Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

- Mamo, tato wytrzymajcie jeszcze trochę! Proszę! Uratuję was obiecuję! Tylko nie umierajcie do tego momentu! - po tych słowach z jego rąk zaczęła wyłaniać się zielona chakra. Po mimo tego iż on zaczął mnie leczyć, już wiedziałam że nie ma to najmniejszego sensu. Nasze rany były zbyt głębokie a same ostrza przebiły nasze wnętrza. Bolało. Bolało niemiłosiernie lecz jeszcze bardziej bolało to iż rozumiałam, że za chwilę, zostawimy naszych dzieci. A są tacy jeszcze mali. Jeszcze nie poznali życia...

W pewnym momencie straciłam poczucie w nogach i wspólnie z mężem spadłam na ziemię. Przez to ostrza jeszcze bardziej zraniły nasze ciała. Na moje oczy wpłynęły łzy lecz postarałam się ich ukryć.

- Nie trzeba... Przestań... - powiedziałam cicho.

- Nie mów tak!

- To nie ma sensu... - odezwał się Itachi, po czym kaszlnął krwią.

- NIE NIE NIE!!!! - głos naszego syna wyrażał rozpacz. Ten dźwięk, rozdzierał moją duszę oraz ranił moje uszy. Nigdy nie chciałam aby tak się wszystko skończyło się, albo przynajmniej nie na oczach naszych dzieci.

- Lepiej pomóż May i w ciszy wysłuchaj to co mamy do powiedzenia... - Ryuki ścisnąwszy zęby szybko podbiegł leczyć swoją siostrę. W międzyczasie nas okrążyli wilki. Stali oni w ciszy. Nie zamierzali ją przerywać. Tak jak i kiedyś starali się mentalnie wesprzeć nas w tej chwili.

- Yu-Yu głupia jesteś, wiesz? - powiedział z co raz bladszą miną Łasic. Krew na jego wargach co raz bardziej stawała się sucha ale pomimo tego nadal raziła swoim zapachem mój nos.

- Wiem... Przepraszam, że wciągnęłam również ciebie w to... - rzekłam słabym głosem. Moment później Uchiha zarzucił swoją rękę mi na talię i z małym, słabym ale szczerym uśmiechem odpowiedział.

- Przynajmniej mogę umrzeć przytulając ciebie.

- Co komu... - zatrzymałam się na chwilę aby zaczerpać więcej powietrza - W głowie siedzi... - pomimo strasznego bólu w okolicach klatki piersiowej oraz brzuchu, starałam się dodać otuchy swoim zachowaniem rodzinie. Minutę później do nas podbiegli nasi dzieci.

- Mamo! Tato! Przepraszam! Tak strasznie przepraszam! To przeze mnie! - zaczęła zapłakana May od razu po tym jak uklęknęła przy nas. 

- Słońceq... Nie płacz... Twoje oczy nie... Będą wyglądać... Najlepiej, jeśli... Będziesz na dworzu... Płakać... - zaczął spokojnie Łasic. Co prawda w jego słowach co raz słabiej można było wyczuć energię życiową. Co raz słabiej oddychał oraz co raz częściej zaczynał się jak by się dusić. Ze mną nie było lepiej. Co raz bardziej cisnęły mi się łzy na oczy i co raz szybciej traciłam poczucie w swoich kończynach.

- Przepraszam... - po tym ona nie była nic w stanie powiedzieć, gdyż zaczynało brakować jej powietrza. Podobnie też zareagował Ryuki. Popatrzyłam się na nich łagodnie i już z lekko przymkniętym okiem powiedziałam.

- Ryu, May słuchajcie... Uważnie... Do póki... Mogę jeszcze... Mówić... Ryuki, od dzisiaj... Moja katana... Jest twoja... May... Mój szkicownik... Od dzisiaj... Należy do ciebie...

- D-dobrze- odpowiedział ledwo słyszalnie przez łzy syn. Trzymał on swoją rękę przy klatce piersiowej oraz zaciskał co raz mocniej. Jak szkoda, że oni muszą to widzieć... Uśmiechnęłam się słabo.

- To jeszcze nie koniec... Proszę... - zatrzymałam się na chwilę gdyż musiałam kaszlnąć. Przez to znów krew znalazła się na moich ustach. Skrzywiłam się czując ten nieprzyjemny metaliczny smak - Oddajcie mój inny... Ogólny szkicownik... Wujku Kakashiemu... Chcę aby on... Również miał... Jakąkolwiek pamiątkę... O mnie...

- May - przerwał moją wypowiedź Itachi, gdy ujrzał iż mówienie sprawia mi co raz większą trudność - W naszej szafie... Znajdziecie prezenty... Na wasze urodziny.... Wiem iż są one... Dopiero za parę tygodni... Ale... Mówię o tym... Tak na przyszłość... - nastała chwila ciszy, którą ponownie przerwał Itachi - Przytulcie proszę... Każdego kto przyjdzie... Na nasz grób w naszym imieniu...

- D-dobrze. Obiecuję, że tym razem dotrzymam swojego słowa- odpowiedziała cała zapłakana May. Przyjrzałam się bardziej jej oczom. Widać było w nich bezgraniczny żal, smutek oraz duże wyrzuty sumienia. Myślę iż nie uda jej się tak po prostu ich się pozbyć ale wierzę, że jest na tyle silna aby dać sobie radę. Mam jedynie nadzieję, że po tym wszystkim nie zamknie się w sobie... 

- Ja mam jeszcze jedną... Prośbę... - zaczęłam już znacznie słabszym głosem - Pod żadnym warunkiem... Nie czytajcie mojego pamiętnika... Słyszycie? Pod żadnym... - w tamtym momencie zamilkłam. Ujrzałam bowiem kościstą postać, która stała nad naszymi ciałami. On czekał. Nie zabrał jeszcze naszych dusz. Myślę, że pozwolił nam porzegnać się, z naszymi dziećmi. - Witaj, stary przyjacielu - rzekłam słabo.

- Co to jest? - spytał się cicho Itachi. Chciałam mu odpowiedzieć ale Ryu przez płacz zaczął błagać.

- Proszę nie zabieraj mi ich jeszcze! Nie zabieraj! Daj im jeszcze jedną szansę! - kościste coś spojrzało się na niego oraz bez żadnych emocji odpowiedział.

- Już raz pozwoliłem im wrócić do świata żywych, po raz drugi tego nie zrobię... 

- Proszę! Błagam, zmień swoje zdanie! - Ryuki nadal z rozpaczą błagał. Spuścić swoją głowę i dopiero teraz ujrzałam jak dużo łez wylewało się z oczu mojego syna. Widząc go w takim stanie zaczęłam karcić siebie za taką głupią decyzję, którą podjęłam. Mogłam tego uniknąć. Mogłam zrobić innaczej.

- To na nic... - rzekłam. Syn spojrzał się na mnie. Jego wzrok wyrażał czystą panikę a jego oddech przyśpieszył się jeszcze bardziej. Nie chciał uwierzyć, że zaraz nas straci - Przynajmniej... Dowiedziałam się pod koniec swojego życia... Że też go możesz widzieć... 

- Do zobaczenia. - rzekł łagodnie Itachi i zamknął oczy. Moment później, przebił go na wylot kościsty demon. Jego dusza opuściła ciało. Chwilę później, taki sam los spotkał mnie. To było dosyć dziwne uczucie. Inne niż parę lat temu.

Opuściłam swe ciało i wspólnie z mężem spoglądaliśmy ze smutkiem na nasze dzieci, które właśnie rzucili się aby przytulić nasze co raz bardziej zimne ciała. Oni... Płakali. Płakali głośno. Mieli ochotę wrzeszczeć z bólu. Widząc to sama również poddałam się uczuciom i szybko rzuciłam się aby ich przytulić.

- Oni nie odczują tego. Przykro mi. - powiedział jedynie ze stoickim spokojem kościsty demon. - Już pora aby iść. Yui, Itachi. 

- Masz rację... - odpowiedział Itachi i odwrócił się do mnie. Następnie wyciągnął w moją stronę dłoń. Odwróciłam się od niego.

- Jeszcze chwilę. Błagam daj mi jeszcze chwilę! - koścista postać nie zmieniała swojego zdania i zargumentowała to następująco.

- Przysporzysz jedynie sobie więcej bólu. W zachświatach przez to nie będziesz mogła spokojnie istnieć. Pamiętaj, że jeszcze ujrzysz swoich dzieci. Więc nie zwlekaj i choć.

Słysząc to po raz ostatni spojrzałam się na moje ukochane rodzeństwo, po czym pocałowałam każde z nich w czoło. Następnie odeszłam od nich na parę kroków i z dużym żalem odwróciłam się do nich tyłem. Po tym spotkałam spojrzenie Łasica. Było ono strasznie łagodne.

- Wiesz... Masz piękne oczy. - zamarłam na chwilę po czym dotknęłam miejsca gdzie niegdyś była blizna. Nie wyczułam jej. Po chwili również zrozumiałam, że widzę normalnie. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Tak dawno nie mogłam spojrzeć na świat normalnie...

- Chodźmy. Aki czeka. - powiedziałam cicho a koścista postać kiwnęła głową. Natomiast Itachi złapał mnie za rękę i poprowadził na przód.

Szczerze mówiąc, już nie pamiętam momentu, w którym trafiłam tutaj, lecz dobrze i ze wszystkimi detalami pamiętam jak Akiko że złością na naszą trójkę, krzyczała coś w stylu "Czemu tak wcześnie tutaj trafiliście?! Mieliście uważać na siebie!". Tak, trójkę. W tamtym dniu, również Kira, odszedł ze świata żywych. On umarł dosłownie tak samo jak i my. Hyuga obronił Saki, swoim ciałem.

Tak właściwie, właśnie w taki sposób kończy się moją historia pewna bólu, przeszkód, problemów ale również szczęścia, śmiechu oraz miłości.

- Hej Yu-Yu z kim ty tam rozmawiasz?

- O Itachi... Ja tak, sama do siebie mówiłam, to nic szczególnego.

- No dobrze. Choć już lepiej do reszty.

- Masz rację. Zaraz do was dołączę, nie martw się.

- Trzymam ciebie za słowo.

Jak przed chwilą mogliście upewnić się, mam się dobrze, tutaj w zahświatach. Więc proszę, nie płaczcie z powodu mej śmierci, gdyż uważam, że przeżyłam cudowne życie (chociaż krótkie) z którego jestem szczerze zadowolona.

Dobrze już muszę uciekać do reszty. A wy, lepiej skupcie się na moich dzieciach, gdyż wydaje mi się, że jednak mają coś ciekawszego do opowiedzenia wam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro