie tu choć trochę, a potem lepiej tam, u siebie — wyjaśnił władca.

— Zobaczymy się jeszcze? — zapytałam. Chwilę później poczułam, jak Piotr obejmuje mnie ramieniem.

— Tak, najdroższa. Pewnego dnia — odpowiedział mi Aslan, posyłając w moją stronę ciepły uśmiech, a ja poczułam się nieco lepiej, mając tę świadomość. Lew odwrócił się i ryknął głośno, powodując tym samym, że w ścianie wody pojawiło się przejście, które miało nas zaprowadzić z powrotem do Anglii. Podeszliśmy całą piątką do Kaspiana, który mierzył nas smutnym spojrzeniem.

— Zastępowaliście mi rodzinę, której nie mam — zaczął swoją wypowiedź, a w moich oczach momentalnie stanęły łzy. — Mówię i o tobie, Eustachy — powiedział, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

— Dzięki — mruknął ten, delikatnie się uśmiechając. Rodzeństwo zaczęło się żegnać z Telmarem, natomiast ja stałam z boku, przyglądając im się ze wzruszeniem. Kiedy skończyli, brunet odwrócił się w moją stronę. Długo nie umiałam wypowiedzieć żadnych słów, aż w końcu odzyskałam mowę i podeszłam do mężczyzny.

— Nasza znajomość nie zaczęła się kolorowo i tu przyznaję się do winy. Potraktowałam cię nie w porządku, bazując na moich przekonaniach i nie dałam nam szansy, żeby lepiej się poznać. I za to przepraszam, bo mam wrażenie, że byśmy się dogadali. I dziękuję za to, co dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie ty, mogłoby mnie tutaj teraz nie być — powiedziałam. Byłam mu naprawdę wdzięczna za ratunek i patrząc na wszystko z perspektywy czasu, żałowałam, że tak to się potoczyło. Kaspian był naprawdę w porządku i miałam wrażenie, że nasza znajomość mogłaby zaowocować przyjaźnią, gdyby nie moje szorstkie podejście do niego.

— Drobiazg — Machnął ręką, delikatnie się przy tym uśmiechając. — Tak jak mówiłem, zastępowaliście mi rodzinę. Ty również. A rodzinie się pomaga.

— Naprawdę? — zapytałam, na co przytaknął głową.

— Naprawdę. Jesteś tą siostrą, która cały czas się z tobą kłóci i cię dręczy, ale w głębi serca tak i tak ją lubisz — Zaśmialiśmy się oboje.

— Czy to oznacza, że możemy zakopać topór wojenny raz na zawsze i zostać przyjaciółmi, nawet jeśli już się więcej nie zobaczymy? — zapytałam dla pewności, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami.

— Pod warunkiem, że o mnie nie zapomnisz — stwierdził, wytykając mnie palcem.

— No coś ty. O takim osobniku jak ty się nie zapomina — odparłam.

— Mam to traktować jako komplement czy obrazę? — Mężczyzna zmarszczył brwi.

— Ten jeden raz możesz to potraktować jako komplement — zaśmiałam się.

— Okej — zawtórował mi. Przytuliłam go niepewnie, ale kiedy poczułam, że również mnie objął, a jego broda delikatnie podrażniła skórę mojej szyi, rozluźniłam się. To było przyjemne uczucie. Łza zakręciła się w moim oku, przez co zaczęłam szybko mrugać, aby się jej pozbyć.

— Żegnaj, Kaspianie. Trzymaj się — szepnęłam, próbując się nie rozkleić.

— Ty też — mruknął, poluźniając uścisk. Odsunęłam się od bruneta i uniosłam delikatnie kąciki ust, po czym podeszłam do Aslana i spojrzawszy na niego ze łzami w oczach, których dłużej nie potrafiłam trzymać, ukłoniłam się nisko.

— Dziękuję, Aslanie. Za wszystko — powiedziałam. Słowa te z trudem przeszły mi przez gardło, w którym poczułam rosnącą gulę. Lew skinął łbem.

— Do zobaczenia, najmilsza — Jego słowa sprawiły, że bez względu na to, jak źle się w tej chwili czułam, na moje usta wkradł się szczery uśmiech, ponieważ przypomniał mi, że to nie jest ostatni raz, kiedy się widzimy. Nawet jeżeli musi minąć kilkadziesiąt lat, kiedyś ponownie się spotkamy. I nie tylko my. Mając tego świadomość, odwróciłam się i z podniesioną głową ruszyłam w stronę Piotra, który czekał na mnie w połowie drogi do przejścia, dokładnie mi się przyglądając. Wyciągnął w moją stronę dłoń, a kiedy ją ujęłam, splótł razem nasze palce i podążyliśmy za resztą. Stając w przejściu, odwróciłam się ostatni raz, aby ujrzeć Narnię, zanim wszystko zostało zalane wodą, a my ponownie musieliśmy wydostać się na powierzchnię. Im wyżej byłam, tym jaśniej się robiło. W pewnym momencie, będąc już zaledwie kilkanaście centymetrów od powierzchni, dostrzegłam otaczające mnie meble. Nie pływały. Stały na swoim miejscu, podczas gdy poziom wody zaczął powoli opadać. Chwyciłam się brzegu łóżka. Kiedy woda opadła poniżej jego poziomu, siedziałam na nim, spoglądając ze zdziwieniem na moje suche ubranie. Ponownie miałam na sobie spódnicę oraz sweter, w których przyszłam do Scruubów. Piotr siedział obok mnie, Łucja i Eustachy na podłodze, Edmund zaś na przeciwległym łóżku, a wszyscy wpatrywaliśmy się w leżący na posadzce obraz, który pochłaniał w swoje ramy całą wodę, aż w pomieszczeniu nie została ani jedna kropelka. W pokoju panowała grobowa cisza. Myślami byliśmy jeszcze w Narnii. Na pokładzie 'Wędrowca do Świtu' z Kaspianem i resztą załogi. Z transu wyrwało nas dopiero stukanie obcasów i ciche skrzypnięcie drzwi, które spowodowało, że odwróciliśmy się w ich stronę.

— Tutaj jesteście — Matka Eustachego przyglądała nam się z zaczerwienionymi policzkami i nosem, odwijając szal z szyi. Musiała zmarznąć na dworze. — Chodźcie na dół. Spotkałam na mieście ciocię Polę, napijemy się razem kawy — Z uśmiechem na twarzy obróciła się na pięcie i żwawym krokiem zeszła po schodach. Zdążyłam już zapomnieć, jak bardzo była podekscytowana, gdy przyszliśmy do niej z ciastem i zaproszeniem na ślub. Zerknęłam na blondyna, który uniósł delikatnie kąciki ust i zbliżywszy się powoli, przywarł wargami do moich. Odwzajemniłam pocałunek, kładąc dłoń na jego policzku, lecz ponownie poczułam gorzki smak łez. Odsunęłam się od narzeczonego, a on spojrzał na mnie zatroskany i ucałowawszy moje czoło, mocno mnie do siebie przytulił. Przymknęłam na moment powieki i poczułam, jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Kiedy ponownie je uchyliłam, zauważyłam, jak Eustachy podnosi się z podłogi i bierze do rąk obraz, a następnie podchodzi do ściany, aby powiesić go na swoim miejscu. Tak właśnie kończyła się nasza przygoda. Bitwy, podróże, ratowanie Narnii. To wszystko już za nami. Teraz nadszedł czas na spokojne życie, które dane mi będzie spędzić u boku Piotra. Czas na lepsze poznawanie siebie nawzajem i pogłębianie naszej miłości. Na założenie rodziny. I choć to wszystko zdawało się w dużym stopniu dziwne i nierealne, cieszyłam się na to tak samo, jak na to, że kiedyś wrócimy do Narnii. O ile nie jeszcze bardziej.

____________________________________________

Witam ponownie już w ostatnim rozdziale! Nie mogę uwierzyć, że to już naprawdę koniec 😔 Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali to opowiadanie. Za każdą gwiazdkę, komentarz. To wiele dla mnie znaczy ❤️ Jestem niezmiernie wdzięczna za każdego z was i za wasze wsparcie ❤️ W tym roku podjęłam się pracy nad nieco większym projektem pisarskim i na nim chciałabym się skupić, ale w mojej głowie pojawiły się już trzy nowe pomysły na opowiadania, więc prawdopodobnie nie jest to moje ostatnie fanfiction o Narnii 😂 Pytanie do was - jesteście Team Edmund czy raczej Team Kaspian? Koniecznie dajcie znać w komentarzu, żebym wiedziała, za co się zabrać w pierwszej kolejności 😂 Mam nadzieję, że ten rozdział, jak i całe opowiadanie, wam się podobały 😊 Ściskam was bardzo mocno, trzymajcie się cieplutko 😘

Love you,
Laura66244 ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro