Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32


- Tak, tak. Uwierz mi też nie jestem chętna do rozmowy z tobą.

- No i świetnie. Otóż zacznijmy od tego że tej techniki nie może używać każdy, bo nie każdy mnie widzi. Z reguły osoba korzystająca z niej, traci dużo czakry i krwi. Za każdą zabitą osobę traci 10 ml krwi.

- Etto... No to to jest bez sensu. No na prawdę, ta technika jest ch*jowa.

- Nie przerywaj mi.

- Hai, hai, kontynuuj. - mimowolnie przekręciłam oczami i ręce położyłam na boki.

- Zaletą tej techniki jest ten fakt, że żeby zabić przeciwnika musisz po prostu zafundować mu minimalnie zranienie. Wystarczy tylko draśnięcie i on już jest martwy. Też ta technika przerzuca się na twoich wilków, tylko oni nie tracą krwi. Rozumiesz? - kiwnęłam głową. Nie mogłam nic powiedzieć, ponieważ byłam w dużym szoku. Dzięki takiej technice na prawdę można zabić całą wioskę shinobi w pół godziny.

Stałam jak wryta i tępo wpatrywałam się w kościstą postać aż do momentu w którym usłyszałam kroki. Szybko sięgnęłam po katanę po czym lekko skrzywiłam się od bólu. Jak nie jak moja ręka nadal była brudna od krwi. Za krótszą chwilę ujrzałam wilków, i mimowolnie zmnienszyłam ucisk na katanie.

- Yui! - Mikoto miała zadziwiająco niespokojny ton głosu.

- Co się dzieje?

- Ludzie z organizacji przyszli do świątyni i aktualnie przeszukują górną część!

- Że co proszę?!

- No to co słyszałaś! - szlag by to! Jak tak szybko zorientowali się, że przenikłam tutaj?

- Kiedy zeszłaś tutaj, zapomniałaś wyciszyć swoją czakrę. - powiedział cicho Staruszek, w międzyczasie posyłając groźnie spojrzenie w stronę demona.

- O czy mnie wzrok myli? Czy to piesek Azuchiego? - powiedział nagle kościste coś. Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Skąd on zna Staruszka? I czemu on nazwał wilka pieskiem? Wilk zaczął cicho warczeć.

- Nie masz prawa wypowiadać imię mojego Pana gnoju! To przez ciebie on zginą! - demon nie wzruszył się w żaden sposób, i tylko powiedział.

- On sam zdecydował, że chce użyć tej techniki. - otworzyłam szerzej oczy.

- Czy ty właśnie mówisz o tej technice, dzięki której można zniszczyć całą wioskę ninja w pół godziny?

- Tak, właśnie mówię o niej. O technice zwaną "Saigo no ōkamigari"- patrzyłam się na niego próbując zrozumieć znaczenie jego słów. Ostatnie polowanie wilka? Nie zła nazwa. Chyba przyszedł czas by ją wykorzystać...

- Rozumiem. Demonie.

- Czego?

- Porzycz mi swoją siłę po raz pierwszy i ostatni. - ten popatrzył się na mnie uważnie, po czym zaczął zmierzać w stronę wyjścia.

- Dobrze.

- Yui nie rób tego! Masz szansę jeszcze przeżyć! Nie powtarzaj błędów mojego Pana! - skierowałam swój wzrok na niego. Wyglądał na naprawdę spiętego. Biedny...

- Staruszku... Zrozum, szłam tutaj przygotowując się mentalnie na śmierć. Nie wiemy ile jest przeciwników, ale wiem na pewno, nie umrę do póki nie będę pewna tego, że ci ludzie nie zdechli wszyscy co do jednego. Pomszczę mój klan. Obiecuję. Wiesz dzisiejszy dzień możesz zapamiętać jako dzień w którym trzy ogonowe wilki zostały wolne, i przestały komukolwiek służyć.

- Yui nie bądź głupia! - krzyknęła Mikoto.

- Nie jestem. Tak zdecydowałam i koniec kropka. Chodźmy już, czas na nas. Pokażemy im co jest wart klan Okiki. - powiedziałam ostatnie zdanie z wyczuwalną grozą w głosie. Nadszedł czas i na moje ostatnie polowanie. Przodku Azuchi, rodzice, sąsiedzi i reszta, nie długo zobaczymy się.

Z takimi myślami poszłam w kierunku wyjścia. Zaczęłam wchodzić po ścianie do góry i gdy byłam blisko wyjścia usłyszałam różne głosy. Było ich 5. No dobra, jedziemy z rozgrzewką. Z pięści uderzyłam w podłogę a ta podleciała i zrobiła diurę w suficie. Wszyscy popatrzyli się na mnie.

- Kopelat chuje. Yui Okiki przyszła by was pozabijać! - powiedziałam to z takim sztucznym uśmiechem, że aż zżygać się chciało, no ale cóż mówi się trudno. Wszyscy stali jak wryci. Dobrze to moja szansa! - Staruszku, Mikoto, Yukine zaczynamy polowanie!

I zaczęła się rzeź. Podbiegłam do pierwszego gościa i podcięłam mu gardło. Natychmiast umarł. W tym samym czasie umarło jeszcze trzy osoby. Został jeszcze jeden. Żeby nie tracić za dużo sił rzuciłam kunajem. Ten drasnął jego ucho i w następnej minucie leżał martwy. Podeszłam i podniosłam kunaja. Dopiero teraz zrozumiałam, że rzuciłam nie zwykłym lecz tym od klanu Uchiha. Cicho przełknęłam ślinę. Gdybym go tutaj zostawiła, byłoby już po mnie.

- Idziemy dalej, to była tylko rozgrzewka. - nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Na ulicy nikogo nie było, czyli idziemy na osiedle.

Parę minut później byłam już na miejscu. Zobaczyłam cały obóz tej organizacji. Jest ich mniej więcej 100 osób. Cholera, stracę cały litr krwi. Ej no dobra, tak czy siak nie mam szansy przeżyć.

Podrzuciłam do paru namiotów bomby dymnę aby stworzyć panikę. Efekt nie był zbytnio zadowalający, ponieważ każdy z nich był opanowany i co najważniejsze, skoncentrowany. Eh mówiąc jednym słowem, zjebałam. Dobra zaatakuję ich otwarcie.

Wlazłam na jakieś drzewo stojące nieopodal muru i wybrałam cel, następnie skoczyłam na bedaczynę, tym samym łamiąc mu kark.

- Kopelat, wasza śmierć przybyła! - wszyscy popatrzyli się na mnie i od razu rzucili się w moją stronę. - Oj nie wszyscy na raz panowie, ja jestem sama i nie nadążam. - lecz pomimo tego oczywiście nikt nie przestał biec w moją stronę. Podskoczyłam do góry by stworzyć ognistą kulę i skierować ją do ziemi. Takim sposobem ona rozejdzie się i będzie to dobry atak, kiedy masz tylu przeciwników. Mój ogień dosięgnął niektórych shinobi, lecz oni nie umarli. Popatrzyłam się z minimalną paniką na Demona. - Mówiłeś, że wystarczy tylko draśnięcie i człowiek już jest trupem! Oszukałeś mnie! - w międzyczasie zaczęłam unikać przeróżnych ciosów, skierowanych w moją stronę. W pewnym momencie zostałam zmuszona uaktywnić Shakugan, co od razu odbiło się na mojej czakrze ( sorry nie wiem jak to się odmienia, heh dop.autorka ). Jestem na wyczerpaniu... W tym samym czasie, koścista postać latała nad polem walki  i zabijał innych ludzi. Najwidoczniej wilki nie tracą czasu.

- Yui, jeszcze raz powiesz mi, że cię oszukałem to od razu okażesz się wśród trupów. Nie oszukałem ciebie. Powiedziałem, że wystarczy tylko draśnięcie by kogoś zabić, a od techniki ognistej kuli, najwyżej można spalić się żywcem bez żadnej kropli krwi, rozumiesz? - przygryzłam wargę i w tym samym czasie ktoś spróbował wbić mi w szyję kunaj. Odskoczyłam w bok, tym samym łamiąc nogą czaszkę mężczyźnie. Padł trupem.

Dobra muszę skorzystać z tej czakry, którą zbierałam jedenaście lat. Zabrałam tyle czakry ile było mi to potrzebne. Nadszedł czas na drugą rundę. Wyjęłam katanę i zaczęłam krążyć po całym polu bitwy. Jednemu podcięłam nogę, drugiemu ramię, trzeciego przebiłam na wylot. Gdy starałam się wyciągnąć katanę z ciała, na mnie rzucili się przeciwnicy.

Musiałam coś szybko wymyśleć. Nie miałam czasu na składanie pieczęci, nie zdążyłabym. Zostało tylko jedno. Nabrałam jak najwięcej czakry w pięść i uderzyłam w ziemię. Grunt popękał i stworzył nie małe zamieszanie. Wykorzystałam go i wreszcie wyciągnęłam katanę z ciała.

Popatrzyłam się szybko w stronę wilków. Uporali się z około trzydziestką. To dobrze, będzie mi teraz lżej. W tym samym momencie na mnie z powrotem ruszyli przeciwnicy. Jeden chciał przebić moje plecy z tyłu a inny szyję z przodu. Cholera. Jak ucieknę na bok, to tam mnie też czekają ostrze. Ugh, jestem w dupie. Dobra muszę chociażby coś zrobić!

Odwróciłam się do gościa z kataną, i kiedy on był blisko, odbiłam jego ostrze moim, po czym przybliżyłam się do niego i podniosłam. Ten najwyraźniej zdziwił się bo nic nie zrobił. No i dobrze. W następnej chwili rzuciłam nim jak włócznią, tym samym zabijając osobę z kunajem.

W międzyczasie w moją stronę zaczęły lecieć techniki wodne. Kurde, to mam problem. Zaczęłam kopiować pieczęcie i wysyłać w stronę przeciwników takie same techniki, lecz był pewien problem. Nie zauważyłam jak niektóre osoby zaczęły tworzyć techniki błyskawiczne. To było najgorsze połączenie jakie mogło we mnie polecieć. Techniki wrogów trafiły do celu. Zaczęłam chwiać się i skutki techniki Saiko no ōkamigari zaczęły przejawiać się. Zaczęłam szybciej oddychać i miałam ochotę spaść na ziemię i po prostu już umrzeć, ale nie mogłam sobie na to pozwolić.

Ponownie zabrałam czakrę z kunaja. Czułam się trochę lepiej, ale nie na tyle by móc trzeźwo walczyć. Wzięłam parę głębszych wdechów, w międzyczasie unikając ciosów, i znów tego dnia sięgnęłam po katanę. Czułam się z nią spokojniejsza. Zaczęłam ponownie wszystkim robić zadrapania.

W niektórych momentach rzucałam shurikenami, ale starałam się tego za często nie robić. Co jak co, ale w rzucaniu nie byłam dobra i nigdy nie próbowałam nad tym poważnie trenować. Bo w końcu po co, skoro miałam w drużynie dwóch specjalistów od tego. Myśląc o Akiko I Itachim zrozumiałam, że do oczu napływają mi łzy. Kurwa, mam gorszą widoczność, trzeba uspokoić się i zachować się rozsądnie.

W pewnym momencie na polu zostało tylko dziesięć przeciwników. Każdy z nas oddychał szybko i płytko. Nie mogłam się skoncentrować. Całe moje ciało było bardzo osłabione. Straciłam na prawdę dużo krwi, ale to nic, za chwilę wszystko się skończy i będę mogła w spokoju odejść.

- To co ch*je, już żałujecie, że wybiliście mój klan?! Trzeba było nie zadzierać z nami! - pewien człowiek wstaną prosto na przeciwko mnie, nie przygotowując się do żadnego ataku.

- Poznaję ciebie. - popatrzyłam się na niego z zdziwieniem. - To z twoimi rodzicami walczyłem, i prawie, że przegrałem. Byli naprawdę godnymi przeciwnikami. Jesteś do nich podobna, w walce. Tak samo głupia i silna. - mi mogłam się poruszyć. Czy to właśnie ten człowiek co zabił moich rodziców? Czemu on tak spokojnie o tym mówi?! Nie ma ani grama sumienia! Skrzywiłam się, ale nie z bólu a ze złości.

W międzyczasie z tyłu podbiegł do mnie jeszcze jeden przeciwnik z ostrzem. Chciałam odskoczyć w bok lecz jak na zło zaczął mnie brzuch boleć. Nienawidzę okresu! Przez niego nie zdążyłam zareagować, i ostrze przebiło na wylot mój prawy bok. Z moich ust popłynęła stróżka krwi.

- Naiwne dziecko, myślałaś, że dasz radę zabić 100 shinobi w pojedynkę ze swoimi śmiesznymi pieskami? Jesteś taka naiwna jak i twój klan! - w międzyczasie wilki zaczęły po cichu likwidować resztę osób, chociaż w głębi serca pragnęli mnie uratować. Po krótkiej chwili zostało tylko dwóch przeciwników.

- To ty jesteś naiwny myśląc że dasz radę przeżyć i dostać to czego pragniesz. Nawet nie zorientowałeś się, że zostało was tylko dwoje. - przeciwnik szybko rozejrzał się po bokach, rozumiejąc, że wcale nie kłamie. - Mikoto, Yukine, Staruszku pora to zakończyć.

Wilki kiwnęli głowami i w następnym momencie rodzeństwo przegryzło gardło każdemu z przeciwników. Ze spokojem odetchnęłam. Zakończyło się. Wreszcie. Opadłam z wykończenia na ziemię. Mamo, tato, zrobiłam to. Pomściłam klan. Jesteście ze mnie dumni? Raczej nie... Myślę, że wolelibyście zobaczyć moich dzieci a nie moją śmierć. Wybaczcie mi.

- Yui! - krzyknęła Mikoto i szybko podbiegła do mnie - Trzymaj się błagam! Nie umieraj! Nie waż się nas zostawić, słyszysz!

- Słyszę... Nie.... Krzycz... Proszę... - mówiłam bardzo ciężko. Co raz cziężej mi się oddychało. Mikoto połamała szybko zębami ostrze i chciała coś jeszcze zrobić, lecz nie pozwolił jej Staruszek.

- Jak tak chcesz ją uratować to biegnij lepiej do Konohy i to szybko. - ona w milczeniu po raz ostatni popatrzyła się na mnie i z całych sił pobiegła do wioski. No tak... Konoha... Przepraszam was. Powinnam była normalnie pożegnać się.

Popatrzyłam się przed siebie i ujrzałam dom. Spalony stary dom, ale... To był mój dom. Chcę tam pójść. Muszę... Muszę po raz ostatni przekroczyć próg mojego domu. Zaczęłam podnosić się opierając się na katanę, ale nogi przestawały się słuchać.

- Ej Yui, co ty wyprawiasz! Nie bądź głupia, stracisz jeszcze więcej krwi!

- Ale... Ja... Muszę... Dojść... Do... Domu... Muszę... - Staruszek popatrzył się na mnie z żalem.

- Siadaj poniosę ciebie. - zwróciłam do niego wzrok. Słabo uśmiechnęłam się.

- Dziękuję...

Usiadłam na Staruszku i ten poszedł powoli do mojego domu. Staruszek też był zmęczony walką a teraz musi jeszcze mnie nieść. Współczuję mu. Po krótszej chwili, znaleźliśmy się w domu.

Oparłam się o ściany i poszłam powoli do przodu. Robiłam malutkie kroki by nie zacząć krwawić jeszcze bardziej. Bo co jak co, ale nadal miałam ostrze w prawym boku. Doszłam do salonu. Na jednej z wielu komód zobaczyłam nie do końca spalone zdjęcie. Sięgnęłam po niego i zobaczyłam mamę oraz tata. Po środku stałam ja. Uśmiechnięta malutka dziewczynka. A przecież ja też chciałam mieć kiedyś dzieci... Chyba nie jest to mi przeznaczone. Po moim policzku pociekła pojedyncza łza.

Ponownie odpadłam na kolana a po tym i w ogóle położyłam się przyciskając do piersi zdjęcie. Nade mną staną demon. Na razie po prostu patrzył się na mnie i nic nie robił. To znaczy, że jeszcze mam trochę czasu.

- Jaka... Szkoda... Że... Nie... Możemy... Spędzić... Ze sobą... Więcej... Czasu...

- Hej Yui nie mów! Nie wysilaj się! Musisz zatrzymać energię na regenerację! No właśnie regeneracja! Możesz przecież użyć Byakugō.

- Nie... Mogę...

- Jak to?! Ty przecież masz opanowaną tą technikę!

- Niby tak... Ale widzisz... Jestem totalnym... Przegrywem... I nie mogę... Za pomącą... Niej... Leczyć się... Jedynie co ona... Mi daje... To siłę...

- Nie. Nie może być. Nie wierzę! Nie wierzę, że tak po prostu poddasz się! Nie możesz! Proszę Yui. Walcz... Błagam walcz o przetrwanie... Nie opuszczaj nas... - Yukine po raz pierwszy zapłakał. Nigdy nie widziałam go takiego. Ciekawe czy mniej więcej tak wyglądała Akiko po przeczytaniu listu. A jak wyglądał Itachi po tym jak dowiedział się o moich uczuciach.

Poczułam się gorzej. Powieki zaczęły mi opadać, ale pomimo tego próbowałam je trzymać otwarte. Co jak co ale chcę jeszcze trochę pobyć tutaj. W domu. Starałam się równo oddychać i nie zwracać uwagi na ten okropny ból. Heh, to chyba czas aby pomyśleć na d swoim życiem. Przecież każdy przed śmiercią tak robi. No albo przynajmniej tak opisuje się w różnych książkach. Ktoś zaczyna czegoś żałować, ktoś płakać i błagać o to by jeszcze nie umierał a co ja robię? A ja po prostu chcę wreszcie zobaczyć swoich rodziców. Tak długo ich nie widziałam...

Gdzieś z daleka usłyszałam głosy Akiko, Tsuny-sensei, Sakury, Sai'a I Mikoto. O kurde, to chyba mam już chalucynacje. Albo i nie... Do salonu wbiegła cała piątka. Jako pierwsza podbiegła do mnie Akiko i gdy zobaczyła moje rany, jej oczy zaczęły błyszczeć od napływających łez.

- Jak dobrze że... Mogę ciebie... Znowu zobaczyć... Wybacz Aki ale... Chyba nie dam rady... Dotrzymać obietnicy... Wiesz... Szkoda że... Nie mogę... Po raz ostatni... Zobaczyć Itachiego... - przyjaciółka w milczeniu zaczęła mnie leczyć. Do niej dołączyła się Sensei i Sakura. - Proszę... Nie milczcie... - lecz bez skutku. Patrzyłam się na ich twarze, i to było dla mnie jak katorga. Czułam się winna. Sumienie zaczęło zżerać mnie od środka.

- Yui... - popatrzyłam się na demona.

- To już czas?

- Tak. Choć zobaczyć swój klan. - po tym koścista postać wyciągnęła w moją stronę rękę. Z powątpieniem przyjęłam ją. Demon zaczął prowadzić mnie gdzieś, gdzie było jasno, nawet aż za bardzo. W pewnym momencie ujrzałam rodziców.

- Mamo, tato... Wróciłam. - powiedziałam to przez łzy i rzuciłam się im w objęcia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro