Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Kaspian otworzył szeroko drzwi, a ja na chwilę zaniemówiłam. Pomieszczenie było przepiękne. Podobnie jak w pozostałych częściach statku dominowało tutaj drewno, lecz poza tym pojawiły się również jasne akcenty. Ściany pokrywały malowidła przedstawiające rodzeństwo Pevensie, kiedy byli już dorośli i panowali nad Narnią w czasach Złotego Wieku. Na półkach znajdowały się należące do Zuzanny łuk, strzały oraz róg i kilka innych przedmiotów, które kojarzyłam z Ker-Paravelu.

— Aslan — szepnęła złotowłosa, opuszkami palców dotykając wiszącej na ścianie tarczy z wizerunkiem Wielkiego Lwa. — Łuk i strzały Zuzanny! — Podeszła do nich szybkim krokiem, przyglądając im się z zafascynowaniem. Ja natomiast podeszłam do jednego z malowideł, które przedstawiało stojącego na wzgórzu wilka. Wzdrygnęłam się delikatnie, kiedy czyjeś ręce nagle objęły mnie od tyłu w talii, ale od razu się uspokoiłam, czując znajomy zapach.

— Wiesz, byłaś bardzo ładnym wilkiem. Nigdy ci tego nie powiedziałem — mruknął blondyn tuż przy moim uchu, powodując, że przez moje ciało przeszył przyjemny dreszcz.

— Już się tak nie podlizuj — odparłam z uśmiechem, odwracając głowę w lewo, aby pocałować go w policzek.

— Prawdę mówię — powiedział, opierając brodę na moim ramieniu. Pokręciłam głową, powstrzymując się od śmiechu. W pewnych momentach nie rozpoznawałam samej siebie. Cały czas pamiętałam Dahlię, którą byłam kiedyś i gdy patrzyłam na to, co teraz działo się w moim życiu, nie mogłam uwierzyć, że działo się to naprawdę. Że Piotr po prostu pewnego dnia się w nim pojawił i zmienił mnie do tego stopnia, że sama dla siebie stałam się obca, ale w dobry sposób. Zostawiłam za sobą wrogość, rządzę zemsty. A przynajmniej ich większość. Nie wyeliminowałam ich całkowicie, ale od poznania Piotra i jego rodzeństwa, zaczęłam zastępować je lepszymi zachowaniami. I choć czasami mogłam pokazać pazury, przeważnie starałam się być miła. I z czasem zaczęło mi to przychodzić naturalnie. Nie musiałam się już starać. Powróciłam do zachowań sprzed śmierci rodziców, sprzed okresu służby w zamku, kiedy przez kilka lat żyłam z rodzinką borsuków w małej, przytulnej pieczarze. — Mój miecz — Zmarszczyłam brwi, wyrwana z zadumy i podążyłam za jego wzrokiem, który spoczywał na opartym o jedną z szafek ostrzu.

— Tak. Strzegłem go, jak przyrzekłem — zapewnił Kaspian, sięgając po broń, po czym wręczył ją blondynowi. — Proszę — Niebieskooki chwycił rękojeść i z zafascynowaniem zaczął przyglądać się ostrzu, które połyskiwało w blasku słońca, którego promienie przedostawały się do pomieszczenia przez duże okna. — Dla ciebie też coś przechowałem — Brunet zwrócił się tym razem do Edmunda, który obserwował swojego brata z niezrozumiałym dla mnie wyrazem twarzy. Telmar otworzył jedna z szafek i rzucił jakiś przedmiot, który czarnowłosy zwinnie złapał. Kiedy dokładnie mu się przyjrzałam, rozpoznałam srebrną latarkę, nad którą Edmund tak bardzo ubolewał, kiedy ostatnim razem opuściliśmy Narnię.

— Dzięki — mruknął, włączając urządzenie, a promień światła padł na jego twarz, przez co delikatnie się skrzywił.

— I dla ciebie też — Spojrzałam zdziwiona na mężczyznę. Jak to dla mnie? Przecież nie posiadałam praktycznie niczego oprócz...

— Mój strój — szepnęłam, podchodząc do niego powolnym krokiem. W rękach trzymał starannie złożone ubrania, a na nich ułożony był srebrny naszyjnik. — Naprawdę wszystkim się zająłeś. Zaskakujesz mnie — odparłam, chwytając ostrożnie materiał i przejechałam po nim opuszkami palców, a na mojej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech. — Dziękuję.

— Co wy z nią zrobiliście? — Kaspian zwrócił się do rodzeństwa Pevensie, wskazując mnie palcem.

— Obdarzyliśmy ją odrobiną miłości — powiedział Piotr, obejmując mnie ramieniem, po czym złożył na czubku mojej głowy delikatny pocałunek. — No i odseparowaliśmy ją od Telmarów, to znacznie pomogło — dodał, wywołując na mojej twarzy jeszcze szerszy uśmiech. 

— Bardzo śmieszne...

— Ja w tym nie widzę nic śmiesznego. Bądź co bądź, wasz wpływ na jej los był znaczny.

— Więc co się właściwie stało podczas naszej nieobecności? — zapytała Łucja. Chyba wyczuwała w powietrzu narastające napięcie. Mimo iż zaczęło się od żartu, znając chłopaków, sytuacja mogła szybko eskalować. Z nimi nietrudno było o kłótnię. Brunet skierował na nią spojrzenie ciemnych tęczówek.

— Cóż, wkrótce po waszym odejściu giganci z północy złożyli broń — oznajmił, podchodząc do rozłożonej na stole mapy i wskazał na niej dokładną lokalizację wydarzenia. — W bitwie na pustyni pokonaliśmy też armię Kalormenu. Pokój panuje w całej Narnii — odparł z wyraźną dumą w głosie, wypinając pierś.

— Pokój? — Byłam co do tego sceptycznie nastawiona. Nie wierzyłam, że pojawiliśmy się tutaj tylko po to, aby popływać statkiem, zwiedzić trochę świata i popijać herbatkę. Tym bardziej że mieliśmy się już tutaj nigdy nie zjawić.

— Wystarczyły trzy lata.

— I zdążyłeś sobie w tym czasie znaleźć królową? — wtrąciła złotowłosa, zakładając wpadający jej do oczu kosmyk za ucho.

— Niestety. Nie ma tak pięknej jak twoja siostra.

— No dobrze, ale skoro nie toczy się żadna wojna i wszystko jest w porządku... Po co nas tu wezwano? — Młodszy Pevensie pochylił się jeszcze bardziej nad mapą.

— Dobre pytanie. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia — odpowiedział brunet, wzruszając ramionami.

— Skoro nawet my się tutaj znaleźliśmy, sprawa musi być poważna — zauważył Piotr.

— A dokąd właściwie płyniecie? Bo chyba nie wypłynęliście, żeby sobie pozwiedzać, raczej macie jakiś cel, prawda? — Przeniosłam wzrok na Kaspiana, który skinął delikatnie głową na potwierdzenie.

— Owszem. Kiedy pozbawiłem wuja korony, próbował jeszcze zabić najwierniejszych przyjaciół i popleczników mego ojca. Siedmiu lordów Telmaru — Dopiero kiedy odwrócił się do nas plecami, zauważyłam, że za nim na ścianie znajdowała się ogromna tablica, na której rozwieszone było siedem szkiców mężczyzn. — Uciekli na Samotne Wyspy. I słuch o nich zaginął.

— Tak po prostu?

— Tak po prostu.

— I myślisz, że coś im się przytrafiło? — zapytał Edmund, stając przed ścianą, z zaciekawieniem przyglądając się szkicom.

— Niewykluczone. Mam obowiązek to wyjaśnić.

— Już mi się to nie podoba — mruknął Piotr na tyle cicho, abym tylko ja mogła go usłyszeć. — Ludzie nie znikają sami z siebie z dnia na dzień. Tym bardziej siedmiu na raz. I jeszcze wracamy właśnie wtedy, gdy Kaspian wybrał się na poszukiwania?

— To na pewno nie przypadek — odparłam równie cicho, spoglądając na narzeczonego. — Coś tutaj nie gra. Nie wiem jedynie, co. 

— A co znajduje się na wschód od Samotnych Wysp? — zapytała złotowłosa, wodząc opuszkami palców po karcie.

— Wielka biała plama — odpowiedział jej kapitan, stojący w pewnym odstępie od naszej piątki. — Rzeczy, które trudno sobie wyobrazić. Słyszałem o wężach morskich.

— O wężach morskich? — Młody Pevensie zerknął na niego rozbawiony, choć przez twarz Łucji przebiegł cień strachu.

— Dobrze, kapitanie. Nie czas na żeglarskie legendy — Telmarski król zaśmiał się cicho, wgryzając w jabłko. — Ale możesz zaprowadzić naszych rozbitków pod pokład, aby mogli sobie wybrać jakieś wolne kajuty — Mężczyzna skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, a tuż za nim ja wraz z rodzeństwem Pevensie. Po pokonaniu kilku stopni znaleźliśmy się pod pokładem. Drinian wskazał nam, które kajuty nie są przez nikogo zajmowane, po czym odszedł, zostawiając nam wolną rękę. Zastanawiałam się przez chwilę i kilka sekund później podeszłam do drzwi i nacisnąwszy klamkę, weszłam do środka, a wnętrze od razu mnie urzekło. Do pomieszczenia przez wielkie okna wpadało dużo światła. Wszystko było ładnie ozdobione, kajuta wyposażona była w ogromne łóżko, a nawet kominek.

— Jeżeli przynajmniej w połowie jest takie wygodne, na jakie wygląda, to ja już z tej kajuty nie wychodzę — oznajmiłam, robiąc kilka kroków w stronę łóżka.

— Wiesz, możemy to łatwo sprawdzić — Usłyszałam tuż przy moim uchu, na co moje ciało zareagowało dreszczem, który przeszył mnie od stóp do głów. 

— Jesteś niemożliwy — powiedziałam, odwracając do niego przodem, a blondyn od razu wpił się w moje usta. Westchnęłam cicho, oddając czuły pocałunek. Za każdym razem, kiedy nasze usta się spotykały, uginały się pode mną kolana. Tak już na mnie działał i nie potrafiłam nic z tym zrobić. I nie chciałam. To tak, jakbym zakochiwała się w nim za każdym razem na nowo.

___________________________________

Merry Christmas everyone!🎄 Rozdział może nie należy do najciekawszych, ale bardzo zależało mi na tym, aby dodać go w okresie świątecznym. Z okazji świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam złożyć najserdeczniejsze życzenia. Przede wszystkim dużo zdrowia i radości. Ten rok był wyjątkowy, nikt nie spodziewał się czegoś takiego, ale mam nadzieję, że nadchodzący będzie lepszy i że wszyscy przeszliście przez 2020 bez większych problemów. Mam nadzieję, że spełnią się wszystkie wasze marzenia i będziecie szczęśliwi. Wszystkiego najlepszego, moi kochani ❤ Trzymajcie się cieplutko, spędźcie miło czas z najbliższymi i do usłyszenia w następnym rozdziale 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro