Rozdział 18
Dzisiaj rano zostałam obudzona dosyć brutalnie, ale na szczęście nie aż tak jak poprzedniego dnia. A mianowicie Łasic ściągnął ze mnie kołdrę, przez co zrobiło mi się niemiłosiernie zimno. Od razu po tym posłałam mu zabójcze spojrzenie. Jednak ten ani trochę nie wzruszył się. Nie chcąc wstawać odwróciłam się na inny bok i zakryłam głowę podusią. Przez chwilę nic się nie działo i już nawet zaczęłam myśleć, że Itachi odpuścił sobie aż tak wczesną pobudkę jednak strasznie myliłam się. Kruk wyciągnął mnie z łóżka i wziął "na paną młodą". Przestraszyłam się więc odruchowo wtuliłam się w jego tors a ręce oplotłam wokół jego szyi. Trzymałam się tak chwilę modląc się by ten mnie nie puścił bo nie chcę zaliczyć kolejnych siniaków na tyłku. W pewnym momencie Itachi odezwał się.
- Jeśli pójdziesz teraz z powrotem do łóżka to obleję cię wodą. Albo po prostu zrzucę na podłogę.
- Już, już! Nie pójdę dalej spać tylko odstaw mnie na ziemię! Ale odstaw a nie zrzuć!! - Łasic wykonał polecenie.
- Oi Yu-Yu proszę cię nie drzyj ryja z samego ranna bo głowa boli... - po tych słowach uderzyłam w jego brzuch a sama poszłam przebrać.
Po dłuższej chwili wróciłam do pokoju a w nim zastałam już spakowanego Uchihę. Bez słowa wzięłam swój plecak i wyszłam z pomieszczenia. Po drodze do drzwi wejściowych weszłam jeszcze do kuchni by zostawić listek z napisanym porzegnaniem dla Temci. Później po zarzuceniu płaszczu na plecy opuściłam dom przyjaciółki wraz z Krukiem.
___Time Skip___
Dzisiejszy dzień dochodzi już do końca, co też oznacza, że czas na zrobienie postoju. Na szczęście za dnia minęliśmy całą pustynię i nie musimy marznąć na piasku. Gdy mijaliśmy pewną rzeczkę szturchnęłam Łasica by zwrócić jego uwagę.
- Co ty na to by tutaj rozbić obóz? Jesteśmy blisko wodnego zbiornika i do tego wszystkiego te drzewa dobrze zasłaniają ten teren.
- Masz rację. No to zostajemy tutaj, a jutro wyruszymy dalej.
Nic już nie mówiąc odpieczętowałam wszystkie potrzebne rzeczy i zajęłam się szukaniem patyków na ognisko. Natomiast Itachi został by obmyśleć dalszą trasę oraz wszystkie postoje i takie tam. Czyli to co kompletnie mnie nie obchodziło.
Po około dwudziestu minutach, wróciłam na miejsce z całą kupą różnych patyczków. To miałoby wystarczyć na całą noc. Gdy wróciłam na miejsce, zobaczyłam siedzącego Itachiego nad mapą. Nie zdziwiła bym się gdyby nie to że nasze namioty były już ustawione a miejsce na ognisko zostało przygotowane.
- A myślałam że dzisiaj to ja mam rozkładać namioty. Dzięki Itachi. Jestem naprawdę miło zaskoczona.(´ᴖωᴖ`)
- Nudziło mi się więc stwierdziłem że to zrobię. Dobra daj mi już te patyki. Chcę już wreszcie rozpalić to ognisko.
Posłusznie wykonałam polecenie, po czym poszłam do rzeki by trochę pomoczyć nogi. Usiadłam na brzegu, zdjęłam buty i spuściłam nogi w wodę. Była trochę lodowata ale nie przeszkadzało mi to. I zagłębiłam się w myślach.
Ciekawe dlaczego jeszcze nie spotkaliśmy tej grupki osób które miały z nami walczyć... Czyżby to kościste coś pomylił się? Nie. Nie możliwe. Więc dlaczego? Jak na zawołanie w tym momencie przyleciał do mnie znów ten dziwny kruk. Sama nie wiedząc czemu przywitałam się z ptakiem. Ten kiwnął swoją główką tak jak niby zrozumiał moje słowa. Przez chwilę jeszcze się patrzyłam na niego gdy otoczenie zaczęło się trochę zmieniać. A mianowicie wszystkie kolory stały się jakieś takie wyblakłe a sama rzeka zmieniła kolor na zielono czarny. O co z tym chodzi. Popatrzyłam się z powrotem na kruka a ten tylko zszedł z mojej nogi gdzie też wcześniej siedział i zmienił oblicze na 2 metrowe kościste coś. Czyli to on był cały czas przy mnie... Trochę to dziwne oraz straszne, ale o tym potem pomyślę. Wstałam na równe nogi i zadarłam głowę do góry by móc spojrzeć na jego twarz.
- Yō. Słuchaj mam pytanie. To niby kiedy mamy walczyć z tą grupką shinobi?
- Jutro.
- Do prawdy? Oi... No to trzeba się wyspać...- Te zdania wypowiedziałam bardziej do siebie, ale on chyba i tak to usłyszał.
- Radzę mieć się na baczności po tym gdy miniecie wioskę w której zatrzymaliście się poprzednio na postój. - chciałam coś jeszcze się spytać, lecz stworzenie znikło a otoczenie stało się takie same jak przed tym. Mówiąc szczerze byłam w "lekkim" szoku. Czyli jutro stoczymy tą walkę... Trochę się boję, ale chyba tego nie unikniemy... W pewnym momencie usłyszałam głos Łasica.
- Yui! Choć tu. - zrobiłam to co kazał.
- Co jest?
- Tak właściwie to na razie jeszcze nic, ale właśnie rozmyślałem nad tym twoim przeczuciem. Po drodze do wioski Piasku zaatakowała nas grupka bandytów, ale szybko sobie z nią poradziliśmy. Zastanawiam się czy to było właśnie to zagrożenie które miało nas spotkać...
- Nie. W sensie... Nie sądzę że to było ono. Mam strasznie duże przeczucie że jutro spotkamy się z wrogami.
- Tak mówisz?
- Tak.
- No dobrze. Czyli trzeba bardziej wypocząć. No to ja wezmę pierwszą wartę a ty drugą. Zgadzasz się?
- Nie.
- A to niby czemu.
- Proponuję bym wezwała Mikoto wraz z Yukine. Niech oni postoją dziś na warcie a my pośpimy. Tak będzie rozsądniej.
- Może i masz rację. Ale czy oni się nie zmęczą zbytnio?
- Nie. Nie sądzę. Oni nie potrzebują aż tak dużo snu jak my, więc nie mieliby się zmęczyć.
- Rozumiem. No to ty ich wezwij a ja już pójdę do namiotu.
- Hai. Dobranoc.
- Dobranoc Yu-Yu. - na to określenie moje serce z niewiadomej przyczyny zaczęło bić trochę szybciej i mocniej, a moje policzki zaczęły piec. Jednak postarałam się nie zwracać na to większej uwagi. Ugryzłam swój palec do krwi i wykonałam pieczęci do przywołania po czym przyłożyłam rękę do ziemi. W tym momencie z kłębu dymu pojawiły się dwa wilki.
- Witajcie.
- Hej - odpowiedzieli w tym samym momencie. Uśmiechnęłam się w duchu i przeszłam od razu do rzeczy.
- Słuchajcie mam prośbę. Jutro najprawdopodobniej spotkamy grupkę shinobi z którymi będziemy walczyć. Dlatego chciałabym się wyspać.
- No dobrze. Niech zgadnę. Chcesz żebyśmy wzięli warty zamiast was. - było to słowa Yukine. Do tego jeszcze wypowiedział je z malutkim zdenerwowaniem na co tylko uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam drapać się po głowie, tym samym dając im do zrozumienia że chcę przeprosić. - Eh dobrze niech ci będzie. Ale kiedy będzie już po wszystkim to dasz nam tydzień odpoczynku.
- Odezwał się ten który często przemęcza się z pilnowaniem mnie...
- Coś powiedziałaś?(  ̄ー ̄)
- Nie. Absolutnie nic. To ja ten... Idę spać.
- Dobranoc potworku.
- Dzięki Miko....
Po tym weszłam do swojego namiotu i od razu poszłam spać.
___ Time Skip___
Na rano zostałam obudzona przez Łasica. O dziwo, normalnie. Nawet miałam ochotę sprawdzić czy on przypadkiem nie gorączki. Jednak nie miał ponieważ od razu Itachi puknął swoimi dwoma palcami o moje czoło. Zrobiłam wtedy minę oburzonego dzieciaka jednak on w żaden sposób nie zareagował. Zimny dziad... No w sumie. Jak to każdy Uchiha. No chyba że wyjątkami są Aki oraz ciocia Mikoto. Moim zdaniem one w ogóle nie pasują do tego klanu. Są zbyt wylewne oraz rozgadane... Ale o tym kiedy indziej.
Po krótkim śniadaniu, udaliśmy się w 4 do Konohy. Droga mijała nam dosyć przyjemnie. Albo przynajmniej dla mnie i Mikoto. Cały czas obgadywałyśmy różnych chłopaków. Ja obgadywałam chłopaków z wioski a ona z jej wszechświata. A Itachi oraz Yukine byli zdani na słuchanie naszych plotek. Byli naprawdę dzielni ponieważ wytrzymali naprawdę długo. Jednak już po 5 godzinie Yuki wydarł się, że mamy albo zmienić temat albo zamknąć się. Wybrałyśmy tą pierwszą opcję. To nie było tak że nie mogłyśmy wytrzymać bez gadania. Po prostu chciałyśmy pobyć trochę wredne i powkużać naszych towarzyszy. Co właściwie nam się udało. Ponieważ godzinę później Yukine gonił Mikoto z chęcią mordu a Itachi mnie. Tyle że on akurat wcale nie chciał zabić, tylko związać, wrzucić do piwnicy a potem torturować z jakieś 6 godzin. Ale to tam i tak lepsze niż śmierć.
Właśnie minęliśmy wioskę w której zatrzymaliśmy się na festiwal. Może tego nie okazywałam ale bałam się niemiłosiernie. I co z tego że jestem ninja i nie miałabym się tego bać...
Jakieś 3 kilometry od wioski, zaczęłam mieć wrażenie że ktoś nas obserwuje, jednak nie wyczuwam żadnej czakry. Parę minut później, w moją lewą rękę wbił się kunai. Odskoczyliśmy od strony z której przyleciała broń. Krótko wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenie i przyjęliśmy pozycję bojowe. W następnej chwili przeciwnicy ujawnili się. Za krzaków oraz drzew wyszła grupka składająca się z około 25 uciekłych shinobi. Przeważnie ninja z wioski skały oraz mgły. Czyli możemy oczekiwać że będą atakować technikami żywiołu ziemi oraz wody...
Nikt z nich nie odezwał się lecz od razu ruszyli na nas. Itachi uaktywnił szaringan a ja odpieczętowałam swoją katanę. W międzyczasie od razu oddałam rozkaz dla wilków aby ci wzięli na siebie chociażby 5 osób. I rozpoczęła się walka.
Pierwszym moim przeciwnikiem była jakaś starsza dziewczyna. Nie chciałam zbytnio się bawić dlatego wymierzyłam cios kataną skierowany w środek szyi. Jednak został on zablokowany bronią jakiegoś mężczyzny. Po tym od tyłu ktoś spróbował pociąć moje plecy, lecz kucnęłam a kunai wbił się w klatkę piersiową dziewczyny którą przed tym chciałam zabić. W tym momencie zauważyłam że podszedł do niej kościsty demon. I wbił w jej ciało kosę. Po tym wyłoniła się z niej jakąś mgła która z której uformowała się dziewczyna. Popatrzyła się w moją stronę z wdzięcznością i podała rękę kościstemu stworzeniu. Po tym znów stała się mgłą i odleciała w powietrze. Chciałam jeszcze na to popatrzyć lecz akurat w tym momencie kolejne ciosy zostały skierowane w moją stronę.
Odbiłam każdy atak. Po czym sformuowałam pieczęci do techniki i cicho wyszeptałam pod nosem "Fūton - Kazekiri no Jutsu"(Uwolnienie Wiatru: Technika Cięcia Wiatru ). Dzięki niej jeszcze dwie osoby padły trupem a z trzy zostały ranne. Jednak nie śmiertelnie. Po tym w moją stronę poleciały pociski z kamieni. Jednak nie zwykłe, lecz "owinięte" wodą. Domyślam się, że przez to uderzenie było jeszcze mocniejsze, więc naprawdę nie chcę tego sprawdzać. Zaczęłam unikać ich jednocześnie pilnując by nikt nie przebił moje ciało na wylot. Gdy skończyłam unikać pocisków znów zabrałam się za katanę.
Znów kucnęłam i odciełam nogi jednemu z przeciwników. Mężczyzna spadł i zaczął wyć z bólu. Nie przejęłam się tym i kontynuowałam zadawać ciosy. Jednemu podrżnęłam gardło drugiego przebiłam na wylot. Jednak w tedy nie mogłam wyciągnąć katany z jego ciała i byłam zmuszona odskoczyć od niego, bo inaczej zostało by ze mnie jedynie poćwiartowany trup. Zaczęłam wyciągać z kieszeni szurikeny i je rzucać. Nie wychodziło mi to najlepiej gdy robiłam to prawą ręką, jednak gdy rzucałam lewą, każdy z nich leciał w poprawną stronę. Jednak przeciwnicy odbijali każdy z nich. Wyjęłam z pięć kunai i rzuciłam nimi tak że jeden z nich trafił prosto między oczy jednej dziewczynie. Jednak nie wystarczająco głęboko by ta umarła. Wykonałam pieczęci a z moich ust wyłonił się ognisty smok. Jednak ten napotkał wodną ścianę i po części wyparował. Wykorzystując mgłę która powstała znowu użyłam tej samej techniki wiatru. Dzięki niej wyeliminowałam jeszcze jednego wroga. Czyli zostało trzy.
Rozejrzałam się. Czekaj... Coś tu mi nie pasuje. Wrogów stało o dwudziestkę więcej. O cholera. No to mamy przesrane z Łasicem. Chciałam już ruszyć na przeciwnika który zbliżał się w moją stronę, gdy usłyszałam świst z tyłu. Gwałtownie odwróciłam się. To co ujrzałam nie śniło mi się nawet w największym koszmarze. Właśnie teraz między mną a przeciwnikiem stał Uchiha a w następnej chwili katana przejechała po jego torsie. Odskoczyłam na parę metrów ponieważ znów jakiś shinobi próbował zaatakować mnie od tyłu. Gdy z powrotem popatrzyłam się na kruczo włosego zobaczyłam go jak leży na ziemi i płytko oddycha. Patrzył się na mnie. Z ostatnich sił uśmiechnął się, po czym jego powieki opadły. W tym momencie dla mnie jakby czas zatrzymał się a ja patrzyłam się na jego ciało z przerażeniem. Moje ręce drżały a nogi stały się jak z waty. Po moim ciele zaczął spływać zimny pot, a wszystko dookoła było rozmazane. Do Łasica podszedł powoli kościsty demon. Zamachnął się swoją kosą a ja z przerażeniem krzyknęłam.
- Nawet nie waż mi się go ruszać! MAM W DUPIE ŻE JESTEŚ DEMONEM, MASZ GO ZOSTAWIĆ!! NIE POZWOLĘ CI GO ZABIĆ!!! NIE POZWOLĘ ROZUMIESZ!!!!
Demon popatrzył się na mnie i opuścił kosę. Po czym bez emocji odpowiedział.
- Masz dwadzieścia minut. Później nie dam ci już więcej szansy.
Po tym wróciłam do rzeczywistości i co jest sił w nogach zaczęłam biec do mojego przyjaciela. W międzyczasie formowałam pieczęci. Dzik, pies, ptak, małpa, baran. Przyłożyłam rękę do ziemi i w myślach krzycząc. "Pomóż Staruszku! Błagam! Pomóż!". Z kłębu dymu pojawił się wódz trzy ogonowych wilków i od razu zablokował cios skierowany w moją stronę. Popatrzył się na mnie z troską, jednak nawet nie odwzajemniłam spojrzenia. Nadal biegłam do Łasica. Gdy byłam już przy nim, stworzyłam z 20 klonów z powietrza oraz z 21 klonów z ognia. Później podałam sygnał do Mikoto, że ta ma do mnie podbiec a kloną kazałam osłonić mnie. Wilczyca wykonała polecenie. W następnej chwili wyciągnęłam zwoje z kabury i przywiązałam je do ciała Miko. Później wydałam rozkaz dla niej i klona stworzonego z ognia. Polegał on na tym że mają niezwłocznie uciekać do Konohy i oddać zwoje, a jeśli spotkają przeciwnika z którym nie dadzą rady, wycofać się. Oboje kiwnęli głowami i uciekli.
Nie czekając już na nic uaktywniłam shakugana by móc spoglądać za walką i jednocześnie, widzieć gdzie najpierw mam uleczyć Itachiego. Uformowałam kolejne pieczęci i zaczęłam leczyć. Na początku zahamowałam krwawienie wewnętrzne, później zewnętrzne. Następnie wzięłam się za leczenie jego narządów. Nie pominęłam również oczów.
Po dłuższej chwili dźwięki walki ucichły, a do mnie podszedli wilki. Nic nie mówili. Myślę że chcieli pokazać, że mam ich mentalne wsparcie. Po chwili gdy zaczęło brakować mi czakry, wzięłam ostrożnie Itachiego i skroczyłam z ścieżki, w głąb lasu. Natomiast Yukine wziął nasze bagaże a staruszek wyciągnął zębami moją katanę. Szliśmy z dobre 10 minut gdy poczułam dźwięk płynącej wody. Czyli można było tutaj wreszcie zrobić postój.
Położyłam nadal nieprzytomne ciało Uchihy pod drzewem a sama wzięłam się za dalsze leczenie. Jednak przerwał mi to staruszek, mówiąc.
- Przestań. Musisz wypocząć, a ten chłopak tak czy siak przeżyję. - popatrzyłam się na niego z żalem. Po moim policzku zaczęły spływać łzy.
- To moja wina, że został ranny. To przez ze mnie. To dlatego właśnie był na pograniczu śmierci i życia. To dlatego... - w tym momencie mój monolog przerwał Yukine.
- To właśnie przez ciebie jeszcze oddycha. Więc przestań obwiniać się.
Chciałam już coś powiedzieć lecz w tym momencie stało się to czego nie oczekiwałam. Szybko popatrzyłam się w stronę Uchihy i ujrzałam...
≈≈≈≈≈≈≈≈
Heh, w końcu skończyłam z tym rozdziałem. (´ー∀ー')
Przepraszam, że tak długo go nie było, ale nie miałam weny a pisałam przez siłę.
Mam nadzieję, że po rozdziale nie jest to zbytnio widoczne.
Mówiąc na przyszłość, postaram się częściej publikować rozdziały, ale to nie oznacza, że będę robić to regularnie.
Bo ja i regularność to rzeczy które nie radzę ze sobą łączyć.( ・᷄ὢ・᷅ )
No i na razie to wszystko co chciałabym przekazać.
Do kolejnego rozdziału.(´ᴖωᴖ`)
Od: MikoYuu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro