XX - The End.
Niebieskowłosy stał pochylony do klientki, która kilka sekund wcześniej lekko naciągnęła bluzkę, żeby bardziej wyeksponować dekolt. Kobieta unosiła delikatnie kąciki ust pozwalając pożerać się wzrokiem, gdy mężczyzna mówił.
- Mamooo... - Mała dziewczynka wybiegł spomiędzy regałów, a blondynka zachichotała trzepiąc rzęsami do sprzedawcy i przeniosła wzrok na dziecko.
- Tak skarbie.
- Chce taką. - Uniosła lalkę. - Tylko z czerwonymi ustami.
- Cóż... - Candy urwał słysząc odgłos obcasów. - Zaraz temu zaradzimy. - Dodał szybko, a na sklep wyszła rudowłosa. Jasna cera wyglądała niczym z porcelany. Zielone tęczówki błyszczały delikatnie w jasnym świetle, a czerwone usta przyciągały wzrok. Miała na sobie sukienkę do kolan, która wyglądała jak ściągnięta z jednej z lalek. Katherina złapała za dolną falbankę i dygnęła lekko.
- Dzień dobry. Słyszałam, że będzie potrzebna moja pomoc. - Jej słowa były puste, jakby pozbawione jakichkolwiek emocji.
- Córka chciała... - Klientka zaniemówiła. Nie potrafiła oderwać wzroku od rudowłosej, która stała kilka kroków od niej.
- Mamo, mamo, czy ta lalka może pójść z nami?! - krzyknęła zachwycona dziewczynka podbiegając do niej. - Bo jesteś lalką? - Uniosła głowę.
- W końcu jesteśmy w sklepie z zabawkami. - Kucnęła i pogładziła spódnice, żeby ułożyła się równo. - A więc co nie podobało ci się w lalce, którą trzymasz?
- Jest podobna do mamy, ale nie ma takich ust jak mama - wytłumaczyła, a rudowłosa przeniosła wzrok na kobietę, która spięła się lekko.
- Mogę je zmienić.
- Naprawdę? - Uradowała się dziewczynka.
- Zaraz wracam. - Wstała i wyszła na zaplecze, po czym wróciła z płaskim, drewnianym pudelkiem. Usiadła przy ladzie, a dziewczynka znalazła się tuż przy niej. - Kolor oczu też się różni. Jego też mam zmienić?
- Mogłabyś? - Oparła się o stolik kładąc na nim lalkę. Katherina tylko przytaknęła lekko głową. Otworzyła pudełko i wzięła pędzelek o cieniutkim włosiu. Oblizała go i zanurzyła w czerwonej farbie. Linia po linii zmieniała kolor ust lalki.
- Skoro mamy chwilę. - Candy objął klientkę ramieniem i poprowadził między regały, żeby zniknąć z jej córce z oczu. - Pomyślałem, że możemy spędzić je przyjemniej niż patrząc na te dwie. - Przejechał palcami po pasemku jej włosów i musnął obojczyk. Blondynka zachichotała lekko i nie sprzeciwiała się, gdy mężczyzna złączył ich usta.
- Mógłbyś sobie darować - powiedziała rudowłosa stając tuż obok mężczyzny, który odprowadzał klientkę wzrokiem.
- Jesteś okropna. To jedyna przyjemność w życiu jaka mi została, od kiedy nie mogę cię wkurzać. - Pochylił się w jej stronę.
- Ohh... - Machnęła ręką, wprawiając włosy w ruch, uderzając go nimi w twarz. - Tak mi przykro. - Zaczęła odchodzić. - Że przestałam być twoją zabawką - syknęła znikając w przejściu na zaplecze.
- Ruda, wredna małpa. - Udał obrażonego po czym zaśmiał się pod nosem, a jego oczy lekko zabłysnęły. - Tylko czekać, aż ci się znudzi.
Kobieta stanęła w drzwiach do pracowni i przyglądała się plecom mężczyzny.
- Co jej się nie podobało? - spytał nie zadając sobie trudu obrócenia się.
- Stwierdziła, że źle dobrałeś kolor oczu.
- Nie podejdziesz do mnie? - Rudowłosa przewróciła oczami i przeszła kilka dzielących ich kroków. Pochyliła się przemykając rękami przez jego pierś. - Nadal się mnie obawiasz?
- Już ci mówiłam. Nie czuję strachu.
- A co czujesz?
- Nic. - Wyprostowała się zabierając ręce, a Jason znalazł się tuż przy niej. Zaczesał jej włosy za ucho i pogładził policzek.
- Katherino spójrz na mnie. - Kobieta uniosła głowę lekko, a jej zielone, puste oczy popatrzyły wprost w miodowe tęczówki. - Nienawidzisz mnie, prawda?
- Czuje pustkę. Tak głęboką, że nawet nie potrafię cię znienawidzić. - Mężczyzna odetchnął i tylko musnął jej usta.
- Ostatnim razem mówiłem prawdę. Możesz odejść, jeśli takie jest twoje życzenie. - Wrócił na swoje stanowisko, a rudowłosa wyszła z pracowni. Jason zacisnął dłoń w pięść, a zęby zazgrzytały. - Potrafię tworzyć tylko lalki... Puste marionetki. - Odchylił głowę do tyłu i popatrzył na wejście, które było teraz do góry nogami. - Nie ważne czy żywe czy martwe. Lalka to lalka.
Katherina stała między regałami. Patrzyła na dzieła mężczyzny, z którym dzieliła łoże. Były takie zwykłe. Nie były niczym wspaniałym czy wyjątkowym jak kiedyś sądziła. Czemu wszystko tak się zmieniło? Przeniosła wzrok na swoją dłoń. Była blada jak one. Czy zawsze była tylko jego lalką? Czy taki był jego cel od samego początku? Czy była kolejną, która miała skończyć w jego piwnicy? Jeśli tak, to czemu stała tu? Jeśli nie, to czemu... Wzięła w palce naszyjnik, który dostała od niego tego dnia. Ile to już minęło?
Dzwoneczki zadzwoniły przy drzwiach, a rudowłosa opuściła ręce i wyszła na otwartą część sklepu. Dygnęła lekko i popatrzyła na kobietę, która odwiedziła sklep. Wyglądało prosto i niechlujnie. Jakby poświęciła zaledwie pięć minut na ogarnięcie się przed wyjściem. Czy ona wyglądała lepiej, gdy pierwszy raz się tu zjawiła? Dlaczego właściwie postanowił zatrudnić ją?
- Dzień dobry - odezwała się kobieta, a wtedy Katherina ocknęła się.
- W czym mogę pomóc? - spytała unosząc lekko kąciki ust tworząc sztuczny uśmiech, którym raczyła klientów, którzy tego oczekiwali.
- Szukam prezentu dla siostrzenicy - rzuciła i podeszła do regałów.
- Ile dziewczynka ma lat?
- Pięć.
- Sądzę, że porcelanowa lalka nie będzie dobrym wyborem - stwierdziła przyglądając się kobiecie, która widocznie czegoś szukała.
- Też tak sądzę. - Posłała jej sympatyczny uśmiech. - Ale słyszałam, że nie sprzedajecie też inne zabawki. - Katherina uniosła brew. Coś jej w tej kobiecie się nie podobało i nie chodziło o brązowe włosy związane w kitka na prawie czubku głowy.
- To prawda, choć jest ich nie wiele. Tędy. - Wskazała na regał, który znajdował się po drugiej stronie lady i był niemal niewidoczny. Przez złe oświetlenie wyglądało to, jakby przylegał do ściany. Zadowolona szatynka zaczęła przeglądać przedmioty.
- Jak to jest pracować pośród tych wszystkich lalek?
- A czy ich obecność coś zmienia? Są tylko przedmiotami.
- Przedmiotami, które wyglądają jak sama ekspedientka. A te wszystkie pary oczy. - Pokręciła głową. - Zwariować można.
- Skoro pani tak uważa - odpowiedziała cicho i przeniosła spojrzenie na lalkę, która była najbliżej. Może to wszystko to tylko złudzenie? Może naprawdę zwariowała?
Ocknęła się słysząc melodie jednej z pozytywek. Dźwięk odgrywany na pianinie wprawiał rudowłosą w dziwny melancholijny nastrój. Popatrzyła na klientkę, która przyglądała się jej, ale gdy tylko dostrzegła jej spojrzenie uśmiechnęła się.
- Poproszę ją, choć ten gładki wierzch...
- Mogę go przyozdobić. - Przerwała jej. Nie rozumiała czemu, ale chciała pozbyć się tej kobiety ze sklepu jak najszybciej.
- Naprawdę? Tylko... - Zamyśliła się.
- To nie musi być ci osobistego. Może po prostu coś, co ta osoba lubi lub skojarzy się jej z panią.
- Co spodobałoby się Zackowi? - mruknęła pod nosem i od razu skierowała wzrok na rudowłosą, która uniosła brew nie rozumiejąc jej reakcji. Dopiero po chwili do niej dotarło. - Nie przejmujmy się tym. - Machnęła ręką. - Mała dziewczynka będzie zadowolona ze wszystkiego. Może jakiś kwiat?
- Róża? - dopytała myśląc o bukiecie ślubnym swojej matki. Czemu właściwie pomyślała o nim? - Biała róża.
- Świetny wybór. - Klientka uśmiechnęła się radośnie. - To kiedy mogę się po nią zgłosić.
- Zrobię to przy pani. - Katherina ocknęła się i wyszła na zaplecze. Czuła się dziwnie otumaniona. Nie czuła się tak od tamtego dnia... Ile to już minęło? Dwa lata... Trzy? Potrząsnęła głową i poszła po swój zestaw do pracy. Gdy wróciła na sklep, szatynka od razu posłała jej uśmiech lecz jej bystre oczy obserwowały każdy ruch. - Zapraszam tu. - Usiadła przy swoim miejscu przy ladzie i otworzyła drewniane pudełko.
- Biała róża - powiedziała cicho kobieta. - Symbol czystej i niewinnej miłości. Idealnie pasuje do dziecka, czyż nie? Czyż to one nie kochają nas najmocniej?
- Kiedyś robiło się z nich bukiety ślubne - stwierdziła rudowłosa z przekąsem, a pędzel musnął delikatnie drewno.
- To prawda, ale wyparły je czerwone. Ahh... Jaka szkoda. Biel i czystość, które ze sobą niosły zmieniono na kwiaty w kolorze krwi.
- Kto co lubi - westchnęła Katherina. Gadanie tej kobiety nie pozwalało się jej skupić na pracy.
- A pani ma dzieci? - Szatynka nie dawała za wygraną.
- Nie.
- A to dlaczego? Nie znalazła pani jeszcze odpowiedniego mężczyzny?
- Mam przy boku mężczyznę. - Zwilżyła delikatnie drugi, czysty pędzel. - Nie wyobrażam sobie życia bez niego.
- To czemu te słowa są takie puste i pozbawione jakichkolwiek emocji? - Katherina przerwała pracę i przeniosła wzrok na kobietę. - Pani gesty też. Jakby robiła to pani mechanicznie. - Pochyliła się. - On tu panią więzi?
- Oczywiście - uśmiechnęła się wrednie. - Nie widzi Pani łańcucha na mojej kostce? - Spytała i przeniosła spojrzenie na pozytywkę. Chciała skończyć tą różę jak najszybciej.
- Nie wygląda pani na szczęśliwą. Przepraszam, jeśli pani uraziłam.
- Tak mam wyglądać w pracy - odpowiedziała. - Mam być lalką, a te nie mają uczuć. Nie okazują emocji i są dla innych puste i nieludzkie.
- Czyli to jakby taka rola? - dopytała zaciekawiona.
- Tak.
- Skoro tak. - Wyprostowała się, a rudowłosa w ciszy mogła już dokończyć pracę.
- Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas - powiedziała klientka odbierając resztę.
- Z chęcią służę pomocą.
- Mam dla pani mały prezent. - Położyła na ladzie białą kopertę. - Przeczytaj to jak będziesz sama i oby do zobaczenia Katherino. - Rudowłosa podniosła spojrzenie i ostatni raz popatrzyła kobiecie w oczy. Ta uniosła delikatnie kącik ust. Wygrała. Cały wyraz twarzy to pokazywał. Obróciła się i wyszła ze sklepu, a rudowłosa nadal nie potrafiła się ruszyć. Patrzyła na kopertę, a ręce delikatnie zaczęły jej drżeć. Ta kobieta wiedziała jak się nazywa. Była dziwna, a wspomnienia... Jej rodzice, Naomi...
Rozerwała papier i wyciągnęła złożoną kartkę, z którego wypadły zdjęcia.
- Zack - szepnęła widząc mężczyznę na jednym ze zdjęć. Podniosła je i przyjrzała się bratu, który widocznie się zmienił przez ten czas. - Dojrzałeś. - Dopowiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Rozłożyła kartkę, nie zwracając uwagi na resztę zdjęć. Zaczęła czytać list i czuła jakby ścisk w piersi, choć to przecież nie było możliwe. Ona...
Schowała wszystko z powrotem do koperty i schowała ją. Musiała się z nim spotkać. Czuła, że potrzebuję tego tak samo jak on. Patrzyła na biały prostokąt, a twarze osób, które kochała... Każda chwila z nimi...
Odgłos kroków zmusił ją do wysiłku. Złapała kopertę i wrzuciła między papiery, które były schowane za ladą.
- Nie nudzi ci się laleczko? - Candy oparł się o dolną część lady, stając tuż obok niej.
- A ty dalej nie zrozumiałeś, że pogrążasz się takimi głupimi tekstami? - Mężczyzna uniósł brew, ale szybko uśmiechnął się.
- Wolisz jak mówię małpeczko? - Podszedł o krok bliżej, a kobieta wystawiła dłoń, która wylądowała na jego piersi.
- Nie pozwalaj sobie... - Błazen złapał ją za nadgarstek i okręcił. Katherina wylądowała w jego ramionach, przylegając plecami do jego piersi.
- Nie mów, że to ci się nie podoba - zamruczał jej do ucha.
- Zabieraj łapy Candy.
- Zmuś mnie. - Musnął ustami jej szyję. Kobieta spróbowała wyrwać ręce, ale jego palce zacisnęły się tylko na jej rękach. - Oddaj się temu - szepnął do jej ucha i przejechał wolną ręką po jej tali.
- Precz! - warknęła czując podgryza jej ramię. Czuła falę chłodu, który zalał jej ciało. Wbiła pazury w jego dłoń, a błazen zawył z bólu. Nie zdążyła zareagować, gdy zmusił ją do kucnięcia i zakrył dłonią usta.
- Cicho - szepnął, a dzwoneczki przy wejściu zadzwoniły. - Nie może cię zobaczyć - powiedział i przyłożył jeden palec do swoich ust. Katherina patrzyła na niego zbita z tropu. Błazen uniósł kąciki ust i wstał.
- Dzień Dobry! W czym mogę pomóc pięknej pani? - Ukłonił się lekko, a dzwoneczki na jego włosach zadzwoniły. Rudowłosa przełknęła ślinę i popatrzyła na swoje dłonie. Otworzyła szerzej oczy widząc jak czarne palce wracają do normalnego wyglądu, co nie zmieniało faktu, że były zakrwawione. - Kat, małpeczko. Chodź ze mną. - Nie zareagowała, gdy niebieskowłosy złapał ją za rękę i pociągnął na zaplecze. Ile tak siedziała wpatrzona w swoją dłoń? Kiedy obsłużył klientkę?
- Napij się. Będzie ci się łatwiej myśleć. - Podał jej lampkę wina, gdy już znaleźli się w mieszkaniu.
- Jak to... - Błazen przystawił jej trunek do ust i zmusił, żeby wypiła całość.
- Mówiłem, że najpierw musisz się rozluźnić. - Uśmiechnął się i odstawił puste szkło. - Ohh rudzielcu, a już myślałem, że się nie doczekam. - Przytulił ją, zamykając w uścisku swoich ramion.
- Candy, jesteś chory? - spytała nie rozumiejąc co się dzieje.
- Powiedz to jeszcze raz. Jak się nazywam?
- Candy, czy...
- W końcu się przebudziłaś! - Znów przytulił ją mocniej. - Gdy ostatnie iskierki nadziei zaczęły znikać. Sądziłem, że Jason zepsuł cię na zawsze.
- Co? - Uniosła brew, a mężczyzna puścił ją.
- Pij. - Wystawił jej butelkę. - Żebyś mi przypadkiem nie wróciła do tego co było przez ostatnie osiem lat.
- Osiem... - Otworzyła usta czując jak traci grunt pod nogami.
- Piiiij... - Przeciągnął znów zmuszając ją do tego. - Ahhh... Tak pięknie ci ciemnieją oczy. - Klasnął w dłonie. - Choć to gnicie dłoni nie jest pociągające, to jednak twarz nadal zostaje idealna jak u porcelanowej lalki. - Pochylił się przyglądając się jej z uwagą. - Ciekawe dokąd doszłoby pognicie, jakby wkurzyć cię tak porządnie. Może kolor włosów też ci się zmieni?
- O czym ty mówisz?
- A myślisz, że czym jesteś? Lalką? - Poruszył brwiami i zaczął się śmiać. - Jason nigdy by cię w nią nie zmienił. - Kobieta przełknęła ślinę nadal czując posmak cierpkiego wina. Czuła się, jakby przespała dobrą imprezę, a w jej głowie zostały tylko pojedyncze klatki. Zdjęcia tego co robiła. - Jesteś pół demonem małpeczko. Tak jak on. - Katherina szerzej otworzyła oczy nie potrafiąc oderwać wzroku od mężczyzny, który stał przed nią. - Przypomnij sobie tam ten dzień. - Złapał ją za podbródek i stanął tuż przy niej. - Wybrałaś go, a on dał ci życie, dzięki któremu mogłabyś być już zawsze przy nim. - Przyciągnął ją do siebie, widząc w jakim jest stanie. Tęczówki mężczyzny zabłysnęły, a na twarzy pojawił się demoniczny uśmiech. - Patrz mi w oczy Katherino. Pokaże ci prawdę. - Kobieta zrobiła to i poczuła jak znów jej ciało ogarnia chłód. Co to było i dlaczego było to dla niej tak nie swoje? - Umarłaś tamtego dnia. - Głos mężczyzny brzmiał niczym echo w dużym, pustym pomieszczeniu. - I narodziłaś się na nowo, ale nie potrafiłaś się przebudzić. Jednak teraz trzymam w ramionach rudą małpę, a nie lalkę, którą byłaś przez ostatni czas.
- Candy...
- Tak. - Przysunął się, a ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
- Znowu pozwalasz sobie na za dużo. - Uniosła delikatnie kącik ust, a błazen odsunął się śmiejąc się. - I nie rechocz tak.
- A to dlaczego? - Złapał ją za rękę i zakręcił. Znów była tuż przy nim, choć tym stykały się ich klatki piersiowe. Niebieskowłosy ułożył rękę na jej krzyżu i wygiął ją do tyłu, trzymając ją drugą ręką za dłoń. - W końcu znów będzie zabawnie i będziemy razem. Ty i Ja... - Zbliżył się, pozbawiając ją możliwości odsunięcia się. - I Jason na doczepkę. - Wyprostował się i puścił ją. - Jeszcze do niego nie lecisz? - Uniósł brew widząc, że kobieta nie wie co ze sobą zrobić.
- Nie wiem, czy powinnam. - Speszyła się zbita z tropu. Jason... Zabił ją?
- Nie uda ci się ukryć tego, że nie jesteś już tylko zimną lalką, więc lepiej szybciej niż później. - Wzruszył ramionami. Rudowłosa przełknęła ślinę i wyszła z mieszkania, ale jasne światła sklepu przyciągnęły jej wzrok. Poszła w tamtym kierunku i dech zaparł jej w piersi. Z trudem zrobiła krok i podeszła do jednego z regałów. Przejechała palcami po miękkich i delikatnych włosach lalki. Jej oczy... Cofnęła dłoń i zaczęła przyglądać się innym. Samotność, ból, odosobnienie, obcość, zamknięcie się, izolacja... Wszystkie miały zamknięte w oczach te same uczucia.
- Jason... - szepnęła i obróciła się. Wtedy go zobaczyła. Stał w przejściu zobojętniały, jakby oderwany od miejsca, w którym się znajdował. - Jasonie - wydusiła i podeszła do niego. Mężczyzna od niechcenia spojrzał na nią, wtedy wszystkie mięśnie na jego twarzy spięły się. - Co się z tobą stało? - spytała cicho przykładając dłoń do jego policzka. Jason... Jej Jason. Tak bardzo cierpiał? Czy to przez nią? Czy ona sprowadziła na wprawiła go w taki stan?
- Katherina? - Nie wierzył swoim oczom. Jej zielone tęczówki nie były puste, one...
- Wybacz mi! - Objęła go rękami wtulając twarz w jego pierś. Mahoniowowłosy przejechał ręką po jej plecach. Oparł policzek o jej głowę i zaciągnął się zapachem jej włosów.
- To naprawdę ty - szepnął wplatając palce w jej marchewkowe loki. - To ty...
Rudowłosa leżała wtulona w nagą pierś mężczyzny. Czuła się jak we śnie. Ona i Jason znów... Nie. Nie mogła o tym myśleć. Jeszcze nie. Najpierw musiała zrobić coś na co nie miała czasu ostatnim razem. Musiała zamknąć za sobą sprawy z przeszłości. Musiała spotkać się z Zackiem. Ten jeden, ostatni raz. Pożegnać się i zostawić to za sobą. Nie była już człowiekiem. Nigdy już nie wróci do życia, które wiodła, ale czuła, że to jeden sposób, żeby wspomnienia nie zapełniały jej myśli.
Katherina weszła do parku, w którym miała się spotkać z Zackiem. Miała na sobie dobrze skrojone, czarne spodnie w kant i białą koszulę, której kołnierz był rozpięty na jeden guzik. Tuż od nim znajdował się wisiorek, który dostała od Jasona. Przyglądała się tym wszystkim ludziom i nic nie czuła. Czuła się jakby znów wracała do tego co było. Krzyki, śmiechy i piski dzieci nie robiły na niej wrażenia.
- Kat... - Obróciła się słysząc męski głos. Stał przed nią. Jej młodszy brat...
- Zack. - Uniosła delikatnie kąciki ust, choć czuła, że robi to dlatego, żeby nie zobaczył jej obojętności. Nie czuła tęsknoty. Był po prostu dobrym wspomnieniem... Wspomnieniem, które już nie mogło być częścią jej życia.
- Jak dobrze cię wreszcie zobaczyć - powiedział ciszej podchodząc do niej. Zamknął ją w swoich ramionach. Kobieta przejechała dłońmi o jego plecach, jakby chciała dodać mu otuchy. - Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę. - Odsunął się trochę tylko po to, żeby przyjrzeć się jej. - Nic się nie zmieniłaś, jakby czas się dla ciebie zatrzymał.
- Makijaż robi swoje - odpowiedziała znów unosząc lekko kąciki ust.
- Dlaczego tak nagle zniknęłaś bez słowa? Coś się stało? - Zaprzeczyła ruchem głowy opuszczając wzrok.
- Zostawiłam ci list.
- List?! Wiesz jak ja...
- Ciszej. Wszyscy na nas patrzą. - Przerwała mu i odsunęła się o krok. - Osiem lat temu nie obchodziło cię czy jestem obok. Może z biegiem czasu to zrozumiałeś, ale wątpię, żeby wtedy nasza rozmowa miała jakikolwiek sens.
- A Naomi? - Patrzył na nią zmieszany. Nie do końca wierzył w słowa, które padały z ust jego siostry.
- Naomi odwróciła się ode mnie już wcześniej. Próbowałam się z nią kontaktować, ale zachowywała się, jakbym nie istniała. Co zmieniłaby list, że wyjeżdżam? Różnie dobrze mogłaby go wyrzucić, zanim otworzyłaby go i przeczytała.
- Kat... - Kobieta popatrzyła bratu w oczy. - Naomi nie żyje. - Rudowłosa zamrugała oczami. Ta wiadomość spłynęła po niej jak kropla po szybie. Musiała jednak zachować pozory.
- Co się stało? - dopytała patrząc na czubki butów.
- Sięgnęła po tabletki jakiś miesiąc po twoim zniknięciu i popiła dużą ilością alkoholu. Kilka dni wcześniej była u mnie i szukała cię. Gdy powiedziałem, że wyprowadziłaś się, tylko przytaknęła i odeszła bez słowa. - Mężczyzna przyglądał się rudowłosej. Nie zareagowała. Nadal po prostu stała z opuszczoną lekko głową.
- Nie oczekuj, że się rozpłacze. - Przeniosła na niego spojrzenie. - Minęło osiem lat, a Naomi skrzywdziła mnie jeszcze wcześniej.
- Zmieniłaś się - westchnął lekko.
- Ty też Zack. Każdy poszedł w swoją stronę. Czas, miejsca i otaczający nas ludzie zmieniają nas.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że przyszłam się pożegnać. - Uniosła kąciki ust. - Masz rację. Powinnam zrobić to wtedy, ale teraz mogę cię tylko przeprosi i pożegnać się, tak jak to zrobiłam wtedy.
- Jesteśmy rodzeństwem Kat, dlaczego... - Przyłożyła mu opuszki palców do ust.
- Należymy już do dwóch innych światów Zack. Jesteś moim bratem i zawsze będziesz, ale lepiej, żebyś nie miał mnie w swoim życiu. - Przeniosła rękę na pierś i poczuła bicie jako serca. - Zachowaj mnie tutaj.
- Kat... - Złapał ją za rękę, gdy chciała odejść.
- Zack nie utrudniaj tego.
- Jesteśmy rodzeństwem! - Katherina popatrzyła na niego.
- Puść mnie Zack.
- Nie, ja...
- Ludzie patrzą na nas. - Mężczyzna puścił ją i cofnął o krok. - Żegnaj Zack. - Odeszła, zostawiając mężczyznę za sobą. Teraz mogła wrócić tam gdzie jej miejsce. Zamknęła za sobą ostatnie drzwi, które łączyły ją z przeszłością.
Weszła do sklepu, który wydał się jej dziwnie pusty, choć wszystko było na swoim miejscu. Przeszła na zaplecze i zeszła do pracowni, ale nigdzie nikogo nie było. Poszła do mieszkania i zobaczyła niebieskowłosego leżącego na wersalce.
- Candy co się dzieje?
- A co ma się dziać? - Usiadł przyglądając się jej uważnie.
- Czemu nie ma cię na sklepie i gdzie jest Jason?
- I tak będziemy musieli się wynieść, więc po co tam stać?
- Słucham? - Przyglądała mu się uważnie.
- Nie masz mi niczego do powiedzenia? - Wstał i podszedł do niej. - Coś o czym Jason powinien wiedzieć?
- Zack... - Wydusiła.
- A no Zack. - Wyciągnął list przysuwając go jej pod nos. - Jason go znalazł i omal sklepu nie rozniósł. Dopiero co cię odzyskał, a już mógłby cię stracić. - Zaczesał jej włosy za prawe ucho. - To byłaby wielka strata.
- Gdzie on jest? - spytała nie reagując na zaczepkę.
- A kto wie. Pewnie tam, gdzie twój brat.
- Muszę ich znaleźć. - Candy złapał ją za rękę, gdy chciała odejść.
- Kazał mi ciebie pilnować. - Katherina zmrużyła oczy i spróbowała wyrwać rękę, ale palce błazna jeszcze mocniej się zacisnęły.
- Puszczaj - warknęła.
- Zapomnij małpeczko. Jason pewnie wkurzyłby się na mnie jak teraz na ciebie. Aż tak bardzo nas nie cierpisz, że chciałaś odejść?
- Odejść?! - Czuła wściekłość, która zalewała jej ciało. - Poszłam się pożegnać, bo nasłał jakąś kobietę, która nas wytropiła. - Mężczyzna uniósł kąciki ust widząc co dzieje się z kobietą. - Chciałam, żeby dał nam spokój bez potrzeby wyprowadzi czy zwracania na siebie zbyt dużej uwagi. - Zagryzła zęby, aż zazgrzytały. - Więc mów gdzie jest Jason!
- Jesteś niesamowita. - Candy przyciągnął ją do siebie i złączył ich usta łapiąc kobietę za tył głowy. Ugryzła go w język, gdy tylko spróbował go wepchnąć do jej ust, a metaliczny smak krwi zalał ich usta. - I okropnie wredna. - Dodał odsuwając się minimalnie.
- Zrób do jeszcze raz to wyrwę ci wszystkie włosy z głowy. Jeden po drugim - warknęła patrząc prosto na niego tęczówkami, które niemal zlały się że źrenicami.
- Oczywiście małpeczko. - Puścił ją i otarł kącik ust z którego wyciekła krew. - Jest w motelu przy santa fe ave. Radzę się pospieszyć, ale najpierw się uspokój, bo twoje włosy są koloru krwi. - Katherina popatrzyła na niego i przeszła szybko do łazienki. Otworzyła szerzej oczy, widząc jak włosy i oczy wracają do normalności.
- Piękna, waleczna, nieokiełznana. Naprawdę jesteś wyjątkowa. - Stwierdził Candy stając w drzwiach.
- Nie mam czasu na twoje głupie gadanie - odpowiedziała nadal niedowierząc co się dzieje. Wybiegła że sklepu i skierowała się w stronę motelu, gdzie musiała wszystko zakończyć.
Błazen zaczął się śmiać i ponownie rozłożył się na łóżku.
- Katherina... - Uśmiechnął się szeroko. - Jason naprawdę ma nosa. Znalazł wyjątkową małpę. - Przymknął oczy i zaczął się śmiać. - Ciekawe jak to się skończy. - Otworzył powieki, a jego oczy zabłysnęły w sztucznym świetle lamp. Demoniczny uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Muszę wykorzystać ostatni balonik zanim znikniemy.
Wpadła do pokoju hotelowego, w którym miał być jej brat. Jednak nie jego szukała, a mężczyzny który stał i trzymał za szyję młodą kobietę. Białe pazury wbijały się w szyję, a po przegniłym przedramieniu ciekła krew.
- Jason... - Machoniowowłosy obrócił głowę. - Zostaw ją - powiedziała cicho podchodząc do niego. - Nie powinno nas tu być. - Przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Dlaczego się z nim spotkałaś?
- Żeby się pożegnać. - Uniosła delikatnie kąciki ust. - Żeby przestał nas szukać i dał nam spokój. - Mężczyzna puścił zwłoki i przyciągnął do siebie rudowłosą. Ta objęła jego szyję rękami i delikatnie musnęła ranę na policzku. - Przyszłam tu po ciebie. - Popatrzyła mu prosto w oczy. Mężczyzna nie wytrzymał i złączy ich usta, a Katherina oddała się temu. On był jedyną osobą, którą pragnęła mieć przy sobie. Jedyną, która coś dla niej znaczyła.
- Kat... - Jęk wydobył się za plecami kobiety. Rudowłosa niechętnie odsunęła się od Jasona i obróciła się. Zobaczyła brata, który siedział pod ścianą trzymając się za gardło. Bluza w której był częściowo nasiąknęła krwią.
- Ohh... Zack. - Podeszła do niego. - Dlatego nigdy nie powinieneś mnie szukać. - Kucnęła w bezpiecznej odległości.
- On jest potworem - jęknął.
- Mylisz się. - Wstała.
- Zabił moją żonę - wydusił, gdy rudowłosa odchodziła od niego. - Moją Keili... - Zaczął płakać. Katherina spojrzała na ciało kobiety, ale poświęciła mu zaledwie kilka sekund. - Nie brzydka - odpowiedziała i przytuliła się do mężczyzny.
- Dlaczego... Dlaczego Kat?! - Zaczął płakać. - Co się z tobą stało?
- Zmieniłam się. - Uśmiechnął się patrząc Jasonowi prosto w oczy.
- Widział mnie. - Odezwał się wreszcie machoniowowłosy.
- Wiem. - Kobieta uniosła delikatnie kąciki ust. - Idę zobaczyć, czy nie ma kogoś w drugim pokoju.
- Kat stój. Czekaj! - Zaczął krzyczeć ranny mężczyzna, gdy ta skierowała się do drzwi.
- Co tam ukrywasz? - spytała z lekkim uśmiechem posyłając mu tylko pojedyncze spojrzenie.
- Nie... - Jego krzyk urwał się, gdy Jason złapał go za szyję i uniósł wysoko przyciskając go do ściany.
- Idzie myszka do braciszka - zarecytowała i nacisnęła klamkę. Dziewczynka pisnęła tuląc mocniej misia i chowając część twarzy w pluszu. - A co taka mała myszka jak ty tutaj robi? - Katherina podeszła do niej i klęknęła na jego kolano. Dziewczynka zamknęła oczy, zakrywając twarz misiem. - Nie bój się. Jestem Katherina i jesteśmy rodziną. Jestem siostrą twojego taty. - Dziewczynka delikatnie wychyliła się zza zabawki. Brązowe tęczówki badały uważnie obcą kobietę. - Powiesz mi jak masz na imię?
- Alison - szepnęła.
- Chodź Ali. - Wystawiła dłoń w jej stronę. - Zabiorę cię w bezpieczne miejsce.
- Gdzie tata i mama? - spytała cicho
- Śpią. Byli bardzo zmęczeni. - Rozejrzała się po pokoju. Od razu dostrzegła pozytywkę. - Widzę, że dostałaś swój prezent. - Wstała po nią i otworzyła. - Zawsze uwielbiałam tą melodie i namalowałam róże specjalnie dla ciebie. - Zamknęła ją i wróciła do dziecka. - Podoba ci się? - Dziewczynka przytaknęła głową, ale od razu skryła twarz w miśka. Katherina spojrzeła za siebie i uniosła kąciki ust widząc machoniowłosego. - Lubisz się przebierać? - Położyła jej dłoń na głowie, a ta spojrzała na nią. - Moglibyśmy przebrać cię za lalkę. W pięknej sukni. Jason uszyje ją specjalnie dla ciebie. Prawda? - Przeniosła wzrok na mężczyznę.
- Dla małej damy wszystko. - Ukłonił się lekko.
- Musisz tylko pójść z nami. - Wystawiła dłoń w stronę dziewczynki, a w drugiej wciąż trzymając pozytywkę. Ta wahała się przez chwilę, ale zielone tęczówki były takie spokojne. Podała rękę, a rudowłosa wstała przyciągając ją do siebie. - Przy mnie nic ci nie grozi. - Zaczęła głaskać ją po głowie. - Jesteś bezpieczna. Sprawie, że już nigdy nie będziesz cierpieć. - Przeniosła wzrok na Jasona, a ten uniósł delikatnie kąciki ust i podszedł do nich.
- Razem o to zadbamy. - Położył dłoń na głowie dziecka i popatrzył Katherinie prosto w oczy. Zielony błysk pojawił się niemal w tym samym czasie, co jej czarny.
Rudowłosa nuciła melodie z pozytywką, której dźwięk wypełniał cały pokój. Znajdował się tam regał z lalkami i innymi zabawkami, które wyszły spod rąk Jasona. Biała komódka z dużym luster i dziecięce łóżko z baldachimem. Był jeszcze głęboki, wysoki fotel przy którym znajdowała się kobieta. Poprawiała sukienkę siedzącej tam lalki. Zamknęła pozytywkę i wyprostowała się przyglądając się swojemu dziełu.
- Jest idealna - odezwał się Jason oplatając jej talię ręką.
- I taka spokojna. - Wtuliła się w niego. - Ale też samotna. Ten pokój jest za duży. Powinniśmy jej znaleźć jej towarzystwo.
- Znajdziesz kogoś odpowiedniego? - Katherina przeniosła błyszczące spojrzenie na mężczyznę.
- Naprawdę mogę?
- Oczywiście. Przecież nie pozwolimy, żeby nasza Alison była tutaj sama. - Pochylił się i złączył musnął usta rudowłosej. - Tylko musisz znaleźć kogoś odpowiedniego. Godnego bycia towarzyszem naszej laleczki. - Katherina przytaknęła i ułożyła głowę na jego obojczyku. W jego ramionach czuła, że może wszystko.
Skończyliście wreszcie? - Do pokoju wszedł zrezygnowany Candy.
- Biedny błazen... - zaczęła kobieta robiąc smutną minę. - Poczuł się wykluczony z rodziny.
- Ha! Chciałabyś małpeczko. - Uśmiechnął się demonicznie. - Mam coś dla waszej laleczki. - Rudowłosa popatrzyła pytająco na Jasona, a ten tylko wzruszył ramionami. Niebiesko włosy nie widząc sprzeciwów podszedł zadowolony do fotela i wyciągnął zza pleców brązowy balonik. Przywiązał go do lewego nadgarstka dziecka i odsunął się prostując się dumnie. - Teraz niczego nie brakuje - powiedział szczerząc zęby. Katherina zaśmiała się lekko pod nosem i podeszła do mężczyzny.
- Masz rację. - Przytuliła się do jego ramienia. - Teraz jesteśmy tu wszyscy, choć ten balonik nie pasuje do wystroju. - Poklepała go po piersi i odeszła do drzwi. - Niech dzisiaj sobie lata, jutro go przebije. - Posłała wredny uśmiech błaznowi i wyszła. Ten zrobił niezadowoloną minę i przeniósł spojrzenie na machoniowowłosego, który parschnął śmiechem i zaczął się śmiać w najlepsze.
- Oboje jesteście okrutni - mruknął splatając ręce na piersi.
- Tak, wiem. - Podszedł do przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu. - Dlatego tak długo ze mną wytrzymałaś.
- Ciebie mogę zdzierżyć.
- Ją też uwielbiasz - szepnął w odpowiedzi i wyszedł z pokoju. Candy pokręciła oczami na boki i popatrzył na dziewczynkę w fotelu. Jej oczy mówiły, że czuję się bezpiecznie tu, gdzie jest.
- Chcesz, żeby wujek Candy zaśpiewał ci piosenkę? - spytał i usiadł na boku fotela. - Miałem małą małpkę. Wysłałem ją do miasta, i karmiłem piernikiem. Przyjechała ciuchcia i zrobiła mojej małpce ku-ku.
I teraz moja małpka nie żyje. - Jego oczy zabłysnęły, a na twarzy widniał lekki uśmiech. - Ale ty jesteś z nami bezpieczna. Z dala od bólu i cierpienia. Będziesz z nami szczęśliwa - powiedział poprawiając włosy dziecka, po czym wyszedł z pokoju gwizdając wesoło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro