W ogniu serca - daria_anna | Czepliwa Zołza
Romanse od zawsze były moim guilty pleasure. Jak powszechnie wiadomo, tego typu historie, a już zwłaszcza na Wattpadzie, zwykle nie są najwyższych lotów. Wyidealizowani bohaterowie wpadają na siebie przypadkiem, zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, przeżywają po drodze jakiś kryzys, a ostatecznie żyją długo i szczęśliwie. Generalnie schemat goni schemat. Czasami można jednak trafić na takie teksty w tym gatunku, które mimo że zdecydowanie są pleasure, to do guilty jednak wyraźnie im daleko. Jednym z takich opowiadań niewątpliwie jest „W ogniu serca" autorstwa daria_anna. Bo chociaż autorka reklamuje go właśnie jako romans, to myślę, że można by tę historię spokojnie określić jako obyczajową z wątkiem romantycznym. I to taką, gdzie nie tylko miłość jest na pierwszym planie, ale przede wszystkim próba ułożenia sobie życia na nowo.
Fabuła skupia się na około trzydziestoletniej Bognie, która po rozwodzie postanawia diametralnie zmienić swoje życie. Opuszcza Wrocław i przeprowadza się do Borowic – wsi położonej w Karkonoszach – gdzie kupiła podupadający pensjonat Zacisze. Mimo że prowadzenie biznesu to dla niej zupełnie nowe doświadczenie, podchodzi do niego z dużym entuzjazmem. A przynajmniej do momentu, aż okazuje się, że przybudówkę, w której planowała zamieszkać, będzie musiała dzielić z wnukiem poprzednich właścicieli. Sprawę utrudnia fakt, że Florian okazuje się chłodnym w obyciu, stroniącym od ludzi człowiekiem i początkowo trudno znaleźć im nić porozumienia. Oboje szukają wytchnienia i spokoju od niełatwej przeszłości, jaką mają za sobą. Zdaje się jednak, że te przykre doświadczenia mogą ich do siebie zbliżyć.
Zanim przejdę do szerszego omówienia fabuły, chciałam zaznaczyć, że bardzo podoba mi się opis opowiadania. Jest dokładnie taki, jakie lubię – nie za długi, nie za krótki, dobrze nakreślający bohaterów i ich sytuację życiową. Czytając go, łatwo wyobrazić sobie, co się za nim kryje. I tekst te wyobrażenia faktycznie odzwierciedla. Często zdarza się tak, że opisy bywają zwodnicze, ale tutaj ten problem nie zachodzi. Czytelnik dostaje dokładnie to, co jest mu sugerowane.
Motyw rozczarowanej dotychczasowym życiem kobiety, która postanawia wywrócić swoją codzienność do góry nogami, jest dość popularny, ale osobiście lubię tego typu historie, więc opowiadanie czytało mi się z przyjemnością. Momentami jest oczywiście odrobinę sztampowo, bo to jednak romans/obyczajówka, w których tak właściwie nie ma gdzie się rozpędzić z oryginalnymi wątkami, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Myślę, że duża w tym zasługa kreacji bohaterów, a zwłaszcza Bogny, ale do tego wrócę jeszcze później. Póki co to dopiero początek historii, więc za dużo się nie dzieje – Bogna przyjeżdża do Zacisza, zapoznaje się z nowym miejscem, pracownikami pensjonatu, swoim nowym życiem. Generalnie akcja toczy się więc powoli, ale to dobrze, bo dzięki temu czytelnik ma okazję lepiej poznać bohaterów.
Opowiadanie liczy sobie na razie tylko dziesięć rozdziałów, ale od razu czuć, że fabuła nie będzie się skupiała wyłącznie na romansie głównych bohaterów. Myślę, że ważnym aspektem będzie tutaj także pokonywanie własnych słabości, oswajanie się z trudną przeszłością oraz dawanie sobie drugiej szansy na szczęście. Oraz pokazanie, że z przeciwnościami losu łatwiej walczy się we dwójkę niż w pojedynkę. I to właśnie sprawia, że ta historia zyskuje głębię, staje się czymś więcej niż wyłącznie sztampowym romansidłem. To po prostu opowieść o życiu, w którym nie zawsze jest kolorowo. A dzięki temu czytelnikowi łatwo się w nią wczuć, bo w końcu każdego z nas może kiedyś spotkać paskudny rozwód, poważny wypadek czy zwątpienie w dobrą przyszłość.
Sama autorka określa tę historię jako romans slow burn, czyli taki, w którym relacja między bohaterami tworzy się stopniowo, bez pośpiechu. I faktycznie nie ma tu żadnego wybuchu instant love, bo z początku Bogna i Florian trzymają się na dystans, ale nie powiedziałabym, że to wszystko jest takie zupełnie slow. Florek już przy pierwszym spotkaniu jest oczarowany nową właścicielką Zacisza i dość szybko zaczyna odczuwać wobec niej zazdrość, choć nie ma ku temu zbytnich powodów. Bogna, choć upiera się, aby zachować oficjalny ton i zwracać się do Floriana per pan, dość często fantazjuje o sąsiedzie zza ściany. Tak więc mimo wszystko od samego początku ich do siebie ciągnie. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Po prostu nastawiałam się raczej na takie very slow, a dostałam bardziej faster slow, ale to historii niczego nie ujmuje. W końcu ta romantyczna relacja między bohaterami musi mieć jakiś swój początek. Liczę jednak na to, że może najpierw przejdą przez etap przyjaźni, bo odnoszę wrażenie, że przyda się nie tylko miłość, ale właśnie też takie wsparcie drugiej osoby, które nie będzie miało wyłącznie romantycznego wymiaru. Tym bardziej że widać, iż pomału zaczynają obdarzać się zaufaniem, zaczyna im na sobie zależeć. A to bardzo dobry fundament dla budowania dalszej relacji.
Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że mam mały problem z rozdziałem, w którym poznajemy przeszłość Floriana. Po pierwsze dlatego, iż myślałam, że na to wyjaśnienie będziemy musieli poczekać odrobinę dłużej, a po drugie spodziewałam się, że otrzymamy je w nieco innej formie. Zakładałam bowiem, że czytelnicy poznają tę historię razem z Bogną, kiedy Florian zwierzy się jej z tamtych wydarzeń. I chociaż sama historia jest niezwykle poruszająca, to miałam wrażenie, że wyskoczyła trochę jak filip z konopi. Cały ten rozdział jest retrospekcją, w moim odczuciu, oderwaną od kontekstu w stosunku do poprzednich części. Tym bardziej że wcześniejsze wydarzenia nie do końca zapowiadają jej przytoczenie, a na początku tekstu nie pojawia się żadna informacja w stylu „rok/dwa lata wcześniej", więc czytelnik może uznać, że to po prostu kolejny rozdział dziejący się w czasie właściwym dla głównej akcji opowiadania. Co prawda zastosowano tutaj zapis kursywą, ale autorka w ten sposób zaznaczała też inne fragmenty, więc początkowo trudno się połapać, o co właściwie chodzi. No i obawiam się, jak autorka teraz wybrnie z tego, że czytelnik zna już dokładnie tajemnicę Floriana, a Bogna nie, bo wychodzi na to, że będzie musiała ją przytoczyć jeszcze raz, a to dla czytelnika zapewne nie będzie już takie emocjonalne. Dlatego chyba jednak wolałabym po raz pierwszy przeżyć tę wstrząsającą opowieść razem z główną bohaterką i razem z nią dzielić towarzyszące temu emocje. Liczę jednak na to, że skoro autorka zdecydowała się na taką, a nie inną formę przytoczenia tych zdarzeń, to ostatecznie dobrze rozegra tę kłopotliwą kwestię.
Jedyne chyba, czego mi odrobinę zabrakło, to lepsze pokazanie aklimatyzacji Bogny w Borowicach. Kobieta z dnia na dzień zmieniła całe swoje życie, podjęła się czegoś, czego nigdy nie robiła. To wszystko powinno być dla niej nowe, nieznane, może nawet fascynujące, a tymczasem odniosłam wrażenie, że podeszła do tego bez większych emocji, tak po prostu. Poza tym, chociaż oczywiście życzę jej jak najlepiej, trudno uwierzyć, że nie spotykają jej żadne większe trudności. Tym bardziej że pensjonat raczej cienko przędzie. Co prawda pojawiają się informacje o brakach kadrowych czy naglących telefonach od księgowej, ale jakoś tak nie miałam poczucia, że Bogna się tym bardzo przejęła. Może to kwestia jej charakteru, ale mimo wszystko chyba podchodzi do poważnych spraw nieco zbyt beztrosko.
Skoro już zahaczyłam o charaktery bohaterów, to właśnie do nich teraz przejdę. Jak łatwo się domyślić, mamy tutaj dwójkę głównych postaci. Zacznę od Bogny, którą poznajemy jako pierwszą. Mimo dość przykrych życiowych doświadczeń związanych z byłym mężem (którego uporczywie nazywa padalcem), kobieta jest niezwykle pozytywną postacią, która żadnych wyzwań się nie boi. A świadczy o tym chociażby sam fakt, że postanowiła rzucić się na głęboką wodę, kupując Zacisze mimo braku doświadczenia w branży turystycznej. W Bognie podoba mi się przede wszystkim to, że nie uważa się za wszystkowiedzącą Zosię samosię, ale potrafi przyznać się do niewiedzy i poprosić o pomoc bardziej kompetentne osoby. Poza tym ma dystans do samej siebie, nie użala się nad sobą i z dość dużą swobodą wspomina nieudane małżeństwo. Tak jakby wcale z tego powodu nie rozpaczała, ale wręcz przeciwnie – czuła ulgę, że się skończyło. Ponadto jest otwarta, sympatyczna i pozytywnie nastawiona do ludzi. Tak więc Bogna to dokładnie taka bohaterka, o jakiej chce się czytać i której całym sercem się kibicuje.
Florian natomiast prezentuje jeden z dobrze znanych typów męskiego bohatera romansu. Wycofany, zamknięty w sobie, stroniący od ludzi, dość tajemniczy. I przede wszystkim głęboko zraniony przez życie, co niewątpliwie stanowi przyczynę jego oschłej postawy. Jak można się domyślić po opisie i początkowych rozdziałach, Florek był strażakiem i w wyniku jakiegoś wypadku doznał poważnych oparzeń. Wydarzenie to sprawiło, że mężczyzna musi mierzyć się z demonami przeszłości i poczuciem winy, co skutkuje koszmarami i stanami lękowymi. Okaleczone ciało także nie ułatwia mu funkcjonowania wśród ludzi. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest on człowiekiem silnym, pracowitym i uczynnym, bo w razie potrzeby jest gotowy zaangażować się w pomoc przy prowadzeniu pensjonatu. Dlatego mimo swojej lekkiej gburowatości zbudza w czytelniku sympatię.
Tak więc Bogna i Florian stanowią w dużej mierze swoje przeciwieństwa. Oboje jednak mają za sobą niełatwą przeszłość. Nie od razu wiemy dokładnie, co przytrafiło się każdemu z nich, bo autorka dawkuje informacje, tym samym nadając całej historii odrobiny tajemniczości. Osobiście bardzo lubię taki zabieg, bo takie małe niedopowiedzenia zachęcają do czytania i odkrycia nie tylko dalszych, ale też wcześniejszych losów bohaterów. A te z kolei świetnie uzupełniają charakterystykę postaci, pozwalają lepiej zrozumieć ich postępowanie. Aczkolwiek, tak jak wspomniałam wcześniej, mimo wszystko chyba jednak odrobinę zbyt szybko Bogna dowiedziała się o oparzeniach Florka, a czytelnicy o wydarzeniach, które do tych obrażeń doprowadziły. Osobiście potrzymałabym zarówno Bognę, jak i czytelników jeszcze trochę w niepewności.
Co do bohaterów drugoplanowych, to nie ma ich zbyt wielu. Na wspomnienie na pewno zasługuje jednak Wojtek – jeden z pracowników pensjonatu, mężczyzna po pięćdziesiątce, przyjaciel Floriana. Odebrałam go jako takiego dobrego ducha Zacisza, który o wszystko dba, martwi się o bliskie mu osoby, zawsze służy dobrą radą. To sympatyczna postać, która zdecydowanie dodaje ciepła całej historii. A czasami rzuci też jakąś zabawną uwagą, tak dla rozluźnienia atmosfery. Poza tym mamy jeszcze nieco opryskliwą pracownicę Agatę i jej synka Szymona, kucharza Huberta oraz sołtysa Borowic, który, mimo że żonaty, przystawia się do Bogny, kiedy tylko może. Ta ostatnia postać oczywiście nie wzbudza sympatii, ale dokładnie taka miała być. Ogólnie więc bohaterowie są bardzo prawdziwi i naturalni, dzięki czemu czytelnikowi łatwo się z nimi utożsamić.
Opowiadanie pisane jest w narracji pierwszoosobowej, ale z dwóch perspektyw – Bogny i Floriana. Uważam, że to dobry zabieg, ponieważ dzięki temu historia staje się pełniejsza, niż gdybyśmy poznawali ją tylko z perspektywy Bogny. Wiemy więc, co myślą i czują obie postacie i jak reagują na siebie nawzajem. A to niewątpliwie sprawia, że łatwiej wczuć się w ich przeżycia, rozterki.
Jak wspomniałam już wcześniej – akcja rozgrywa się w Karkonoszach. Bardzo się cieszę, że autorka postawiła na polskie realia, gdyż wychodzę z założenia, że najlepiej pisać o czymś, co się zna. Odnoszę jednak wrażenie, że często czytelnicy, nie wiedzieć czemu, traktują opowiadania czy książki rozgrywające się w naszym kraju jako takie gorszego sortu. A to bardzo niesłusznie! „W ogniu serca" jest świetnym dowodem na to, że to, co swojskie, też może być dobre. A w moim przypadku także bliższe sercu, więc zawsze z przyjemnością sięgam po historie z rodzimego podwórka.
I tu należy też dodać, że autorka dobrze orientuje się w topografii okolic, w których osadziła akcję. Na mapie bez problemu można odnaleźć wieś Borowice w gminie Podgórzyn w powiecie karkonoskim, o której mowa w opowiadaniu. Widać, że autorce bliskie są te, sądząc po opisach, urokliwe tereny. Wspomniany jest nawet festiwal poezji śpiewanej, który, jak głosi Wikipedia, rzeczywiście w Borowicach się kiedyś odbywał.
Opowiadanie napisane jest bardzo lekkim, przyjemnym, przystępnym językiem, tak więc przez tekst niemal się płynie. Zwłaszcza że długość rozdziałów jest w sam raz. Bohaterowie często przeprowadzają wewnętrzne monologi lub wydają sobie mentalne rozkazy, które nieraz mają humorystyczny wydźwięk. Autorka ma dużą łatwość w płynnym przechodzeniu z lekkich sytuacji czy tematów do zdecydowanie poważniejszych, dzięki czemu te dwie kwestie dobrze się równoważą. Dialogi brzmią naturalnie, opisy przede wszystkim skupiają się na uczuciach i przemyśleniach bohaterów.
Pod względem technicznym tekst prezentuje się dość dobrze, chociaż pojawiły się pewne drobne błędy. Jeśli chodzi o interpunkcję, to często brakowało przecinków przy domykaniu wtrąceń. Szczególnie w zdaniach z konstrukcjami „teraz gdy" i „jedyne co" oraz zwrotem typu „do cholery" (który swoją drogą w niektórych fragmentach, jak dla mnie, pojawiał się zbyt często). Przykłady takich zdań:
„Teraz gdy zjawiła się nowa właścicielka, paradowanie po hotelowej kuchni nie wchodziło w rachubę" – poprawnie: „Teraz, gdy zjawiła się nowa właścicielka, paradowanie [...]"
„Jedyne, co odczuwałem to wyrzuty sumienia" – poprawnie: „Jedyne, co odczuwałem, to wyrzuty sumienia".
„Jak, do jasnej cholery miałem ją zaprowadzić do mieszkania?" – poprawnie: Jak, do jasnej cholery, miałem ją zaprowadzić do mieszkania?"
W kwestii interpunkcji zwróciłabym jeszcze uwagę na wielokropki. W niektórych miejscach następowało ich nieuzasadnione nagromadzenie, bo znaki te stosuje się tylko wtedy, gdy z jakiegoś powodu wypowiedź zostaje przerwana lub gdy to, co zamierzamy powiedzieć w dalszej części, jest dla czytelnika czymś zaskakującym. Często autorzy używają go, aby wyrazić coś w stylu zamyślenia, co nie jest do końca poprawnym zabiegiem. Jeśli już jednak się na to decydujemy, to nie nadużywajmy tego środka wyrazu. Tutaj jeszcze pojawił się taki problem, że czasami między ostatnim słowem a wielokropkiem pojawiała się spacja, której tam być nie powinno.
Zdarzała się też niekonsekwencja w zapisie pewnych wyrazów, na przykład jeansy/dżinsy czy Usłyszeć/usłyszeć po wypowiedzi dialogowej. W jednym i drugim przypadku obie formy są poprawne, ale należy trzymać się jednej w całym tekście. Podobnie było z nazwami marek samochodów, kiedy mówimy o konkretnym aucie. Citroen Bogny był zapisany od małej litery ale ford explorer Huberta już od dużych. Tutaj jednak poprawna jest tylko jedna forma – ta od małej litery.
Po rozmowie z autorką doszłam do wniosku, że większość tych błędów nie wynika z niewiedzy, a ze zwykłego niedopatrzenia. Tak więc nie ma się czym martwić, tylko przed publikacją sprawdzić tekst kilka razy (najlepiej ze sporymi odstępami czasowymi), bo to zawsze pomaga wyeliminować błędy, które popełniamy przez nieuwagę.
Ostatnia uwaga techniczna będzie dotyczyła używania kursywy. Autorka dość często ją stosuje, choć w moim odczuciu nie zawsze zachodzi taka potrzeba. W przypadku, kiedy w ten sposób są wyróżniane fragmenty stanowiące wewnętrzne monologi bohaterów, wydaje się to w porządku. Tak samo jak używanie jej w zastępstwie cudzysłowu. Jednak nie posługiwałabym się nią przy zapisie rozmów telefonicznych. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie spotkałam się z takim zabiegiem i nie uważam go za konieczny. Rozmowa to rozmowa, a jeśli jest ona przeprowadzana przez telefon, to powinno to wynikać z narracji, a nie należy podkreślać tego poprzez zapis kursywą wypowiedzi osoby po drugiej stronie słuchawki.
Jak więc widać, troszkę tych błędów się nazbierało, ale są to głównie drobnostki, które nie odbierają przyjemności z czytania.
Podsumowując, „W ogniu serca" mimo że reklamowane jest jako romans, to tak naprawdę dobrze zapowiadająca się historia obyczajowa o godzeniu się z przeszłością i odnajdywaniu nowego siebie. Nie ulega wątpliwości, że wątek romantyczny odegra tu znaczącą rolę, ale na pewno nie będzie jedynym ważnym aspektem tej historii. Bohaterowie to ludzie po przejściach, którzy szukają spokoju oraz dobrego nowego początku. I zapewne, czego im szczerze życzę, odnajdą drugą szansę w sobie nawzajem. Jeśli więc ktoś lubi tego typu historie, w dodatku rozgrywające się w urokliwych polskich zakątkach, serdecznie polecam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro