Rozdział 5
Siedziałam właśnie w swojej komnacie, pokoju czy co kolwiek to było. To miejsce wyróżniało się po śród innych części zamku. Nie było tu tak jak zwykle. Jeden kolor. To pomieszczenie było zielono czarne tak jak moja wilcza sierść. Ponad to na jednej ścianie była paleta barw i małe dopiski. Były to rangi koszmarów. Podstawowe osiem i mnóstwo pod punktów. Na innej ścianie były zdjęcia koszmarów Alph. Byłych Alph. Na ścianie było już tylko jedno miejsce jak się okazało dwa dni później jestem ostatnim zielonym Alphą. Pod trzeciom ścianą były szklane rablice na moje zapiski. Puki co starałam się wymyślić jakiś sensowny plan aby pokonać wilkołaki, wampiry i demony. W między czasie doniesiono mi że wilkołaki i wampiry toczą teraz wojne osiem na pięciu więc jest ciekawie. Czekamy tylko na ich sojusz i najazd na demony po czym rozpocznie się wojna. Na kolejnej ścianie mam osiem rankingów. Widzę postępy pierwszych dziesięciu najlepszych koszmarów każdej rangi i naprawde cieszę się że ostatnio na jedenj z nich na dziesiątym miejscu pojawił się Louis. Zanotowałam też ewolucje różnych ras. Póki co tylko moje ciało i zwiadowców zmienia się z koszmara w człowieka w 100%. Ostatnio widzę też jak przyjaciele mnie unikają. Nie wiem czemu. Został przy mnie tylko Zayn który przed tem tak jak ja myślał że zdechne podczas przemiany.
- hej
- cześć Zayn
- jak tam plan?
- nie mam pomysłu, stoje w miejcu, chodź pokarzę ci, może ty na coś wpadniesz- mruknęłam zrezygnowana
Staneliśmy przed jedną z szklanych tablic i zaczęłam mu tłumaczyć
- biorąc pod uwagę co raz częstrze najzdy demonów na dwie tamte rasy, możemy wywnioskować że mogą albo zabić się nawzajem co prowadzi do czołowego starcia demonów z koszmarami, albo poddać się w niewolę co znaczy przyszłościowy bunt i ich pomoc po naszej stronie gdyż znowu powstanie wojna między naszymi rasami. Następnie należy szybko pozbyć się dwóch słabszych przeciwników. Natomiast jeśli dwoje W nawiążą sojusz na dniach i zaatakują demony my również powinniśmy zaatakować. Pytanie brzwmi w jaki sposób! Doskonale wiadomo że demony przygotowują się na czołową wojnę z nami więc może powinniśmy ich otoczyć. Dlatego proponuje wysłać najwytrzymalszych na góry Melchizedeka czyli najbliższe demoniczne góry którysz szczyty były domem aniołów. Dzięki temu mamy pewność że demony nie zbliżą się do nas dopóki wojska nie opuszczą gór. Dodatkowo proponuję przełęcz Zena czyli dom elfów. Dobre kryjówki pozwolą łatwo ukryć się zwiadowcą szpiegą i myśliwym. Nim demony przejdą przełęcz czeka ich również wąwóz Jedai gdzie jak wiadomo królowały duchy i zjawy. Jednak chyba nie było by śmiałków by się tam udać. Następnie czołówka z szacowanym trzy koszmary na jednego demona razy tysiąc
- plan doskonały czego ci brakuje
- słuchałeś mnie w ogóle, to się nie uda! Nie pozwole wam się tak rozejść, chce ponieść jak najmniej ofiar- warknęłam poddenerwowana
- wybacz
- idź i przekarz wszystkim żeby trenowali ciężej, ta wojna ma być idealna, ahh i zawołaj do mnie Caluma. Powiedz by czekał w miejscu w którym się poznalipanii
- tak panii
Usiadłam w najbliższej ławce w kawiarence. Zamówiłam szarlotke z lodami i dwa pepsi. Calum mimo że osiągnął już pełnoletniość wciąż zachowuje się jak jednastoletnie dziecko lub mniej. Niby ma swoją wiedzę i zdolności jednak czasem na prawdę zastanwiam się czy to jego oseimnaście to nie osiem. Wypiliśmy cole i zjedliśmy ciasto z lodami po czym postanowiliśmy wyjść na spacer. Wkurzało mnie to że koszmary orzechodzące koło nas kłaniały się i mówiły wiecznie Alpho, panii, królowo. Wolałabym żeby mówili mi po imieniu. Czasem boje się że zapomnę jak się nazywam przez te wszystkie zwroty.
- a więc
- zdania nie zaczyna się od a więc
- Calum! Hahaha- nie migłam się powstrzymać, skąd on bierze takie rzeczu
- hehehe
- więc a
- co?
- nie wiem przeczytałam to gdzieś, więc a... Co tam u ciebie
- mój przełożony wiecznie ma jakieś problemy- przewrócił oczami mając to zdanie w dupie
- o to że jesteś dziecinny?
- i niczego nie biorę na poważnie, przeszkadzam i takie tam, no ale nadal jestem jeszcze nastolatkiem- powiedział chyba z wyżutem
Uśmiechnęłam się do tego kretyna. W sumie ma racje a jego charakter jest mega zaraźliwy. Po chwili wróciliśmy do zamku.
- emm... A mógłbym może... Zobaczyć twój... Pokój?
- no pewnie!
Przy nim czułam że migę być dzieckiem. Użądziliśmy sobie wyścigi które wygrałam z wielkim trudem
- głupie schody!- powiedziałam ledwo łapiąc dech
- i tak wygrałaś więc gdzie problem- szepnął kołysząc się z zmęczenia na boki
- bo się zmęczyłam
- jesteś niemożliwa- powiedział już spokojniej z uśmiechem
- a ty ne lepszy- wytknęłam mu język który szybko polizał- fuu!
Weszliśmy do pokoju a pierwsze co zrobił Calum to stanął przy szklanych tablicach i zaczął rysować typowe dla nastolatków "rakiety" lecz po chwili zatrzymał się i spojrzał na zabazgraną część tablicy
- czy to jest
- plan naszej wojny - znów zaczęłam się denerwować
- wow, masz dość dużą wiedzę strategiczną noi dobrych szpiegów
- tsa- nie podoba mi się ten plaan, będzie trzeba go zmienić
Calum odszedł od tablicy i pobiegł na wielkie łużko
- kobieto jaki miękki materac- krzyknął skacząc po nim
- a jaki wielki- westchnęłam
- specjalnie do robienia trójkącików!
- fuu! Calum!- drugi raz w tak szybkim czasie mnie zniesmaczył
- hahaha, dobra chyba już pójdę bo... No wiesz... Przełożony
- spoko, zawołaj mi tu tylko braci Brooks- puściłam mu oczko
- już się robi- zasultował
- do zobaczenia
- narka!- powiedział całując mnie w policzek i wychodząc
Ja w tym czasie zaczęłam zmazywać z szklanej tablicy arcydzieła koszmara. Po nie długim czasie do pokoju weszły trzy koszmary
- nie obwijając w bawełne, co sądzicie o tym planie
Po jakiś pięciu minutach odezwał się Jai
- myślę że to plan doskonały a najbardziej podoba mi się twojaa propozycja- wskazał na jednago z penisów Caluma którego nie zmyłam
- cholera
- hahahhaha- zaśmialiśmy się po chwili wszyscy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro