Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

      Obcasy butów rudowłosej stukały cicho przy każdym jej kroku. Nie były to szpilki, których używała w dawnej pracy. Buty miały szeroki, czterocentymetrowy obcas i wyglądały jak buty lalki. To była jedyna cześć garderoby, której nie zrobił Jason. Na szczęście tak zwane lolitki, często używały takich w swoich kreacjach i bez problemów można było je dostać. W przeciwieństwie do sukienki, która była niepowtarzalna. Tym razem była to integralna całość. Dość prosta i podobna do fartuszka sprzątaczki z dawnych czasów, tak to stwierdził Candy, ale szczegóły sprawiały, że zwracała uwagę każdego klienta sklepu. Całość była uszyta z ciemnozielonego materiału. Długie, proste i przylegle rękawy były zakończone kremową, podwójną falbanką. Spódnica znów była na lekkim stelażu, dzięki unosiła się i układała nienagannie. Ciemny materiał był ułożony asymetrycznie. Z prawej strony opadał niemał przykrywająć kremowe falbanki, żeby po lewej sięgać zaledwie do biodra, na którym znajdowało się też marszczenie, które przyciągało wzrok, ale nie przeszkadzało. Góra, a raczej sama pierś była uszyta z lekkiego, kremowego materiału i robiła za półgolf. Falbanki podszyte były pionowo, a ciemnozielone guziki na środku i wstążka dodawał jej jakiejś dziecinności. Włosy kobiety były splecione w dwa dobierane warkocze, które spływały po boku i tyle głowy, a reszta warkoczy spoczywała spokojnie na jej ramionach. Tym razem nie miała jednak mocnego makijażu. Niebieskowłosy musiał się zadowolić lekko zaróżowionymi policzkami, cieniem na oczach i szminką o kolorze cappuccino, na co kręcił nosem.
      Katherina stanęła i palcami złapała falbankę sukienki. Przykucnęła delikatnie i uniosła delikatnie kąciki ust.
- Witam. W czym mogę pomóc? - Oczy małej dziewczynki rozszerzyły się, a zachwyt który było w nich widać był nie do opisania.
- Mamo! To prawdziwa lalka! - krzyknęła i podbiegła do rudowłosej. - Bo jesteś prawdziwa, prawda? - Niebieskie tęczówki błyszczały, a kobieta kucnęła.
- Oczywiście, ale chyba nie ja cię tutaj sprowadzam.
- Chce rozmawiać z właścicielem - odezwała się matka dziewczynki, w której głosie można było wyczuć niezadowolenie.
- Już go wołam - odpowiedziała wstając.
- Mogę iść z tobą? - spytała dziewczynka z nadzieją.
- Tylko lalki mają wstęp do pracowni zabawkarza. - Pogłaskała ją po głowie i skierowała swoje kroki na zaplecze. Zeszła do pracowni i stanęła w drzwiach z lekkim uśmiechem. Mężczyzna od razu pokierował na nią wzrok. - Jedna z klientek chce z tobą rozmawiać.
- Czyżby kolejna wysoko postawiona kobieta? - spytał z odrazą, a Kat przytaknęła lekko głową. - Zaczynają być męczące - westchnął i podszedł do rudowłosej. - Dziś naprawdę wyglądasz jak mała dziewczynka. - Pogłaskał ją po policzku.
- Czyli mam być zazdrosna o małe klientki, a nie ich matki? - Uniosła delikatnie kąciki ust.
- Te małe bestyjki są gorsze od swoich rodzicielek - odpowiedział i pocałował ją. - Nie każmy dłużej czekać klientką. Będziemy mieć chwilę dla siebie, gdy Candy wróci. - Kat przytaknęła i skierowała swoje kroki w stronę sklepu, wiedząc, że on podąża za nią.

      - To jakie plany na wieczór? - spytał błazen, gdy rudowłosa siedziała na ladzie i machała nogami w powietrzu.
- Muszę iść do Naomi. Pewnie znowu nic nie przygotowała, a trzeba niedługo zamknąć miesiąc.
- Może pójdę z tobą? - Uśmiechnął się niewinnie, a kobieta posłała mu pytające spojrzenie. - Przecież ktoś musi cię odprowadzić do domu w środku nocy.
- Zostaje u Naomi na noc. Znając życie Rose nas odwiezie po zamknięciu baru.
- Jesteś okrutna. - Oparł się o blat tuż obok niej. - Dwie piękne kobiety same i do tego podpite, a mnie tam nie będzie.
- Nie zabronie ci tam przychodzić, ale mogę nie mieć dla ciebie czasu.
- Czyli nie pogonisz mnie? - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie, ale pić z tobą też nie będę.
- Zostaje mi zapijać smutki w samotności. - Odsunął się przykładając rękę do piersi. - Pić czy nie pić? Tequila czy whiskey? - Popatrzył kątem oka na rudowłosą. - W samotności czy przy rudej małpie?
- Candy!
- Przecież nie kłamie.
- Błazen - burknęła splatając ręce pod piersiami.
- Ale twój ulubiony. Przyznaj to. - Zaczął wbijać jej palec w żebra, a Kat musiała się ratować zeskakując i zachowując między nimi bezpieczną odległość trzech kroków.
- Masz pierwsze miejsce, bo jesteś jedynym, którego znam.
- Ah tak?
- Właśnie tak. - Mierzyli się spojrzeniem, gdy dzwoneczki zadzwoniły. Oboje przenieśli wzrok na dzwi patrząc jak do sklepu wchodzi Zack z dziewczyną.
- O kurwa. - Czarnowłosa zaczęła się śmiać. - Odmładzasz się przebierając się za dziecko?
- Czegoś potrzebujesz? - spytała rudowłosa kierując wzrok na brata.
- Kieszonkowe. Nie dostałem ich w tym miesiącu.
- Dostałeś na garnitur i bilety na bal maturalny, to mało?
- Mało idiotko - warknęła Sam, a Candy objął rudowłosą w pasie.
- Kat, laleczko. Widziałaś, która godzina? - Kobieta zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Czas zamknąć sklep i położyć dzieci spać, a ta dwójka najwyraźniej się tego domaga.
- Uważaj na słowa blaźnie! - Brunetka nadal szła w zaparte. Zachowywała się, jakby każda sprzeczka z rudowłosą sprawiała jej przyjemność.
- Ciekawa czy taka pyskata też do swoich rodziców jest - zamyślił się Candy.
- W życiu. Pewnie siedzi jak truśka i słucha - odpowiedziała Kat i zaczęła się śmiać, a mężczyzna szybko do niej dołączył.
- I wylewa wszystkie frustrację na ludzi dookoła. Założę się, że jej matka lata do kościoła, a ojciec chleje i chowa się za przykazaniami kościoła.
- Pieprz się Kat! - warknął Zack i wyszedł z dziewczyną ze sklepu.
- Myślisz, że przesadziliśmy? - spytała zaniepokojona kobieta.
- Nieee... Przejdzie mu. Poza tym. Sam sobie zapracował na takie traktowanie. Niech okaże szacunek tobie, a nie będzie problemu.
- Źle się czuję, tak go traktując. - Spoważniała. Candy przyglądał się jej przez chwilę po czym po prostu ją przytulił.
- Będzie dobrze małpiszonie, a teraz leć do Naomi. Ja zamknę sklep.
- Dzięki Candy. - Posłała mu śmiech, a mężczyzna nastawił policzek.
- Co tam mówiłaś? - dopytał, a rudowłosa od razu wiedziała o co mu chodzi. Pocałowała go delikatnie i uciekła z objęć.
- Jason pracuje?
- Tak. Mówił, żeby mu dzisiaj nie przeszkadzać. Wytrzymasz do jutra?
- To raczej tobie powinnam zadać to pytanie - odpowiedziała z przekąsem i uciekła do biura. Szybko przebrała się i wyszła ze sklepu z uśmiechem. Oddalając się obróciła się, żeby zobaczyć jasno oświetloną witrynę, która po chwili zgasła. Czuła dziwne ciepło w środku, gdy myślała o tym miejscu. To było jej miejsce na ziemi.

      Kat pojawiła się w barze i od razu zobaczyła zmieszaną Rose stojącą za barem.
- Cześć. Jest Naomi? - spytała stając przy barze. Kobieta wskazała ruchem głowy zaplecze. - Coś nie tak? - Dopytała zaniepokojona.
- Sama się przekonasz - mruknęła i odeszła do klienta, który podszedł do baru. Rudowłosa odetchnęła lekko. Nie chciała powrotu do tego co było zanim poroniła. Weszła do biura i zamrugała zdziwiona. Brunetka niemal podskakiwała ze szczęścia.
- Naomi, wszystko ok? - Odezwała się zwracając na siebie uwagę kobiety.
- Nie uwierzysz! - Przyjaciółka podbiegła do niej. - Stev zaprosił mnie na bal maturalny.
- Słucham? - Katherina nie wierzyła w to co słyszy.
- Będę jego partnerką. - Wypieła dumnie piersi.
- Jesteś gorzej dziecinna od nich - westchnęła i przetarła oczy.
- Dziecinna?! A to niby czemu?! - Oburzyła się.
- Naomi nie masz dość dzieci po zajściu z Zackiem? Przecież od razu widać, że oboje chcecie się na nim odegrać, dlatego to robicie.
- Ooo... Wybacz Katherino, że chce być szczęśliwa, a tylko tobie los rzuca idealnych mężczyzn pod nos. - Rzuciła jej w twarz. - I co to za warkoczyki, hmm? To ja jestem dziecinne? Spójrz na siebie!
- Porównujesz fryzurę do zachowania? Naomi co się z tobą dzieje?
- Ze mną? - zaśmiała się nerwowo. - Ze mną?! Spójrz na siebie! To nie ja puszczałam się z szefem zboczeńcem, a teraz nie udaje idealnej. Ciekawe co powiedziałby twój Jason, gdyby wiedział o tym, hmm? Ciekawe czy nadal chciałby być z tobą. A może znowu sypiasz z szefem tylko po to, żeby nie stracić pracy? - Rudowłosa zacisnęła zęby. Czuła jak wiele sprzecznych uczuć miesza się w niej. Słowa były niczym szpilki, które ktoś wbija je w skórę, ale fakt, że robiła to Naomi... Jej przyjaciółka. Najbliższa jej osoba. Kobieta, którą miała za siostrę... - Powiem Ci coś jeszcze, ty zapatrzona w siebie marchewo. - Brunetka podeszła do niej. - Zawsze miałaś życie, o którym marzą inni. Rodziców, którzy cię kochają. Brata, z którym mogłabyś mieć świetny kontakt, gdybyś tylko chciała, ale ty... Ty nigdy nie potrafiłaś tego docenić! - Rzuciła jej prosto w twarz. - Uciekłaś do akademika tylko po to, żeby się od nich odciąć. Bo cię kontrolują, bo zabraniają, bo chcą żebyś miała lepszą przyszłość. - Naomi uśmiechnęła się wrednie. - A ty wszystko tak po prostu spieprzyłaś. Zostałaś zwykłą kurewką, która bez swojego wyglądu nie miałaby nic.
- Nao... - Rose urwała widząc co się dzieje i wróciła za bar. Rudowłosa patrzyła na przyjaciółkę mimo łez, które zebrały się i zaczęły spływać po policzkach. Nie poznawała jej. To nie była jej Naomi. Warga zaczęła jej drżeć, ale żaden dźwięk nie chciał wydobyć się z jej gardła.
- Nienawidzę cię Kat. - Kobieta popatrzyła rozmówczyni prosto w oczy. - Nienawidzę i nie chce cię więcej widzieć. - Wskazała ręką wyjście. - I oby twój braciszek trafił na takie samo dno jak ty z tą swoją suką. - Wrogość aż biła z jej oczu, a ton głosu sprawiał, że Kat miała nieprzyjemne dreszcze na plecach. - Żałuję, że wtedy do ciebie podeszłam i spytałam o tą głupią marchewkę, a teraz wynoś się!
      Katherina wyszła z baru i stanęła z boku opierając się o zimny mur. Zaczęła płakać jak dziecko chowając twarz w dłoniach. Nie wierzyła w to co się dzieje. Dlaczego Naomi...
- Kat, małpeczko. - Kobieta pozwoliła się zamknąć w ramionach mężczyzny. - No już. Nie płacz. Nie jesteś sama. - Candy mówił cicho wprost do jej ucha. - Masz mnie i masz Jasona. Nie potrzebujesz jej. Teraz liczymy się tylko my. - Uniósł kąciki ust, a kobieta straciła przytomność. Mężczyzna wziął ją na ręce wtulając w swój tors. - Jedna przeszkoda zlikwidowana. Teraz jeszcze jedna. - Zaczął iść w ciemny zaułek pogwizdując cicho.

      Rudowłosa otworzyła oczy i od razu zorientowała się, że jest w łóżku. Znów miała dziurę w głowie. Czy to przez nerwy? Przez to co się stało?
- Naomi - wyszeptała, a jej warga znów zaczęła drżeć. Zerwała się i stanęła przed ścianą ze zdjęciami. Była wściekła, choć smutek zalewał jej serce. Płakała ściągając antyramy i rzucając nimi o ścianę. - Dlaczego?! - załkała i padła na kolana, znów skrywając twarz w dłoniach. Czemu to co odczuwała było takie sprzeczne? Z jednej strony miała ochotę przytulić przyjaciółkę, a z drugiej dać jej prosto w twarz i obrócić się na pięcie. Chciała, żeby była obok, a z drugiej strony nie potrzebowała jej. Miała walczyć o kogoś, kto tak ją potraktował? Miała ją błagać na kolanach? Ale o co? O przebaczenie? Czemu miałaby to zrobić? Przecież niczym jej nie zawiniła. Była przy niej, gdy tego potrzebowała. Pragnęła być dla niej siostrą i tylko to robiła, więc dlaczego... Dlaczego ona mści się na niej za nieudany związek z Zackiem? Przecież to nie rudowłosa pchnęła ją w jej ramiona. Nigdy nie próbowała ich połączyć. To oni ukrywali to przed nią. Niczemu nie była winna. Niczemu. To nie jej wina. Nie jej prośby o przebaczenie. To Naomi musiała odetchnąć. Zastanowić się, co powiedziała i przyjść do Kat. A do tej pory...
      Katherina wstała i popatrzyła na ostatnie zdjęcie, na którym była brunetka. Nie zniszczyła go, tylko dlatego, że byli na nim również rodzice.
- Żegnaj Naomi - załkała i ściągnęła antyrame i schowała za małą szafkę przy łóżku. - Chciałabym żebyś wróciła do mojego życia, ale to tylko twoja wola - powiedziała cicho i otarła policzki. Musiała się uspokoić i iść pod prysznic. Musiała iść do sklepu. Do pracy. Zobaczyć się z Candym, który pewnie znów coś wymyśli. Do Jasona... Do mężczyzny jej życia. Potrzebowała go. Chciała poczuć, że ktoś pragnie jej obecności. Że ktoś pragnie jej.

      Kobieta weszła do sklepu i uśmiechnęła się lekko widząc niebieskowłosego, który oczarowywał kolejną klientke. Puścił jej oczko, gdy przechodziła i objął ramieniem młodą dziewczynę, która była widocznie zadowolona z jego zalotów. Katherina zostawiła rzeczy w biurze i poszła do pracowni. Jason od razu przeniósł na nią wzrok i delikatnie uniósł kąciki ust.
- Sądziłem, że będziesz dziś później - powiedział podchodząc do niej, po czym złożył czuły pocałunek na jej ustach.
- Tak jakoś wyszło - speszyła się.
- Coś się stało? - Przyglądał się jej z uwagą i złapał za podbródek, gdy chciała uciec wzrokiem. Doskonale wiedzieł co się stało, ale wiedział, że nie może dać nic po sobie poznać.
- Naomi wczoraj... - Przełknęła ślinę, ale gula z gardła nie zniknęła. - Pokłóciłyśmy się.
- Macie tylko gorsze dni. - Pogłaskał ją po policzku. - Wszystko wróci do normy. - Rudowłosa zaprzeczyła lekkim ruchem głowy.
- Ona nie chce widzieć mnie na oczy. - Jej głos był ledwie słyszalny.
- Katherino. - Wtulił ją w siebie nie odrywając spojrzenia od jej zielonych tęczówek. - Czy zawiniłaś jej swoich zachowaniem? Czy porzuciłaś, gdy cię potrzebowała? Czy odmówiłaś jej pomocy?
- Nie, ale... To wszystko przez to co było między nią i Zackiem i...
- I ty, nie jesteś częścią tej historii. Nie przyczyniłaś się do jej początku czy końca i ona nie może ci mieć nic za złe. - Schował część jej włosów za ucho. - Jeśli ona tego nie rozumie, to nie jest ciebie warta.
- Jest więcej warta ode mnie - odpowiedziała uciekając wzrokiem. Poczuła strach. Co jeśli Naomi powie Jasonowi prawda? Nie powinien się tego dowiedzieć od niej. Nie mógł... Jeśli przedstawiłaby to w innym świetle, a mężczyzna zniknąłby z jej życia... Nie. Nie mógł. Ona nie wyobrażała sobie życia bez niego u boku. Bez sklepu, który był jej domem.
- Jeśli obróciła się od ciebie z powodu takiej błahostki, jest bezwartościową osobą. - Przytulił ją o przetarł policzkiem po jej włosach. - Choć sądzę, że działała pod wpływem emocji. Kiedy te opadną, a ona się uspokoi i dotrze do niej co zrobiła, sama przyjdzie i będzie chciała z tobą porozmawiać.
- Sądzisz, że to możliwe? - szepnęła.
- Życie nauczyło mnie jednego. Nie można go przewidzieć. Czasem pokazuje, że niemożliwe jest na wyciągnięcie ręki. - Pogłaskał ją po głowie. - I to czas jest naszym największym wrogiem. To on sprawia, że się zmieniamy. Czasem osoby nam bliskie nie potrafią tego zaakceptować, mimo że ta zmiana przynosi nam szczęście. - Uniósł delikatnie kąciki ust. - Nie zastanawiałaś się nigdy, co tak dwie różne osobowości jak ja i Candy robią razem?
- Tak - zaśmiała się lekko. - Na początku dość często o tym myślałam, a później dałam sobie spokój. To jest zagadka bez rozwiązania.
- Ma i to bardzo proste. Akceptujemy swoje plusy i minusy. Wiemy jacy jesteśmy i nie ingerujemy w życie drugiego, tylko wspieramy, gdy drugi tego potrzebuje. - Kobieta popatrzyła mu prosto w oczy. Nie mógł się powstrzymać i delikatnie uniósł kąciki ust. - Czasem zdaża się, że wpadamy na zupełnie obcą osobę, a ta staje nam się bliższa niż wszystkie osoby, które nas otaczają.
- Jak ty i ja - powiedziała i spróbowała uciec wzrokiem, ale Jason był szybszy i przyłożył dłoń do jej policzka zbliżając się, żeby ich nosy się zetknęły.
- Jak my Kathetino. - Delikatnie musnęł jej usta. - Chce cię mieć czy swym boku już zawsze.
- Będę. - Przymknęła powieki. - Do końca czasu, który mam.
      Mężczyzna uśmiechnął się demonicznie i złączył ich usta, a rudowłosa w pełni oddała się jego woli. Przyjęła ze spokojnem dotyk jego dłoni. Usta, które brały co chciały, a później i jego, gdy rozkoszował się każdym ruchem.
      Należała do niego. Tylko do niego! A ostatni pionek, który mógł mu przeszkodzić, już niedługo miał zniknąć z planszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro