Rozdział 2
-Człowieku. Czy ty nie wiesz jak witać się z nowym kumplem? Odwróć się i uściśnij mą dłoń. -powiedział tajemniczy głos
Przerażenie wzrosło chyba do maximum. Przez moment stałam nieruchomo. Nie byłam w stanie się ruszyć. Po chwili odwróciłam się. Powoli. Kiedy już stałam przodem do ,,potwora", wyciągnęłam rękę. Mój wzrok był skierowany w dół. Nie miałam odwagi, aby na niego spojrzeć. Uścisnęłam mu rękę i w tedy usłyszałam... Donośny odgłos poduszki pierdziuszki. Na ten dźwięk wybuchłam śmiechem jednocześnie puszczając dłoń nieznajomego.
-He he. Żart z poduszką pierdziuszką jest zawsze zabawny. -powiedział ciepły głos
Dopiero teraz podniosłam wzrok na nieznajomego. Ten nieznajomy jest niskim szkieletem... Ale jednak nadal wyższy ode mnie. Ubrany w niebieską bluzę z futerkiem, białą koszulkę, czarne spodenki do kolan oraz różowe kapcie.
-Oj tak. Ten żart jest zawsze zabawny.
-Jestem Sans. Sans The Skeleton. -przedstawił się szkielet posyłając mi przy tym uśmiech
-Jestem Frisk.
-Miło mi ciebie poznać Frisk. Z tego co widzę to jesteś człowiekiem. Radziłbym ci uważać.
-Na co? Czemu?
-Na mojego brata. Teoretycznie ja teraz powinienem cię złapać i oddać w ręce straży królewskiej... Jednak. Nie kręci mnie to. Osobiście wole robić nic, ale mój brat natomiast... On jest fanatykiem łapania ludzi, więc uważaj.
Słowa szkieleta wystraszyły mnie. Przyszłam ich uwolnić, a nie zostać schwytana.
-Ach... Rozumiem. Dziękuje za radę. -widocznie posmutniałam
-Ej Frisk. Co się dzieje? -zapytał z troską
-Nie, nic takiego. Ja, ja po prostu nie mam złych zamiarów co do was.
-Och... Rozumiem. Oprowadzić cię? -zapytał
Zdziwiła mnie jego propozycja. Miałam wahania co do tego.
-A nie będziesz miał problemów jak zobaczą cię z człowiekiem? -zapytałam
-Hah, będę miał większe problemy jak brat zobaczy, że mnie w pracy nie ma, a teraz i tak mam przerwę na obiad, więc chodź i się nie przejmuj. -powiedział Sans
-No dobrze.
Szkielet wyminął mnie i przeszedł przez mostek. Podążałam za nim. Szliśmy tak kawałek aż doszliśmy do lampy, która przypominała moją sylwetkę.
-Frisk. Mój brat idzie. Weź schowaj się za tą lampą.
-No dobrze. -powiedziałam po czym wykonałam polecenie Sansa
Kiedy się schowałam przyszedł wysoki szkielet ubrany w dziwny czerwono-żółty strój. Wydawał się być zły.
-Sans. Ty leniwa kupo kości. -odezwał się szkielet
-Cześć brat.
-Sans! Czemu nie jesteś na służbie! W każdej chwili może tędy iść człowiek. A w tedy jak go złapie ja WIELKI PAPYRUS będę sławny!
-Mówisz tak za każdym razem.
-Uh... Sans! Wracaj na służbę.
-Mam przerwę.
Papyrus widać, że wkurzony odszedł. Natomiast ja wyszłam zza lampy
-To był twój brat? -zapytałam podchodząc do Sansa
-Tak. Nie martw się. On jest fajny tylko bardzo mu zależy, aby dostać się do Straży Królewskiej.
-Rozumiem.
-Mogę mieć do ciebie prośbę? -zapytał szkielet
-Pewnie.
-Bo mój brat. Nigdy nie widział człowieka i bardzo bym chciał, aby w końcu go zobaczył.
-Ale w tedy będzie próbował mnie złapać
-Ah... A lubisz zagadki?
-Tak, ale co to ma do rzeczy?
-Ma do rzeczy to, że Papyrus jak cię zobaczy będzie chciał wykorzystać na tobie swoje zagadki, które umożliwią mu załapanie ciebie. Ale nie zapominajmy, że Papyrus ma brata, który pokrzyżuje jego plany i nikt nie zostanie złapany, a po wszystkim dasz się zaprosić do baru.
-Ah... No dobrze, ale nie wiem którędy mam iść.
-Przed siebie dzieciaku.
Zamknęłam na chwile oczy, kiedy je otworzyłam Sansa już nie było.
-Jak on to? -powiedziałam sama do siebie
Matko jak tu zimno. Zdjęłam plecak z pleców i go otworzyłam.
-Moment. Gdzie jest moja bluza?! -krzyknęłam do siebie - Była tu do cholery! Świetnie. Zostałam sama, na zimnie bez mojej bluzy, którą tutaj pakowałam. Super...
Założyłam plecak z powrotem na plecy i ruszyłam przed siebie. Nie długo znowu spotkałam szkieletowych braci.
-Sans, mam dużo roboty. Na co my właściwie czekamy? -zapytał wyższy z braci
Sans nie zdążył nawet odpowiedzieć bratu. Papyrus odwrócił się w moją stronę.
-O mój Boże! Sans! Czy to jest człowiek?!
-Sądzę, że to w oddali to kamień. -stwierdził szkielet w niebieskiej bluzie
-Och...
-Ale spójrz kto stoi przed kamienień! -odezwał się ponownie Sans
-Czy to... Człowiek?! -zapytał jego brat
-Tak to już na pewno człowiek.
-Wowi! Człowieku!-zwrócił się do mnie Papyrus-Ja wielki Papyrus wraz z moim bratem przygotujemy dla ciebie zagadki, które będziesz musiał rozwiązać! Stanę się sławny! Będę w królewskiej straży! -po tej wypowiedzi Papyrus odszedł zadowolony, a za nim pobiegł Sans
Bez większego namysłu szłam przed siebie.
*Time Skip*
Zagadki Papyrusa rozwiązywało się bardzo ciekawie i śmiesznie kiedy bracia się przekomarzali ja się śmiałam w niebo głosy. Po wszystkich zagadkach spotkałam się z Sansem przed samym Snowdin.
-I jak zagadki? Podobało się? -zapytał
-Oj tak, a zwłaszcza jak przekomarzałeś się z Papyrusem. -zaśmiałam się delikatnie
-Masz... Ładny śmiech. -stwierdził szkielet
W jednej sekundzie się zarumieniłam.
-Dz-dziękuje. -wyjąkałam
-To jak? Idziemy? -zapytał szkielet
-Dokąd?
-No do Grilbys. Nie pamiętasz? Po zagadkach miałem cię zabrać do baru.
-Ach Sans- zarumieniłam się- wiesz, że to nie jest konieczne?
-Nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Zabieram cię tam, bo chcę.
-No dobrze.
-A teraz, złap mnie za rękę. -powiedział wystawiając do mnie swoją kościstą dłoń
Zarumieniłam się jeszcze bardziej
-No już, znam skrót, ale musisz złapać mnie za rękę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro