XI
- Jasonie... - Ten widok rozrywał jej serce. Podeszła do niego i położyła rękę na jego dłoni dostrzegając, że jego miodowe oczy śledzą każdy jej ruch. Uniosła drugą dłoń i przyłożyła do jego policzka. Mężczyzna wyprostował się, a ona zabrała ręce i opuściła wzrok. Poczuła jego dłoń przy policzku i po chwili znów patrzyła w jego oczy. Objął ją drugą ręką i przytulił zatapiając twarz w jej włosach. Napawał się jej zapachem. Bliskością. Należała do niego. Tylko jego i nie miał zamiaru się nią z nikim dzielić. Musnął ustami jej głowę, kiedy poczuł jak jej drobne dłonie obejmują go. Przez głowę przeszła mu myśl, że przecież nie musiał jej puszczać. Mogła zostać z nim już na zawsze. Być... Przypomniały mu się martwe oczy Lorien. Nieee... To nie były tylko one. Widział twarze wszystkich lalek, które stworzył. Wtedy zobaczył ją. Katherinę, która jest taka sama jak one. Pusta, obojętna, martwa.
- Jasonie... - Jej szept otrzeźwił go. Zrozumiał, że zaciska dłonie na jej ciele. Popuścił uchwyt, a ona podniosła wzrok. Jej oczy... Zielone niczym szmaragd. Pełne uczuć i emocji. Teraz widział w nich zagubienie, ale też jakby zmartwienie. - Powiedź mi. - Zmarszczył brwi. - Widzę, że coś się dzieje. - Zaprzeczył lekkim ruchem głowy na boki.
- Katherino...
- Kaaat! - głos Candy Popa rozniósł się po całej piwnicy. Mężczyzna musnął jej czoło i uniósł delikatnie kąciki ust.
- Idź. Przyjdę do ciebie później. - Pogłaskał ją po policzku i wypuścił z objęć.
Rudowłosa zrobiła to niechętnie. Wycofała się i drzwiach omal nie wpadła na mężczyznę, który im przerwał.
- Tu jesteś - uśmiechnął się po czym przeniósł wzrok na przyjaciela, który stał obrócony plecami do nich. - Nie chciałem wam przeszkadzać, ale to chyba pilne. - Katherina posłała mu pytające spojrzenie po czym minęła go i poszła na sklep. Niebiesko-włosy podążył za nią, a dźwięk jego dzwoneczków odbił się w głowie Jasona. Znów ogarnęła go fala wściekłości. Co uznał za tak ważnego, że im przerwał? Wbił paznokcie w blat.
Kobieta z każdym krokiem czuła, że powinna wrócić do pracowni i dokończyć ich rozmowę. Wyszła na sklep i zamarła.
- Zack! - podbiegła do chłopaka i dotknęła jego twarzy.
- Zostaw - powiedział cicho odtrącając jej dłoń.
- Co ci się stało? - Uciekł wzrokiem. - Zack!
- To wszystko przez Scota! - odpowiedział i wyglądało jakby chciał dodać coś jeszcze, ale się powstrzymał.
- Powiedź, że nie pobiliście się w szkole - westchnęła. Jego cisza upewniła ją w przekonaniu, że tak właśnie było. - O co właściwie poszło?
- Długo, żeby tłumaczyć.
- Mam czas - splotła ręce pod piersiami.
- No bo... - Przerwał słysząc dzwoniący telefon. Katherina podeszła do lady i odebrała komórkę. Przez większość rozmowy tylko słuchała swojego rozmówcy.
- Dobrze, zaraz przyjadę. - Rozłączyła się i zmierzyła brata morderczym spojrzeniem. - Zadowolony? - spytała i przetarła oczy.
- Kat...
- A wy co macie takie ponure miny? - Candy wszedł na sklep i stanął koło kobiety. Zrobił niezadowoloną minę, gdy nie zareagowała i oparł się o jej ramiona.
- Candy przestań - powiedziała, a jego ręce otuliły ją.
- Nie lubię jak jesteś smutna - pochylił głowę w bok tak, żeby mogła na niego spojrzeć.
- Zostaniesz na sklepie i...
- Wszystkim się zajmę - puścił jej oczko i odsunął się od krok. Katherina poszła po swoje rzeczy i wychodząc z biura zatrzymała się. Przeniosła wzrok na klatkę schodową. Czuła jak jej serce jest rozdzierane na pół. Chciała być przy jednym, a zarazem drugi jej teraz potrzebował. Czemu zawsze musiało się wszystko komplikować?
Wyszła ze szkoły i podeszła do chłopaka siedzącego na ławce. Rzuciła mu teczkę i zaczesała włosy do tyłu.
- Wyrzuciła mnie? - spytał cicho, dobrze zdając sobie z tego sprawę.
- Zostały ci dwa miesiące - odetchnęła i przeniosła wzrok na niebo.
- Kat... - Stanął i położył jej ręce na ramionach. - Wiem, jestem kompletnym idiotą, ale pilnowałem się. Starałem się, ale on rzucił się na mnie. Nie mogłem... - Urwał.
- O co poszło? - spytała się starając się trzymać nerwy na wodzy.
- O ciebie. - Obróciła się do niego. - Scot podkochuje się w tobie od gimnazjum. Wiedziałem o tym, ale wisiało mi to. On nie miał odwagi, żeby ci o tym powiedzieć, a dla ciebie jest tylko dzieciakiem.
- Co się zmieniło? - spytała, gdy zamilkł na dłuższą chwilę.
- Chciał w nocy napaść na sklep, w którym pracujesz. Zniszczyć i zostawić ślady, które miały świadczyć, że ktoś chciał go po prostu okraść.
- Co?! - prawie krzyknęła.
- Chodzi o tego niebieskiego błazna. Chciał się na nim zemścić. Uważa też, że jesteście razem.
- Co wam odbiło? - powiedziała z łzami w oczach. Zack przytulił ją, ale dzięki temu wcale nie poczuła się lepiej.
- Przepraszam Kat - szepnął.
- Teraz nie zmienimy już tego co się stało - powiedziała cicho, a chłopak odsunął się. - Dostałam adres szkoły, która zgodziła się ciebie przyjąć. Dyrektorka rozmawiała już z nimi. Musimy dostarczyć im jeszcze dzisiaj dokumenty.
- Idziemy tam od razu? - Przytaknęła i wzięła teczkę.
Stanęła przed szklaną witryną i z uwagą przyglądała się jej kompozycji. Sama nie potrafiła ubrać w słowa tego co teraz czuje, ale sama myśl, że ktoś mógłby to zniszczyć od tak, sprawiała, że serce przyśpieszało, a wszystkie negatywne emocje przenosiły się na winowajce. Dopiero po dłuższej chwili weszła do środka. Candy uśmiechnął się do niej zza lady. Poczuła jak ogarnia ją spokój, jednak to nie jego teraz chciała widzieć.
- Jest Jason? - spytała, a mężczyzna w odpowiedzi pokazał palcem w górę.
Po raz pierwszy wspinała się po schodach zamiast po nich schodzić. Lęk zalewał jej ciało przytłumiając pragnienie zobaczenia go. Stanęła pod drzwiami i zwątpiła. Miała być z nim sama w mieszkaniu? Zadrżała, ale zmusiła się do tego i zapukała. Od razu usłyszała kroki. Drzwi otworzyły się, a kobieta skierowała spojrzenie na jego twarz. Uśmiechnął się lekko i odsunął wykonując ręką gest, żeby weszła.
- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział obejmując ją w tali. Pokierował ją do kanapy i pomógł ściągnąć kurtkę. - Czego się napijesz?
- Przyszłam z tobą porozmawiać - opuściła wzrok. Sama nie wiedziała od czego zacząć.
- Chodź. - Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą na kanapę. Przejechała rękami po udach i przymknęła oczy na chwilę. Mężczyzna widział jak walczy ze sobą i nie miał zamiaru jej pośpieszać. Miał czas, żeby napawać się jej obrazem. Wiedział, że cierpliwość popłaci i dzięki temu znów będzie mógł ją mieć w swoich ramionach.
- Najpierw chciałam cię przeprosić. Zack znowu...
- Nie masz za co - położył rękę na jej dłoni dotykając też jej uda. Kobietę przeszedł dreszcz, ale zaczęła powtarzać sobie w głowie, że nie dlatego ją dotknął. - Rozumiem, że musisz się nim opiekować.
- Tak, ale... - Przygryzła dolną wargę wiedząc, że on nie może tego zobaczyć. Musiała się przemóc. W końcu była dorosłą kobietą, a nie nastolatką przeżywającą pierwszą miłość. Teraz i tak nie miała już odwrotu. - Chce też opiekować się tobą. - Podniosła wzrok i popatrzyła mu prosto w oczy. - Kiedy zobaczyłam cię wtedy pod barem... - Zwilżyła językiem wargi. - I dzisiaj. Ja... - Przyłożyła dłoń do jego policzka. Nawet nie drgnął, a wzrok nadal koncentrował się na niej. - Chciałabym sprawić, żebyś poczuł się lepiej, żebyś nie myślał o tym co zaprząta twoje myśli.
- Kat - szepnął, a ona uśmiechnęła się w odpowiedzi. Zbliżył się i złączył ich usta. Czuł jak wplotła rękę w jego włosy i przeszedł go dreszcz. Pragnął poczuć jej miękką skórę pod palcami. Ciepło, które go ogrzeje. Żar, który sprawi, że będzie należeć już tylko do niego. Przerwał pocałunek tylko po to, żeby musnąć jej policzek i uciec ustami na szyję. Czuł jak szybko bije jej serce.
- Jason... - Jej głos był niczym iskra. Objął ją i położył czując jak cała drży. Pocałował jej wystający obojczyk i rozpiął pierwszy guzik od jej koszuli. - Nie... - Jechał ustami niżej, a jej ciało znów zadrżało. Zajął się drugim i musnął ustami jej prawą pierś. - Nie! - Jej ręce zasłoniły piersi, a mężczyzna uniósł się na rękach. Przeraził się widząc jej twarz. Była pełna bólu i przerażenia, a po policzkach ciekły łzy. Zamarł na chwilę. To on doprowadził ją do takiego stanu?
- Katherino. - Skierowała wzrok w bok i zamknęła oczy. - Wybacz mi. - Wsunął pod nią ręce i przygniótł swoim ciężarem wtulając twarz w jej szyję. Jej serce nadal waliło, ale po dłuższej chwili przestała drżeć. Jego głowę znów zaprzątały pytania. Musiał się dowiedzieć, co sprawiło, że tak reaguje na bliskość.
Kobieta zaciskała powieki, jakby miało jej to pomóc wyrzucić obrazy z głowy. Czemu nie potrafiła się uspokoić? Przecież to nie był ten, który ją skrzywdził, ani żaden przypadkowy mężczyzna. To był Jason. Ten który ją chroni i wspiera. Który sprawia, że czuje się bezpieczna. Teraz był przy niej, a ona nie potrafiła się tym cieszyć.
Zerknęła na niego. Leżał. Po prostu leżał wtulony w nią, a jego klatka piersiowa powoli się poruszała. Uniosła rękę i trzymała kilka centymetrów nad jego głową. Strach powrócił. Co jeśli znów zacznie to robić? Uchyliła ust, ale nie wydobyło się z nich nawet westchnienie. Zmusiła się i delikatnie wplotła ręce w jego włosy, a jej opuszki dotknęły jego skóry, przeszywając prądem całą rękę. Uniosła drugą rękę, a on zrobił to samo i splótł ich palce.
- Przepraszam - szepnęła, a on pocałował wierzch jej dłoni. - Ja... - Zamilkła czując jak mężczyzna wyciąga spod niej rękę. Uniósł się na niej i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie - szepnął i musnął jej usta. - Powinnaś odpocząć. - Puścił jej dłoń tylko po to, żeby pogłaskać jej policzek. - Powinnaś się zdrzemnąć. - Mężczyzna przeniósł wzrok za nią widząc przyjaciela, który kucnął i zaczął szeptać jej do ucha. Oczy kobiety zaczęły się zamykać, a jej oddech spłycił się.
- No wiesz - zaśmiał się Candy. - Już myślałem, że nigdy tego nie zrobisz.
- Zamknij się idioto - warknął i wstał. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Ułożył ją na jednej połowie i okrył narzutą. Usiadł na brzegu łóżka i przejechał kciukiem po jej ustach. Pragnął jej ciała i bliskości, a fakt, że było to tak niedostępne działało na niego jeszcze bardziej.
- Nie patrz tyle, bo się jeszcze zakochasz - zadrwił błazen stając w drzwiach.
- Nie bądź śmieszny. - Wstał i podszedł do niego. - Wyjdź. Nie chce jej budzić.
- Spokojnie - położył mu rękę na ramieniu z szerokim uśmiechem. - Będzie spać niczym dziecko do rana, więc jeśli chciałbyś... - Jason złapał Candiego za gardło.
- Tknij ją, a zabije cię - syknął i odepchnął go. Candy cofnął się mierząc go wzrokiem i nawet nie drgnął, zanim ten nie wyszedł z domu.
- Odbiło mu - powiedział nie dowierzając i przetarł oczy. - No nic. Trzeba poprawić sobie humor - uśmiechnął się pokazując ostre zęby.
Rudowłosa mruknęła, gdy słońce poraziło ją po oczach. Obróciła się jak zawsze, żeby mieć jeszcze kilka minut, zanim zadzwoni budzik. Coś jej jednak nie pasowało. Otworzyła oczy i zorientowała się, że leży w dużym, dwuosobowym łóżku. Usiadła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Od razu rozpoznała dobrze znany styl Jasona. Schowała twarz w dłoniach. Znów miała dziurę w głowie. Nie pamiętała jak się tu znalazła. Leżała przy nim, kiedy powiedział, że powinna odpocząć. Miała mętlik w głowie. Znowu. Najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemie i zniknęła.
Odważyła się i wyszła z pokoju. Jej wzrok powędrował na kanapę, z której wystawały nogi. Jason spał z książką na piersi. Po cichu podeszła do niego i kucnęła. Sama nie wiedziała co powinna zrobić w takiej sytuacji. Obudzić go? Zostawić i wyjść bez słowa? Spędził noc na kanapie tylko ze względu na nią. Nie widziała innego wytłumaczenia w tej chwili.
- Jasonie - szepnęła kładąc rękę na jego ramieniu. Mężczyzna zmrużył oczy i spojrzał prosto na nią. Jego dłoń od razu znalazła się przy jej policzku. Kobieta wtuliła się w nią przymykając powieki. Nie zorientowała się, kiedy znalazła się w jego ramionach. Wtuliła się w jego pierś i odetchnęła z ulgą, gdy poczuła jak delikatnie muska jej głowę. Czuła się bezpiecznie mimo tego co stało się wczoraj. Dreszcz przeszedł przez jej ciało. - Jasonie...
- Ciii... - Przytrzymał ją, gdy chciała się odsunąć. - Spokojnie. - Pogładził ją po ramieniu.
- Przepraszam - szepnęła. - Wczoraj ja... - Jego dłoń znalazła się przy jej podbródku, a ich spojrzenia spotkały się.
- Nie musisz mówić nic więcej - szepnął widząc łzy w jej oczach.
- Chciałabym ci o tym powiedzieć. - Znów przytuliła się do niego. - Ale to tak bardzo boli Jasonie. Sama myśl, a gdybym miała powiedzieć... - Przerwała. Czuła jak delikatnie głaska ją po plecach. Nadal przy niej był. Słuchał. Nie uciekł? Nie odrzucił jej? Dlaczego?!
- Ufasz mi Katherino? - spięła się i od razu podniosła na niego wzrok. Z jego twarzy bił spokój, wręcz brak jakichkolwiek emocji.
- Oczywiście, że tak. Tylko to... - Uciekła wzrokiem. To było nadal zbyt bolesne, żeby powiedzieć o tym na głos.
- Obiecaj, że kiedyś opowiesz mi o wszystkim. - Przytaknęła bezgłośnie i skryła twarz między jego szyją i ramieniem.
- Obiecuję - szepnęła. - Powiem Ci wszystko. - Na twarzy Jasona pojawił się delikatny uśmiech. Nie było w nim jednak szczęścia czy czułości. Był oznaką triumfu nad tą kruchą istotą, którą trzymał w ramionach. Należała do niego. Tylko do niego.
Candy siedział za ladą, gdy jego przyjaciel wrócił do sklepu.
- Opłaciło się spać na kanapie? - spytał ze złośliwym uśmiechem.
- Bardziej niż myślisz - odpowiedział i zniknął na zapleczu. Błazen uśmiechnął się złowieszczo i podążył za nim.
- To może zdradzisz jakieś pikantne szczegóły? - Jason stanął i przeniósł na niego wzrok.
- Twoje życie jest aż tak nudne, że interesuje cię moje? - Uśmiech z twarzy niebiesko-włosego od razu znikł.
- Czyli nadal nic - powiedział z niezadowoleniem. - A mówiłem, że rozruszam ją dla ciebie.
- Powtórzę się ostatni raz. Nie waż się jej tknąć. - Odszedł, a Candy zaśmiał się pod nosem i wrócił na sklep.
Jason zamknął drzwi od pracowni i przeszedł do drugiego pomieszczenia. Stawał przed każdą lalką i przyglądał z uwagą. Szukał w nich podobieństw do rudowłosej. Czegoś co pozwoliło by mu zrozumieć, dlaczego ona była lepsza od każdej z nich. A może chodziło tylko o ból, który w sobie skrywa? Niedostępność, mimo zainteresowania jego osobą? Czy stanie się taka jak one, gdy dowie się już o niej wszystkiego?
Pogłaskał jedną z lalek po policzku. Jej skóra była delikatna niczym jedwab, jednak chłód od niej bijący odpychał. Skrzywił się mimowolnie i wyszedł nie spoglądając już na żadną z nich. Nie czas, żeby o tym myśleć. Miał go jeszcze sporo i był przekonany, że do tej pory będzie wiedział. Będzie znał odpowiedzi na te pytania.
Katherina krzątała się po salonie. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Najchętniej wróciła by do sklepu i stanęła za ladą, żeby tylko zająć czymś myśli. Jej głowę zalała pustka, gdy odgłos energicznych uderzeń w drzwi rozniósł się po mieszkaniu. Kobieta podeszła do drzwi i zmarszczyła brwi widząc młodego chłopaka, który zakłócił jej spokój.
- Co ty tutaj robisz Scot? - spytała oschle.
- Kat musisz ze mną porozmawiać, to...
- Zack mi wszystko powiedział - przerwała mu.
- Co? - zdziwił się widząc malującą się złość na jej twarzy.
- Traktowałam cię jak część rodziny, a ty... - Obróciła wzrok. Myśl, że ktoś chciałby zniszczyć pracę Jasona sprawiała, że krew gotowała się w jej żyłach.
- Kat proszę. Pozwól mi powiedzieć jak to wyglądało naprawdę.
- Wyglądało naprawdę?! Przez ciebie Zack wyleciał ze szkoły. Taka jest prawda!
- Kat - wsadził nogę między framugę i drzwi, gdy chciała je zamknąć. - Wiem, że nie powiedział ci wszystkiego. - Rudowłosa znów szerzej otworzyła drzwi i przyjrzała się uważnie chłopakowi. Z jego twarzy biła determinacja. Nie wyglądał jak ktoś, kto łapie się brzytwy, żeby tylko wypłynąć na powierzchnię.
- Masz pięć minut - westchnęła i otworzyła drzwi schodząc mu z drogi.
- Dziękuję.
Rudowłosa usiadła w fotelu, a chłopak zajął miejsce na wersalce.
- Nie wiedziałem, że może wylecieć ze szkoły. Ostatnio nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze.
- To cię nie tłumaczy - westchnęła, choć uspokoiła się już trochę. Ten chłopak nadal był jak jej drugi młodszy brat i powinna mu dać szansę.
- Nie wiem co powiedział ci Zack, ale to on rzucił się na mnie. - Kobieta uniosła brwi pytająco, a chłopak odetchnął. - Kazałem mu powiedzieć prawdę i przestać to ukrywać.
- Co ukrywać? - zdziwiła się.
- Jego związek z... - Opuścił głowę.
- Zack ma dziewczynę? - dopytała. Nie rozumiała jak coś takiego mogło doprowadzić do kłótni tych dwóch. Byli nierozłączni przez tyle lat, a teraz jedna dziewczyna tak ich podzieliła?!
- Tak - westchnął i wyciągnął telefon. - Byłem pewien, że mi nie uwierzysz, więc przyszedłem dopiero teraz kiedy mam dowód. - Podał jej urządzenie, a rudowłosa otworzyła szerzej oczy widząc jej brata, który trzyma w objęciach Naomi.
- Kat... - Scot kucał przed nią i położył jej rękę na ramieniu. - Pobiliśmy się z Zackiem, bo chciałem, żeby powiedział ci prawdę. Przecież to nic złego, że są razem. Prawda? - Nadzieja bijąca z oczu chłopaka przyprawiła Kathrine o dreszcze na plecach. W tym momencie zrozumiała, że Zack też nie kłamał, a co ważniejsze, że dwie te sprawy miały swój udział w ich kłótni.
- Nie - odetchnęła i wstała. Zaczęła chodzić po pokoju. - Od kiedy... - Urwała i przeniosła wzrok na chłopaka. - Trzeba to wyjaśnić. - Wyciągnęła swój telefon i wybrała numer Zacka. Nie odbierał. Wybrała numer przyjaciółki. Też nic.
- Kat, ja... - Chłopak stracił całą pewność siebie, na którą się zebrał, gdy tylko kobieta spojrzała na niego.
- Po kolei Scot - powiedziała delikatnie się uśmiechając. Doskonale wiedziała o czym chce porozmawiać. Najpierw musiała jednak pomyśleć jak zrobić to delikatnie. Nie chciała go zranić lub co gorsza zniechęcić do kobiet. Tym bardziej nie chciała, żeby wpadł na kolejny głupi pomysł, choć nie wiedziała czy ta część historii była prawdą, czy tylko wymówką brata na usprawiedliwienie się.
Gdy już cała czwórka znalazła się w mieszkaniu na najbardziej zdenerwowanego wyglądał Zack. Stał przy aneksie kuchennym i stukał palcami w blat. Naomi i Scot siedzieli na wersalce, a Katherina musiała stać się katem w całej sprawie, co nie za bardzo jej odpowiadało.
- Dowiem się wreszcie prawdy? - spytała patrząc na przyjaciółkę, po czym przeniosła wzrok na brata.
- Kat my...
- Powiedziałeś jej?! - warknął Zack przerywając speszonej kobiecie. Ruszył w stronę wersalki, ale rudowłosa zagrodziła mu drogę. - Po co go wpuszczałaś?! On kłamie!
- Zack...
- Nie wierzysz mi?!
- Zack! - Kobieta mierzyła się spojrzeniem z bratem. - Zacznij zachowywać się jak mężczyznę, skoro chcesz stać u boku kobiety. - Rzuciła mu prosto w twarz. Chłopak zamrugał zdziwiony, a na jego twarzy nie było już cienia złości.
- Kat... - Speszona Naomi wstała. - Chcieliśmy ci powiedzieć, ale nie wiedzieliśmy jak.
- Głupia - mruknęła rudowłosa i podeszła do niej. Przytuliła ją kryjąc twarz w czarnych włosach. - Bałam się, że coś się dzieje - szepnęła. - Że zachowujesz się dziwnie, bo znowu wróciły wspomnienia tego co się stało. - Warga brunetki zaczęła drżeć. Przytuliła mocno przyjaciółkę i zaczęła płakać.
- Przepraszam Kat - załkała. - Przepraszam. - Młodzieńcy spojrzeli na siebie. Cały czas było między nimi jakieś napięcie, ale widok ten dwóch kobiet był rozczulający. Scot wstał i podszedł do przyjaciela wystawiając dłoń w jego stronę.
- Przepraszam stary. To nie moja sprawa i nie powinien był się w to mieszać. - Zack odetchnął głośno i ścisnął jego dłoń.
- A ja nie powinienem zachowywać się jak dzieciak. - Cienie uśmiechów pojawił się na ich twarzach. Topór wojenny został zakopany, ale zaufanie, które mieli do siebie przepadło. Braterskie więzi zostały rozerwane, a żadna ze stron wcale nie była pewna, czy chce je reperować. Może rozejście się na tym rozstaju dróg było najlepszym wyjściem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro