Rozdział 19
Odwróciłam się do Itachiego i zobaczyłam jak ten wyciąga rękę w moją stronę i wyciera moje łzy. Później posyła mi minimalny ale szczery i ciepły uśmieszek. Całym swoim wyglądem próbował potwierdzić słowa Yukine. Jednak nie zwracałam na to uwagi, ponieważ byłam ogarnięta poczuciem szczęścia oraz ulgi.
W moim oku zgromadziły się kolejne łzy, które powstrzymałam. Nie chcę żeby się martwił. Przynajmniej nie teraz, gdy jest w takim stanie. Uspokoiłam się i powiedziałam wilkom, że mogą wracać do swojego wszechświata. Nie chcieli na początku zgodzić się, lecz gdy użyłam parę argumentów ( między innymi "Jesteście po ciężkiej walce więc musicie odpocząć" ) stworzenia zgodziły się. Jednak jeszcze poprosiłam Yukine by ten powiedział Mikoto oraz Hokage o tym, że walka skończyła się i że ja z Łasicem damy radę wrócić bez dodatkowych posiłków. Tyle, że zrobimy to po krótkiej przerwie, a dokładniej dwóch-trzech dni.
Po tym jak Staruszek wraz z jego synem zniknął w kłębie dymu, sięgnęłam po plecak. Jednak Yuki miał rację gdy mówił, że mam wziąć ze sobą igłę lekarską oraz nitki. Może i uleczyłam Łasica rany, ale nie do końca ponieważ nie mam wystarczająco dużo czakry.
Odpieczętowałam rzeczy ze zwoju i przybliżyłam się do przyjaciela. W jego oczach było widać przerażenie skierowane w stronę rzeczy, które aktualnie znajdowały się w mojej ręce. Zaśmiałam się mimowolnie na jego reakcje, po czym powiedziałam.
- Czyżby wielki geniusz Itachi Uchiha boi się igieł? - ten tylko rozpaczony i załamany moją reakcją popatrzył się w moje oko ( wiem, że to dziwne brzmi, ale nic na to nie poradzę, skoro Yui ma zamknięte jedno oko ). Nie chcą się więcej droczyć z nim, kontynuowałam - Eto... Spokojnie postaram się zrobić to szybko i jak najmniej boleśnie. Ale musisz zdjąć koszulkę. Dasz radę to zrobić.
- Myślę, że tak...
Łasic powoli ale sprawnie wykonał to. Teraz ujrzałam naprawdę dobrze umięśnioną klatkę piersiową i... Tą potwornie dużą ranę. Raczej zostanie po niej blizna... I to wszystko przez ze mnie...
Chcąc jak najszybciej skończyć zaczętą sprawę ( by nie musieć patrzeć na to ranienie ) skupiłam się na szyciu. Robiłam to sprawnie, gdyż nie po raz pierwszy trzymam w ręku igłę lekarską. Moje ruchy były płynne i powolne. Może i powiedziałam Łasicu, że zrobię to jak najszybciej, ale nie mogę tego uczynić, bo jeszcze źle coś zszyje.
Czas od czasu spoglądałam okrakiem na twarz Itachiego by dowiedzieć się czy to co robię nie sprawia mu za dużego bólu. I za każdym razem widziałam niezadowoloną minę ale nie na tyle bym stwierdziła że on potrzebuje przeciwbólowy.
Gdy skończyłam zszywać, nie panując nad swoim ciałem, mimowolnie dotknęłam jego ranę. Nie wiem dlaczego ja to zrobiłam. Nie mam największego pojęcia.
Jednak Kruk nie protestował ani nie odsunął się od de mnie, tylko przyglądał się mojej twarzy z zaciekawieniem. Tylko, że nie zwróciłam na to większej uwagi, zajęta patrzeniem się na jego obrażenie. Czułam się potwornie, ponieważ stałam się przyczyną przez którą prawie nie zginął.
Po moim policzku po raz drugi dzisiejszego dnia niekontrolowanie zaczęły spływać łzy. Nie umknęło to uwadze Łasica, ponieważ natychmiast pokazał ręką żebym przybliżyłam się do niego, a tak dokładnie żebym usiadłam na jego nogach. Nie protestowałam. Gdy to wykonałam Uchiha wyciągnął rękę do mojej głowy, po czym lekko pociągnął bliżej siebie. Takim o to sposobem teraz moja głowa spoczywa na jego prawym ramieniu. Chwilę w ciszy dał mi możliwość wypłakać się, z czego skorzystałam. Ale gdy szła jakaś szósta minuta, Łasic zaczął powoli głaskać mnie po włosach i po cichu przemówił.
- Co się stało Yu-Yu? Dlaczego tak bardzo płaczesz? - popatrzyłam się na niego zmęczonym i zdziwionym wzrokiem.
- Naprawdę nie wiesz? P-prawie zginąłeś i to właśnie przez ze mnie. A teraz będziesz miał bliznę do k-końca twojego życia. Ale co ważniejsze... M-mogłam ciebie stracić... Nawet nie wiesz jak strasznie się przestraszyłam. D-debil z ciebie... Naprawdę - pod czas gdy mówiłam moje ręce zacisnęły się, a ja zaczęłam się minimalnie trzeńść. Po moim ciele w mig przychodził dreszcz. Jeden raz. I jeszcze jeden. I jeszcze raz. W pewnym momencie na chwilę przestałam mówić i zabrałam swoją głowę z jego ramienia, tylko po to by popatrzeć w jego oczy - I niby co miałabym zrobić bez ciebie? To co powiem to będzie niezwykle egoistyczne, ale nie waż się zostawiać mnie. Nie możesz. Nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz mi zrobić tak jak cała moja rodzina. Przyjaciele. Sąsiedzi. Klan. Nie możesz. Nie pozwolę. Nie tobie. Słyszysz? - teraz też z mojego prawego oka zaczęły wypływać łzy. Tyle że nie w zwykłym kolorze, a w zielonym.
Jednak Uchiha Nie zwrócił na to większej uwagi, tak samo jak i ja. On tylko patrzył się na mnie z troską i po raz kolejny dzisiejszego dnia zrobił coś czego nie oczekiwałam. Swoją prawą ręką zgarnął na bok wszystkie moje włosy i delikatnie pocałował w czoło. Zmurowało mnie. Mogłam oczekiwać wszystkiego po nim, ale nie takiego gestu! Moje policzki i uszy mimowolnie zalały się różem. Jednak nie byłam w stanie powiedzieć cokolwiek, ale na szczęście w tym wypadku uratował nas od niezręcznej ciszy Itachi.
- Wiesz co oznacza pocałunek w czoło? - zamyśliłam się na chwilę. I po mimo tego że mój mózg nie miał najmniejszej chęci współpracy, dałam radę przypomnieć sobie. Pocałunek w czoło oznacza chęć opiekowania się osobą która została nim obdarzona. Po chwili pokiwałam głową na tak - To bardzo dobrze. Słuchaj, to że cię obroniłem to nie oznacza, że to twoja wina. Zrobiłem tak, bo był to zwykły impuls - po tym słowie sama nie wiedząc czemu, trochę zasmuciłam się, ale uważnie słuchałam dalej - i oczywiście, że mogłem po prostu odbić miecz lub zrobić coś innego co nie zaszkodziłoby mojemu zdrowiu, jednak... Nie myślałem wtedy o niczym. Absolutnie miałem pustą głowę. Działałem tak, jak podpowiadał mi instynkt. A podpowiadał mi, że muszę zrobić wszystko żebyś przeżyła. - po tym Łasic milknie tylko po to by posłać mi niesamowity ciepły uśmiech, pod którym moje serce zaczynało wyrywać się na wolę - No bo jak bym mógł pozwolić na to by jedna z najlepszych kunoichi w Konoshe umarła w taki sposób? No bo jak bym mógł pozwolić na to by Konoha straciła ciebie, Wilczą Księżniczkę? - na to określenie moje ciało robi się jeszcze bardziej rozgrzane ( jeśli to możliwe ) a ja rozumiem, że jeśli coś z tym nie zrobię, to będzie mój koniec.
Szybko posyłam mu wdzięczne spojrzenie i mówię krótko.
- Cóż jest mi już lepiej, dzięki Itachi. Ogólnie to niepodaleku jest jakiś zbiornik wodny, więc pójdę sprawdzić go. Uprzedzam, że jeśli ruszysz się z tego miejsca dalej niż za to drzewo - w tym momencie wskazałam palcem na roślinę na przeciwko ciemno włosego - to obiecuję, że nie pożałuję swojej pracy i ukatrupię cię a później oddam na potępienie Sasuke. To nara.
Mówiąc to wzięłam zwój z plecaka i poszłam w stronę szumu wody. Parę minut później zobaczyłam wodospad przed którym było malutkie jeziorko. Idealnie. Czyli mogę tutaj popływać...
Z tym nastrojem zdjęłam swoją odzież i ostrożnie ją poukładałam. I teraz gdy zostałam w samej bieliźnie powoli weszłam do wody. Dziwne.... Dlaczego jest tutaj tak ciepła woda? Chyba już zdążyła nagrzać się pod wpływem promieni. No tak i lepiej. Nie myśląc ani chwili dłużej, zaczęłam pływać w jeziorku. O dziwo było dosyć głębokie...
* W międzyczasie *
Pod drzewem nadal samotnie przesiadywał Pan Idealny Uchiha i pokornie czekał aż jego przyjaciółka wróci. Był cierpliwy. Bardzo cierpliwy. Lecz gdy mijała już godzina, stwierdził, że to czas aby sprawdzić czy Wilczyca nie utopiła się lub czy ją ktoś przypadkiem nie porwał. Chociaż w to drugie szczerze wątpił, gdyż Yui nie była dziewczyną która nie umiała siebie obronić. Dlatego w spokoju i powolnie wstał i zaczął kierować się w stronę szumu.
Droga nie zajęła mu dużo czasu. Na miejscu musiał się oprzeć o drzewo rosnące obok, bo gdyby tego nie zrobił to najzwyczajniej w świecie spadł by i zaczął by się wykrwawiać. I wcale nie chodzi o krew z rany lecz o krew z nosa. Dlaczego? Bo zobaczył Wilczycę która zamyślona stała teraz na wodzie pod samym wodospadem.
Szczerze mówiąc Itachi miał zamiar jeszcze poobserwować ten piękny widok, lecz niedaleko w krzakach wyczuł czyjąś obecność. Dla bezpieczeństwa zaczął tam iść by sprawdzić czy to wróg czy po prostu jakiś zboczony mężczyzna.
Na nieszczęście tych osób, była to trójka zboczonych po czterdziestce shinobi, którzy podglądali za Yui. Itachi ze zdenerwowania ( dlatego że Yu-Yu w bieliźnie zobaczył jeszcze ktoś ) uaktywnił sharingana i złapał ich w genjutsu, gdzie też zostali katowani przez młodego Uchihę. Gdy Łasic stwierdził, że jak na razie wystarczy, wypuścił ich i zaczął szeptem mówić.
- Jeśli chociażby raz jakimś cudem powtórzy się to że podglądacie za tą młodą dziewczyną, obiecuję, że tak prędko nie pozbędziecie się mojego genjutsu. A teraz jeśli życie jest wam miłe, radzę uciekać ztąd jak najszybciej i jak najdalej.
Mężczyźni zgodnie szybko pokiwali głowami i zaczęli uciekać, a Itachi z dumą patrzył w ich ślady. Pomyślał przez chwilę, że jeszcze trochę zostanie by podziwiać ten widok lecz jego sumienie nie pozwoliło na to. Dlatego też w szybkim tempie Uchiha zaczął iść w stronę miejsca, gdzie niedawno siedział.
Gdy z powrotem przyszedł tam, zaczął jeszcze parę razy wspominać ten widok, który niedawno ujrzał. Uznał wygląd jego przyjaciółki za strasznie pociągający ale też nawet słodki. Sam on nieźle się zdziwił gdy zobaczył jak delikatnie ma zarysy pleców, rąk i nóg. Rozmyślał nad tym jakim cudem to stworzenie może mieć takie kruche ciało i tak dużo mocy. Jednak żadna odpowiedź na to pytanie tak i nie przyszła...
~~~~~~~
Cóż w końcu wróciłam^^
Jeśli to kogoś interesuje to czuję się już lepiej ale nadal nie mam weny
Jednak postaram się już pisać więcej rozdziałów.
I co najważniejsze częściej.
A jeśli chodzi jednak o tą część, mam nadzieję że nie wyszła ona zbytnio przesłodzona.
Naprawdę starałam się by wyszło to jak najlepiej i żebyście jak najlepiej mogliście zrozumieć tok myślenia i uczucia bohaterów.(´ᴖωᴖ`)
Jeśli macie jakieś uwagi co do rozdziału, chętnie wysłucham.
A jak na razie to wszystko.
Od autorki: MikoYuu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro