W blasku żywiołu. Błyskawica - AzaliaMaxipain | Zoyene
Relacje między dwoma praktycznie obcymi sobie osobami zawsze są trudne. Stają się jeszcze trudniejsze, gdy oboje mają nierozwiązane sprawy z przeszłości, bieżące problemy i niepewną przyszłość. Właśnie w takich warunkach poznajemy bohaterów tekstu AzaliaMaxipain W blasku żywiołu. Błyskawica.
Pierwsze wrażenie
Okładka W blasku żywiołu jest bez wątpienia estetyczna – muszę przyznać, że podoba mi się jej minimalizm i fakt, że główną ozdobę stanowi tekst. Kolorystyka jest dobrze dobrana, jednak nie pasuje mi przejście koloru na dole. Szczególnie, że nick autorki staje się na tym tle zupełnie nieczytelny. Sam pomysł na okładkę kojarzy mi się bardziej z młodzieżówką niż fantasy, jednak dalsza lektura upewniła mnie, że to właściwe skojarzenie.
Opis jest bardzo krótki. To dosłownie dwa zdania, które wprowadzają parę głównych bohaterów i tak naprawdę nic poza tym. Po jego lekturze nie wiem nic o intrydze, świecie przedstawionym ani sytuacji postaci. Przez to opis jest mało zachęcający – czytelnikom po prostu brakuje dość informacji, żeby coś mogło ich zaintrygować.
Na początku historii na czytelników czekają karty postaci głównych bohaterów. Mnie takie wstawki niespecjalnie interesują, jednak na pewno będą ciekawostką dla osób, które lubią utożsamiać postaci z konkretnymi osobami lub przynajmniej twarzami. W podobny sposób rozpoczyna autorka kolejne części powieści.
Pierwszy dzień w nowej szkole
Historia W blasku... skupia się wokół Miry i Zane'a, dwójki licealistów. Ta pierwsza właśnie przeprowadziła się z Atlanty do Seattle i musi odnaleźć się w nowym życiu oraz nowej szkole. Ten drugi to Utalentowany błyskawicy, a więc ktoś na kształt maga. Wątek Utalentowanych, ich historii oraz życia na Ziemi stanowi bardzo ważny element historii i napędza fabułę oraz działania głównych bohaterów... przynajmniej od pewnego momentu.
Talenty pojawiają się po raz pierwszy w prologu. Potem jednak wątek znika na sześć rozdziałów, a całość skupia się wyłącznie na prywatnym i szkolnym życiu Miry. Doceniam, że autorka dodała wspomniany już prolog, dzięki czemu czytelnik dowiaduje się w ogóle o istnieniu w tym świecie magii. Szkoda jednak, że na tak długo potem go wycisza, a tekst przypomina raczej typowy młodzieżowy romans. Historia nie jest jednak zakończona, a wygląda na to, że dopiero zaczyna się rozwijać, więc możliwe, że część pozbawiona magii będzie stosunkowo krótka w porównaniu do całości.
Jeśli chodzi o samą fabułę, ta na szczęście rozwija się dość powoli i pozwala czytelnikowi zapoznać się z całym światem oraz bohaterami. Pewne uwagi mam do prologu, który wydał mi się niepotrzebnie długi i szczegółowy. Owszem, nie ma zasady, która mówiłaby, że prolog musi być krótki. W tym wypadku dostajemy jednak dokładny opis najważniejszego, wręcz fundamentalnego wydarzenia z życia jednego z bohaterów i wydaje mi się, że warto zawrzeć tu więcej tajemnicy, żeby mieć co zdradzać potem. Przy okazji mniej skupiłabym się na wydarzeniach, a bardziej na oddaniu emocji towarzyszących tej scenie, których nieco zabrakło. Muszę jednak uprzedzić, że autorka dodała prolog, gdy niemal skończyłam czytać – zajrzałam więc do niego pod koniec historii i znałam już późniejszy opis przedstawionych w nim wydarzeń, więc mój osąd może być przez to zakłamany.
Jak wspominałam, pierwsze pięć rozdziałów to przede wszystkim dość typowy nastoletni romans. Akcja ma miejsce w Ameryce, a główna bohaterka jest typową „nową w szkole". Pierwszego wieczoru musi odbyć się impreza, na której bohaterowie się poznają i czują coś do siebie praktycznie od pierwszego wejrzenia, co przy okazji tworzy trójkąt miłosny. Aktualna dziewczyna Zane'a musi być tą złą i nieczułą, żeby nie było nam żal, gdy w końcu zerwą. Z kolei od czasu poznania się, główni bohaterowie nie mogą pójść do łazienki, żeby na siebie nie wpaść. Szczególnie dotyczy to Miry, która od pewnego momentu nie ma chyba ani jednej sceny bez Zane'a. Nieco mnie to męczyło, bo brakuje mi pokazania bohaterów w innych warunkach, ale wiem, że jest to typowe dla gatunku i większość czytelników pewnie nie zwróci na to uwagi, podobnie jak na inne wymienione przeze mnie typowe cechy młodzieżowych romansów.
Kiedy pojawia się wątek magii i Utalentowanych, fabuła wyraźnie zaczyna nabierać tempa. Dopiero wtedy odkrywamy intrygę, cel bohaterów i wyraźny konflikt niszczący świat. Pierwszej części trochę tej celowości brakuje. Mimo wszystko uważam, że warto się przez nią przebić, żeby sprawdzić, co kryje się dalej i czy to wymieszanie nastoletniego romansu (który absolutnie nie znika, a wręcz zaczyna kwitnąć) z elementami fantastycznymi nie podpasuje wam jako czytelnikom.
Kilka słów należy się sposobowi kreowania świata magicznego. Pomysł opiera się na dość popularnym rozkazywaniu różnym żywiołom, zależnie od rodziny, w której dana osoba się urodziła. Umiejętności związane z poszczególnymi żywiołami też raczej nie będą dla nikogo zaskoczeniem – poza oczywistym kontrolowaniem np. błyskawic mamy też informację o talencie księżyca, który odpowiada za manipulacje, odczytywanie myśli i emocji oraz kontrolę umysłu. Tym, co bardziej specyficzne dla tego utworu, jest Centrala, czyli organizacja pilnująca przestrzegania praw przez Utalentowanych żyjących na Ziemi. Problem z Centralą mam taki, że jest zła. Nie dlatego, że nadmiernie pilnuje porządku, rządzi nią ktoś pozbawiony ludzkich uczuć lub że całe społeczeństwo wyznaje jakąś autorytarną ideologię. Jest zła, bo tak. Kilkakrotnie dostajemy informacje, że jej agenci mordują i torturują Utalentowanych oraz zwykłych ludzi, lecz nigdy nie dowiadujemy się, dlaczego tak właściwie. Oczywiście nie oczekuję, aby autorka w nastoletnim romansie tworzyła skomplikowany obraz tego, w jaki sposób powstają i utrzymują się autorytarne organizacje (chociaż w sumie czemu nie?). Jednak choć kilka słów wyjaśniających dokładniej, skąd w Centrali wzięło się takie podejście, pozwoliłoby uniknąć wrażenia „zła, bo zła", które kojarzy się głównie z historiami dla dzieci.
Jak każda opowieść, tak i W blasku żywiołu nie uchroniła się zupełnie przed różnymi nieścisłościami i problemami fabularnymi. Niektóre z nich są większe, inne nieistotne, często dotyczące wątków pobocznych. Przykładem tego ostatniego jest moment w prologu, gdy Zane i jego babcia zostają zaatakowani. Chociaż panuje noc i nawet bohater stwierdza, że jest ciemno, nie przeszkadza mu to zauważyć, że inna bohaterka przez ułamek sekundy zmarszczyła czoło. Zwraca to uwagę tym bardziej, że narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, narrator nie może więc wiedzieć nic ponad to, co wie Zane. Kiedy indziej Mira wychodzi z łazienki przez męską szatnię i nikt nie ma z tym problemu ani nie reaguje, chłopcy tylko uśmiechają się do niej, gdy ich mija. Zdarzają się jednak i poważniejsze sytuacje – jak wtedy, gdy Zane walczy z Zuleiką, powala ją na ziemię, po czym... rozmawiają sobie jak gdyby nigdy nic, a następnie kobieta odchodzi nie niepokojona. Cała scena wydaje się jeszcze bardziej absurdalna, gdy uwzlędnić, że jeszcze przed chwilą toczyła się gra o życie i śmierć, teraz zaś nie ma żadnego napięcia. Pewnych problemów nastręczają też motywacje i reakcje bohaterów. Dla przykładu Zane w jednym rozdziale twierdzi, że Mira nie jest jego problemem i cokolwiek się z nią stanie, powinien się skupić na sobie. W następnym zaś stawia na szali własne życie, byle ją uratować. Autorka stara się poprawić sytuację, przedstawiając przemyślenia bohatera, które doprowadziły go do tego postanowienia, jednak nadal zmiana jest gwałtowna i wypada bardzo nienaturalnie. Podobnie jak reakcja Miry, gdy ta dowiaduje się o istnieniu magicznego świata. Nie ma żadnych pytań ani wątpliwości, nie próbuje zracjonalizować sytuacji ani dowiedzieć się więcej, stwierdza tylko „Możesz na mnie liczyć. Nikomu nic nie powiem" i przechodzi nad wszystkim do porządku dziennego. Nie twierdzę, że jest jedna właściwa reakcja na taką sytuację, jednak całkowity brak reakcji – i na zewnątrz, i w umyśle bohaterki – nie wypada najlepiej. Na szczęście jednak różne problemy i nielogiczności nie stanowią ogromnych dziur, przez które cała fabuła mogłaby się rozpaść; to raczej niedopracowanie pojedynczych wątków. Najważniejsze wydarzenia są sensowne i wyraźnie wynikają z siebie.
Bohaterowie
Pierwszą bohaterką, którą mamy okazję poznać w Blasku żywiołu, jest Mira. Jak wspominałam, to licealistka, którą sytuacja rodzinna zmusiła do przeprowadzenia się na drugi koniec Stanów. To właśnie na tej sytuacji rodzinnej skupia się kilka pierwszych rozdziałów, przy okazji budując postać licealistki. Widzimy w nich, że Mira ma żal do obojga swoich rodziców (a być może nawet ich nienawidzi) oraz że zwykła ukrywać swoje prawdziwe uczucia za maską uśmiechu i sympatyczności. Ten początek rzeczywiście przedstawia pewne cechy bohaterki i jej sytuację, problem w tym, że w dalszym tekście nie ma to żadnego znaczenia. Po przyjściu do szkoły Mira zdaje się zapominać o swoim ojcu i jego partnerce, a o matce wspomina bardzo rzadko. Dodatkowo cechy, które prezentuje wtedy bohaterka, spokojnie można wprowadzić na późniejszym etapie historii, o ile w ogóle są wykorzystywane, bowiem w szkole Mira zdecydowanie częściej stawia się innym ludziom, niż ulega im z uśmiechem. Szczególnie po pojawieniu się magii, całe wcześniejsze życie Miry traci jakiekolwiek znaczenie – zamiast niego autorka zaczyna wprowadzać nowy wątek, prawdopodobnie ciężkiej choroby bohaterki, są to jednak tylko moje domysły. Oczywiście, bardzo doceniam, że autorka stworzyła Mirze rozbudowany background i że chciała jak najdokładniej zaprezentować postać. Pomaga to czytelnikom lepiej się z nią utożsamić, jednak dla fabuły nie ma na razie (!) żadnego znaczenia i mam wrażenie, że pierwsze dwa czy trzy rozdziały przeczytałam po nic – nad tą częścią warto popracować, o ile autorka nie zaplanowała tego dla przyszłych rozdziałów. Jeśli chodzi o samą kreację Miry, podoba mi się, że ma wyraźnie zarysowane pasje oraz wynikające z przeszłości antypatie. Jeśli chodzi o cechy charakteru, to to, czego dowiadujemy się od narratora i rzeczywiste zachowania Miry często bardzo się różnią (chociaż w przypadku narracji pierwszoosobowej taka niekonsekwencja może być wynikiem nierzetelności narratora). Mira jest więc na początku przedstawiana jako osoba wycofana, bojąca się bliskości i ukrywająca emocje za pełnym uległości uśmiechem. Jeśli wybucha, to bardzo rzadko i tylko w skrajnych wypadkach. W trakcie trwania historii okazuje się jednak, że jest bardzo towarzyska, lubiana, chętnie i łatwo zdobywa wszędzie przyjaciół, do tego nie boi się postawić innym, jeśli ich zachowanie jej nie pasuje. Nie ma też problemu z wejściem w bliskie relacje, a wręcz wyraźnie za nimi tęskni. W przypadku tej bohaterki podoba mi się pomysł na trudną przeszłość i teraźniejszość oraz wyraźnie zarysowane zainteresowania, które dodają jej dużo uroku, jednak brakuje mi wyraźniejszego zarysowania jej problemów i trudnych cech charakteru na dalszym etapie historii, po dołączeniu do szkoły i ujawnieniu Utalentowanych.
Drugim głównym bohaterem, z którego punktu widzenia opisywana jest część wydarzeń, jest Zane. Chłopak jest Utalentowanym błyskawic i już wcześniej chodził do szkoły, do której przeniosła się Mira. Szybko stają się sobie bliscy, tworząc parę równie istotnych bohaterów. W przeciwieństwie do Miry, konsekwentnie opisywany jest jako wycofany, spokojny i mocno skupiony na swoim świecie. Główną bohaterkę od razu przyciąga tajemniczością i dziwnym, nieco nadnaturalnym pięknem. Chłopak nie jest jednak bez skaz. Na siłę odpycha od siebie wszystkich, choć podobnie jak Mira wyraźnie tęskni za bliskością. Niektóre jego zachowania są też mocno niepokojące, jak choćby malowanie nieprzytomnej, nieświadomej tego Miry. Nie ma również wątpliwości, że wykorzystuje ludzi wokół siebie. Mimo wszystko nie jest więc idealizowany, przynajmniej poza relacją z bohaterką.
Jeśli chodzi o inne jego cechy, to podobnie jak Mira należy do szkolnej grupy „tych fajnych", a żadna postać w historii nie może przejść obok niego obojętnie – albo darząc go ogromną sympatią, albo knując przeciw niemu i czyhając na jego życie. Na tym podobieństwa się nie kończą. Zane również ma tragiczną przeszłość, jednak w tym wypadku jest ona opisana bardziej mgliście, za to co jakiś czas widzimy jej wpływ na życie chłopaka. Wspominane są depresja, wizyty u psycholożki (z jakichś przyczyn nie psychoterapeutki), trudne relacje z matką i toksyczny związek z Gemmą. Rzeczy te nieco schodzą na dalszy plan, lecz nie znikają zupełnie, gdy zaczyna się główna akcja historii. To dobrze, bo dzięki temu wiele jego zachowań znajduje uzasadnienie, a sama postać nie traci na pierwotnie wypracowanej wielowymiarowości.
W przypadku jego kreacji mam jednak inne uwagi – przede wszystkim dotyczące niespodziewanie dużej samoświadomości Zane'a. Chłopak wprost mówi, że sprzedawca obrazów wypełnia mu pustkę po ojcu oraz że wykorzystuje sytuację z Mirą, by poczuć się lepszym człowiekiem. Owszem, każdy z nas robi podobne rzeczy, jednak zazwyczaj nie jesteśmy tego świadomi, a wręcz bronimy się przed powiedzeniem tego głośno. Bohater mógłby dowiedzieć się takich rzeczy podczas terapii, jednak wiemy, że celowo unika korzystania z niej, trudno więc w to uwierzyć. Ogólnie samoświadomość postaci mi nie przeszkadza, jednak mam wrażenie, że w tym wypadku jest nadmierna, ponieważ chłopak tak po prostu uznaje za oczywiste rzeczy, do których większość z nas dochodzi latami.
Jeśli chodzi o relację Miry i Zane'a, to muszę przyznać, że jest dla mnie dość dziwna. Chłopak od pierwszych chwil przyciągnął uwagę głównej bohaterki i to mnie nie dziwi. Jednak od tego czasu często zachowywał się niepokojąco (wspomniane malowanie jej, gdy była nieprzytomna) albo wprost odpychająco. Początkowo ich znajomość opierała się w dużej mierze na tym, że Zane albo milczał, albo na dziewczynę krzyczał. Nawet w późniejszych rozdziałach chce ukrywać fakt, że się znają, a Mira przystaje na to bez żadnych uwag ani pytań. Mam wrażenie, że tajemniczy magnetyzm przyciągający dziewczynę jest zbyt silny, szczególnie skoro mówimy o osobie popularnej, mającej już pierwszego dnia spore grono znajomych i uwagę najważniejszych osób w szkole. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego po prostu Zane'a nie olała. W ostatnich rozdziałach wygląda to już lepiej, bohaterowie zachowują się wobec siebie naturalnie i bardziej przyjacielsko; dzięki wsparciu, które sobie okazują, można zrozumieć, z czego wynika bliskość między nimi. Problemem jest więc raczej niezręczny początek, który wyraźnie miał zmierzać w kierunku romansu bez względu na to, czy jest to sensowne z punktu widzenia relacji między bohaterami.
Jeśli chodzi o postacie drugoplanowe, to praktycznie wszystkie stanowią różni chodzący do szkoły Utalentowani. Gemma, dziewczyna Zane'a, jest manipulatorką, która nie cofa się nawet przed przemocą fizyczną, jeśli poczuje, że jej pozycja jest zagrożona. Chociaż poznajemy ją w neutralnych okolicznościach, bohaterowie od razu informują nas, by nie pałać do niej sympatią – co niestety nie pozostawia czytelnikowi miejsca na własną ocenę. Nieco przyjaźniej prezentuje się Tiffany, pierwsza przyjaciółka Miry w szkole. Dziewczyna sprawia wrażenie sympatycznej, trochę zwariowanej i nieprzejmującej się zasadami. Niestety, po pierwszych rozdziałach raczej snuje się za Mirą, niż rzeczywiście jest jej przyjaciółką – najwyraźniej jednak relacja między dziewczynami nie była aż tak silna. Istotną postacią jest też Edric, który wykorzystuje swoją zdolność czytania w myślach do siania zamętu i szkodzenia wszystkim wokół. Chociaż każda z tych postaci ma swoje unikalne cechy, wszystkie są opisywane jako egoistyczne i zdolne do krzywdzenia innych lub przynajmniej nieudzielenia im pomocy, jeśli uznają to za korzystne. Przez to wydają się zbyt podobni, ale jednocześnie buduje to obraz świata, w którym nikomu nie można zaufać i trzeba na każdym kroku uważać na to, co się robi i mówi. Obraz ten bardzo pasuje do świata rządzonego przez Centralę i zachowania Zane'a, który nauczył się trzymać z dala od innych.
Głównymi antagonistkami są aktualnie Anemone i jej podwładna Zuleika. Niewiele na razie wiemy o ich charakterach i motywacjach, poza może tym, że Zuleika uwielbia walkę, a Anemone intrygi. Ponieważ jednak nie mamy zbyt wiele informacji o żadnej z nich, skupię się nie tyle na ich kreacji, co pojawieniu się w historii. W przypadku podwładnej nie mam co do tego większych uwag – dość naturalnie przychodzi jako posłaniec, by zdradzić Zane'owi i czytelnikom, że niedługo wydarzy się coś strasznego. Mam jednak wrażenie, że Anemone występuje nieco zbyt szybko i brakuje temu pojawieniu się napięcia. W końcu słyszymy o niej już od kilku rozdziałów, a gdy zjawia się nagle w opuszczonym domu, wychodzi to nieco... płasko. Brakowało mi tej atmosfery, która otaczała bohaterkę wcześniej, gdy nie było jej jeszcze „na ekranie". W dodatku, mimo bycia główną antagonistką, nie robi ona nic szczególnego. Owszem, zasiewa w sercu Miry ziarno niepewności i to akurat wychodzi ciekawie i naturalnie, potem jednak tak po prostu zarządza pojedynek, a po wygranej Zane'a odchodzi jak gdyby nigdy nic. Przy scenach z nią nieco brakuje mi poczucia, że obcujemy z realnym zagrożeniem, a nie kimś, kogo można łatwo pokonać i wypędzić.
Zdecydowanie wyraźniej odczuwałam to w przypadku ojca Gemmy. Przewodniczący Centrali bez wątpienia jest potężny, a swoje możliwości wykorzystuje przede wszystkim do manipulowania wszystkimi wokół. Podczas scen z nim Zane wielokrotnie zwracał uwagę, jak bardzo obawia się każdego spotkania, co skutecznie zbudowało jego obraz jako przerażającego tyrana i sprawiło, że zdecydowanie przebił Anemone.
Jeśli chodzi o postacie trzecioplanowe, to w pamięć zapadła mi chyba tylko pani Spare. Jak na nauczycielkę baletu w amerykańskiej szkole przystało jest okropna – nie znosi sprzeciwu, popycha swoich podopiecznych na krawędź wytrzymałości i krytykuje dla samej krytyki. W przypadku postaci epizodycznej nie przeszkadza, że jest nieco schematyczna i ma niezróżnicowany charakter, bo dzięki temu da się ją zapamiętać. Poza nią jednak bohaterowie trzecioplanowi stanowili raczej mało zauważalne tło. Niektórzy z nich w ogóle nie pojawiali się realnie w historii, a byli tylko wspominani na zasadzie „pojechałem do menadżera, który jest dla mnie jak ojciec, a potem dalej w miasto". Historia skupia się więc przede wszystkim na bohaterach pierwszo– i drugoplanowych i chociaż nie jest to absolutnie błąd, to dla czytelników może być istotną informacją.
Strona techniczna
Pod względem technicznym opowiadanie prezentuje się na średnim poziomie – nie jest wcale źle, ale tu czy tam pojawił się problem z przecinkiem, zapisem dialogów czy budową zdań. Błędy pojawiają się dość często, jednak w większości są powtarzalne, co oznacza, że jeśli autorka popracuje nad pewnymi zasadami, tekst może bardzo zyskać na jakości.
Jeśli chodzi o przecinki, to równie często zdarzało się, że pojawiały się niepotrzebnie, szczególnie między orzeczeniem i podmiotem, („niższa ode mnie blondynka o falowanych włosach sięgających ramion, oparła się o brzeg lady", „I, że już nie tańczysz"), jak i że brakowało ich, gdy były niezbędne („Zatrzasnęłam za sobą drzwi zanim odpowiedział" powinno być „drzwi, zanim"; „Nawet nie jesteś w stanie zrozumieć jak bardzo nie chciałam tu przyjechać" powinno być „zrozumieć, jak").
W przypadku zapisu dialogów częstym błędem było nieprawidłowe stosowanie kropek i wielkich liter, zależnie od tego, czy didaskalia zaczynały się od czasownika opisującego mówienie, czy nie, np. „.; – Muszę niedługo wyjść do biura – ojciec usiadł na drugim końcu stołu, jakby się mnie bał. – Ale wrócę za dwie, trzy godziny", „– Każdy talent to dar. – wtrąciła się babcia". W pierwszym wypadku na końcu wypowiedzi bohatera powinna znaleźć się kropka (lub inny znak interpunkcyjny), a didaskalia zaczynamy wielką literą, w drugim – usuwamy kropkę.
Kolejnym błędem, o którym chcę wspomnieć, jest nieprawidłowa budowa zdań, przez którą zdarzało się, że całe zdanie zmieniało lub traciło sens. Przykładowo ze zdania „ładując sobie porcję tego nieszczęśliwego kurczaka na talerz, którego dalej czułam w całym pomieszczeniu" wynika, że talerz czuć było w całym pomieszczeniu, w dodatku słowo „którego" nie pasuje tu gramatycznie; „Zane ruszył prężnie przez podjazd w stronę drzwi wejściowych jakby ani przez sekundę nie zwątpił, że pomylił miejsce" ← wychodzi na to, że był pewien, że pomylił miejsce; „poniosłaby poważne konsekwencje za wykorzystanie nielegalnej praktyki magicznej na córce, którą to technikę choć sama opracowała, to mogła być ona używana tylko przez władze Yirt" ← w tym wypadku jedna z poprawnych form brzmiałaby „poniosłaby poważne konsekwencje za wykorzystanie na córce nielegalnej praktyki magicznej, która, choć sama ją opracowała, mogła być używana tylko przez władze Yirt". Część z tych problemów to z pewnością zwykłe niedopatrzenie, jednak w niektórych przypadkach zabrakło chyba trochę obycia z językiem i prawidłową odmianą, gdyż ta też czasami zawodzi, szczególnie w przypadku zaprzeczeń („Chłopak miał rację, że nie chciał zaprezentować szerszemu gronu odbiorców swoje świeżo ukończone dzieło" zamiast „swojego świeżo ukończonego dzieła").
Zdarzają się również inne potknięcia językowe (w tym niepotrzebne stawianie przecinka przed „że" w konstrukcjach takich jak „i że" albo „tylko że"), jednak te wymienione wyżej przewijają się w tekście najczęściej i uważam, że autorka powinna poświęcić im najwięcej uwagi.
Są jeszcze dwie sprawy, na które chciałabym zwrócić uwagę, choć nie są ściśle związane ze stroną techniczną. Po pierwsze autorce zdarza się popełniać poważne błędy w prowadzeniu narracji pierwszoosobowej. Przykładem jest zdradzanie różnych faktów, zanim poznają je bohaterowie. Idealnie przedstawia to fragment „Nie zdążyłyśmy zamienić między sobą nawet słowa, gdy dosiadła się do nas jakaś dziewczyna. Vivian Palmerson odrzuciła za plecy długie do pasa i proste jak druty, ciemne włosy, oparła podbródek o splecione palce rąk i patrzyła na mnie jak na kąsek do schrupania". Nieznajoma nie zdąża się przedstawić, a mimo to Mira zna jej imię i nazwisko. Podobnych sytuacji jest więcej, często dotyczą właśnie przedstawiania postaci lub ich myśli, chociaż bohaterka ich nie zna („Czekał aż zmięknę pod naciskiem jego lodowatego wzroku, lecz już po chwili odpuścił zniecierpliwiony, przypominając sobie, że przecież nic go nie obchodziło"). To popularny zabieg w narracji trzecioosobowej, jednak w pierwszoosobowej stanowi poważny błąd i trzeba na niego uważać. Narrator bowiem nigdy nie wie więcej niż bohater w danej chwili. Kiedy indziej Mira kompletnie pomija opisy swoich emocji (jak w scenie, gdy zgubiła się obcym mieście), choć w innych sytuacjach są naprawdę dobrze opisane (jak przy wyjeździe nad jezioro). Zdarza jej się też zachowywać bez sensu:
„– A kim ona niby jest? – spytałam.
– Gemma Jenner jest przewodniczącą samorządu uczniowskiego, członkinią Komisji Porządku w Internacie oraz sekretarzem Komitetu Organizacyjnego Uroczystości Szkolnych.
Nie obchodziło mnie to" ← po co w takim razie pytała?
Nie wiem, czy autorce zdarzyło się pisać (lub może tylko więcej czytać) w narracji trzecioosobowej, jednak na takie elementy warto zwrócić uwagę, bo całkowicie wybijają z zawieszenia niewiary.
Druga kwestia dotyczy niepotrzebnego wyjaśniania czytelnikom różnych szczegółów. Najbardziej rzuca się tu w oczy powtarzanie co chwilę informacji o kolorze włosów Miry, często w dość nienaturalny sposób: „Ocucający wiatr zatańczył wokół mnie, rozwiewając moje długie, czerwone włosy" ← w podobnej sytuacji, będąc zaatakowaną przez nieznaną kobietę, raczej nie myślimy o tym, jaki mamy kolor włosów. Zazwyczaj jednak wygląda to tak, jakby autorka bała się, że czytelnicy nie domyślą się nawet najbardziej oczywistych rzeczy: „Ognisty nie przedłużał dalej widowiska, zadał wreszcie cios rozdzierający klatkę piersiową przeciwnika, kładąc go ostatecznie na łopatki. Pojedynek dobiegł końca, a zwycięzcą w zawodach okazał się oczywiście Ognisty", „Nieosiągalna dla zwykłego człowieka część Gór Kaskadowych, w stanie Washington, do której przybyłem tylko w jednym celu. Musiałem zdobyć tu talent prekognicji. Potrzebowałem go, bo był to warunek do zapewnienia Mirze ochrony przed Centralą, który postawił mi Fra Lutuh" ← ta część to skrót ostatnich kilku rozdziałów i raczej nie ma potrzeby streszczać ich czytelnikom. W tym wypadku polecam po prostu zaufanie czytelnikom, że sami są w stanie dopowiedzieć sobie sporą część informacji i nie trzeba ich powtarzać lub nadmiernie rozwijać.
Technicznie w pracy jest więc jeszcze sporo rzeczy do poprawienia, a autorka powinna zwrócić uwagę na często powtarzające się problemy, by poprawić tę stronę historii.
Podsumowanie
W blasku żywiołu. Błyskawica łączy w sobie nastoletni romans z rozbudowanym fantastycznym światem. Nacisk kładziony na oba te elementy nie jest jednak równomierny; pierwsza połowa skupiała się przede wszystkim na elementach obyczajowych, podczas gdy druga zdaje się o nich zapominać. Mimo to jeśli ktoś lubi takie połączenia, powinien łatwo odnaleźć się w tym tytule, szczególnie z jego ciekawym, rozbudowanym światem magicznym – i właśnie takim czytelnikom mogę polecić tę historię, szczególnie, jeśli autorka poprawi kilka niedociągnięć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro