Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DRUGI

Rodzeństwo spoglądało na mnie nieufnie, lecz powoli zaczęli zajmować miejsca przy stole. Siedzieli spięci i przestraszeni, a najstarszy z nich wpatrywał się we mnie intensywnie, trzymając za ręce siostry.

— Przyszłam tu z rozkazu królowej — oznajmiłam, nie spuszczając z nich wzroku. — Chce, abyście zjawili się w zamku. Cała wasza trójka i dołączyli do swojego brata. Daję wam możliwość pójścia ze mną dobrowolnie. Od was zależy czy z niej skorzystacie.

— Nie — odparł blondyn takim tonem, jakby była to najbardziej oczywista decyzja na świecie.

— Szkoda. Twoja buźka jest trochę za ładna, żeby służyć jako drapak wilkom. A jeśli taka właśnie będzie wasza decyzja, jest to nieuniknione. No, chyba że wolicie mieć szansę ucieczki, ryzykując życie waszego brata.

— Dlaczego nie możesz nam pozwolić uciec bez narażania naszego brata? — odezwała się dziewczynka, wpatrując się we mnie dużymi błękitnymi oczyma.

— Ta decyzja nie należy do mnie. Ja wykonuję jedynie rozkazy jej wysokości. Kazała mi was odnaleźć i przyprowadzić do siebie. Chłopiec powiedział, że jesteście u bobrów, jeśli wrócę bez was, będzie to oznaczało, że kłamał. A to wiązałoby się w wielkim gniewem królowej, podczas którego jest zdolna do wszystkiego. Zresztą nawet bez tego gniewu jest zdolna do wszystkiego — dopowiedziałam pod nosem, lecz nikt tego nie usłyszał.

— Co więc możemy zrobić? — zapytała milcząca dotychczas brunetka.

— Dać się wziąć. Zwołam resztę moich kompanów i za chwilę będziemy to mieli za sobą.

— Nie jesteś złą osobą — Spojrzałam zdziwiona i nieco zdezorientowana na najmłodszą z rodzeństwa. — Jestem tego pewna. Dlaczego więc to robisz? Dlaczego pracujesz dla Białej Czarownicy? Przyłącz się do nas, pomóż nam, proszę...

Jej zaszklone oczy wlepione były we mnie i z każdą chwilą coraz bardziej oddziaływały na moje, jak sądziłam, od lat uśpione sumienie. Kiedy stałam się potworem straszącym biedne dzieci?

— Za kilka lat zrozumiesz, że życie nie jest takie proste. Nawet jakbym chciała, nie mogę od niej odejść.

— Czemu? — Machinalnie otworzyłam pysk w celu odpowiedzenia na pytanie blondyna, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłam.

— Nie powinno was to obchodzić — warknęłam. — Powiedzmy, że zabrała mi coś, bez czego nie mogę odejść. Jaka jest wasza ostateczna decyzja? Moja cierpliwość powoli się kończy — Rodzeństwo spojrzało po sobie.

— Mogę być z tobą szczery? — zapytał Piotr po chwili namysłu.

— Ależ proszę cię bardzo.

— Poszedłbym z tobą do zamku, ale nigdy w życiu nie zostawię jej samej z Łucją — powiedział, wskazując palcem brunetkę.

— A to niby dlaczego?! — oburzyła się.

— Bo nie umiesz wyłączyć racjonalnego myślenia! Nie możesz zrozumieć, że obecnej sytuacji nic nie jest już logiczne?! Ja z Edmundem siedzielibyśmy w zamku czarownicy, a ty wzięłabyś Łusię i poszła z nią do domu! Zostawiłabyś nas tutaj! — Zaśmiałam się, kręcąc z rozbawienia łbem. Aż za dobrze znam sprzeczki między rodzeństwem. Mimo że nie znałam brunetki ani trochę, wyobrażenie sobie takiej sytuacji nie było trudne.

— Widzę, że nie dojdziemy do porozumienia — odparłam, opanowawszy śmiech. — Więc pozwólcie, że podejmę tę decyzję sama. Wrócę do zamku bez waszej trójki. Powiem, że was już tutaj nie ma. Natomiast wy naprawdę stąd znikacie i to w podskokach. Nasze kolejne spotkanie nie będzie takie przyjemne, mogę wam to zapewnić. Pozostaje mieć nadzieję, że wasz brat nie skończy jako kolejna kamienna statuetka. Mamy ich już wystarczająco dużo. Oby to było nasze ostatnie spotkanie — Z tymi słowami opuściłam domek, kierując się w stronę zamku, a jedna myśl nie chciała opuścić mojej głowy. Czemu, do licha, byłam dla nich taka miła? Dlaczego zaproponowałam im pomoc, skoro mogłam ich najzwyczajniej w świecie zabić, albo wezwać resztę ekipy i wspólnie zaprowadzić ich do królowej? Przecież nigdy nie miałam z tym najmniejszego problemu. Zamiast tego dałam im szansę na uratowanie życia. Nie umiałam tego pojąć. Nie mogłam zrozumieć własnych działań i decyzji. Dodatkowo przez cały ten czas czułam jakiś dziwny uścisk w sercu, którego w ogóle nie mogłam sobie wytłumaczyć. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Pokonałam liczne schody na mojej drodze i czym prędzej pobiegłam do sali tronowej. Władczyni jak zwykle siedziała na swoim tronie, lecz na mój widok podniosła się, wlepiając we mnie zdziwione, a zarazem zaciekawione spojrzenie. Ukłoniłam się nisko.

— Nie ma ich u bobrów, Wasza Wysokość — powiedziałam, lekko dysząc. — Dom jest pusty, ale można było wyczuć ich zapach. Musieli tam wcześniej być. Próbowałam jeszcze wytropić ludzi, jednak w pewnym momencie ślad po nich zaginął. Żadnych zapachów ani odcisków. Wszystkie zasypał śnieg — Wpatrywała się we mnie intensywnie, jakby chciała zajrzeć w głąb mojej duszy i przekonać się, że to, co mówię, jest prawdą. Wytrzymałam jej spojrzenie, gdy podeszła do mnie, lekko się pochylając.

— Zatem czas złożyć wizytę naszemu gościowi — Z jej oczu bił chłód, tak bardzo dla niej charakterystyczny, a twarz wykrzywiał gniew. Zacisnęła mocniej dłoń na swojej różdżce i energicznym krokiem ruszyła w stronę lochów. Potruchtałam za nią. Wrota szczęknęły, zadźwięczały łańcuchy. — Niestety. U bobrów też ich nie ma — powiadomiła królowa, wkraczając dumnie do celi. Chłopiec cofnął się, tak że jego plecy dotknęły ściany. — Pytam ostatni raz, tylko dobrze się zastanów — Chwyciła go za sweter i pociągnęła mocno, przez co jego stopy oderwały się od podłogi. — Gdzie oni są?

— Skąd mam wiedzieć?! — wydusił.

— W takim razie czas się pożegnać — Poluźniła uścisk na ubraniu czarnowłosego, który w tym samym momencie runął na twardą posadzkę, wydając z siebie cichy jęk, po czym uniosła wysoko różdżkę, przymierzając się do zadania ciosu.

— Czekaj! Bobry mówiły coś o Aslanie! — krzyknął, a kobieta na chwilę zamarła. Przez jej twarz przebiegł wyraz przerażenia, którego jeszcze nigdy nie widziałam, a byłam u jej boku już od jakichś stu lat. Bardziej jednak niż zachowanie władczyni zainteresowały mnie słowa chłopca. Aslan ostatni raz zawitał w Narnii przeszło wiek temu, a po jego odejściu Biała Czarownica objęła rządy, ogłaszając się królową. Przyczyniła się do tego, że panuje tutaj wieczna zima i od razu rozpoczęła selekcję mieszkańców. Tych, którzy mogli jej się przydać i gotowi byli oddać jej cześć, zabierała do zamku, natomiast tych, którzy stawiali opór, wyeliminowała. Oczywiście nie udało jej się pozbyć wszystkich buntowników. Wielu z nich ukryło się w narnijskich lasach, lecz również ci z czasem zostali odnalezieni i skończyli w lochach lub kolekcji kamiennych posągów. Jeśli to, co mówił chłopiec, było prawdą, jeśli Aslan naprawdę wrócił, wszystko mogło ulec zmianie.

— Aslan? Gdzie? — Czarnowłosy musiał podjąć trudną decyzję, choć nie wiem, czy miał tego świadomość. Jeśli zdradzi tę informację, jego rodzeństwo nie uniknie już złapania. Gdyby jednak zdecydowałby się na milczenie, z pewnością skończy jako posąg. Nie chciałabym być na jego miejscu.

— Ja... — zaczął z lekkim wahaniem w głosie.

— On jest obcy, Wasza Wysokość. Co on tam może wiedzieć — wtrącił faun, za co został gwałtownie uderzony przez Ginarbryka.

— Odpowiadaj — zażądała królowa. — Gdzie jest Aslan? — Wzrok chłopca wędrował ze mnie na władczynię, a z niej na przyglądającego mu się znacząco fauna.

— Nie wiem, bo... Wyszedłem już wtedy — wyjąkał, spoglądając na Białą Czarownicę. Kątem oka mogłam zauważyć ulgę na twarzy Narnijczyka. — Tęskniłem za tobą!

— Straż! — wrzasnęła wściekła kobieta. Kilka sekund później do lochu wszedł jeden z upiorów. — Rozkuć fauna — rozkazała, a stworzenie posłusznie podeszło do więźnia, po czym uderzyło kilka razy młotem w łańcuchy przymocowane do kopyt.

— Moje nogi — jęknął głośno faun, pchnięty na posadzkę u stóp królowej.

— Wiesz, czemu tu jesteś, co? — zapytała, kierując na niego chłodne spojrzenie.

— Ponieważ wierzę w wolną Narnię — wysapał. Jej wysokość uniosła kącik ust w kpiącym uśmiechu.

— Jesteś tu, ponieważ on — Tu po raz drugi wycelowała końcem różdżki w syna Adama. — Wydał cię. Za słodycze — Chłopiec spuścił wzrok, kiedy Narnijczyk skierował na niego pełne bólu spojrzenie. — Zabieraj go. A ty przygotuj sanie — Skinęła głową na karła. — Edmund stęsknił się za rodziną. Wyruszamy o świcie — Tymi słowami zakończyła swój pobyt w lochach i z podniesioną głową ruszyła na górę schodami. Ginarbryk zamknął za nią wrota, po czym ruszył w jej ślady. Ja natomiast zostałam chwilę dłużej na dole, przyglądając się czarnowłosemu. Podwinął nogi, odkładając brodę na kolanach, a w jego oczach mieniły się pojedyncze łzy. Obserwowałam go jeszcze przez chwilę, a gdy to robiłam, po raz kolejny poczułam ten dziwny uścisk w sercu.

________________________________________

Witam was serdecznie w kolejnym rozdziale!❤ Mam nadzieję, że się wam spodobał😊 Chętnie poznam wasze zdanie💞 Trzymajcie się cieplutko i do usłyszenia w następnym😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro