Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

- Mamo, tato... Wróciłam. - powiedziałam to przez łzy i rzuciłam się im w objęcia. Mój uścisk został odwzajemniony i nareszcie poczułam ten rodzicielską miłość.

- Słoneczko, tak wyrosłaś, wypiękniałaś. Jesteś cudowną kobietą.  - powiedziała z uśmiechem matka. Później ojciec położył rękę na moją głowę i zaczął czochrać.

- Jesteśmy strasznie dumni z ciebie. Wszyscy my. - po tym gestem ręki pokazał na innych uśmiechających się osób z tyłu rodziców. To było mieszkańce osiedla. - Tak dużo rzeczy przetrwałaś, przepraszamy, że nie udało nam ochronić ciebie, że nie udało się zapewnić dobre, miłe i beztroskie dzieciństwo. Nie byliśmy zbytnio potężni by ich pokonać...

- To nie prawda! - rodzice popatrzyli się na mnie zdziwieni. - To nie prawda... Nawet nie wiecie jak dużo zrobiliście dla mnie, jak dużo wspólnych chwil ja zachowałam w sercu. Nawet nie wiecie jak te wspomnienia mi pomagały w czasie eksperymentów. A twoje słowa mamo - kobieta spojrzała się na mnie, nie do końca rozumiejąc o czym mówię - o tym, że świat jest niesprawiedliwy i okrutny, ale na nim żyje dużo dobrych ludzi i to właśnie my mamy ich chronić, do dziś pamiętam, i nimi kieruję się. To właśnie dlatego jestem teraz taka jaka jestem. - z moich policzków zaczęły kapać łzy, a dźwięk od uderzenia roznosił się po całej sali. Rodzice słysząc to, uśmiechnęli się szczerze i przytulili mnie.

- Już, już, spokojnie. Nie płacz. - w tamtej chwili, tylko przez moment miałam wrażenie, że jestem nadal tym małym dzieckiem, nieznającym bólu, nieszczęście, goryczy i rozpaczy. - Nie płacz Yui bo już wszystko minęło i nie ma sensu zastanawiać się nad miniętym życiem. - zamurowało mnie. Nie ma sensu? Czyli nie zastanawiali się po śmierci, czemu wybili klan? Zrobiłam krok do tyłu.

- Czyli nie obchodziło was, to że pozabijali was a wy nawet nie znacie przyczyny?

- Jedynie co nas obchodziło nas, to ty Yui.

- Czyli, chcecie mi powiedzieć, że na darmo wybiłam, całą ogranizację?! - ojciec zmienił wyraz twarzy, z łagodnego na spokojnego i opanowanego.

- Nie. Dobrze, że to zrobiłaś, bo w przeszłości ta grupa mogła stanowić zagrożenie dla Konohy, a tak pozbyłaś się ich i pomściłaś nas, chociaż nie musiałaś tego robić. - nie mogłam w to uwierzyć. Na marne umarłam... Na prawdę... Ja jestem taka głupia. Odpadłam na kolana i wzięłam się za włosy.

- Nie, nie ,nie. To nie możliwe... Nie mogłam przecież stracić życie, bez sensu! Nie mogłam! - zaczęłam płakać. - Całe życie, czekałam tylko na to by umrzeć i móc znów was zobaczyć, a teraz słyszę takie słowa! Ja nie wierzę w to! - matka patrząc się na mnie z bólem, zaczęła do mnie podchodzić i mówić łagodnym, pewnym współczucia głosem.

- Yui, proszę uspokój się.

- Nie! - powiedziałam i odtrąciłam rękę matki, która próbowała pogłaskać mnie po głowie - Jak możesz mówić, to tak spokojnie! Właśnie straciłam swoje życie! Straciłam bliskich mi osób i już nie będę w stanie ich zobaczyć! Nie zrozumiesz mnie! - po tym jak powiedziałam wszystko co myślę, skuliłam się i zaczęłam płakać, nawet powiedziałabym - ryczeć. Już nigdy ich nie zobaczę. Nigdy. Jak to się mogło stać się. Przecież mogłam poprosić ich o pomoc i dalibyśmy radę zabić wszystkich. I jestem pewna, że zgodziliby się, ponieważ nigdy mnie nie porzucali w trudnych chwilach. Nigdy.

W pewnym momencie, do mnie zbliżyła się koścista postać. Zaczął się uważnie wpatrywać we mnie. W jakimś momencie odezwał się.

- Teraz, gdy rozumiesz w jakiej sytuacji znalazłaś się, postawię ciebie przed wyborem. - szybko przeniosłam na niego mój wzrok, z nadal mokrymi oczami. - Możesz tutaj już zostać na zawsze ze swoim klanem, albo wrócić z powrotem do życia.

- Że co proszę? Jak to? Ja przecież umarłam...

- Nie do końca. Twoje ciało jeszcze żyje ale już ponad pół miesiąca jesteś w ciężkim stanie i każdego dnia za twoje życie walczy dużo osób. Lecz pomimo tego Danzo jest przeciwko temu aby na jednego człowieka schodziło tak dużo środków do leczenia, nawet jeśli to bardzo silny ninja. Postawił warunek, na który starszyna Konohy zgodziła się prawie, że od razu, oprócz Hiruzena. Warunek jest taki, że jeśli do końca miesiąca twój stan nie polepszy się, ciebie uśpią, jak psa. - słysząc to moje oczy rozszerzyły się na tyle, że mogłyby wypaść. Ta srana starszyna i ten przeklęty Danzo!

- Jak się domyślam, mogę wrócić do życia nie tak po prostu, tylko zapłacić jakąś cenę.

- Owszem.

- Jak ona jest? - wytarłam łzy i wstałam by patrzeć się prosto na demona.

- Jeśli zostaniesz tutaj, każdy kto ciebie znał, zapomnij i staniesz się dla nich nieznajomym człowiekiem, lecz oni do końca życia będą odczuwać pustkę. Jednak jeśli wrócisz do życia, to licz się z tym, że nie będziesz mogła już nigdy użyć techniki "Ostatnie polowanie wilka". Wybór zostaje za tobą.

Słysząc to, miałam ochotę od razu odpowiedzieć, że wracam do życia lecz, gdy popatrzyłam się na klan, zrozumiałam, że to właśnie z nimi chciałam zawsze zobaczyć, że to z nimi chciałam już zostać na zawsze.

- Yui. - popatrzyłam się na matkę. - Powinnaś wrócić, bo nas prędzej czy później zobaczysz, a ich nie, jeśli zapomną o tobie. Powinnaś była trafić tutaj nie tak wcześnie, dlatego twoje miejsce jest z nimi. - ona łagodnie uśmiechnęła się. Podeszłam bliżej do rodziców i przytuliłam ich najmocniej jak tylko się da, a oni odwajemnili uścisk.

- Wybaczcie, nie powinnam była, tak krzyczeć... - tato pokręcił głową.

- To nie twoja wina. To wszystko przez moje słowa, które wypowiadałem z bólem na sercu, rozumiejąc że wyrządze tobie krzywdę. Przepraszam. - uśmiechnęłam się szeroko, od tego że zrozumiałam iż nigdy przez nigdy tato nie powiedziałby mi takich słów dobrowolnie.

- Przeprosiny przyjęte. Ej demonie ja wra...

- Czekaj! - popatrzyłam się w stronę głosu. Zobaczyłam starszego mężczyznę, którego widziałam w odbiciu ostrza.

- Panie Azuchi?

- Tak. Wybacz, że ciebie zatrzymuje ale chcę się tylko o coś zapytać.

- No dobrze.

- Jak tam Rey? - zrobiłam zdziwioną minę.

- Rey? Kto to Rey?

- Eh znasz go bardzo dobrze, a nawet nie masz pojęcia o jego imieniu. Rey, to mój wilk.

- Mówisz o Staruszku? - słysząc to, przodek parsknął śmiechem.

- Gdybym ja go tak nazywał, dawno bym już nie żył. Masz szczęście, że ciebie polubił.

- No tak... A jeśli już mowa o twoim pytaniu, to Staruszek, żyje ale nie sądzę że jest bardzo szczęśliwy.

- A to czemu? Ja go pamiętam jako energicznego, miłego, nieogarniętego wilka - słysząc to aż zakrztusiłam się powietrzem.

- Nie wiem, jaki on był za twoich czasów, ale teraz jest on opanowanym, poważnym i surowym.

- To jest nie możliwe... - Pan Azuchi wyglądał nie najlepiej. Do jego oczów napłynęły łzy - To przez ze mnie, tak?

- Myślę, że to przez Pańską śmierć. On bardzo za Panem tęskni.

- Rozumiem... - mężczyzna opuścił głowę a do niego podeszła pewna piękna kobieta. Widziałam chyba ją już gdzieś... No tak! To Panienka Aoi, córka Pana Azuchi.

- Ojcze, odpuść już, tak się stało nie po twojej winię. Chciałeś ratować nasz klan i to jest bardzo waleczne. Wilk już nie był w stanie ci pomóc, i musiałeś skorzystać z tej techniki, tak samo jak teraz skorzystała z niej Panienka Yui. - przodek trochę się uspokoił i powoli podszedł do mnie, po czym położył swoje dłonie na moje barki.

- Yui, proszę cię, przekaż Reyu, że jest mi wstyd, że nie zdołałem ochronić klan sam, swoimi siłami i że bardzo tego żałuję. I powiedz proszę też o tym, że pragnę by znów stał się miłym energicznym wilkiem. - kiwnęłam głową.

- Dobrze, przekaże mu to, może być Pan tego pewny.

Po tym odeszłam lekko od niego i skłoniłam się. Ostatni raz posłałam spojrzenie moim rodzicom i podeszłam do demona.

- Zgadzam się na twoje warunki i stwierdzam, że pragnę wrócić do domu. - koścista postać kiwnęła głową i poszła w jakimś kierunku. Podążyłam za nią. Na ostanek pomachałam ręką.

W następnej chwili poczułam się nie swojo, ale za razem wiedziałam, że wróciłam. Czułam ból przy oddychaniu, i coś ciężkiego na mojej prawej ręce. Po tym usłyszałam coś. Znałam ten dźwięk doskonale. Otwierające się drzwi w szpitalu. W kolejnej chwili, ta osoba podeszła do mnie i zaczęła zmieniać opatrunek.

- Jeszcze się nie obudziła? - rozpoznałam ten głos. To była Akiko.

- Jeszcze nie... - a to był głos Łasica, tyle że był taki... Pusty?

- Itachi musisz iść do domu, siedzisz tutaj każdy dzień i prawie nic nie jesz. Wiesz nie potrzebujemy jeszcze jednego pacjenta.

- Nie. Będę tutaj siedzieć, dopóki nie obudzi się. - poczułam, że wreszcie będę mogła otworzyć oczy.

- Jesteś debilem Itachi. - Po tych słowach lekko uśmiechnęłam się i zmusiłam siebie otworzyć oczy. Pierwsze co ujrzałam to biały sufit. Później zeszłam spojrzeniem niżej. Zobaczyłam zdziwioną Akiko, która wyglądała jakby miała się teraz rozpłakać. Później mój wzrok skupił się na Kruku. - Wyglądasz okropnie, pedofilu i tak, wróciłam.

No i w tamtym momencie Akiko ostatecznie nie wytrzymała i zaczęła głośno ryczeć, a Itachi mocno ścianą moją dłoń i opuścił głowę na nią. Po chwili poczułam coś mokrego, i to były łzy.

Do pokoju z hukiem ktoś wszedł i krzyknął.

- Co się stało Akiko-san?! - to był wiecznie głośny Naruto.

- Oj nic się nie stało, za chwilę im przejdzie. - powiedziałam z uśmiechem a blondyn przestraszony zaczął głośno mówić.

- A Yui-san ty żyjesz!

- Nie, to ty masz chalucynacje. - powiedziałam z uśmiechem.

- Co Yui-san się obudziła?! - o a ten krzyk należy do Sukurci. W następnej chwili do pokoju wbiegło sporo osób i każdy patrzył się na mnie ze zdziwieniem. Dziewczyny chciały się na mnie rzucić aby uściskać ale powstrzymała ich Tsunade-sensei, która właśnie wkroczyła do pomieszczenia.

- Ej dziewczyny, Yui tylko się obudziła i jest nadal w ciężkim stanie, więc łapy precz od niej. I w ogóle, kto wam pozwolił tutaj wejść w takiej ilości? - żyłka na czole Tsuny-sensei zaczęła niebezpieczne pulsować. Każdy głośno przełknął ślinę i mimowolnie skulił się.

- Tsunade-sensei, zrobi Pani im wyjątek dzisiaj, i nie będzie na nich krzyczeć. - blondynka popatrzyła się na mnie uważnie i uśmiechnęła się łagodnie. Jednak po chwili jej wyraz twarzy kardynalnie się zmienił.

- Do ciebie też przyjdź kolej, ale trochę później. No dobra dzieciaki wszyscy do wyjścia. Akiko i Itachi mogą zostać.

- Ale Bubuniu Tsunade!

- Koniec dyskusji Naruto! Wynoś się stąd. - każdy zaczął wychodzić z pokoju i w ostatnim momencie usłyszałam cichy głos Sasuke.

- Witaj z powrotem One-san. - byłam szczęśliwa od tego co usłyszałam.

- Tsunade-sensei! - powiedziałam szybko.

- Tak, Yui?

- Proszę przekazać informację dla starszyny i Danzo. Jeśli chociażby jeszcze raz złątpią w to że przeżyję, to obowiązkowo im się pomszczę.

- Skąd ty...

- Ma się swoich informatorów z poza światu. - blondynka w milczeniu wyszła.

- Ja też już pójdę. Chyba macie sobie coś do wyjaśnienia. - po tych słowach Aki opuściła pokój i zamknęła za sobą drzwi. Nabrałam głośno powietrza, wiedziałam, że teraz będzie nie najmilsza rozmowa. Zasłoniłam wolną ręką moje oczy, by nie widzieć miny Łasica i jego wzroku.

- Przepraszam, Itachi.

- Za co? - powiedział cicho nadal ściskając moją dłoń.

- Za to, że uciekłam z wioski, za to, że nie pożegnałam się tak jak należy, za to, że przysporzyłam tyle kłopotów, za to, że spowodowałam tyle bólu, za to, że nie powiedziałam tobie o swoich uczuciach wcześniej, za to, że... - w tamtej chwili nie mogłam już kontynuować monologu ponieważ ktoś zamknął moje usta. To był Itachi. I nie zdziwiłabym się gdyby nie ten fakt, że zrobił to swoimi ustami. Po chwili on oddalił się ode mnie i zabrał moją rękę z oczu. Ujrzałam jego spojrzenie pewne emocji.

- Kocham ciebie Yu-Yu, dlatego proszę, już nigdy mi tego nie rób. - jego głos był nadzwyczaj łagodny i dlatego bardzo kontrastował z jego twarzą, która była blada i bez śladu życia.

- Obiecuję, że już nigdy nie zrobię czegoś tak głupiego. - powiedziałam to ze szklącymi się oczami. Widząc to Łasic pogłaskał mnie po moim lewym policzku i znów dzisiejszego dnia złączył nasze usta. Nasz taniec był niezwykle spokojny i łagodny, chcąc tym przekazać całą masę emocji. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i ja z ogromnym rumieńcem na twarzy powiedziałam. - Weź ty już lepiej idź. Wiem, że cały czas byłeś przy mnie dlatego należy ci się odpoczynek.

- Ale nic mi nie jest, mogę jeszcze z tobą zostać...

- Wykluczone.

- Ale...

- Itachi... - popatrzyłam się na niego uważnie. Ten tylko odwrócił wzrok w bok. Westchnęłam cicho i ucawołam jego czoło. - Przecież to nie koniec świata i zobaczymy się jeszcze a jeśli boisz się, że znów będę gorzej się czuć, to bądź pewien, takiej sytuacji nie będzie.

- Skąd możesz mieć taką pewność?

- Wiesz... To takie przeczucie. - mówiąc to wystawiłam swój język. Łasic westchnął i tylko lekko pukną w moje czoło swoimi palcami.

- No dobrze, wygrałaś. Ale jeśli się jutro dowiem, że dzisiaj twój stan pogorszył się, to nie wyjdę ze szpila, aż do momentu twojego całkowitego wyzdrowienia.

- Hai, hai... A teraz idź.

Łasic wyprostował się i po obdarzeniu mnie swoim uśmiechem wyszedł z pokoju...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro