Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUNASTY

— Piotrek! — zawołałam, zbiegając po schodach, po czym ruszyłam długim korytarzem, kierując się ku izbie chłopaka. Gdy nagle przed moim nosem otworzyły się drzwi, z biedą wyhamowałam, aby nie rozbić sobie o nie twarzy.

— Co się dzieje? — zapytał blondyn, pocierając pięściami oczy, a jego rozczochrane włosy wskazywały na to, że dopiero kilka sekund temu wstał z łóżka. W sumie nie ma się czemu dziwić, słońce nie zdążyło jeszcze wzejść. Ale mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie, niż spanie czy rozmyślanie o tym, jak uroczo wyglądał tuż po przebudzeniu.

— Telmarowie wiedzą, gdzie się znajdujemy — powiedziałam nieco zdyszana. — Zauważyłam jednego podczas warty, kilka minut temu. Obserwował kopiec.

— Gdzie teraz jest? — Zmęczenie momentalnie zniknęło z jego twarzy.

— Pewnie w drodze do zamku. Zwiał, gdy się zorientował, że go zobaczyłam.

— Musimy zwołać naradę — oznajmił. — Dahlia, weź Edmunda i powiadomcie wszystkich, aby jak najszybciej zebrali się w sali z Kamiennym Stołem. Ja rozkażę najszybszym Narnijczykom ruszyć w pościg za Telmarem. Może uda nam się go dopaść, zanim powiadomi Miraza o miejscu naszego pobytu — Jak na zawołanie, z pomieszczenia obok wyłoniła się czarna czupryna Edmunda. Skinęłam głową i razem z młodszym Pevensie ruszyliśmy w stronę wejścia do kopca, planując nasze dalsze poczynania.

— Dobra, ja biorę te — stwierdził, gdy dotarliśmy na miejsce, wskazując trzy korytarze po prawej stronie.

— Zatem ja biorę te — Skinęłam głową w lewo. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Wbiegłam w pierwszy korytarz, po czym zaczęłam pukać we wszystkie drzwi po kolei, nawołując do zebrania się przy Kamiennym Stole. Z każdymi kolejnymi drzwiami, w które zapukałam, zwiększał się zgiełk w kopcu. Odetchnęłam z ulgą, uderzając pięścią w ostatnie drzwi i sama ruszyłam w miejsce spotkania.

— Gdzie jest Dahlia?

— Tu jestem! — krzyknęłam, przeciskając się przez grupę Narnijczyków.

— Więc możemy zacząć — powiedział Piotr, uśmiechając się do mnie, a gdy usiadłam na kamieniu obok Edmunda, zwrócił się do zebranych. — Nadciąga armia wroga. Miraz rzucił przeciwko nam wszystkie siły. Możliwe, że jego zamek został bez załogi.

— Co więc proponujesz, Wasza Wysokość? — zapytał wyraźnie rozentuzjazmowany Ryczypisk.

— Musimy się przygotować...

— Trzeba zaplanować...

Piotr i Kaspian zaczęli mówić w tym samym momencie. Łypnęłam spode łba na bruneta, który swym zachowaniem zwrócił na siebie uwagę wszystkich i to niekoniecznie w dobrym znaczeniu. Blondyn także wpatrywał się w niego z niedowierzaniem oraz wyraźną niechęcią. Gdyby wzrok mógł zabijać, Telmar leżałby już martwy. Książę zauważył chyba swój błąd, bo po chwili spuścił głowę, oddając głos starszemu Pevensie.

— Wyjście jest jedno. Uderzyć na nich, nim oni uderzą na nas.

— To szaleństwo, nikt nigdy nie zdobył fortecy — zaoponował od razu Kaspian.

— Bo może nikt nie próbował — zauważył król.

— Tego się nie spodziewają — poparł go Zuchon.

— Ale tu mamy przewagę — upierał się brunet.

— Dobrze zaopatrzeni, możemy się tutaj bronić bez końca — Do dyskusji włączyła się także Zuzanna, stając po stronie Telmara, ku niezadowoleniu jej starszego brata. Chyba poczuł się trochę zdradzony.

— Szczerze mówiąc, ja też lepiej czuję się pod ziemią — Kolejny głos przeciwko sugestii Piotra padł ze strony borsuka.

— Słuchajcie, podziwiam wasze dzieło, ale to nie jest twierdza. To jest grób — zwrócił się do Kaspiana.

— Tak — odezwał się młodszy Pevensie. — Jeśli nie są głupi, po prostu poczekają, aż wymrzemy z głodu.

— Mogę skoczyć po orzechy — zaproponowała wiewiórka.

— Świetnie. I może z nich postrzelamy? — Sarkastyczna uwaga Ryczypiska spowodowała, że kąciki moich ust powędrowały do góry. — Cicho siedź. Ja naturalnie wolę ruszyć w pole — przyznała mysz, spoglądając na blondyna.

— Musimy za wszelką cenę chronić Narnię. Nie możemy tak po prostu siedzieć i nic nie robić — poparłam pomysł niebieskookiego, co najwyraźniej sprawiło mu radość, bo posłał mi delikatny uśmiech.

— Gdy wejdziemy do środka, pokonacie wartowników? — Centaur, do którego było skierowane pytanie Piotra, przeniósł wzrok z blondyna na bruneta i z powrotem, a na jego twarzy na moment pojawiło się zwątpienie. Jednak zniknęło równie szybko, jak się pojawiło.

— Lub zginiemy w walce, Wodzu — Ukłonił się przed Pevensiem.

— Tego się właśnie obawiam — powiedziała cicho Łucja, zwracając tym samym na siebie uwagę większej części zgromadzonych.

— Słucham? — Piotr spojrzał na swoją siostrę z niezrozumieniem.

— Dlaczego sądzicie, że są tylko dwa wyjścia? Zginąć tu lub gdzie indziej.

— Chyba nie słuchałaś uważnie...

— To ty nie słuchasz! Zapomniałeś, kto pokonał Białą Czarownicę?

— Edmund zabił Białą Czarownicę, dzięki Dahlii miał na to szansę. I wiesz, jaka była tego cena — W jego oczach można było zauważyć ból, którego widok spowodował, że coś zakuło mnie w klatce piersiowej. — Czekaliśmy na Aslana już dość długo — To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział na tym zebraniu. Po nich odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Kiedy po jakimś czasie wszyscy zaczęli się rozchodzić, aby przygotować się do najazdu na zamek Miraza, skierowałam wzrok na Edmunda, który nadal siedział na kamieniu obok mnie, bawiąc się swoimi palcami. A więc to on zabił Jadis. Szczerze mówiąc, od początku zastanawiało mnie, kto tego dokonał, ale coś powstrzymywało mnie przed zadaniem tego pytania. Czarnowłosy spojrzał na mnie z ukosa.

— Przepraszam, że zabiłem twoją siostrę — mruknął.

— Przepraszasz, że uratowałeś Narnię?

— Nie. Przepraszam, że zabiłem ostatniego członka twojej rodziny. Nawet jeśli nie mieliście dobrych kontaktów, była twoją siostrą. Gdyby ktoś zabił Piotra... Nie umiałbym wybaczyć takiej osobie. Prędzej bym ją zabił.

— Moje relacje z Jadis były o wiele bardziej skomplikowane niż twoje i Piotra, Ed. Nie po to zamieniłam ją w lodową figurkę, aby za chwilę lód się stopił, a ona znów zapanowała nad Narnią. Zrobiłeś, co trzeba było — Poklepałam chłopaka po ramieniu, po czym podniosłam się i poszłam śladami blondyna. Kiedy podczas drogi przez długi korytarz zauważyłam otwarte drzwi oraz sączące się z pomieszczenia światło, wiedziałam, że moje poszukiwania dobiegły końca. Na dobrą sprawę nawet ich nie zaczęłam. Podeszłam cicho do wejścia, po czym oparłam głowę o futrynę, przyglądając się siedzącemu na łóżku Piotrowi. Łokcie opierał na kolanach, a czoło spoczywało na dłoniach. Wystarczyło rzucić na niego okiem, aby dostrzec, że coś go gryzie. Że nad czymś myśli i to zdecydowanie nad niczym przyjemnym.

— Hej — szepnęłam, na co lekko się wzdrygnął, podnosząc głowę. Gdy jego niebieskie tęczówki skrzyżowały się z moimi, uśmiechnął się do mnie delikatnie. — Podzielisz się ze mną, nad czym myślisz? — zapytałam, robiąc kilka kroków w jego stronę.

— Nad tym, czy podjąłem słuszną decyzję — odpowiedział, wprowadzając mnie ponownie w osłupienie. — Nie patrz tak, ja też czasami mam wątpliwości. Jeśli zginą niewinni Narnijczycy, tylko dlatego, że chcieli bronić swojej ojczyzny...

— Każda wojna niesie za sobą ofiary, Piotrek. Bez względu na to, po czyjej stronie stoją i bez względu na to, jacy byli.

— Wiem — odparł, masując sobie czoło. — Mimo wszystko, muszę dbać o swój lud. Ten plan musi być dopracowany do najmniejszego szczegółu, aby ograniczyć liczbę ofiar do minimum.

— Zatem bierzmy się do pracy — Kiedy ponownie podniósł wzrok, uniosłam delikatnie kąciki ust. — Zawsze możesz na mnie liczyć. Będę cię wspierać do końca.

Blondyn podniósł się leniwie z łóżka i powolnym krokiem ruszył w moją stronę, nie odrywając wzroku od moich oczu, a gdy znalazł się przede mną, ujął moją twarz w swoje duże, ciepłe dłonie i schyliwszy się, złożył długi, czuły pocałunek na moim czole. Towarzyszące mi podczas tego momentu uczucie było takie przyjemnie, że przymknęłam powieki, pozwalając sobie na chwilę odpłynąć do innego świata.

— Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Dziękuję.

***

— Muszę tu być? — zapytałam, otulając się szczelniej kocem. Piotrek przeczesał palcami wpadające mu do oczu blond włosy, uśmiechając się do mnie zaczepnie.

— Nie podoba ci się, co widzisz? — odpowiedział pytaniem na pytanie. — Też powinnaś umieć władać jakąś bronią. Obserwuj i ucz się — Po tych słowach zrobił gwałtowny ruch, a ostrze jego miecza wbiło się w klatkę piersiową słomianej kukły. Jego wcześniejsze próby odgarnięcia włosów poszły na marne, bo teraz znów opadły mu na wilgotne od potu czoło. Przygryzłam delikatnie wargę, przyglądając mu się uważnie. Za kilka godzin mieliśmy wyruszać na zamek Miraza, a on chciał mnie nauczyć władać bronią, gdy w całym moim życiu trzymałam miecz zaledwie jeden raz. Tak, Piotrze. Sukces gwarantowany.

— A mogę zrobić tak? — Machnęłam ręką i chwilę później kula śniegu wytrąciła ostrze z ręki blondyna, a kolejne uderzenie spowodowało, że upadł na ziemię, do której został przeze mnie przygwożdżony. — I co teraz zrobisz? — zadałam kolejny pytanie, stawiając nogę na tafli lodu pokrywającej jego tułów.

— Imponujące — przyznał, dysząc ze zmęczenia. — Ale stosowanie takiej taktyki byłoby dość niesprawiedliwe wobec Telmarów. Nie powinnaś nadmiernie używać twoich mocy.

— Ty i twój honor — skomentowałam, przewracając oczami. — Bo oni przecież zawsze postępują jak najbardziej sprawiedliwie.

— No cóż, będziemy od nich lepsi — Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki.

— Zatem naucz mnie walczyć — zdecydowałam, uwalniając go, po czym wyciągnęłam w jego stronę dłoń, a gdy ją ujął, pomogłam mu wstać.

— Trzymaj — rozkazał, a ja zacisnęłam palce na masywnej rękojeści miecza. — Wysuń naprzód prawą stopę i ustaw się w pozycji bojowej — Wykonałam kolejne polecenie. — Pamiętaj, aby zawsze mieć ugięte kolana, dokładnie tak. Teraz ciosy — Stanął za mną, a jego dłoń wylądowała na mojej ręce. Zaczął demonstrować mi kolejne ruchy, ostrze wodziło w powietrzu, ale ja nie potrafiłam się skupić na niczym innym niż jego bliskości. Tym, że czułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Tym, że jego klatka piersiowa przylegała do moich pleców. Kiedy się ode mnie odsunął, moja ręka sama wykonywała ruchy pokazywane mi przez blondyna. Później pokazywał mi kolejne, znów się odsuwał, abym mogła je przećwiczyć i tak aż do momentu, w którym musieliśmy się zbierać, aby w odpowiednim czasie wyruszyć na telmarski zamek.

________________________________

Uparłam się, że dodam ten rozdział w lipcu, więc dodaję!😂Muszę wam powiedzieć, że ostatnio mam spore problemy z weną😔 Może jest to spowodowane tym, że ostatnimi czasy mam dużo rzeczy na głowie?🤔 Mam nadzieję, że za niedługo się to skończy, albo ja wyrobię sobie lepszy system gospodarowania czasem i jakoś uda mi się wszystko poukładać i mieć wystarczająco dużo czasu na wszystko😂 Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się spodobał, trzymajcie się cieplutko i do następnego😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro