Rozdział 31
Po tym przez jakieś parę sekund wyciekał gaz zatrzymałam powietrze w płucach i nie miałam zamiaru oddychać. Podbiegłam szybko do drzwi i poszukałam czy można otworzyć jakoś drzwi, lecz na marne. Zaczęło kończyć mi się powietrze. Ogarnął mnie po raz pierwszy od dłuższego czasu strach przed śmiercią. Nie, nie, nie! Nie mogę tutaj umrzeć! Jeszcze nie teraz! Zebrałam ostatnie siły i z pięści uderzyłam w drzwi. Te z hukiem wypadły a ja już nie mogąc więcej wytrzymać, straciłam przytomność.
Za jakiś czas obudziłam się już w jakimś innym aniżeli ten tajemniczy pokój. Pierwsze co zauważyłam to zdziwione miny wilków i ciemne korony drzew.
- Oh, żyjecie... To dobrze. - Staruszek groźnie popatrzył się na mnie.
- Jesteś strasznie nierozsądnym dzieciakiem.
- Tyle to i ja wiem... Jak się czujecie? Ten ch*j mógł zrobić naprawdę dziwny gaz, po którym konsekwencje mogłyby być przeróżne.
- My to w każdym momencie mogliśmy zniknąć i nie dostać żadnych konsekwencji, lecz ty...
- Spokojnie, mam odporność na różne gazy.
- Jeśli tak, to w takim razie czemu zemdlałaś?
- Od braku tlenu w płucach.
- Czyli nie oddychałaś...
- Zgadza się, ale już czuję się dobrze, tyle że, chcę coś zjeść. - w tamtym momencie Mikoto uśmiechnęła się i łagodnym głosem po raz pierwszy odezwała się.
- A ty tylko o tym myślisz, nic się nie zmieniłaś.
- A miałam zmienić się?
- Nie. Zostań proszę już na zawsze taką nierozsądną z poczuciem humoru dziewczyną. Błagam nie dorastaj. - słysząc to mimowolnie uśmiechnęłam się i po tym jak podniosłam się do siadu powiedziałam.
- Nie przejmuj się, do samej śmierci, zostanę taką dzieciną jak teraz. - gdy to rzekłam mimowolnie pomyślałam jakoś tak "No tak do samej śmierci, bo za niedługo ona nastąpi."
- To dobrze. Idź jeść a my popilnujemy okolicy.
- Oki.
Po tym sięgnęłam do swojej torby i wyciągnęłam herbatę która była już zimna po dniu podróży. Westchnęłam cicho. No tak, czego ja mogłam się spodziewać. Dobra trzeba będzie to podgrzać. Wzięłam się do zbierania patyków i gotowania jedzenia.
Po pół godzinie byłam najedzona. Po zebraniu swoich rzeczy, poszłam do Staruszka.
- Yui, ty już odpoczęłaś?
- Tak. Przyszłam, by spytać się o drogę. Chcę wiedzieć ile czasu zajmie podróż do osiedla.
- Eh, trudno powiedzieć ale jeśli nie brać pod uwagę możliwe zasadzki, pułapki i takie tam rzeczy, to jeśli wyruszymy teraz mamy wszystkie szansę dotrzeć na miejsce do południa.
- No i świetnie, bo wiesz nie chcę mi się jakoś bić się w nocy.
- I mi tym bardziej.
- A ja tam myślałam, że wilki właśnie wolą noc...
- Bzdury. Dobra trzeba wyruszać. Zawołam Mikoto i Yukine, a ty w tym czasie wyciągnij katanę.
- Już się robi szefie. - powiedziałam z uśmiechem, i tak jak Staruszek prosił, wyciągnęłam ostrze i popatrzyłam się na nie. Przez moment wydało mi się, że widzę jakiegoś starszego mężczyznę z mojego klanu, który rozmawia z demonem. Tak, tym samym demonem, który uczepił się mnie i twierdzi, że jestem jego wysłanniczką. Ta dwójka rozmawiała spokojnie aż do momentu w którym popatrzyli się na mnie. Starszy mężczyzna zrobił to z widocznym zainteresowaniem i zdziwieniem a demon... A demon nie wyrażał żadnych emocji, no bo w końcu nawet nie miał mięśni.
- Yui, jesteś gotowa? - popatrzyłam się na młodego wilka.
- Tak, jestem gotowa Yukine.
- No i świetnie. To ruszamy ojcze? - Staruszek tylko kiwnął głową.
Na miejsce dotarliśmy dopiero po południu. Nawet rzekła bym, że bliżej wieczoru. Zaczęła się jedna z cięższych faz mojej misji, czyli muszę przeniknąć do świątyni. Bardzo prawdopodobne, że ludzie z organizacji gdzieś się tutaj czają, więc trzeba będzie postarać się obejść ich.
- Wycisz swoją czakrę Yui.
- Dobrze. - odpowiedziałam cicho, i wykonałam polecenie Mikoto.
- Za mną, znam krótką drogę. - odezwał się Staruszek. Bez słów podążyłam za nim.
Przechodziliśmy nie daleko murów mojego klanu. No tak, to by było bardzo nie rozsądne wchodzić do środka, ponieważ najprawdopodobniej tam jest obóz ludzi w maskach, czyli automatycznie przegrała bym przy spotkaniu ich. Szliśmy w ciszy, starając się wykryć czyjąś czakrę. Na szczęście bez większych przeszkód i nie zauważeni dotarliśmy do świątyni. Albo tak mi się wydawało.
Weszłam do środka. Nic specjalnego nie zauważyłam. Świątynia jak świątynia. Była w pewnym sensie podobna do świątyni klanu Uchiha. Skąd o tym wiem? Zdarzało mi się tam być z dwa-trzy razy, ale mniejsza o to. Weszłam w głąb pomieszczenia.
- Wiesz gdzie jest przejście? - zwróciłam się do Staruszka. Ten kiwnął głową.
- Podejdź do samego przodu, później odwiń środkową poduszkę na podwyższeniu. - Zrobiłam tak jak kazał wilk, lecz nie zobaczyłam nic specjalnego.
- A nie pomyliłeś się czasem?
- Może i jestem stary ale pamięć mam wyśmienitą. Teraz gdy masz odsłonięte wejście, ułóż pieczęcie jak do przyłowania, a z krwi narysuj znak "Wolność".
- Etto... No dobrze. - po chwili już rysowałam znak "Wolność". Żeby to zrobić musiałam wykorzystać więcej krwi niż zazwyczaj. Eh, nie przyjemne uczucie... Gdy narysowałam ostatnią kreskę przejście otworzyło się. Popatrzyłam się w dół próbując zrozumieć jak głęboko znajduje się podłoże, lecz nie zobaczyłam go. Nie dobrze...
- Weź tamtą pochodnie i złaź na dół a my we trójkę popilnujemy wejścia. - Popatrzyłam się z dużym zdziwieniem na Staruszka.
- A czemu nie pójdziesz ze mną? Przecież ja nie wiem dokąd mam iść.
- Tak samo jak i ja. Mój Pan nigdy mi nie pozwolił tam wejść, dlatego nie marudź i idź.
- Jak chcesz.
Wzięłam pochodnię i za pomocą ognistego Jutsu, zapaliłam ją. Popatrzyłam się po raz ostatni na wilków i zaczęłam po ścianach schodzić na dół. Czemu po ścianach? Ponieważ mój przodek nie domyślił się postawić tutaj żadnej drabiny. No na prawdę, brawo! Ugh...
Po dłuższym czasie znalazłam się nareszcie na dole. Mojemu oku okazał się widok długiego korytarza. Westchnąłszy głośno, skierowałam się dalej. Miałam wrażenie, że korytarz ciągnie się w nieskończoność. W pewnym momencie pomyślałam, że możliwe, że wcale mi się tak nie wydaje. Popatrzyłam się na ściany. Dopiero teraz zauważyłam jakieś karteczki na ścianach, które były zamaskowane i niewidoczne aż do momentu, w którym próbowałeś je ujrzeć.
- K*rwa...
Spróbowałam uwolnić się z genjutsu, i mówiąc szczerze, nie wychodziło mi to najlepiej. Po paręnastu próbach karteczki porwały się na pół i znów znalazłam się w tym korytarzu, tyle że teraz nie miałam wrażenia że chodzę w kółko. Jak się okazało, przejście do pewnego pomieszczenia nie było długie. W jego środku stała kamienna tablica. Powoli podeszłam do niej i zaczęłam czytać.
" Jeśli to czytasz, to znaczy że jesteś tą o której jest przepowiednia. Otóż czytaj uważnie moje drogie dziecko. Każde słowo tego tekstu jest nadzwyczaj ważne, więc nie upuść nic.
Przejdźmy lepiej do konkretów. Ty, jesteś moim potomkiem, w którym mój wilk zobaczył potencjał. Jeśli to tak, to oznacza, że jesteś godna tego by dowiedzieć się o bardzo potężnej technice. Lecz nie dowiesz się o niej z tego kawałka kamienia a od samego demona. Jeśli chcesz go przywołać to musisz ułożyć standartne pieczęci lecz musisz oddać o wiele więcej krwi niż zazwyczaj.
Powodzenia. "
Aha... To fajnie. Czyli niedawno rysowałam swoją krwią znak "Wolność" a teraz jestem zmuszona by stracić jeszcze więcej krwi. Nie no po prostu cudownie. Lepiej być nie mogło. No ale cóż, trzeba wziąść się w garść i zrobić to co do mnie należy.
Wykonałam pieczęci i zamiast normalnie ugryźć paluszek, wyjęłam katanę i zraniłam całą dłoń. Przyłożyłam ją, całą obrudzoną krwią do podłogi. W następnej chwili otoczenie zaczęło się zmieniać. Stało się bardziej... Ciemne i szarę? Myślę, że to określenie będzie najbardziej trafne. Przede mną pojawiła się koścista postać.
- Znowu spotykamy się. - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Demon obejrzeł się dookoła i jak zauważył tablicę zastygł.
- Czyli jednak odszukałaś to miejsce i nawet jeszcze żyjesz...
- No wyobraź sobie. Zamierzam wypytać ciebie o wszystko co wiesz na temat tej techniki, bo najwidoczniej mój przodek nie umiał pisać konkretnie i na temat.
- Eh, wiedziałem że to się kiedyś stanie. Żałuję, że w ogóle mu się pokazałem. No dobra, powiem o co chodzi z tą techniką i dasz mi spokój.
- Tak, tak. Uwierz mi też nie jestem chętna do rozmowy z tobą.
- No i świetnie. Otóż zacznijmy od tego że...
~~~≈≈≈≈≈≈≈~~~
Witam wszystkich pand w moich skromnych progach.
Otóż zacznijmy od przeprosin.
Naprawdę przepraszam was, że nie było rozdziału tak długo, ale do mnie przyjechała pewna osóbka, z którą chciałam spędzić czas.
Idziemy dalej.
Bo widzicie, moje drogie pandusie, jest taki problem, który zauważyłam dosyć niedawno, a mianowicie różnica wieku między Itachim a Sasuke.
W anime i mandze, wynosi on 4-5 lat. Dlatego pewne rzeczy nie zgadzają się w mojej powieści, dlatego oficjalnie stwierdzam, że w tej książce różnica wieku między Itachim a Siusiake jest równa 2-3 latom.
Z góry przepraszam za błąd.
A z tej strony jak zawsze była MikoYuu
Miłego dnia/nocy życzę 💜🌺💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro