Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Już tydzień minął od momentu w którym zamieszkałam z Łasicem. Mówiąc szczerze, był on naprawdę przyjemny i interesujący. Itachi Nie dawał mi możliwości zacząć nudzić się i cały swój wolny czas poświęcał mi. Lecz były też momenty w których musiał gdzieś i wówczas do mnie przychodził młodszy braciszek. Z nim za dużo nie rozmawiałam ale pomimo tego miło spędzałam czas.

Dzisiaj jest już ostatni dzień tygodnia co oznacza, że jutro będę musiała wrócić do domu. Nii-san już wrócił z misji dlatego nie mogę już dłużej nadużywać gościnności mojego chłopaka.

- Ej Yu-Yu. - powiedział w pewnym momencie Łasic. Popatrzyłam się na niego i zobaczyłam, że nawet opuścił książkę oraz patrzył się na mnie. No to musi być ważne.

- Słucham?

- Dzisiaj wraca Kakashi-san mam rację? - w milczeniu kiwnęłam głową -  W takim razie mam pewne pytanie i chcę żebyś odpowiedziała na niego szczerze.

- Jak sobie życzysz. Pytaj się.

- Czy może chciałabyś zostać żyć ze mną? Wiem, że to trochę za wcześnie bo chodzimy ze sobą tylko jakiś miesiąc ale...

- Chcę. - powiedziałam to z szerokim uśmiechem a policzki chłopaka zalały się pastelowo różowym, mało widocznym rumieńcem.

- To dobrze... Ale nie przeszkadza ci to że tylko miesiąc spotykamy się a już proponuję takie coś?

- Ani trochę. Bo tak czy siak znamy się już dobre jedynaście lat.

- Eh, no tak, masz rację. Nie pomyślałem o tym wcześniej. - podeszłam i lekko pocawołam jego czubek nosa.

- Nic się nie stało. A teraz trzeba wymyślić jakim cudem o tym mam powiedzieć Nii-sanu...

- Może ja...

- Wykluczone. Lepiej żebyś w ogóle się nie pokazywał a to zostaniesz przebity na wylot. - słysząc to Itachi trochę podniósł brew. - Nie żartuję. Raz jak się go spytałam "Ej Kakashi a jakbyś odreagował na wiadomość, że mam chłopaka?" on spokojnie i fałszywie uśmiechnął się oraz powoli przejechał swoim palcem po gardle.

- No i co z tego?

- No tyle, że wyglądał on wtedy jak prawdziwy morderca, że aż przeszedł mnie dreszcz.

- Na pewno przeginasz. Nie może być aż tak źle, przecież on mnie zna nie od wczoraj.

- No i to jest problem... - powiedziałam bardzo cicho, dlatego też Itachi nie usłyszał mnie. W pewnym momencie po dłuższej chwili ja i Uchiha wyczuliśmy czyjąś obecność. W następnej chwili przez otwarte drzwi prowadzące do ogrodu wszedł ninja z Anbu. - Czego? Tsunade-sensei wzywa? - mężczyzna kiwnął głową.

- Hokage chcę wiedzieć waszą dwójkę natychmiast. - po tych słowach shinobi zniknął. Westchnęłam głośno i popatrzyłam się na Łasica.

- Ciekawe czego potrzebuje sensei... To co idziemy?

- Tak ale przed tym radzę ci przebrać się. Oczywiście ja nie mam problemu z tym, że chodzisz w moich rzeczach ale... - i w tej chwili popatrzyłam się na swoje ubranie. Miałam jedynie duży t-shirt Itachiego, który sięgał mi do połowy uda. Mimowolnie zalałam się rumieńcem.

- J-już lecę przebrać się! - po tych słowach szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju. Jak odchodziłam usłyszałam cichy chichot. Obiecuję, że kiedyś go zabiję...

Po paru minutach byłam już gotowa, dlatego też zeszłam na dół, gdzie na mnie czekał Łasic.

- Ubieraj buty i idziemy.

- Hai, hai... - po tym w milczeniu wyszliśmy z domu i Uchiha już z przyzwyczajenia złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się mimowolnie i w ciszy stawiałam swoje kolejne kroki.

Po dłuższej chwili weszliśmy do budynku Hokage i Itachi odpuścić moją rękę. Byłam minimalnie smutna z tego powodu, ponieważ ciepło jego o dwa razy większej dłoni tak uspokajało, że nawet gdybym znalazłam się w środku bitwy, byłabym spokojna. Zobaczyłam jak chłopak lekko schyla się w moją stronę.

- Co się stało? Zasmuciłaś się...

- N-nic się nie stało! - widząc to Uchiha posłał zadziorny uśmieszek i zmienił ton głosu.

- Czyżby moja mała księżniczka zasmuciła się z powodu tego że odpuściłem jej rączkę? - słysząc to ponownie zalałam się rumieńcem.

- N-nie! W-weź mnie zostaw! Zaraz będziemy wchodzić do gabinetu, dlatego ogarnij się... - powiedziałam to i odwróciłam głowę w prawy bok.

- Jasne ale przed tym chcę jeszcze coś zrobić, pozwolisz mi księżniczko? - popatrzyłam się z dużym zwątpieniem lecz ostatecznie moja odpowiedź była twierdząca.

- Eh, no dobra ale dawaj szybko bo nie mamy czasu...

- Jak sobie życzysz, Yu-Yu. - w następnym momencie Itachi zakrył swoją ręką moje oczy a inną podniósł podbródek. Później stało się to czego oczekiwałam, trochę szorstkie i ledwo suche usta zetknęły się z moimi. To trwało tylko przez parę sekund ale i tak tego wystarczyło bym poczułam się zawstydzona. Po tym jak Łasic zabrał rękę z oczu powiedział

- To kompensacja za to, że odpuściłem twoją rękę. Teraz możemy iść . - kiwnęłam głową i po paru głębszych wdechów poszłam w ślady mojego chłopaka. Po tym jak weszłam do gabinetu, zobaczyłam całą ekipę Naruto i trójkę którą znam najdłużej. - Witaj Tsunade-sensei. Przyszliśmy!

- I dobrze. Teraz jak jesteście tutaj wszyscy możemy zacząć. Otóż ostatnio pod czas gdy Yui była w stanie krytycznym, wysyłałam was na dużo misji, z jednej przyczyny, a mianowicie nie chciałam abyście przeszkadzali Akiko, Sakurze i mi w leczeniu jej. A teraz gdy Yui jest w dobrym stanie a wy zmęczeni ciągłymi misjami, przyszła pora aby nagrodzić was za wasz wysiłek. Otóż wy wszyscy jutro wyruszacie na trzydniowy odpoczynek w gorących źródłach. - słysząc to każdy miał ochotę podskoczyć lecz każdy powstrzymał się od tego oprócz Naruto.

- Babuniu-Tsunade jesteś najlepsza!

- Dobrze o tym wiem, a teraz zmykać mi z mojego pomieszczenia, za dużo was tu jest.

- Już się robi, dattebayo! - po tym wszyscy wyszli. Szłam w ciszy aż do momentu w którym wyszliśmy z budynku. Do mnie podszedł Kakashi.

- Jak się czujesz Yu-Yu? - powiedział to bardzo łagodnym tonem.

- Jest dobrze. Dzięki, że interesujesz się tym.

- Nie umiałabym zignorować tego faktu, że moja młodsza siostrzyczka prawie, że zginęła jakiś miesiąc temu. - słysząc to uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam szaro włosego.

- Heh, no tak.

- Dobra, choć już. Musimy wracać do domu. - słysząc to mimowolnie odsunęłam się od brata.

- Etto... Bo widzisz, jest pewna sprawa... - jego wyraz twarzy stał bardziej poważny.

- I jaka?

- Od tygodnia mieszkałam w domu Itachiego i... - i w tym momencie poczułam jak ktoś czule stawia swoją rękę na moje ramię.

- Kakashi, chcę aby Yui zamieszkała ze mną. - i dopiero teraz, zaczęły pojawiać się problemy. Kakashi przez chwilę stał jak wryty próbując przeanalizować słowa Łasica. Później posłał Itachiemu ten straszny, mrożący w żyłach krew wzrok.

- I z jakiej to racji ona ma to zrobić? - powiedział przerażająco spokojnym głosem.

- Dlatego, że na chwilę obecną bardzo często dostajesz misje długo terminowe, a Yui potrzebuje opieki, bo  nadal jej rana nie zagoiła się, a ja mam możliwość bycia przy niej 24/7.

- Nie sądzisz, że to trochę za wcześnie?

- Ani trochę. Znamy się od jedynastu lat, przeżylismy razem tyle chwil, że mógł bym pokusić się o stwierdzenie, że znam jej zachowanie w różnych sytuacjach lepiej niż ktokolwiek w Konoshe, do tego wszystkiego rozumiemy się bez słowa.

- Zgadzasz się z tym Yui? - mimowolnie spięłam wszystkie moje mięśnie lecz następnie rozluźniłam je i po tym z powagą popatrzyłam się na brata.

- Tak. Nii-san, rozumiem że możesz za mnie przeżywać lecz nie potrzebnie. W towarzystwie Itachiego czuję się bezpiecznie i spokojniej. Nie męczą mnie też już koszmary jak to było kiedyś. Dlatego proszę, pozwól mi...

- Wystarczy. - zastygłam. Nigdy wcześniej Kaszalot nie przerywał mi a teraz... - Rozumiem jak sprawa wygląda. Zgodzę się na to pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Drzwi waszego domu będą zawsze otwarte dla mnie. - słysząc to mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko i po tym szczęśliwym tonem powiedziałam

- Ależ oczywiście! Będziesz zawsze mile widziany u nas, nie musiałeś o to martwić się! - gdy skończyłam mówić, Kakashi łagodnie uśmiechnął się i przytulił mnie mocno. Po czym nie wypuszczając mnie z objęć, zwrócił się do Łasica.

- Słuchaj Itachi, jeśli dowiem się, że doprowadziłeś ją do łez, to możesz pożegnać się z życiem.

- Ej Kakashi!

- Ja tylko uprzedzam go, to nie była groźba, więc uspokój się Yu-Yu.

- Sam o tym dobrze wiem, nie musisz mi przypominać. A teraz wybacz, ale lepiej już wracać do domu.

- Masz rację. Idźcie już.

- Na razie Nii-san. - Kaszalot kiwnął głową i odszedł w stronę czającej na niego dwójce. - To co wracamy? Musimy jeszcze spakować się.

- Oczywiście. - po tym Uchiha złapał mnie za rękę i poprowadził do naszego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro