III
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?! - wrzasnęła Naomi, gdy rudowłosa tylko wsiadła do samochodu.
- Miałam do ciebie zadzwonić po rozmowie.
- Wybaczam, a teraz mów kiedy da Ci odpowiedź.
- Już dał.
- Co?! - Naomi zatrzymała samochód na środku ulicy. - Zmieniasz pracę?!
- Naomi – Kat spojrzała przez tylną szybę. Samochody za nimi trąbiły i wyprzedały gdy tylko drugi pas jezdni był wolny. - Możemy o tym porozmawiać w domu?
- Nie – splotła ręce na piersi. - Dopóki mi nie odpowiesz, nie ruszę się choćby o ćwierć mili.
- Zmieniam pracę.
- Wiedziałam! - Uniosła wysoko głowę. - Nie słyszę?
- Dziękuję.
- Nadal nie słyszę.
- Dziękuję Ci o najpiękniejsza i najmądrzejsza Naomi, że zmusiłaś mnie, żebym tam poszła.
- Nie ma za co – machnęła ręką. - Nie wiem po co te wszystkie pochlebstwa – puściła oczko i ruszyła, nie zważając na inny samochód właśnie ją wyprzedzający.
- Kiedyś spowodujesz wypadem takim zachowaniem – westchnęła Katherina.
- Dlatego rzadko z tobą jeżdżę – zaśmiała się i zawróciła.
- Co robisz? - zdziwiła się rudowłosa.
- Jak to co? Jedziemy pić!
- Naomi jest środek tygodnia i...
- Cichaj – przerwała jej. - Kiedyś nie przeszkadzał Ci środek tygodnia, a bez tego nie poczujesz, że coś się zmienia.
- Muszę iść jutro do biura. Nie chce, żeby Jason musiał, aż... - Przerwała, widząc uśmiech Naomi. - O co Ci chodzi?
- Jason? - poruszyła brwiami. - Już mówicie do siebie po imieniu?
- Tak będzie prościej pracować ze sobą. Będziemy tam tylko w trójkę, więc... - Uśmiech Naomi jeszcze bardziej się poszerzył. - Co głupiego znów masz na myśli? - westchnęła.
- Nie wmówisz mi, że o tym nie pomyślałaś?
- O czym?
- No będziesz tam ty i dwóch mężczyzn. Jak myślisz, jak to się skończy?
- Nijak – splotła ręce na piersi. - Nie mam zamiaru wchodzić w bliższe kontakty w pracy. Wystarczy mi sytuacja, którą teraz miałam.
- To ty, a oni?
- Nie sądzę, żeby zainteresowali się mną, mając takie powodzenie u kobiet.
- To nie zmienia faktu, że będą rywalizować między sobą. To są tylko mężczyźni. Zapamiętaj to sobie.
- Chcesz mnie zniechęcić do pracy, zanim ją zacznę?
- Oczywiście, że nie, ale powinnaś obejrzeć się w lustrze.
- Masz coś do mojego wyglądu?!
- Czyli nie widziałaś się w lustrze – westchnęła.
- Szłam przez ulewę! Wybacz, że nie wożę tyłka samochodem, tak jak ty. - Obróciła głowę w stronę okna.
- Zajrzymy do mnie przed pójściem do baru i doprowadzimy Cię do porządku.
Katherina siedziała na zapleczu, przygotowując umowę dla nowej barmanki. Młoda dziewczyna nie była zbyt bystra, ale szukała dodatkowej pracy, żeby móc zarobić na studia. Chyba tylko dlatego Naomi się nad nią zlitowała. Kiedyś obie były w takiej sytuacji i wiedziały jak ciężko znaleźć pracę, gdzie nie będzie się ciebie traktować jak śmiecia, bo wiedzą, że nie masz wyboru i będziesz pracować, choćby za dwa razy mniejszą stawkę niż normalny pracownik. Zresztą w dorosłym życiu nie było lepiej.
- Gotowe – Kat wyszła za bar, patrząc jak Naomi pokazuje dziewczynie jak leje się piwo.
- Musi trzymać kufel prawie poziomo, powoli prostując go, żeby piwo za bardzo się nie spieniło. Nie możesz porównywać tego do przelewania piwa z butelki. - Rudowłosa uśmiechnęła się lekko. Pamiętała początki Naomi i jak obie uczyły się, nalewać piwo z kranu. Całe kufle piany sprawiły, że pierwsza butla gazu, bardzo szybko się skończyła. Później było coraz lepiej, w szczególności w przypadku Naomi. Uwielbiała bawić się alkoholem, co chwilę wymyślając jakieś nowe drinki. Jednych nie dało się przełknąć, inne wyglądały niesamowicie i tak samo smakowały. To była idealna praca dla niej, choć nikt nie wierzył, że jej się uda.
- Córka alkoholików ma prowadzić bar?! - kpili z niej wszyscy. Ona jednak pokazała im. Teraz te same osoby przychodziły, prosząc o pomoc, albo pracę, ale Naomi zawsze wszystkich spławiała. Chciała odciąć się od środowiska, w którym dorastała. Od ludzi, którzy mogli zniszczyć wszystko, na co ona tak ciężko zapracowała.
Wiele osób uważa, że praca barmanki jest prosta. Wystarczy, że umie się nalewać piwo i to wszystko. Jednak praca za barem to coś więcej. To ciągły kontakt z ludźmi. Wysłuchiwanie ich problemów. Niczym psycholog trzeba się wczuć w daną sytuację. Nie można było po prostu zbyć klienta, albo go wyśmiać. Nie chodziło nawet o to, że nie wróci, tylko o to, że ludzie po alkoholu robią różne rzeczy. Czasami, bardzo głupie.
Katherina podziwiała przyjaciółkę za to jak mocną ma psychikę. Ona sama chyba załamałaby się po wysłuchaniu tylu złych, tragicznych, a czasem okropnych historii. Nie każdy mógł stać za barem. Wiedziała, że jest jedną z takich osób. Nie potrafiłaby po wyjściu z pracy odciąć się od tego wszystkiego i po prostu wrócić do domu. Cieszyć się życiem, tak jak robi to Naomi. Ona po prostu zamykając drzwi baru, zostawiała tam wszystkie negatywne emocje. Rudowłosa teraz musiała zrobić to samo. Wychodząc jutro z biura, musiała zamknąć za sobą tamten czas i żyć, jakby to się nigdy nie zdarzyło.
- Myślisz, że możesz tak po prostu odejść?! - syknął Szef, drąc wypowiedzenie, które położyła na jego biurku. - Zapewniam Cię, że nie dostaniesz pracy w żadnym innym biurze w tym mieście.
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Kadrowa podpisała mi już urlop. Wybieram ten i zaległy, łącznie cały okres wypowiedzenia umowy. Nie pojawię się już więcej tutaj, a referencje proszę wysłać mi pocztą.
- Myślisz, że jesteś taka mądra? - Wstał i podszedł do niej. Kobieta już czuła jak jej ręce drżą, jednak teraz nie mogła się poddać. Musiała to doprowadzić do końca. - Zniszczę Cię, słyszysz?!
- Jeśli wypłynie o mnie choć jedna negatywna opinia z tego biura, pójdę na policję i zgłoszę zawiadomienie i o zmuszaniu mnie przez przełożonego do czynności seksualnych.
- Nikt Ci nie uwierzy - wyśmiał ją.
- Holy też nikt nie uwierzy? A może nagraniu na dyktafonie, który właśnie rejestruje całą rozmowę?
- Ty suko! - Kat cofnęła się, kiedy uniósł rękę. - Nie jesteś jedyna na świecie. - Wrócił na swoje miejsce. - Jest wiele chętnych, które zajmą twoje miejsce, ale pamiętaj, nie masz tutaj powrotu. Choćbyś przyszła na kolanach. - Rudowłosa zwątpiła. Czy rzeczywiście dobrze robi? A co jeśli nie da rady sobie w sklepie? Jeśli ten mały biznes upadnie? - Dam Ci ostatnią szansę - Zaczął stukać długopisem o biurko. - Zapomnimy o całej sprawie, a ty cofniesz swój wniosek o urlop. Wszystko będzie po staremu. - Obrzydliwy uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Klęknij przede mną i zrób to co należy do obowiązków kobiety.
- Sam się pieprz stary zboczeńcu! - Wyszła z jego biura i zamknęła się w swoim gabinecie, a raczej byłym gabinecie. Szybko zapakowała swoje rzeczy i wyszła z budynku z kartonem. Odetchnęła czując świeże powietrze. Poczuła jakby jakiś ogromny ciężar spadł jej z serca. Wreszcie uwolniła się od koszmaru, który nazywała pracą.
Zakręciła kran, kiedy usłyszała telefon. Wytarła ręce w koszulkę i podeszła do małego stołu, na którym leżała komórka. Zdziwiła się widząc numer stacjonarny, ale odebrała go. Usłyszała znajomy głos i westchnęła, wysłuchując kolejnego wywodu o niepoprawnym zachowaniu brata.
- Rozumiem i przepraszam. Sądzę, że Zack też zdaje sobie sprawę z popełnionego błędu i więcej go nie popełni. - Po chwili zakończyła rozmowę i zakryła ręką oczy. Zack znowu wyzwał nauczycielkę i do tego nagminnie wagarował. Kobieta nie wiedziała co zrobić. Jej słowa nie docierały do niego. Cztery miesiące szkoły pozostające do egzaminów to nie jest dużo czasu, a on zachowywał się, jakby nie chciał skończyć tej szkoły.
- Zack możemy porozmawiać? - spytała, gdy tylko chłopak pojawił się w domu.
- Zadzwoniła do ciebie, tak?
- Tak, ale...
- Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć.
- Zack! - złapała go za rękę, żeby powstrzymać go przed zamknięciem się w pokoju. - Nie chce żebyś się tłumaczył. Chce tylko z tobą porozmawiać.
- Będziesz mi dawać reprymendę lub dobre rady? - Wyrwał rękę. - Daruj sobie. - Zamknął się w pokoju, a rudowłosa miała ochotę zacząć krzyczeć. Miała dość jego arogancji, ale nie mogła nic z tym zrobić. Zebrała się i wyszła z domu. Musiała się uspokoić, a spacer do Naomi powinien jej dobrze zrobić.
To był pierwszy poranek od dłuższego czasu, gdzie chętnie wstała z łóżka. Oczywiście jej głowa była pełna obaw i strachu, ale jakiś cichutki głos mówił, że da sobie radę. Stała przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu. Wiedziała, że pierwszego wrażenia nie da się zmienić, a co z drugim? Patrzyła na swoje niesforne włosy z niezadowoloną miną. Musiała je jakoś spiąć. Kitek był zbyt prosty, a kok nie był w jej stylu. Nie była też jakąś specjalistką w układaniu fryzur, więc postawiła na wygodę. Zebrała włosy około dwóch centymetrów nad uszami i związała ze z tyłu głowy.
- Nie jest źle - powiedziała cicho. Większa część włosów nadal była rozpuszczona i opadała na plecy. Wzięła kosmetyczkę i pomalowała rzęsy. Do tego szminka w odcieniu jasnego cappuccino i była gotowa. Wychodząc z łazienki, minęła się z Zackiem, który zmierzył ją od góry do dołu.
- Gdzie twój korpo-mundurek? - zadrwił.
- Nie twoja sprawa - odpowiedziała i poszła do pokoju. Wzięła kurtkę i obejrzała się w lustrze, które było jednym skrzydłem w drzwiach szafy. Ta odsłona samej siebie bardziej jej się podobała. Włosy zawsze były jej murem. Mogła się za nimi schronić, a teraz. Patrzyła na swoje ciało z lekkim obrzydzeniem. Czarna koszula z długim rękawem, miała wyszyte kwiaty na ramionach. Były one wyraziste, ale nie wyglądały tandetnie. Wpuszczona w ciemne jeansy, podkreślała jej talię. Spodnie miały proste nogawki, żeby nie podkreślać chudych nóg, których nie akceptowała. - Jeszcze buty - szepnęła i wyszła z pokoju, zabierając dużą czarną torebkę, w której wszystko miała. Otworzyła szafkę w przedpokoju i przeleciała wzrokiem swoje obuwie. Zawsze zastanawiała się czy to prawda, że kobieta ma po pięć par butów na każdą okazję. Jej kolekcja była dość mała. Dwie pary szpilek, które były tylko i wyłącznie do pracy. Baleriny, których nie ubrała od dobrych paru miesięcy. Jej ukochane czarne trampki, które zakładała przy każdej możliwej okazji. Niestety teraz nie mogła tego zrobić. Adidasy sportowe i czarne półbuty, na które właśnie padło. Proste buty z czarnej eko-skóry z wiązaniem na wysokości kostki. Ich największym atutem było to, że pasowały do torebki.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy? - spytał Zack, opierając się o ścianę.
- Idę.
- Tak ubrana? Myślisz, że ci uwierzę? - Zmierzyła go wzrokiem. Właśnie zarzucał jej kłamstwo.
- Gdybyś ze mną wczoraj porozmawiał, to wiedziałbyś wszystko. - Wzięła kluczę z wieszaczka. - A ty nie wybierasz się dzisiaj do szkoły? - Wyszła zanim zdążył odpowiedzieć. Chciała mu dokuczyć. Niech poczuje się jak ona wczoraj, może to spowoduje, że zmieni swoje nastawienie do jej osoby.
Dzwoneczki zadzwoniły przy jej uszach, a ona pewnie weszła do sklepu. Zobaczyła Candiego, który własnie rozmawiał z jakąś kobietą, opowiadając jej o lalkach. Przeniósł spojrzenie na nią i uśmiechnął się szeroko.
- Katherina! - Doskoczył do młodej kobiety. - Dla mnie się tak wystroiłaś? - spytał obejmując ją ręką w tali.
- Co?! Nie! Ja... - Mężczyzna zaczął się śmiać i pstryknął ją w nos.
- Wiedziałem, że wpadłem ci w oko - puścił jej oczko i podprowadził pod ladę. - Poczekaj tu na mnie. Spławię klientkę i jestem cały twój. - Nie zdążyła odpowiedzieć, bo Candy znów był już przy klientce, która wyglądała na niezadowoloną z uwagi, jaką poświęcił jej mężczyzna. Ostatecznie wybrała jedną z lalek, a jak tylko podeszła do lady, żeby zapłacić podarowała pogardliwy wzrok rudowłosej. Kat słyszała w głowie wszystkie przezwiska, jakich mogła teraz użyć w jej stronę, puszczalska, kurwa, dziwka, szmata... - Od czego powinniśmy zacząć. - Popatrzyła na mężczyznę, który przyłożył palec do ust. - Powiedziałbym Jasonowi, że już jesteś, ale będzie nam przeszkadzać, więc zrobię to później.
- Nie będzie na ciebie zły? - spytała.
- Zły? No coś ty. On nie lubi jak mu się przeszkadza. Wiem! Zacznijmy od twojego biura. - Położył jej ręce na ramionach i pchnął lekko, żeby ruszyła.
- Mojego? - zdziwiła się.
- Oczywiście. Musisz tu mieć jakiś swój kącik, a my i tak z niego nie korzystamy. - Zaprowadził ją pod biuro, w którym odbyła się jej rozmowa kwalifikacyjna. - Następne drzwi to toaleta, a w piwnicy jest pracownia Jasona.
- A co jest na górze? - spytała, patrząc na klatkę schodową.
- Nasze mieszkanie. - Kat zamrugała. Właśnie dotarło do niej, że Candy i Jason mogą być razem. Dlatego szukali kobiety do pracy, żeby żaden z nich nie miał powodów do zazdrości. To tłumaczyłoby też ich zachowanie i te stroje jak i makijaż.
- Rozumiem - powiedziała cicho.
- Rozumiesz? - zdziwił się.
- To nic. Czasem myślę na głos. - Obrócił ją, ale znów ułożył swoje ręce na jej ramionach. Patrzył się jej prosto w oczy z lekkim uśmiechem.
- O czym pomyślałaś? - spytał. Sama nie wiedziała czy powinno jej przeszkadzać, że jest tak blisko, że w ogóle ją dotyka.
- O niczym ważnym. - Candy zaczął się śmiać.
- Skoro tak mówisz. - Cofnął się i wrócili na sklep. Mężczyzna prawie cały czas chichotał, a ona nie wiedziała o co chodzi i czemu tak szybko odpuścił. Czyżby domyślił się o czym pomyślała?
- Candy musisz... - Jason urwał widząc Katherine.
- Jasonek! - Pisnął Candy i podleciał do niego. Zatrzymał się na ręce, którą wystawił mężczyzna idealnie zasłaniając mu twarz.
- Dobrze się czujesz? - spytał zdziwiony i lekko zniesmaczony.
- Oczywiście. Nie przytulisz swojego chłopaka? - Mężczyzna odepchnął go, a Candy specjalnie wyłożył się na ziemi i zaczął się śmiać na cały sklep.
- Możesz mi powiedzieć o co mu chodzi. - Zwrócił się do Katheriny, która sama nie wiedziała co powiedzieć.
- Ja ci powiem! - Candy zerwał się i podleciał do kobiety, obejmując ją ramieniem. - Kartherina myślała, że jesteśmy parą.
- To nie tak! Wyrażanie "nasze mieszkanie" zabrzmiało dwuznacznie! - Broniła się, wywołując jeszcze większą radość niebiesko-włosego. - I to była tylko przelotna myśl!
- Tak, tak. Przyznaj się, że byłaś zawiedziona z tego powodu.
- Czemu miałabym być zawiedziona? - Postanowiła zagrać w jego grę.
- Stracić możliwość bycia z takim mężczyzną - wypiął dumnie pierś.
- Skąd pewność, że gustuję w mężczyznach?
- Żartujesz? - Zaprzeczyła, zachowując poważny wyraz twarzy. Candiemu mina zrzedła, a Kat nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. - Ładnie tak kłamać? - spytał z zadziornym uśmiechem.
- Dla tej miny, tak - odpowiedziała. Oboje przenieśli wzrok na Jasona, słysząc jego śmiech.
- Nie będę wam przeszkadzać, skoro tak dobrze się dogadujecie. - Powiedział z przekąsem, mierząc kobietę. - Jutro zajmiemy się ważniejszymi sprawami. - Zniknął w wejściu na zaplecze, a Kat spojrzała na Candiego, który cały czas się szczerzył.
- Wszystko? - spytał Jason przyglądając się, jak kobieta sprawdza dokument.
- Tak. Jutro wszystko załatwię.
- Nie cierpię papierkowej roboty. - Oparł się wygodnie, rozluźniając się.
- W takich ilościach nie jest zła. - Uniósł brwi kierując wzrok na nią. - Można przywyknąć, kiedy sprawdza się dziesięć takich teczek dziennie. - Schowała ostatni dokument.
- Rozumiem. Powiedz jak dogadujesz się z Candym? Jeśli jego zachowanie jest zbyt nachalne, mogę z nim porozmawiać.
- Nie trzeba - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, kierując wzrok na wibrujący telefon. - Jest specyficzny, ale w pozytywnym sensie. - Jason uśmiechnął się lekko. - Może kiedyś stanie się męczący, ale po trzech dniach nie mam go jeszcze dość.
- Cieszę się, że się dogadujecie. Zazwyczaj jego zachowanie było odbierane jako negatywne. - Kat znów przeniosła wzrok na telefon. Naomi dzwoniła już trzeci raz. - Odbierz.
- Nie...
- Odbierz. To może być coś ważnego. - Przytaknęła i odebrała telefon.
- Na... - Przerwała słysząc płacz w słuchawce.
- Kat - dziewczyna łkała, ledwo wduszając z siebie słowa. - Oni... Ja...Przyj..edź - Kolejna fala płaczu nie pozwoliła jej kontynuować.
- Zaraz będę. - Jason wstał równo z nią.
- Coś się stało?
- Ja muszę do niej jechać. Muszę...
- Spokojnie - położył jej rękę na ramieniu. - Zawiozę cię.
- Nie trzeba, zamówię taksówkę i...
- Zawiozę cię. - Kat przeniosła wzrok na jego twarz. Była pełna determinacji. - I nie przyjmuję odmowy. - Przytaknęła lekko głową i razem wyszli na sklep.
- Candy przypilnuj sklepu - rzucił Jason, gdy wychodzili.
- A wy gdzie?! - krzyknął za nimi, ale wątpił, żeby go w ogóle usłyszeli. - Najlepiej. Zostawcie błazna samego. Po co brać go ze sobą? - zrobił niezadowoloną minę.
- Naomi! - krzyknęła, gdy tylko weszła do baru. Nie wierzyła w to co widzi. Część stołów była wywrócona, a szklane półki za barem, na których stały alkohole zniknęły. Pobiegła na zaplecze i zobaczyła przyjaciółkę, która siedziała skulona pod ścianą. - Naomi... - Klęknęła przy niej i przytuliła załamaną dziewczynę.
- Kat...
- Ciii... - Głaskała ją delikatnie po głowie. - Nic ci już nie grozi. Jestem przy tobie i nie pozwolę cię skrzywdzić. - Szeptała, czując jak ręce przyjaciółki zaciskają się na jej bluzce. - Nie pozwolę.
Katherina stała obok karetki z opuszczoną głową. Nie wierzyła, że wydarzyło się coś takiego. Do tego nie mogła być przy jej badaniu, choć ratownik był mężczyzną. Wiedziała co to oznacza dla niej, po tym co wyszeptała jej do ucha. Była wściekła, że nie pozwolili jej tam być z nią. Odskoczyła, czując rękę na ramieniu.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - Ulżyło jej, gdy zobaczyła Jasona. Wcześniej zniknął jej z oczu i myślała, że ulotnił się. - Nie reagowałaś...
- Nie musisz przepraszać. - Odetchnęła.
- Jak się czujesz?
- To może zabrzmieć dziwnie, ale dobrze. Martwię się o nią, ale cieszę się, że żyje.
- Zostać z tobą? - Poczuła dziwny dreszcz przechodzący po ciele. Nie był on nieprzyjemny, wręcz przeciwnie.
- Muszę być teraz przy Naomi. Potrzebuje mnie. Dość czasu już mi poświęciłeś.
- Katherino - ujął jej dłoń, a ich spojrzenia spotkały się. - Przyjdź jutro do sklepu, o której chcesz, ale tylko po to, żeby powiedzieć jak się czujesz. Chce... - Przerwał mu telefon. Kobieta wyciągnęła go z kieszeni i odebrała.
- Co się dzieje? Scot powiedział mi, że coś się stało w barze Naomi - zdenerwowany głos chłopaka nie pomagał Katherinie.
- Zack uspokój się.
- Przyjechać do was?
- Nie! - odetchnęła widząc wzrok Jasona. - Zostań w domu i tak zaraz nas tu nie będzie.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to dzwoń.
- Dobrze. Wrócę późno albo jutro, więc nie czekaj na mnie. - Rozłączyła się. - Przepraszam, musiałam... - Drzwi karetki otworzyły się.
- Kat! - Głos przyjaciółki ranił jej serce.
- Zostawię cię. Do zobaczenia Katherino. - Odszedł, a dziewczyna pobiegła do karetki. Musiała być teraz przy niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro