Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

-Człowieku. Czy ty nie wiesz jak witać się z nowym kumplem? Odwróć się i uściśnij mą dłoń. -powiedział tajemniczy głos
Przerażenie wzrosło chyba do maximum. Przez moment stałam nieruchomo. Nie byłam w stanie się ruszyć. Po chwili odwróciłam się. Powoli. Kiedy już stałam przodem do ,,potwora", wyciągnęłam rękę. Mój wzrok był skierowany w dół. Nie miałam odwagi, aby na niego spojrzeć. Uścisnęłam mu rękę i w tedy usłyszałam... Donośny odgłos poduszki pierdziuszki. Na ten dźwięk wybuchłam śmiechem jednocześnie puszczając dłoń nieznajomego.
-He he. Żart z poduszką pierdziuszką jest zawsze zabawny. -powiedział ciepły głos
Dopiero teraz podniosłam wzrok na nieznajomego. Ten nieznajomy jest niskim szkieletem... Ale jednak nadal wyższy ode mnie. Ubrany w niebieską bluzę z futerkiem, białą koszulkę, czarne spodenki do kolan oraz różowe kapcie.
-Oj tak. Ten żart jest zawsze zabawny.
-Jestem Sans. Sans The Skeleton. -przedstawił się szkielet posyłając mi przy tym uśmiech
-Jestem Frisk.
-Miło mi ciebie poznać Frisk. Z tego co widzę to jesteś człowiekiem. Radziłbym ci uważać.
-Na co? Czemu?
-Na mojego brata. Teoretycznie ja teraz powinienem cię złapać i oddać w ręce straży królewskiej... Jednak. Nie kręci mnie to. Osobiście wole robić nic, ale mój brat natomiast... On jest fanatykiem łapania ludzi, więc uważaj.
Słowa szkieleta wystraszyły mnie. Przyszłam ich uwolnić, a nie zostać schwytana.
-Ach... Rozumiem. Dziękuje za radę. -widocznie posmutniałam
-Ej Frisk. Co się dzieje? -zapytał z troską
-Nie, nic takiego. Ja, ja po prostu nie mam złych zamiarów co do was.
-Och... Rozumiem. Oprowadzić cię? -zapytał
Zdziwiła mnie jego propozycja. Miałam wahania co do tego.
-A nie będziesz miał problemów jak zobaczą cię z człowiekiem? -zapytałam
-Hah, będę miał większe problemy jak brat zobaczy, że mnie w pracy nie ma, a teraz i tak mam przerwę na obiad, więc chodź i się nie przejmuj. -powiedział Sans
-No dobrze.
Szkielet wyminął mnie i przeszedł przez mostek. Podążałam za nim. Szliśmy tak kawałek aż doszliśmy do lampy, która przypominała moją sylwetkę.
-Frisk. Mój brat idzie. Weź schowaj się za tą lampą.
-No dobrze. -powiedziałam po czym wykonałam polecenie Sansa
Kiedy się schowałam przyszedł wysoki szkielet ubrany w dziwny czerwono-żółty strój. Wydawał się być zły.
-Sans. Ty leniwa kupo kości. -odezwał się szkielet
-Cześć brat.
-Sans! Czemu nie jesteś na służbie! W każdej chwili może tędy iść człowiek. A w tedy jak go złapie ja WIELKI PAPYRUS będę sławny!
-Mówisz tak za każdym razem.
-Uh... Sans! Wracaj na służbę.
-Mam przerwę.
Papyrus widać, że wkurzony odszedł. Natomiast ja wyszłam zza lampy
-To był twój brat? -zapytałam podchodząc do Sansa
-Tak. Nie martw się. On jest fajny tylko bardzo mu zależy, aby dostać się do Straży Królewskiej.
-Rozumiem.
-Mogę mieć do ciebie prośbę? -zapytał szkielet
-Pewnie.
-Bo mój brat. Nigdy nie widział człowieka i bardzo bym chciał, aby w końcu go zobaczył.
-Ale w tedy będzie próbował mnie złapać
-Ah... A lubisz zagadki?
-Tak, ale co to ma do rzeczy?
-Ma do rzeczy to, że Papyrus jak cię zobaczy będzie chciał wykorzystać na tobie swoje zagadki, które umożliwią mu załapanie ciebie. Ale nie zapominajmy, że Papyrus ma brata, który pokrzyżuje jego plany i nikt nie zostanie złapany, a po wszystkim dasz się zaprosić do baru.
-Ah... No dobrze, ale nie wiem którędy mam iść.
-Przed siebie dzieciaku.
Zamknęłam na chwile oczy, kiedy je otworzyłam Sansa już nie było.
-Jak on to? -powiedziałam sama do siebie
Matko jak tu zimno. Zdjęłam plecak z pleców i go otworzyłam.
-Moment. Gdzie jest moja bluza?! -krzyknęłam do siebie - Była tu do cholery! Świetnie. Zostałam sama, na zimnie bez mojej bluzy, którą tutaj pakowałam. Super...
Założyłam plecak z powrotem na plecy i ruszyłam przed siebie. Nie długo znowu spotkałam szkieletowych braci.
-Sans, mam dużo roboty. Na co my właściwie czekamy? -zapytał wyższy z braci
Sans nie zdążył nawet odpowiedzieć bratu. Papyrus odwrócił się w moją stronę.
-O mój Boże! Sans! Czy to jest człowiek?!
-Sądzę, że to w oddali to kamień. -stwierdził szkielet w niebieskiej bluzie
-Och...
-Ale spójrz kto stoi przed kamienień! -odezwał się ponownie Sans
-Czy to... Człowiek?! -zapytał jego brat
-Tak to już na pewno człowiek.
-Wowi! Człowieku!-zwrócił się do mnie Papyrus-Ja wielki Papyrus wraz z moim bratem przygotujemy dla ciebie zagadki, które będziesz musiał rozwiązać! Stanę się sławny! Będę w królewskiej straży! -po tej wypowiedzi Papyrus odszedł zadowolony, a za nim pobiegł Sans
Bez większego namysłu szłam przed siebie.
*Time Skip*
Zagadki Papyrusa rozwiązywało się bardzo ciekawie i śmiesznie kiedy bracia się przekomarzali ja się śmiałam w niebo głosy. Po wszystkich zagadkach spotkałam się z Sansem przed samym Snowdin.
-I jak zagadki? Podobało się? -zapytał
-Oj tak, a zwłaszcza jak przekomarzałeś się z Papyrusem. -zaśmiałam się delikatnie
-Masz... Ładny śmiech. -stwierdził szkielet
W jednej sekundzie się zarumieniłam.
-Dz-dziękuje. -wyjąkałam
-To jak? Idziemy? -zapytał szkielet
-Dokąd?
-No do Grilbys. Nie pamiętasz? Po zagadkach miałem cię zabrać do baru.
-Ach Sans- zarumieniłam się- wiesz, że to nie jest konieczne?
-Nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Zabieram cię tam, bo chcę.
-No dobrze.
-A teraz, złap mnie za rękę. -powiedział wystawiając do mnie swoją kościstą dłoń
Zarumieniłam się jeszcze bardziej
-No już, znam skrót, ale musisz złapać mnie za rękę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro