XV
Katherina wróciła do mieszkania i zastała tam pół nagą nastolatkę w kuchni. Jej ramiona okrywał tylko satynowy szlafrok, który należał do rudowłosej, a przerwa między zakończeniami materiału eksponowały wszystko, co dla kobiety powinno zostać w ukryciu.
- Mogę wiedzieć, co tu robisz? - spytała niezadowolona stając w przejściu.
- Spędziłam noc. Nie widać? - Uśmiechnęła się wrednie. - Pożyczyłam. - Zakryła się szlafrokiem, choć nie zadała sobie trudu związania go, przez co, gdy tylko go puściła wszystko znów było na wierzchu. - Nic innego nie było zdatnego do użytku.
- Słucham? - Kat zaniemówiła.
- Oblała się piwem i potrzebowała suchych ciuchów, więc powiedziałem, żeby wzięła coś od ciebie. - Zack przytulił dziewczynę, a ta uśmiechnęła się niewinnie.
- Pozwoliłeś jej grzebać w moich rzeczach? - Dopytała nie wierząc w to co słyszy. Przez te wszystkie lata dogadywali się lepiej lub gorzej. Przez ten cały czas starali się żyć obok siebie, nie ingerując w przestrzeń osobistą drugiego. Pokój miał być ich azylem. Miejscem, gdzie drugie mogło przebywać, ale nie miało prawo ruszać niczego bez zezwolenia.
- Przecież to tylko szlafrok. - Brunetka przytuliła się mocniej do Zacka.
- Ubieraj się i zejdź mi z oczu - warknęła rudowłosa i przeszła obok nich obojętnie.
- Sam zostaje - odpowiedział pewnie nastolatek, sprawiając, że jego starsza siostra stanęła przy drzwiach. - Ty możesz puszczać się tutaj z tym... Tym...
- Kim Zack? - Kobieta zmierzyła chłopaka wzrokiem.
- Lalusiem - wycedził przez zęby.
- Więc uważasz, że mała dziwka u boku jest lepsza?
- Jak ty mnie nazwałaś?! - Czarnowłosa prawie zagotowała się, ale chłopak przytrzymał ją.
- Przeproś ją!
- Jak ty przeprosisz Naomi. Jak mogłeś jej to powiedzieć Zack?! Po tym wszystkim co przeżyła?
- A więc to chodzi o Naomi. Teraz wszystko jasne.
- Nie. Nic nie jest jasne. Co się z tobą dzieje? Myślałam, że zaczęliśmy się jakoś dogadywać, a ty znowu wracasz do tego co było kiedyś. - Patrzyła na brata troską, choć złość na to co zrobił nadal paliła jej żyły. Najchętniej wypchnęłaby tą dziewczynę za drzwi i porozmawiała z nim na spokojnie, ale wiedziała, że po tym nie byłoby już szans na rozmowę.
- Znalazłaś sobie gacha i nie zauważasz co się dzieje wokół ciebie. Poczułaś kutasa i zapomniałaś co ważne! - krzyknął chłopak, a Kat opuściła lekko głowę.
- Skoro tak uważasz. - Weszła do pokoju i przekręciła zamek. Położyła się na łóżku i włączyła muzykę, żeby zagłuszyć płacz, który tłumiła poduszką. Znów czuła się jak śmieć... Jak ostatnia kurwa, która rozkładając nogi zarabiała na życie. Ugryzła się w policzek, żeby nie zawyć głośno. Czy jej nie należało się już szczęście? Czy pragnęła tak wiele, że los tak bardzo ją kazał za jej chytrość?
Rudowłosa wzięła prysznic i wyszła z domu nie zamieniając już ani jednego słowa z bratem. Widziała tylko zwycięski uśmiech tej nastolatki, której nienawidziła już całym sercem. Miała dziś wolne i sama nie wiedziała co mogłaby robić. Nie miała ochoty na spotkanie z Jess. Po ostatnim zajściu z tym facetem, wolała odetchnąć i porozmawiać z nią na spokojnie. Nie chciała powiedzieć kilku słów za dużo. Nie miała nic do tej dziewczyny. Była miłą odskocznią od dawnej rzeczywistości. Teraz nie wadziła Kat, a nie licząc Naomi, nie miała więcej koleżanek. Te pragnęły czasu, zainteresowania i wystrzałowości, a rudowłosa miała zbyt wiele na głowie, a faceci byli ostatnią rzeczą, o której chciałaby rozmawiać.
Stanęła zdając sobie sprawę, że stoi na skrzyżowaniu, które prowadzi do sklepu. Niebiesko włosy siedział na stopniu i dmuchał balony. Kobieta mimowolnie uniosła kąciki ust i ruszyła w jego stronę.
- Kat! - Błazen zerwał się i przytulił ją. - Wiedziałem, że mnie uwielbiasz. Przychodzić do mnie w wolny dzień... Bo przyszłaś do mnie, prawda? - Odsunął się o krok, ale jego spojrzenie utkwiło jej zielonych tęczówkach.
- Przechodziłam obok i zobaczyłam ciebie, więc z ciekawości podeszłam.
- Mówisz? - Poruszył brwiami i delikatnie szturchnął ją w ramię. - Też chcesz jednego? - Pokazał podłużny, cienki, nienadmuchany balon.
- A co z niego zrobisz? - Zagrała w jego grę. Candy zamyślił się, ale po chwili już dmuchał balona. Po kilku wydechach był pełen, a mężczyzna sprawnie związał jego koniec.
- Pomyślmy. - Przeniósł wzrok na rozmówczynie, po czym wrócił do przedmiotu trzymanego w ręku. Powtórzył tą czynność kilka razy, nim zaczął skręcać balona i robić z nich kształt. Podał kobiecie serce, a ta zaśmiała się lekko.
- To jakiejś wyznanie? - Zasugerowała przyjmując przedmiot od mężczyzny.
- Lizusostwo. - Uśmiechnął się szeroko pokazując zęby. - Gdy pójdziesz zostanę tu całkiem sam i nawet słowem nie będę mógł się do nikogo odezwać. - Od razu posmutniał.
- Czemu? - Zdziwiła się jego reakcją.
- Taka rola. Uśmiechnięty błazen rozdaje balony nie wypowiadając ani słowa.
- Rozumiem, ale czemu właściwie to robisz?
- W ramach reklamy. Zwróć uwagę dzieci, a przyjdą za nimi i ich rodzice.
- Czyli teraz polujesz na młode matki? - Przyglądała mu się z uwagą.
- To one polują na mnie, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. - Puścił jej oczko i rozciągnął się. - Ale stać tu samemu jest takie nudne. - Posłał jej smutne spojrzenie.
- Chcesz, żebym z tobą została?
- Jak miło, że proponujesz. - Złapał ją za rękę i pociągnął do sklepu.
- Co robisz? - Zdziwiła się.
- Skoro masz mi pomagać, to musisz odpowiednio wyglądać. Zrobimy z ciebie jedną z lalek Jasona. - Wskazał na regały, a rudowłosa otworzyła szerzej oczy.
- Ja mam...
- Wyglądać jak one. - Uśmiechnął się szeroko, ale szybko zmienił wyraz twarzy. - Jason szył kiedyś suknie dla kobiet. Pewnie nie jedna będzie pasować, tylko gdzie mógł je... Już wiem. - Klasnął w ręce. - Popilnuj sklepu, a ja wszystko przyniosę. - Zniknął w przejściu na zaplecze, a Katherina odetchnęła delikatnie. Podeszła do regałów i znów zaczęła się przyglądać lalkom. Były piękne, idealne... A ona? Jak miała z nimi konkurować, a co dopiero stać się jedną z nich?
Mężczyzna wrócił dość szybko i ku niezadowoleniu kobiety, to on decydował co ma założyć, choć udało jej się wywalczyć jeden z prostszych stroi. Szeroka spódnica miała wszyty lekki stelaż i sięgała kobiecie przed kolana. Szeroki pas otulał talię podkreślając ją. Burgund idealnie komponował się z haftem, który wyglądał niczym ze złota. Wyszyty kształt tworzył drzewo z którego odlatywały ptaki. Do tego biała koszula z długim rękawem, który był zakończony zwężeniem u lekką i gustownie wyglądającą falbanką. Wzrok jednak przyciągał przód koszuli i piękny żabot, przy którego kołnierzyku znajdowała się duża biała kokarda. Błazen dołożył do wszystkiego białe, nieprześwitujące pończochy, których koronkowa góra pojawiała się na widoku, gdy kobieta poruszała się. Jedynie buty zostały z wcześniejszego zestawu ubrań i choć trampki nie były idealnym obuwiem do tego stroju, to Candy nie miał innego zamiennika. Posadził rudowłosą na ladzie, ku jej niezadowoleniu i kazał zamknął oczy, po czym zabrał się za czary. Nałożył jasny puder na jej twarz i róż na policzki. Powieki podkreślił cieniem w kolorze spódnicy, który rozjaśniał się im bliżej brwi był. Rzęsy były podkreślone czarnym tuszem, więc ich nie musiał ruszać. Na koniec szminka, która przywodziła świeżą i jeszcze ciepłą krew. Oczy mu zabłysły, gdy patrzył na lekko rozchylone wargi i jej przymknięte oczy. Teraz za życia wyglądała jak jedna z lalek jego przyjaciela.
- Możesz już otworzyć oczy - powiedział czując dreszcz na plecach. W tej odsłonie dużo bardziej mu się podobała, choć to pewnie obecność lalek Jasona tak na niego działała. Lubił ich chłód, obojętność. Brak jakichkolwiek emocji. Po prostu były... Uległe i zimne.
Katherina zamrugała i popatrzyła na Candiego, który nie odrywał od niej spojrzenia.
- Wyglądam aż tak strasznie? - spytała czując się niepewnie. Nigdy nie widziała jeszcze tak cichego i skupionego niebieskowłosego.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się szeroko i zniknął na zapleczu. Kobieta wstała i odetchnęła lekko. Czuła jakby powietrze w pomieszczeniu stało się cięższe, ale uspokoiła się widząc znajomy uśmiech na twarzy mężczyzny, który przyniósł dość duże lustro. Rudowłosa z niedowierzaniem patrzyła na swoje odbicie w nim. Naprawdę wyglądała jak jedna z lalek Jasona. - Chciałem zrobić coś z włosami, ale ta lwia grzywa idealnie pasuje do stroju. - Wyszczerzył zęby. Kat przełknęła ślinę i podeszła bliżej, żeby przyjrzeć się swojej twarzy. Puder, którego użył Candy sprawił, że jej twarz wyglądała jakby była zrobiona z porcelany. Była idealna bez ani jednej skazy, a ten makijaż... - Podoba się? - Dopytał zniecierpliwiony mężczyzna.
- Naprawdę zrobiłeś ze mnie lalkę - wydusiła.
- Oczywiście. Można się paru sztuczek nauczyć od tego sztywniaka. - Puścił jej oczko i odstawił lustro. - Gotowa zrobić sklepowi reklamę, jakiej jeszcze nigdy nie miał? - Kobieta przytaknęła, a błazen podszedł do drzwi i otworzył je. Ukłonił się wykonując ruch ręką, żeby wyszła.
Kobieta trzymała balony, które Candy napełnił helem, dzięki czemu unosiły się w powietrzu. Sam mężczyzna wygłupiał się i rozdawał balony z nieschodzącym uśmiechem z twarzy. Kat też rozdawała balony, a delikatny uśmiech widniał na jej twarzy. Uśmiechała się szerzej i machała do dzieci, gdy te pokazywały na nią palcem.
- Patrz mamo! Jaka duża lalka!
- Mamo, ta lalka się rusza!
- Tatusiu, a kupisz mi taką chłodzącą lalkę?
Te głosy sprawiały, że czuła się dziwnie, choć czy tak nie miała wyglądać? Czy nie miała być lalką? Poza tym dzieci miały taką bujną wyobraźnię. Dobrze to wiedziała po sobie. Czasem spoglądała na witryny. Chciała tam zobaczyć spojrzenie mężczyzny, który przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Była ciekawa jego reakcji. Co powiedziałby, gdyby zobaczyłby ją w takim stroju. Szybko. Jednak wracała myślami na ziemię. Musiała zająć się dziećmi i dawać im balony lub podawać je błaznowi, który świetnie czuł się w centrum zainteresowania.
- A to specjalny balonik dla ciebie. - Kat przeniosła wzrok na Candiego, który podał fioletowego balona małej dziewczynce. - Dla małej księżniczki. - Dodał, a kobieta poczuła ciarki na plecach. Czemu jego ton wydał jej się taki zimny?
- Nie sądziłem, że dziś cię zobaczę - szept i dłoń oplatająca jej talię sprawiła, że uniosła kąciki ust, a wszystkie niepokojące odczucia zniknęły.
- To tak jak ja. - Uniosła głowę odwracając się do niego. Mężczyzna badał wzrokiem jej twarz przez dłuższą chwilę.
- Podoba ci się?! - Krzyk błazna sprawił, że oboje przenieśli na niego spojrzenie. - Nawet nie wiesz ile się namęczyłem, żeby ją do tego przekonać.
- Niepotrzebnie, choć muszę przyznać, że ten niecodzienny widok wprawił mnie w zachwyt.
- Moglibyśmy ją przebierać za lalkę w pracy. - Candy przyłożył rękę do brody, a Kat zamrugała zdziwiona.
- To nie zależy od nas, ale gdyby chciała. - Kobieta przeniosła wzrok na mężczyznę, który nadal stał tuż za nią. Ich spojrzenia spotkały się, a machoniowowłosy uniósł delikatnie kąciki ust. - Mógłbym przygotować dla ciebie więcej strojów, w których wyglądałabyś tak pięknie jak dziś. - Kat zaniemówiła, a Jason przejechał delikatnie palcem po jej kości policzkowej. - Jednak ich brak trochę mi wadzi. - Dodał z uśmiechem, a rudowłosa przytaknęła.
- Mogę zostać żywą lalką na czas pracy. - Candy uniósł brew i przeniósł zaniepokojony wzrok na przyjaciela. Ten jednak nie dał po sobie nic poznać. Pogładził jej policzek i złączyła ich usta.
Katherina chodziła po salonie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nadal była w tej sukience. Czuła się w niej jak w przebraniu. To nie była ona, ale Jason... Jego reakcja. Stanęła przed lustrem i przyglądała się swojej twarzy. Teraz była niemal idealna. Wyglądała jak lalka. Jak dzieło Jasona, które ludzie podziwiają, a jednak nie potrafiła się tak poczuć. Przyłożyła dłonie do piersi przymykając oczy. Nie była idealna i nigdy nie będzie. Nie ważne jak będzie wyglądać z zewnątrz w środku nadal będzie tą zepsutą Katheriną. Gnijącą od środka, której ciężar okropności, które zrobiła nadal gniotły jej serce. Czasem czuła się, jakby brakowało jej powietrza. Jakby dusiła się, a wszystko za sprawą błędów, które popełniła. Miała ochotę łkać, ale łzy zostawiłyby ślady na twarzy, których nie miała jak zatuszować. Musiała być silna. Przecież tego wszyscy od niej wymagali. Ona przestała się liczyć już dawno temu. Musiała iść dalej tylko po to, żeby być przy bliskich. Żeby zapewnić ich lepsze życie, niż ona ma. Żeby dać siły, których im brak. Żeby pośmiać się bez obawy, że drugie coś sobie pomyśli. Żeby... Otworzyła powieki i zobaczyła go za sobą. Miodowe oczy badały każdy szczegół jej twarzy. Widziała sens życia dla innych przy wszystkich oprócz jego. Tylko przy nim czuła się jak małe, zagubione dziecko, które kuli się i pragnie tylko ramion, które dają bezpieczeństwo. Może to było to? Może on pragnął mieć w życiu kogoś o kogo mógłby dbać. Kogoś, kto bez niego nie potrafiłby oddychać, a ona była tym kimś?
- Co cię martwi? - Jason obrócił do siebie kobietę. Jej oczy błyszczały od zebranych łez. - Katherino.
- Ja... - Wtuliła się w niego kryjąc twarz. - Nie powinnam... Nie po tym wszystkim. - Mężczyzna uniósł brew. Nadal nie rozumiał tego wszystkiego, a mimo to objął ją, drugą ręką gładząc głowę. Obawiała się męskiego dotyku. Walczyła w obronie przyjaciółki, gdy ta została skrzywdzona, a teraz wydawała się przybita swoim wyglądem. Choć gdy wrócił myślami do początku. Do ich pierwszego i drugiego spotkania, to rudowłosa wyglądała jakby nie zaglądała w lustro przez cały dzień. Nie używała zbyt wielu kosmetyków. Jedynie tusz i szminka, ale jej cera nie potrzebowała więcej. Nie miała żadnych mankamentów, które musiałaby ukrywać pod warstwą podkładu i pudru. Włosy żyły własnym życiem, ale chyba taki był ich urok. Rude loki sterczące na wszystkie strony przyciągały wzrok. Choć były też takie dni, gdy były okiełznane, a wtedy kobieta była przepełniona pewnością siebie i szła z dumnie wypiętą piersią. Więcej jednak było dni, gdzie kryła się za nimi jak za murem. Co sprawiło, że jej nastawienie zmieniało się tak diametralnie? Na to pytanie chciał znać odpowiedź mężczyzna, a jej dzisiejszy wygląd wcale go nie zachwycił. Poczuł zimny dreszcz na plecach, gdy zobaczył ją stojącą obok Candiego z tym sztucznym uśmiechem na twarzy. Była niczym one... Lorien i cała reszta. Poczuł wtedy jak utracił coś, czego jeszcze dobrze nie zamknął w swoich szponach. Nie potrafił się wtedy przemóc. Wracał trzy razy, zanim odważył się wyjść do niej. A zrobił to tylko dlatego, że to była ostatnia szansa. Chciał się przekonać, że jej oczy nie są martwe jak ich. Jej tęczówki jednak lśniły, a emocje przeplatające się z tą zielenią sprawiały, że nie chciał odrywać od nich spojrzenia. Teraz była przy nim. Wyglądała jak lalka, ale jej ciepło wciąż ogrzewało go. Łzy zmywały pewnie cały puder, ale ten fakt mu akurat nie przeszkadzał. Chciał zobaczyć te brązowe plamki, które przypominały mu o tym, że wciąż żyje i jest człowiekiem. Gdyby stała się lalką pewnie od razu pozbyłby się ich, a tak... Miał pewność, że jej oczy nie będą puste, a głos rozbrzmi w uszach. Ciepły oddech będzie pieścił skórę, a usta odwzajemniały to co on im dawał.
- Katherino... - Złapał za podbródek i uniósł jej głowę. Uniósł delikatnie kąciki ust i otarł kciukiem jej policzek. - Candy byłby niezadowolony, że pozbyłaś się makijażu w ten sposób.
- W końcu i tak musiałabym go zmyć - odpowiedziała uspokajając się. - Dasz mi chwile? - Mężczyzna przytaknął i musnął jej usta po czym puścił odprowadzając wzrokiem do łazienki, w której się zamknęła. Oblizał usta i starł z nich czerwoną szminkę lekko się krzywiąc. Lubił ten kolor, ale był strasznie niepraktyczny. Ściągnął kamizelkę i odwinął rękawy koszuli. Zdążył rozpiąć dwa guziki na przy szyi, gdy drzwi od łazienki znów się otworzyły. Przeniósł wzrok na rudowłosą i uniósł delikatnie kąciki ust. To była Katherina, którą chciał widzieć. Włosy były widocznie zaczesane do tyłu, choć nadal robiły co chciały. Jasna cera i piegi były widoczne, a jasno różowe usta idealnie wpasowywały się do tego obrazu. Ciuchy przeznaczone dla jego laleczek sprawiały, że wyglądała młodziej, a jej niepewny wzrok wprawiał go w jakiś dziwny stan. Podszedł do niej i znów popatrzył w jej oczy. Przepełnione teraz bólem i czymś, co sprawiało, że chciał w nie patrzeć cały czas. Przyłożyła dłonie do jego piersi i zaczęła rozpinać koszulę. Nie chciał być jej dłużny i doskonale wiedział gdzie szukać zapięcia spódnicy, ale zanim do tego przejdzie chciał zniknąć z oczu błaznowi, który uwielbiał wpadać w najmniej odpowiednich momentach. Złapał dziewczynę za dłonie i musnął je. Wziął ją na ręce i skierował się do sypialni.
- Teraz czuję się jak mała dziewczynka - powiedziała cicho wtulając czoło w jego policzek.
- Nie mam nic przeciwko temu. - Policzki napięły się przy uśmiechu. - Choć źle to brzmi.
- Zabawkarz i jego lalka - powiedziała cicho, a Jason stanął. - Powiedziałam coś nie tak? - spytała lekko zaniepokojona jego zachowaniem.
- Nie, oczywiście, że nie. - Otworzył drzwi i podszedł do łóżka. - Lalka to rzecz, a ty nią nie jesteś. - Położył ją i popatrzył jej prosto w oczy. - Jesteś Katherina. Lalek może być wiele, ale ty jesteś jedyna w swoim rodzaju. - Rudowłosa nie potrafiła oderwać spojrzenia od jego tęczówek. Mężczyzna odszedł i zamknął sypialnie. Ściągnął koszulę i znów obrócił się do niej. Kobieta czuła jak serce zaczyna walić jej w piersi. Już tyle razy była tak blisko niego, ale nigdy nie odważyła się zrobić tego kroku, choć tak bardzo tego pragnęła. Ich usta złączyły się, a ona nie potrafiła wyrzucić jego słów z głowy. Gorąc zaczął palić jej ciało, a zwinne palce szybko pozbyły się z niej niepotrzebnych ubrań. Jego usta pieściły jej szyję i piersi. Chciała więcej... Pragnęła znów poczuć się jak kobieta. Jego kobieta. Przygryzła wargę czując jego palce przesuwając się po wewnętrznej stronie ud.
- Zrób to - szepnęła, a mężczyzna znalazł się tuż przy niej. - Jason - jęknęła prosto w jego usta, gdy poczuła jego palce w sobie. Jej dłonie wiedziały co robić. Odszukały jego spodnie i zaczęły rozpinać pasek.
- Kath...
- Chce tego - przerwała mu i popatrzyła mu prosto w oczy. - Pragnę znów poczuć się jak prawdziwa kobieta.
- Zawsze nią byłaś. - Pogładził jej policzek i pocałował czule. - Ale teraz jesteś moją kobietą Katherino... Należysz tylko do mnie - szepnął, gdy posiadł ją po raz pierwszy. Jej jęk był muzyką dla jego uszu. Od dawna jej pragnął, ale w tej chwili nie żałował ani jednego dnia oczekiwania. Sama oddała się mu. Należała w pełni do niego, a od tego nie było już odwrotu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro