Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Cichy szelest rozbudził mnie na dobre. Otworzyłam oczy, rozglądając się dokładnie po otoczeniu. Edmund leżał na plecach, trzymając jedną rękę na swojej torbie, Zuzanna drzemała smacznie na brzuchu z rękami pod głową, a niedaleko mnie spał skulony Zuchon. Uniosłam głowę, poszukując wzrokiem małej Łucji, lecz nigdzie nie potrafiłam jej dostrzec.

— Piotrek — szepnęłam, ale chłopak nie reagował. Jego ręce oplatały mnie ciasno od tyłu, ciepły oddech łaskotał szyję. Zacisnęłam mocniej palce na jego przedramionach. — Piotrek — powtórzyłam, tym razem nieco głośniej. Blondyn mruknął coś pod nosem, przywierając bardziej do moich pleców. — Nie ma Łucji — Reakcja na te słowa była natychmiastowa. W jednym momencie napięły się wszystkie jego mięśnie, a on poderwał się, analizując dokładnie otoczenie. Zanim zdążyłam się podnieść, Piotr stał już z założonymi tarczą i mieczem, gotowy wyruszyć na poszukiwania swojej najmłodszej siostry. Pociągnął mnie mocno za rękę, przez co i ja stanęłam na równych nogach. Po kilku sekundach byliśmy już w lesie, szukając dziewczynki.

— Nie możesz zamienić się w wilka i jej wytropić? — zapytał, spoglądając na mnie z nadzieją.

— Nie mogę. To dzięki mocom Jadis potrafiłam zmieniać postać. Gdy zginęła, straciłam tę możliwość — wyjaśniłam, nasłuchując uważnie. Mimo tego, że nie miałam możliwości przyjęcia postaci wilka i odnalezienia małej za pomocą wyjątkowo dobrego węchu, wszystkie lata polowania wiele mnie nauczyły. Między innymi tego, jak w najefektywniejszy sposób wykorzystywać słuch i wzrok. Znów ten cichy szelest. Machnęłam ręką na Piotra, żeby był cicho i powoli ruszyłam w kierunku dźwięku. Kiedy stawał się głośniejszy, zaczęłam przyspieszać. Wystarczył tylko jeden ruch. Fragment sukni. Blondyn wyprzedził mnie i ruszył w stronę dziewczynki, przedzierając się przez zarośla. Poruszał się cicho, szybko, zwinnie, niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę. — Pospiesz się, nadchodzi minotaur — szepnęłam, wskazując palcem stworzenie. Chłopak doskoczył do swojej siostry, chwytając ją w ostatniej chwili. Spanikowana Łucja już chciała się szarpać, ale gdy zobaczyła naszą dwójkę, uspokoiła się i ostrożnie wychyliła się zza góry ziemi. Piotr przyłożył palec wskazujący do swoich ust, przekazując nam tym samym, abyśmy były cicho. Skinęłam głową, na co blondyn dobył miecz i zaczął skradać się do stworzenia. Obserwowałam go dokładnie. Był już blisko, gdy nagle znikąd pojawił się brunet. Zaatakował najstarszego Pevensie, który sprawnie odparł jego atak. Złotowłosa poderwała się z miejsca, ale szybko chwyciłam ją za ramię. — Spokojnie, poradzi sobie — zapewniłam ją, spoglądając na jej brata. — Jest najlepszym szermierzem w Narnii — Jak na potwierdzenie moich słów, wytrącił miecz z ręki atakującego go chłopaka, po czym zamachnął się z zamiarem zadania ostatniego ciosu, lecz brunet schylił się, przez co ostrze utkwiło w pniu drzewa. Młodzieniec wykorzystał tę okazję i kopnął niebieskookiego w brzuch, co spowodowało, że ten upadł na ziemię. Jednak nie leżał na niej długo. Kilka sekund później chwycił znajdujący się niedaleko kamień. Widząca to Łucja wyrwała mi się, chcąc zapobiec rozlewowi krwi.

— Nie, przestańcie! — krzyknęła, zanim zdążyłam ją powstrzymać. Chłopcy odwrócili się w naszą stronę. Przyjrzałam się dokładnie młodzieńcowi, który zaatakował Piotra. Chwilę później lekko się skrzywiłam. Telmar. Poznałam po urodzie. Mieli coś charakterystycznego w swoim wyglądzie i nie były to tylko ciemne, niemal czarne, oczy. Gdy zauważyłam, że wyrwał miecz z kory i wycelował go w blondyna, przygwoździłam go do pnia lodowymi szpilkami. Tak bardzo skupiłam się na nim, że nie zauważyłam, kiedy wokół nas zebrali się Narnijczycy. Podobno wielu z nich zginęło, nieliczni ukryli się w lasach, dzięki czemu przetrwali atak Telmarów, lecz ich liczba w żadnym stopniu nie przypominała "nielicznych". Centaury, karły, minotaury, fauny, wilki, tygrysy oraz myszy. Wszyscy gotowi służyć Narnii.

— Książę Kaspian? — zapytał Piotr, gdy już oderwał wzrok od zebranych i skierował go na bruneta.

— Tak, a ty to kto? — odpowiedział wyzywająco.

— Piotrek! — Za plecami usłyszałam głos Zuzanny, która chwilę później zjawiła się po mojej lewej stronie. Wraz z nią przybyli również Edmund oraz Zuchon. Telmarski książę sunął wzrokiem po naszej piątce, zawieszając je później na mieczu Piotra, który dalej trzymał w ręce.

— Wielki król Piotr — Na jego twarzy pojawiło się zrozumienie, gdy ponownie spojrzał na blondyna.

— Chyba nas wezwałeś — odparł.

— Tak, z tym że... Jesteście dość młodzi.

— Wiesz, jakby co, możemy wrócić za parę lat — Uśmiechnęłam się, widząc, jak starszy Pevensie odwraca się na pięcie.

— Nie! Zostańcie! — zaprotestował Kaspian. — Po prostu wyobrażałem was sobie inaczej — wyjaśnił, wpatrując się w brunetkę.

— My ciebie też — odparł Edmund, przyglądając się podejrzliwie minotaurowi, który miał zostać zaatakowany przez Piotra.

— Nic nie łączy wrogów tak, jak wspólny wróg — zauważył mądrze borsuk, występując naprzód. Gdy go zobaczyłam, powróciły do mnie wspomnienia. Jedne z nielicznych wspomnień z mojego dzieciństwa, które były szczęśliwe. Kiedy to rodzinka borsuków przyjęła mnie pod swój dach, oferując schronienie. Byli dla mnie wszystkim. Rodziną, której nie miałam. Już wiedziałam, że polubię to stworzenie, mimo tego, że nie zamieniłam z nim jeszcze ani słowa.

— Od dawna czekaliśmy waszego powrotu, mój panie. Nasze serca i klingi są na twoje rozkazy — zapewniła mysz, stając przed Piotrem i skłoniła się nisko, wywołując tym samym uśmiech na twarzy chłopaka.

— No proszę, więc ktoś tutaj jednak umie władać bronią — Z trudem powstrzymałam śmiech, widząc urażenie na twarzy Telmara.

— W rzeczy samej. I zrobiłem z niej niezły użytek, zdobywając nieco oręża dla twej armii, panie.

— Doskonale. Tu liczy się każde ostrze — Ostatnie słowa wypowiedział, odwracając się ponownie w stronę księcia.

— No to może lepiej oddam ci ten twój miecz — Poruszył delikatnie unieruchomionym nadgarstkiem, a Piotr szybko zabrał z jego ręki swoją broń.

— Zatem możemy ruszać w drogę — powiedziałam, ruszając przed siebie, ale poczułam, że czyjeś palce oplatają się wokół mojego nadgarstka.

— Dahlia — mruknął Piotrek, spoglądając na mnie znacząco.

— Co? — Kąciki ust blondyna uniosły się, gdy skinął głową w kierunku Kaspiana. Przewróciłam oczami z niezadowoloną miną, po czym machnęłam ręką, uwalniając bruneta. Szkoda, nie przeszkadzałoby mi, gdyby tu został. Pevensie zauważywszy moją reakcję, pokręcił głową, chwytając moją dłoń.

— Wiem, że go nie lubisz — szepnął, przybliżając się do mojego ucha. — Uwierz mi, ja też nie. Ale nie możemy być dla niego aż tacy surowi.

— Nie tacy surowi? — Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ruszając we wskazanym przez Narnijczyków kierunku. — Czy ty zapomniałeś, co oni zrobili? Zabili mojego ojca, najechali Narnię, wymordowali setki, jak nie tysiące Narnijczyków — syknęłam, ściszając głos jeszcze bardziej.

— Wiem, Dahlia. Wiem — Zwiesił głowę, przez co kilka włosów wpadło mu do oczu. Od razu uniósł wolną rękę, aby odgarnąć je z czoła. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę, aż w końcu skierował na mnie spojrzenie niebieskich tęczówek, w których za każdym razem coraz bardziej się zatracałam. — Mam coś na twarzy?

— Nie — Zaprzeczyłam głową, uśmiechając się do niego. Nie minęła chwila, a odwzajemnił mój gest, splatając nasza palce.

— Telmarowie przybyli do Narnii nieco ponad tysiąc lat temu — zaczął Kaspian, zjawiając się obok nas. Prychnęłam, słysząc taki dobór słów. "Przybyli", chyba trochę przerysowane. Jednak brunet zdawał się tego nie słyszeć. Kontynuował przedstawianie sytuacji, która panuje teraz w Narnii, lecz ja przestałam zwracać uwagę na jego słowa zaledwie po kilku sekundach. Nie po to unikałam jak ognia widoku wytępianych przez Telmarów Narnijczyków, aby teraz słuchać o tym, czego to Telmarowie nie osiągnęli. Wolałam obserwować otaczającą mnie naturę niż słuchać jego paplaniny.

— Coś mnie ominęło? — zapytała cicho Zuzanna, dorównując mi kroku, po czym spojrzała znacząco na moje i Piotra splecione palce. W pierwszej chwili chciałam puścić dłoń blondyna, ale gdy tylko spróbowałam poluźnić uścisk, poczułam, jak jego palce zacisnęły się bardziej. Odwrócił się w moją stronę, a uśmiech, którym mnie obdarzył, był jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie w życiu widziałam.

— Tak jakoś wyszło — Wzruszyłam ramionami, unosząc przy tym delikatnie kąciki ust.

— W każdym razie, życzę wam szczęścia — powiedziała, uśmiechając się do mnie szeroko. Nagle dobiłam do czegoś, co okazało się Piotrem. Nie zauważyłam nawet, że wokół nas zrobiło się jaśniej. Skierowałam wzrok przed siebie, a moim oczom ukazał się wielki kopiec. Z tego, co zrozumiałam z rozmów Narnijczyków, był to Kopiec Aslana. Budowla obrośnięta była roślinnością, za nią znajdował się rozległy las, przed nią zaś polana pokryta trawą tak miękką, że chciałoby się na niej wyłożyć i rozkoszować piękną chwilą. Z każdym krokiem, który stawialiśmy, donośniejszy stawał się dźwięk rogu. Przed wejściem zebrało się wiele centaurów, a gdy znaleźliśmy się bliżej, ustawiły się w dwóch szeregach po obu jego stronach. Dobyli swoich mieczy i uniósłszy je wysoko, pochylili je delikatnie, tworząc coś na podobę tunelu. Zatrzymaliśmy się przed nimi.

— Królowe i królowie przodem — powiedziałam, wskazując drogę przed sobą. — Będę tuż za wami.

Rodzeństwo Pevensie ruszyło pewnym krokiem przed siebie, a ja, tak jak obiecałam, ruszyłam z niewielkim opóźnieniem, niemal depcząc im po piętach. Kiedy weszliśmy do środka, czekała nas niemała niespodzianka. Wewnątrz kopca znajdowało się więcej Narnijczyków, którzy zawzięcie pracowali nad produkcją broni. Brzęk żelaza uderzanego młotem roznosił się po pomieszczeniu. Przyglądałam się dokładnie karłom, faunom oraz minotaurom, którzy rozpalali ogień, pilnowali, aby nie gasł, a nad nim kłuli ostrza, ostre, że byłyby w stanie przeciąć najgrubszą kość w organizmie bez najmniejszego oporu.

— Zapewne nie tego się spodziewaliście, ale można się tu bronić — Usłyszałam głos Telmara. Jak się okazało, jego słowa zwrócone były do Piotra i Edmunda, którzy bacznie rozglądali się po kopcu.

— Piotr! Chodź, coś zobaczysz! — Na dobrą sprawę, nie miałam nawet okazji podjąć decyzji, bo po zaledwie dwóch sekundach poczułam mocny uścisk na ręce i nim się obejrzałam, byłam ciągnięta przez blondyna we wskazanym przez Zuzannę kierunku. Korytarz, w którym się znaleźliśmy, był ciemny, oświetlony jedynie przez pochodnie, wiszące w dużych odległościach na ścianach. Lecz poza pochodniami na ścianach znajdowało się coś jeszcze. Coś, co mogłam dopiero zauważyć, gdy najstarszy Pevensie podszedł bliżej mnie, a płomienie rzuciły światło na malunki przedstawiające czwórkę władców z dawnych wieków.

— To my — zauważyła brunetka. Reszta jej rodzeństwa obracała się wokół, nie wiedząc, na czym zawiesić wzrok. Moją uwagę przykuła jednak jedna rycina, od której nie mogłam oderwać oczu. Przedstawiała ona rodzeństwo podczas koronacji. Wszyscy mieli na swoich głowach korony, Piotr i Zuzanna złote, zaś Edmund i Łucja srebrne. Zasiadali na tronach, a za nimi znajdowała się postać. Wyglądała, jakby unosiła się w powietrzu. Jej ramiona były rozpostarte, jakby chciała objąć całą czwórkę, o ile nie cały świat. I wtedy zdałam sobie sprawę, że tą postacią byłam ja. Dahlia, patronka Narnii, która zmarła, ratując naród przed dalszymi rządami Białej Czarownicy. Podniosłam rękę i przyłożyłam do ściany, wodząc opuszkami palców po pięciu, wyrytych w skale, postaciach.

— Hej, wszystko w porządku? — Kiedy blondyn pojawił się obok, obejmując mnie ramieniem, światło jeszcze bardziej oświetliło ścianę.

— Nie zabiłam Jadis — szepnęłam, z trudem odrywając wzrok od rzeźby, aby spojrzeć na chłopaka. — Czym zasłużyłam na tytuł patronki? Po tym, jak przez lata siałam strach wśród Narnijczyków, naprawdę powinnam być ostatnim kandydatem na to miejsce.

— Żartujesz? Dahlia, gdyby nie ty, nie mielibyśmy szansy na pokonanie Białej Czarownicy. Udało nam się to tylko dzięki tobie. Pomogłaś nam ustalić taktykę działania podczas bitwy, dostarczyłaś bardzo ważnych i przydatnych informacji. No i unieszkodliwiłaś Jadis, sama przy tym ginąc. Twoja przeszłość nie odgrywa tutaj roli. Stało się i już się nie odstanie, ale każdego dnia dostajemy nową szansę, aby się zmienić. Siebie i swoje życie. A ja nie znałem tamtej Dahlii. Znam jedynie tę, która stwierdziła, że nie chce dłużej wieść takiego życia i wzięła sprawy w swoje ręce — W jego niebieskich oczach odbijały się tańczące płomienie pochodni, gdy pochylił się, wlepiając we mnie wzrok. Przełknęłam ślinę, orientując się, jak mała odległość dzieli nasze twarze.

— Dziękuję — Mój głos był tak cichy, że ledwo sama usłyszałam własne słowa.

— Nie masz za co dziękować — odparł równie cicho, uśmiechając się przy tym, dzięki czemu znów miałam szansę ujrzeć te urocze dołeczki. Te, które sprawiały, że moje serce zaczynało bić jeszcze szybciej, bo nawet gdy ich nie było, w pobliżu Piotra moje serce zawsze przyspieszało. Blondyn pochylał się coraz bardziej, aż w pewnym momencie nasze nosy się ze sobą zetknęły. Kiedy się zawahał, kierując spojrzenie na moje wargi, stanęłam na palcach, złączając nasze usta w pocałunku. Dla nas obu była to nowa sytuacja. Z początku stałam nieco sztywna, lecz po kilku sekundach moje mięśnie się rozluźniły, a gdy Pevensie objął mnie w talii, rozpłynęłam się w jego mocnych ramionach. Moje dłonie powędrowały do jego klatki piersiowej, na której mogłam wyczuć dobrze zarysowane mięśnie przez materiał koszuli. Po chwili znalazły się na jego rozgrzanych policzkach, aby koniec końców wylądować w miękkich blond włosach chłopaka. Przyciągnął mnie bardziej do siebie, a moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Nigdy nie doświadczyłam niczego podobnego. Nie sądziłam, że człowiek może czuć takie rzeczy. Że może mu tak bardzo zależeć na jednej osobie. I że ta jedna osoba jest w stanie tak bardzo zmienić czyjeś życie. Moje życie.

______________________________

Przepraszam was, kochani, za tak długą nieobecność i brak rozdziałów! Byłam na wyjeździe, na którym nie miałam warunków do pisania😔 Ale już wracam! Rozdziały w najbliższym czasie mogą pojawiać się nieregularnie, bo chcę jak najszybciej nadrobić zaległości. Chodzę teraz do pracy, więc nie wiem, jak mi to wyjdzie, mam nadzieję, że uda mi się wszystko ze sobą pogodzić❤️ Trzymajcie się cieplutko i do następnego! 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro