Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔞 ︎ ༒︎ 14 ︎ ༒︎ 🔞

⚠️UWAGA: ROZDZIAŁ ZAWIERA WĄTEK EROTYCZNY, PRZEZNACZONY WYŁĄCZNIE DLA DOJRZAŁYCH CZYTELNIKÓW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.⚠️

┌───── •⚔︎• ─────┐
-SNK FANFICTION-
└───── •⚔︎• ─────┘

Wiedział. Ten pieprzony skurwiel wiedział. Trudno mi było uwierzyć, że Rita była zdolna posunąć się tak daleko. Domyślałam się, że mogła sprawiać kłopoty, bo od samego początku nie chciała wierzyć w autentyczność mojego związku z Ackermannem. Nie dziwiłam się. Gdybym była na jej miejscu najpewniej także wszystko od razu bym negowała. Nienawidziła mnie to było absolutnie jasne, ale żeby nasyłać na mnie własnego ojca, posługując się jego statusem społecznym? Osobę, która mogła sprawić bym pożegnała się z wolnością, a może nawet życiem? Jak mogła być aż tak okrutna, by nie móc dać za wygraną? Nachodziła mnie frustrująca myśl, że była w stanie poruszyć niebo i ziemię, byleby się mnie pozbyć. A ja zaczęłam obawiać się, że jeśli tak dalej pójdzie ani Erwin, ani Levi nie będą dłużej chcieli z tym walczyć. Jednak w dalszym ciągu przybyłemu inspektorowi pozostawały raptem dwie rzeczy, na których mógłby oprzeć się dokonując rewizji.

Słowie moim i słowie jego córki.

Równocześnie miał do dyspozycji dalej niezamknięty temat. Dowódca co prawda wybrnął z sytuacji, ale jedna sprawa nie niwelowała drugiej. Miałam wyłącznie nadzieje, że jeśli tylko jakimś cudem dam Almericowi do zrozumienia, że nie ma takiej siły, którą się mnie stąd pozbędzie, ostatecznie zrezygnuje.

Odprawieni nie musieliśmy nawet odzywać się do siebie słowem, by wiedzieć, że następnym przystankiem był gabinet Ackermanna. Musieliśmy wymyślić plan. Coś co sprawi, że cholerny Inspektor Gadżet uwierzy w naszą bajkę o małżeństwie i da nam spokój.

Mieliśmy zatem jedno wyjście: kłamać.

Aktorstwo było moją mocną stroną, więc jeśli chodziło o zmyślanie historii na poczekaniu nie miałam z tym żadnego problemu, ale w tym wypadku słowa nie miały wielkiej siły przekonywania. Miałam wrażenie, że mój pierścionek zaręczynowy był niewystarczająco miarodajny, by użyć go za dowód.

Levi otworzył drzwi, przepuszczając mnie w przejściu. Pospiesznie przeszłam przez próg, gorączkowo myśląc nad planem działania. Przeczesałam włosy, zaczynając chodzić w kółko.

— I co teraz? — zapytałam i nie obchodziło mnie, że wyglądałam jakbym popadała w panikę. W rzeczywistości tak było. Byłam, kurwa, przerażona. Levi nie odpowiedział od razu, przekręcając w drzwiach klucz, nawet nie patrząc jak dreptałam w tę i we w tę.

— Przeklęta Rita, wiedziała od początku, że udajemy. Kurwa jedna. Jak mamy przekonać te oprawione kości, że naprawdę jesteśmy małżeństwem? — zapytałam rozgoryczona, wreszcie zatrzymując się w miejscu, by popatrzeć na mężczyznę.

Przyglądał mi się z lekko ściągniętymi brwiami i rękami splecionymi na klatce piersiowej.

— Słuchasz mnie w ogóle? — zapytałam zrezygnowana, a on westchnął jedynie.

Czułam bijącą od niego irytację, a pod materiałem śnieżnobiałej koszuli dostrzegałam rysy mięśni. Też był zdenerwowany, ale wydawało się, że wpadł na jakiś pomysł.

Czułam, że z każdą minutą traciliśmy czas.

— Levi!

— Jęcz.

Jego oczy wbiły się w moje. To jedno słowo wystarczyło bym zdębiała. Otworzyłam z szokiem usta chcąc odpowiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Wpatrywałam się w mojego narzeczonego jak w obraz święty, nie mając bladego pojęcia co odpowiedzieć.

— Słucham?

Jego spojrzenie stwardniało. Podszedł bliżej, aż odruchowo się cofnęłam. Kobaltowe tęczówki nie odstępowały mnie na krok.

— Jęcz, Reagan. — powtórzył, patrząc mi prosto w oczy. — Chce dowodu, czy nie tak? — zapytał retorycznie, a po moich plecach przeszedł dreszcz.

Wzdrygnęłam się, bo czułam się jakby mógł dostrzec moją zawstydzoną duszę. Oszalał? Musiałam przyznać, że chyba tak, bo na jego twarzy widziałam wypisaną determinację. I to miał być ten cholerny dowód?!

— Założę się, że do jutra stąd zniknie. — dodał, ale nie mogłam przyswoić tego co mówił.

Czy on chciał bym udawała, że uprawiamy seks? Kpił sobie?!

Pokręciłam z niedowierzaniem głową, niemal z agresją odrzucając samą tą myśl. Co za kretyński pomysł!

— Pogięło cię, Ackermann? — parsknęłam, a przez jego twarz przepłynął grymas niezadowolenia. — Nie ma mowy!

Czułam, że jego cierpliwość powoli gasła, ale nie obchodziło mnie to nawet w najmniejszym stopniu. Byłam skłonna zrobić wiele, ale nie pozwolę mu się poniżyć. Levi przestąpił kilka kroków do mnie, diametralnie zmniejszając dzielącą nas odległość. Nim zdążyłam się cofnąć, jednym szybkim ruchem popchnął mnie na chłodną ścianę, opierając ręce po bokach mojej głowy, odgradzając mi możliwość ucieczki. Wzięłam głębszy wdech, automatycznie się prostując.

— Chcesz skończyć na stryczku, Phoenix? Patrzeć jak twój brat ginie razem z tobą, oskarżony o współudział? — wysyczał, kładąc przedramię nad moją głową i pochylając się do mnie bliżej.

W jego oczach płonął dziki ogień, od którego dostawałam gęsiej skórki.

— A co ci tak nagle na mnie zależy...? — wyszeptałam na tyle głośno, by mnie usłyszał.

Czułam przy sobie ciepło jego ciała. Jak przenika przez moją skórę i rozpala od wewnątrz. Zagryzłam dolną wargę, zaciskając palce w pięści. Jego wzrok na moment zabłądził na wysokości moich ust.

— Wykonuje tylko rozkazy. — odparł oschle, znów patrząc mi w oczy.

Determinacja w jego spojrzeniu sprawiła, że zawrzał we mnie gniew. A w dole serca odezwał się ból.

— Nie zmusisz mnie. — zawarczałam, unosząc głowę i rzucając mu niewerbalne wyzwanie.

Mógł próbować przyrównywać mnie do parteru. Mógł obrzucać mnie obelgami, jakbym była nic niewartym kundlem, ale nawet jeśli zależało od tego moje życie i przyszłość... Nie dam mu wygranej. Patrzył na mnie przez chwile w milczeniu, po czym nagle na jego ustach zatańczył groźny, bezczelny uśmiech.

— Och, tak myślisz...? — jego głos zawibrował w dole mojego brzucha, kiedy płynnym ruchem obrócił mnie do siebie tyłem, całym ciałem przygważdżając do ściany.

Sapnęłam, czując jak temperatura w pomieszczeniu diametralnie wzrasta. Czułam na plecach jego klatkę piersiową i palce powoli sunące od mojego kolana po biodro. Zadrżałam, a ciepłe wargi Levi'a zaczęły znaczyć niewidzialną ścieżkę na mojej szyi. Zacisnęłam pięści. Serce waliło mi tak głośno, że byłam niemal pewna, że mógł je usłyszeć. Chciałam coś powiedzieć, rozkazać mu, by przestał, ale oprócz tego, że gardło miałam ciasno ściśnięte, jakaś część mnie kazała mi milczeć.

— Myślisz, że nie wiem jak na ciebie działam, Reagan...? — zamruczał przy płatku mojego ucha, aż po kręgosłupie rozszedł się dreszcz. — Moja droga żono...?

Sapnęłam, przymykając powieki i kładąc czoło na ścianie. Jego ciało przyciśnięte do mojego, jedna ręka opleciona wokół moich bioder, a druga coraz śmielej zsuwająca się w dół. W stronę wewnętrznej części ud. Jego wargi muskały moją szyję, a włosy delikatnie łaskotały skórę.

— Ackermann... — wyszeptałam z gorącymi policzkami, wyginając bezwolnie plecy. — Przestań. — poprosiłam, zaciskając powieki.

Jego zęby zatopiły się w miejscu gdzie szyja łączyła się z ramieniem, a z moich ust wypadło ciche westchnienie. To było absurdalne. Cała ta sytuacja i fakt, że cholernie bardzo mi się to podobało. To co mi robił i jak mnie dotykał. Miałam wrażenie, że z każdym następnym zetknięciem się jego rąk i warg z moim ciałem pozostawiał po sobie ogniste ślady.

— Nie skrzywdzę cię... — wyszeptał, napierając na mnie i prawie niezauważalnie wsuwając dłoń pod materiał mojej koszuli.

Zdrętwiałam, gdy powolnie zaczął kreślić abstrakcyjne wzory kilka centymetrów nad linią moich spodni. Zagryzłam mocno wargę, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Z każdą następną sekundą czułam, jak napięcie we mnie wzrasta i chcąc nie chcąc zaczynam odczuwać chorobliwą potrzebę, by dotknął mnie mocniej.

Nienawidziłam tego, że to właśnie przez niego.

— Reagan... — wymówił moje imię prosto w skórę, gdy składał wzdłuż ramienia mokre pocałunki.

Wiedziałam na co czekał.

Ale nie miałam zamiaru dać się złamać.

Pokręciłam głową, dusząc w sobie skowyt, kiedy mocno mnie objął, jedną dłonią docierając do rąbka mojego stanika, a drugą jednym szybkom ruchem wsuwając pod materiał spodni. Jego ręka natychmiast odnalazła czułe miejsce między nogami, mocniej na nie napierając.

Wyprężyłam się oddychając ciężko, ale bezgłośnie.

— No proszę... — zamruczał z nutą rozbawienia, przesuwając dwoma palcami po materiale koronki.

Prawie się zachłysnęłam.

— Czyżby moja narzeczona była jednak podniecona...?

Przejechał językiem po wrażliwym miejscu za uchem, przez co otarłam się o ścianę. Krew huczała mi głośno w uszach, a z lekko rozchylonych ust nieustannie chciały wypaść ciche jęki rozkoszy, ale dusiłam je wszystkie.

— Nie zrobię tego... — wysapałam ostatkami świadomości. — Nie dam ci tego, Ackermann... — moje słowa zabrzmiały jak obietnica i najwyraźniej Levi też to wyczuł.

Odnalazł drogę pod mój stanik, a jego palce ścisnęły przyjemnie moją pierś. Zaklęłam, bo w tym samym czasie drugą dłonią odchylił materiał mojej doszczętnie przemoczonej bielizny i zaczepił pulsującą łechtaczkę. Zwiotczałam i sapnęłam odrobinę głośniej.

— Mmm... Przyłapana, hm...?

Jego ciepły oddech załaskotał mój kark, a długie palce wolno zaczęły pocierać wrażliwe miejsce, poświęcając chwile czasu, by rozprowadzić podniecenie na mojej kobiecości. Nie chciałam czerpać z tego przyjemności. Chciałam odepchnąć go od siebie i rozkazać, by się pierdolił, ale nogi miałam jak z waty, wlepione w podłogę niewidzialną siłą. Coś we mnie chciało tego więcej. Chciało jego więcej. Palce na moim biuście umiejętnie potarły mój sutek śląc falę dreszczy po moim kręgosłupie. Przestań, myślałam, dość tego, Reagan, odsuń go od siebie. Zamiast tego zaskomlałam jedynie:

— Levi...

Jego usta odnalazły delikatne miejsce na mojej szyi zaczynając je ssać i przygryzać, z każdą następną minutą coraz ostrzej, agresywniej...

— Dobrze... Rób tak dalej... — pochwalił mnie, zachłannie gryząc mi skórę.

Jego palce zataczały rozkoszne kręgi na łechtaczce doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Nie pojmowałam, jak udało mu się tak szybko wytrącić mnie z równowagi. Jak łatwo doprowadził pod drzwi szaleństwa i jak nagle zamiast nienawidzić zaczęłam go pragnąć. Wbiłam palce w ścianę, bez kontroli wijąc się pod jego dotykiem, nieumyślnie zwiększając swoją przyjemność. Ostro masował palcami mój sensytywny punkt, a na szyi czułam jak pozostawia zaróżowione ślady, które na pewno zostaną na dłuższy czas. Ale pomimo, że byłam zajebiście blisko orgazmu i miałam ochotę krzyczeć jego imię, pozostawałam milcząca. I to najwyraźniej wyczerpało jego cierpliwość. Zaklął, a zachrypnięty głos sprawił, że zabrzmiało to niemożliwie wręcz seksownie. Zabrał ręce i odwrócił mnie przodem. Nie pozwolił mi złapać oddechu, bez ostrzeżenia wpijając się w moje usta i łapiąc pod uda, by mnie podnieść.

— Kurwa, ale ty jesteś upierdliwa. — zawarczał, gryząc moją dolną wargę, gdy chciałam się odsunąć.

Prawie nie kontaktowałam. Drżałam, bo dalej czułam wiszący nade mną cień spełnienia, aż odruchowo otarłam się o jego spodnie. Był twardy. Jak jasna cholera. Ale nie ważne jaką myślą się kierował nie chciałam żebyśmy robili to w ten sposób. Nie w takich okolicznościach. Nie gdy czułam, że robił to dla konkretnego celu. Przycisnęłam ręce do jego ramion, chcąc go odepchnąć, musząc go odepchnąć, sapiąc przy tym z wysiłkiem. Złapał moje nadgarstki unieruchamiając je po obu stronach mojej głowy i całkiem przytrzymując przy ścianie. Pchnął biodrami aż otworzyłam usta w niemym pisku.

— Reagan, nie każ mi tego robić. — wychrypiał między ognistymi pocałunkami.

W jego głosie słyszałam niespotykaną u niego desperację. Jakby z całych sił teraz powstrzymywał się przed zluzowaniem wszystkich hamulców. Sam czerpał z tego przyjemność. Podobało mu się to i zdawało się, że jakaś jego część też nie chciała, by doszło do naszego pierwszego razu w ten sposób. A mimo to nie przestawał. Jego język tańczył z moim i oboje nie mieliśmy już czasu, by choćby oddychać. Chociaż chciałam się opierać oddawałam wszystkie pocałunki, mój umysł zbyt otępiały, by się sprzeciwić.

— Rea, bo będziemy tego żałować...

To bardziej brzmiało jak prośba niż charakterystyczny dla Levi'a rozkaz. Teraz pozostawałam milcząca tylko dla jednej rzeczy. Złapał jedną ręką moje nadgarstki, przyszpilając je nad moją głową. Usłyszałam, jak warczy w moje usta słowa przekleństw, a wraz z nimi jak z oddali dobiegł mnie dźwięk rozsuwanego zamka od spodni.

— Wiesz co zrobię...? — zapytał, właściwie nie oczekując odpowiedzi.

Nasze ciała ocierały się o siebie potęgując napięcie niezdolne już do zniesienia.

— Tak... — wysapałam cicho, walcząc z jego silnymi palcami, by puściły moje nadgarstki.

Zabrał rękę, w końcu pozwalając mi się dotknąć, co natychmiast wykorzystałam. Wplotłam palce w jego włosy, delikatnie za nie ciągnąc.

— I mimo to mi pozwalasz...? — upewnił się, ciągnąc za szlufki moich spodni, stawiając mi nieme pytanie.

W odpowiedzi uniosłam się lekko, pozwalając zsunąć je z moich bioder. Pokiwałam głową, nie odrywając się od jego ust.

— Nie słyszę.

Dupek.

— Tak, Levi... — wymamrotałam, kręcąc się i wiercąc w jego ramionach.

Poczułam, jak uśmiecha się w moje wargi.

— Jeszcze raz...

Kurwa, nienawidziłam tego palanta. Przygryzłam mu dolną wargę, klnąc w myślach na siebie, na niego i na cały pieprzony świat.

— Tak, proszę pana.

— Och, kurwa... — wyjęczał gdy usłyszał te słowa padające z moich ust i bez wcześniejszego ostrzeżenia odsunął pasek moich majtek na bok, łapiąc mnie pewniej, po czym nagle we mnie wszedł.

Czując zastrzyk obezwładniającej rozkoszy poderwałam głowę do tyłu, głośno piszcząc jego imię.

— Tak... O to chodziło... — wysapał, kładąc jedną rękę na moim biodrze, a drugą przytrzymując się ściany.

Objęłam go rękami w szyi, pozwalając mu położyć głowę na moim ramieniu, by powoli, ale mocno, zaczął się poruszać. Nie mogłam się już powstrzymywać, echo zawodzeń i skamleń jego imienia raz po raz odbijały się od ścian biura i byłam pewna, że słyszało mnie całe piętro. Ale w ogóle mnie to nie obchodziło. Wchodził we mnie perfekcyjnie, jakby znał moje ciało od bardzo dawna i wiedział, jak i gdzie mnie dotykać. Albo po prostu cholernie mocno na mnie działał.

— Levi! — wołałam żałośnie, wyginając ostro plecy w łuk i zaczynając ciężej oddychać, gdy czułam jak bardzo byłam blisko.

— Głośniej. — rozkazał przy moim uchu, doprowadzając mnie do szału.

Jęczałam z każdym pchnięciem, a moje palce wbiły się ostro w jego plecy aż westchnął cicho.

— Kurwa... Proszę pana... — szeptałam i momentalnie poczułam, jak nagle stwardniał, gdy usłyszał jak go nazwałam.

Zaczął chaotycznie przygryzać skórę na moim ramieniu, dusząc własne jęki i zmysłowe zawodzenia, gdy ja zaczęłam oddychać ciężej i szybciej.

— Levi... Och, ja pierdole... — odchyliłam głowę na ścianę, szerzej rozsuwając nogi, a on przyspieszył sprawiając, że przed oczami zaświeciły mi gwiazdy.

— Tak, kochanie, właśnie tak... — wysapał w moje ramie, powoli tracąc rozum.

Był tak cholernie dobry. Na sam dźwięk jego zduszonych błagań i jęków nie wytrzymałam, i szarpnęłam go mocno za włosy. Wygięłam się, drętwiejąc w jego objęciach i ostatni raz wypłakując jego imię. Levi jęknął głośno, wbijając mi palce w uda, a jego ruchy stały się szybkie i niechlujne. W kącikach moich oczu zakołysały się łzy. Rżnął mnie po całości, w pokoju jedynym dźwiękiem stała się przyspieszona melodia naszych urywanych oddechów i jęków. Nie mogłam już tego dłużej znieść. To było za wiele. Pocałował mnie nagle, tłumiąc żałosne skamlenia i błagania opuszczające moje usta. Wbił się we mnie ostro, do samego końca, dusząc cisnący się na usta jęk i oparł się bezładnie przedramionami na ścianie po obu stronach mojej głowy. Zatrzymał się tuż przed swoim orgazmem i dyszał ciężko, z głową lekko pochyloną nad moimi wargami. Chciałam go pocałować, na co bez zawahania mi pozwolił, ale mimo to czułam, że coś było nie tak. Objęłam jego kark, przyciągając go blisko do siebie.

— Levi... — wyszeptałam, dalej z trudem łapiąc oddech. — Co się dzieje...?

Nie rozumiałam... Zdawało mi się, że było mu dobrze, ale teraz, gdy wysuwał się ze mnie z cichym sykiem, na jego twarzy malowało się niezadowolenie. I ten widok ugodził mnie w samo serce. Złapałam go za ramiona, gdy zapinał spodnie, nakazując mu na siebie spojrzeć. O co chodzi? Pytały moje oczy. Przez chwile patrzył na mnie, jakby zastanawiał się nad dogodną odpowiedzią, po czym pochylił się, całując mnie pobieżnie.

— Dobrze się spisałaś. — to powiedziawszy odsunął się, pozostawiając mnie z bolesną wręcz pustką.

Milczenie z każdą minutą stawało się coraz głośniejsze, niemal rozsadzające czaszkę. Dopiero, kiedy zaczęło do mnie docierać, co właśnie miało miejsce poczułam silny ucisk w gardle i nieprzyjemne ukłucie na poziomie klatki piersiowej.

Nie przypuszczałam, że był zdolny posunąć się tak daleko. Że miał siłę, by zrobić coś tak obrzydliwie okrutnego.

Że miał moc, by sprawić, że moje mury zatrzęsły się w posadach.

---

Jestem grzesznicą i będę smażyć się w piekle. Ale taki stan rzeczy jak najbardziej mi odpowiada :D
~Łania

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro