Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Od momentu w którym Itaś oświadczył mi się, minęło już pięć miesięcy. Powoli zaczęliśmy przygotowywać się na pojawienie się dwóch małych wilczków, jak się okazało dziewczynki i chłopka. Byliśmy strasznie podekscytowani tym ale również stresowaliśmy się. Chcieliśmy aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

W jedną sobotę, leżałam spokojnie na łóżku próbując nie zasnąć. Dlaczego ja tak właściwie robiłam to? Po prostu poobiecałam Łasicu, że ocenie ostateczny wygląd pokoju naszego przyszłego małego chłopczyka. Już od dłuższego czasu on coś tam robił i nie chciał abym widziała pokój aż do momentu gdy skończy. Dziś teoretycznie miał skończyć. Lecz jak widać jeszcze mu się to nie...

- Yu-Yu! - słysząc głos mojego męża, wzdrygnęłam się oraz usiadłam na łóżku.

- Tak? - krzyknęłam głośno gdyż nie chciało mi się na marne podnosić się z łóżka.

- Skończyłem już! Choć zobaczyć!

- Hai, hai, już idę. - po tych słowach powoli wstałam i wyszłam na korytarz. Przed pokojem naszego dziecka stał uśmiechnięty Itachi z trochę zamazaną twarzą.

Podeszłam bliżej i zajrzałam do środka pomieszczenia. Łóżko, które tutaj stało było jasne i na wygląd, miękkie. Sama kolorystyka pokoju też zmieniła się. Z ciemno szarego, ponurego i niegdyś wyblakłego koloru, na ścianie był jasno pastelowy niebieski. W lewej części pokoju stała szafa a zaraz obok niej biurko wykonane z jasnego drzewa.

- Wow... Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że twoja praca naprawdę opłaciła się. - mówiąc to spojrzałam się na Uchihę a ten nie przystawał uśmiechać się.

- Dzięki. A będę miał za to jakąś nagrodę? - jego mina całym swoim widokiem próbowała przekazać iż jej właściciel jest wręcz spragniony do jakiego uścisku lub całusu. Westchnęłam cicho i z uśmiechem powiedziałam.

- Nic się nie zmieniłeś, wiesz o tym?

- Wiem, ale pomimo tego nadal mnie kochasz. - po tym po prostu podeszłam do niego i przytuliłam się, nie za mocno gdyż to uniemożliwiał mój, doszyć duży brzuch. Staliśmy tak w bezruchu przez jakiś czas aż nie odchyliłam się od Łasica.

- Hej Itaś...

- Tak? - popatrzyłam się na niego szczeniaczym wzrokiem i słodko powiedziałam.

- Prawda, że mamy coś słodkiego w domu?

- Nie wiem, trzeba sprawdzić. Choć na kuchnię.

- Dobrze ale najpierw umyj twarz.

- Jak sobie życzysz, księżniczko. - po tym mąż poszedł do łazienki a ja powolnym krokiem zaczęłam kroczyć na kuchnię. Już wiedziałam, że nie ma tam nic słodkiego gdyż już dawno to zjadłam, dlatego byłam ciekawa w jaki sposób Itaś zacznie kombinować.

Gdy byłam w kuchni, usłyszałam jak Uchiha szybko schodzi po schodach. Za mig, znalazł się on ze mną w jednym pokoju.

- Żeby go szlak trafił. - powiedział trochę zawiedziony Łasic gdy po przeszukaniu wszystkich szafek, nie znalazł nic słodkiego - Yu-Yu, jak bardzo chcesz coś słodkiego? - spytał się z dużą nadzieją na to iż nie będzie on musiał teraz lecieć do sklepu, wyczuwalną w jego głosie.

- No skoro nic nie mamy... - zaczęłam smutnym głosem - To nie będę przecież ciebie prosić abyś o takiej porze szedł do sklepu. Nie martw się, przeżyje bez słodyczy do jutra. - ostatnie słowa powiedziałam z dużym dramatyzmem a Itachi głośno westchnął.

- Nie przejmuj się, sklep jest odnośnie nie daleko. Zaraz tam pójdę.

- Ojejku naprawdę? Itaś jesteś kochany! - po tym dałam mu całusa w policzek a twarz Łasica trochę rozświetliła się. Chwilę później Uchiha narzucił na siebie bluzę i wyszedł z domu. Natomiast ja jak i zawsze poszłam do ogrodu by pohuśtać się.

Gdy wyszłam już na zewnątrz przez drzwi, zrozumiałam iż nie mam butów lecz byłam zbyt leniwa aby iść po nie, dlatego po prostu poszłam na bosaka. Przyznam szczerze, były to strasznie orzeźwiające pare kroków.

Gdy już nareszcie usiadłam na huśtawce poczułam lekki ból w brzuchu, tak jak niby ktoś kopnął on niego. Popatrzyłam się na niego i przyłożyłam do niego rękę.

- Hej maluszki spokojnie. - powiedziałam z uśmiechem po czym zaczęłam minimalnie huśtać się. Pod czas tego myślałam o różnych rzeczach. Rodzice, klan, wioska, przyjaciele. To wszystko stało się moim głównym tematem do rozmyśleń lecz najbardziej skupiłam się na rodzicach. Zastanawiałam się jak zareagowaliby dowiadując się o tym iż jestem w ciąży. Jakie miny towarzyszyły by im. Co by powiedzieli. Jakim sposobem by mi pomagali pod czas ciąży.

Myśląc o tym, mimowolnie po moim policzku pociekła pojedyncza łza. Niby tak dużo czasu już minęło a ja nadal ich nie odpuściłam. Nawet po tym gdy z nimi spotkałam się, nie mogę przestać o nich wspominać prawie codziennie. Po prostu sama po sobie uciekam myślami do nich i chcę znaleźć się w ich ramionach. Brakuje mi ich, tak bardzo brakuje...

W pewnym momencie poczułam lekki skurcz w brzuchu. Nie zwróciłam na niego zbytnio uwagi gdyż takie skurcze bywają pod czas ciąży. Dalej bujałam się wsłuchując się w tą cudowną ciszę. Cisza panowała grobowa i tylko czas od czasu przerywała ją sowa lub szum liści. Tak właściwie to co lubię w osiedlu Uchihów, to właśnie ten spokój w takie wieczory.

- Yu-Yu. - powiedział Itachi a ja popatrzyłam się w stronę wyjścia do ogrodu. Stał od w bluzie i wpatrywał się we mnie z minimalną złością, po czym szybko poszedł do mnie. Gdy już był na obok mnie, nie zastanawiając się długo odłożył pakiet obok drzewa, po czym narzucił na mnie swoją bluzę.

- Dzięki Itaś.

- Jesteś strasznie nierozsądna. Wyszłaś lekko ubrana o takiej godzinie i do tego wszystkiego jeszcze bosa. Ty choćby rozumiesz czym to się może skończyć? - mówił to na jednym oddechu a ja aby jakoś wyzwolić się od słuchania tego wszystkiego po prostu wzięłam Łasica za jego t-shirt i przyciągnełam do siebie, po czym pocałowałam. Ten najpierw nie zareagował w żaden sposób lecz po chwili oddał mi pocałunek.

- Nie wkurzaj się już. Nie będę tak więcej obie... Tsss. - syknęłam nagle gdy poczułam kolejny skurcz tyle że tym razem trochę mocniejszy.

- Yui, wszystko w porządku?

- Tak, tak, to nic takiego. Choć może już do środka. - powiedziałam z uśmiechem po czym chciałam zejść z huśtawki lecz w ostatnim momencie Uchiha wziął mnie na panną młodą i poniósł na taras. Po tym wrócił jeszcze szybko do drzewka aby zabrać reklamówkę że słodyczami. W międzyczasie poczułam kolejny skurcz. Zaczęło mnie to trochę niepokoić.

- Choć na kuchnię, na dworzu jest już chłodno. - powiedział łagodnie mąż po czym wszedł do środka pomieszczenia. Nie długo myśląc uczyniłam tak samo. Usiedliśmy przy stole. Zaczęłam rozpakowywać wszystko co było w reklamówce. Jakie było moje duże zdziwienie gdy zauważyłam dango.

- Ojejku wziąłeś dango! Dziękuję kochanie, jesteś cudowny. - mówiłam to radosnym tonem aby maksymalnie pokazać jak jestem mu wdzięczna. Itachi tylko uśmiechnął się i powiedział krótko "Jedz".

Gdy chciałam ugryźć pierwszą kuleczkę, nastąpił kolejny skurcz. Silny skurcz. I za parę sekund kolejny. Czując to zrozumiałam iż chyba jednak nie uda mi się zjeść dango ponieważ trzeba terminowo udać się do szpitala.

- Itachi...

- Co się stało? - rzekł zmartwiony. Popatrzyłam mu się prosto w oczy i powiedziałam poważnie.

- Musimy iść do szpitala. Natychmiast.

- Ale czemu? - był kompletnie pogubiony a ja co raz tym mocniejsze skurcze odczuwałam.

- Zaczynam chyba rodzić. Wiem, że to za jeszcze za wcześnie ale najwyraźniej nasi dzieci są zbyt niecierpliwi. - słysząc o tym Łasic szybko pobiegł do korytarza po moje buty. Gdy je już ubrałam ten znów dziś wziął mnie na panną młodą i wybiegł z domu, po czym wskoczył na dach. Stwierdził iż tak będzie szybciej. Zgodziłam się z nim po czym zamknęłam oko i wtuliłam się w tors Uchihy. Mój oddech zaczął przyspieszać a skurcze nie ucichały.

Po około sześciu minutach, dotarliśmy do szpitala, gdzie od razu niezwłocznie poszliśmy do Tsunade-sensei gdyż nikt inny z naszych znajomych nie miał wtedy dyżuru.

- Tsunade-sensei! - powiedział zmartwiony mąż od razu po tym jak otworzył drzwi. Blondynka spojrzała się na nas uważnie tak samo jak Shizune, która stała obok niej.

- Co się dzieje? - jej głos był poważny ale też opanowany.

- J-ja zaczynam rodzić... - powiedziałam cicho. Słysząc to, Tsunade-sensei szybko wstała za stołu i rozkazała aby Łasic położył mnie na jednym z łóżek po czym wyszedł. Itachi z niechęcią opuścił pomieszczenie, rozumiejąc iż mógłby tylko przeszkodzić Tsunie-senei.

- Obiecuję Yui że przypomnę kiedyś twoim smarkaczą iż przez nich pewnego późnego wieczoru nie mogłam wyjść z pracy wcześniej aby wypić na spokojnie salę.

- Tsunade-san co wy mówicie. - zaczęła trochę zdziwiona Shizune.

- No nic takiego przecież nie powiedziałam. No dobra, koniec żartów.

Po tym kolejne dziewięć godzin męczyłam się gdyż skurcze to przychodziły to odchodziły. Przy tym czułam okropny ból ale starałam się nie krzyczeć. To by przeraziło i tak już wystraszonego Łasica.

Słońce zaczęło powoli wyglądać za choryzontu i rozświetlać budynki a w pokoju, w którym przebywałam rozbrzmiał się płacz dwójki małych stworzeń. Nareszcie odetchnęłam z ulgą a Tsunade-sensei oraz Shizune z lekkim uśmiechem spoglądali na to jak ostrożnie trzymam na rękach dwójkę dzieci.

- Zuch dziewczyna - powiedziała blondynka a brunetka w międzyczasie otworzyła drzwi i zaprosiła do środka Łasica. On szybko wparował do gabinetu i niezwłocznie podszedł do mnie. Gdy już był obok mnie spojrzał na naszych dzieci. Nadal krzyczały ale Itachiego to nie obchodziło. On przeciągnął dwa palce do dzieci. Jeden do dziewczynki a drugi do chłopaka. Dwójka dzieci odruchowo złapała jego palce, po czym zaczęła się uciszać.

- Jakie maleństwo... - powiedział jak zahipnozowany mąż. Chwilę tak stał i wpatrywał się w twarze naszych dzieci lecz później przeniósł swój łagodny wzrok na mnie. - Byłaś strasznie dzielna - rzekł, po czym pocałował mnie w czubek czoła. Czując to trochę rozluźniłam się oraz popatrzyłam się na chłopaka.

- On ma na imię Ryuki.

- W takim razie dziewczynka będzie May. Zgadzasz się? - spytał się z szerokim uśmiechem a ja kiwnęłam głową. Nagle do naszej rozmowy wtrąciła się Shizune.

- Słuchajcie, muszę wam coś przekazać. Po pierwsze za chwilę będziemy zmuszeni zabrać dzieci do specjalnego oddziału aby zważyć i takie tam. Po drugie, może i oni wyglądają dobrze jak na dzieci którzy urodzili się miesiąc wcześniej niż powinni ale to nie zmienia faktu iż muszą pozostać w szpitalu pewien czas. - popatrzyłam się na maluchów później na brunetkę.

- Dobrze, tylko daj mi możliwość spojrzeć na coś.

- Oczywiście.

- Itaś. - zwróciłam się do niego a on jak wyrwany z transu spojrzał się na mnie - Usiądź po pierwsze obok a po drugie, weź na ręce May. Musisz ją niedługo potrzymać. Wiem że dasz radę więc nie stresuj się. - ten tylko kiwnął głową i zabrał na swoje ręce naszą dziewczynkę. Natomiast ja w międzyczasie zaczęłam oglądać malutkie ciałko Ryu. Na plecach zobaczyłam tatuaż. Tak, taki sam jak u mnie na prawej ręce lecz ten był pusty. Czyli on raczej będzie mógł korzystać z technik naszego klanu. To chyba dobrze...

- Yui. - popatrzyłam się na sensei - Twój Ryuki ma tatuaż? - kiwnęłam głową - Rozumiem, czyli najprawdopodobniej u May on też będzie ale lepiej sprawdź.

- Dobrze. - po tym "zawinęłam" Ryu w białą pościel i podałam Łasicu, przed tym biorąc od niego May. U niej zauważyłam tatuaż od razu gdyż był on na prawej nodze.

- No dobra, czyli wiemy iż waszą dwójka dzieci będzie mogła korzystać z technik klanu Okiki.

- Nie prawda. - blondynka popatrzyła się na mnie uważnie a ja kontynuowałam - To nie prawda. Tatuaż nie jest gwarancją tego iż będą mogli korzystać z technik mojego klanu.

- No dobrze, w takim razie poczekamy i dowiemy się. A na razie przeprowadzimy ciebie do innego oddziału a ty Itachi - Tsunade-sensei przenikliwie spojrzała się na męża i takim samym tonem rzekła - Masz iść do domu i pospać a jeszcze przynieść jakieś rzeczy dla Yui, bo zostanie tutaj w szpitalu jeszcze przez jakiś czas, zrozumiałeś mnie?

- Tak...

- No i cudownie. Macie jeszcze pięć minut później zabieramy dzieci na inny oddział. - z takimi słowami blondynka wyszła z pomieszczenia a za nią Shizune.

Wykorzystaliśmy tę niedługą chwilę aby nacieszyć się swoim towarzystwem. Byliśmy przytuleni do siebie.

- Yu-Yu.

- Tak?

- Kocham ciebie. Naprawdę tak bardzo kocham i tak się cieszę że to właśnie ty jesteś ich matką. - Łasic mówił cicho gdyż próbował powstrzymać swoje łzy. Widząc go sama miałam ochotę rozpłakać się że szczęścia.

- Też ciebie kocham oraz tak samo strasznie cieszę się że jesteś ojcem naszych dzieci...

~~~≈≈≈≈≈~~~

Hejka

Dawno nie było żadnej notatki informacyjnej pod koniec rozdziału.
Otóż trzeba to zmienić.

Ale przejdźmy od razu do sedna.

Jak już zauważyliście parę ostatnich rozdziałów to ciągłe skoki w czasie. Mówiąc szczerze nie jestem z tego zadowolona lecz na nieszczęście zbliżamy do zakończenia tej książki dlatego jest tak a nie innaczej.

Więc proszę o wyrozumiałość ^^

Jak na razie to wszystko a z tej strony jak zawsze była MikoYuu
Miłego dnia/nocy życzę 💜🌺💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro