Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Towards the sun - Nagarwa | Zoyene

Niewielka mieścina, zaginięcia dzieci i mroczna historia z wątkiem religijnym w tle. Do tego bohaterowie rzucający w siebie ostrymi ripostami jak nożami, w międzyczasie zmagający się każdy z własnymi demonami. Czy taka mieszanka wystarczy, by stworzyć dobry kryminał? Na pewno jest solidnym wstępem, co udowadnia Towards the sun od Nagarwa.

Pierwsze wrażenie

Niestety, anglojęzyczne tytuły polskojęzycznych opowiadań to coś, co od razu mnie zniechęca. Wiem, że często mamy wrażenie, że rzeczy po angielsku brzmią lepiej, jednak dla mnie takie tytuły po pierwsze są mylące – często jestem gotowa kompletnie zignorować takie historie bez marnowania czasu nawet na patrzenie w opis – a po drugie wyglądają trochę, jakby autorom brakowało pomysłu. I chociaż koniec końców decyzją autorki pozostaje, jak zatytułuje swój tekst, przez ten drobiazg moje pierwsze spotkanie z Towards... nie zaczęło się tak dobrze, jak by mogło.

Okładka tej historii jest estetyczna i od razu przywiodła mi na myśl thriller lub horror psychologiczny. Z jakichś przyczyn zupełnie nie skojarzyłam jej z kryminałem. Opis również nie dał mi żadnych wskazówek – stanowi jedno zdanie, w dodatku nieodnoszące się do samej historii, a stanowiące raczej wprowadzenie do klimatu tekstu.

Pod względem „sprzedania się" potencjalnemu czytelnikowi Towards... mnie więc niespecjalnie do siebie przekonało. Nie przeczę, że zwarty opis oraz okładka są bardzo estetyczne, jednak przeglądając Wattpada, pewnie nie zwróciłabym na ten tekst większej uwagi, szczególnie po tak szczątkowych informacjach.

A szkoda.

Złap mnie, jeśli potrafisz

Gdyby zamknąć fabułę Towards... w jednym słowie, byłby to po prostu „kryminał". Fani gatunku nie powinni być zawiedzeni, bo mamy tu wszystkie jego podstawowe – lub może lepiej najpopularniejsze – elementy. Już w pierwszym rozdziale bohaterowie znajdują trupa, a wraz z nim wkracza zagadka do rozwiązania – tym razem seryjnego mordercy porywającego dzieci. Mamy też dwójkę detektywów, którzy właśnie się poznali i, rzecz jasna, nie przepadają za sobą, ale w trakcie trwania historii będą mieli liczne okazje, by wiele razem przeżyć, zacząć się docierać i rozumieć.

Jednak chyba pierwszy raz mam wrażenie, że jak dotąd fabularnie wydarzyło się na tyle niewiele, że wciąż trudno mi się na tym polu szerzej wypowiedzieć. W ciągu siedmiu rozdziałów postępy w sprawie nie były ogromne, a samo dochodzenie w głównej mierze skupiało się na tak naprawdę jednej rozmowie ze świadkiem oraz na wpatrywaniu się w poszlaki z nadzieją, że zdradzą swoje tajemnice.

Zdecydowanie więcej akcji dodają historii sceny, które dzieją się bez wiedzy głównych bohaterów. Autorka co jakiś czas przenosi nas do wydarzeń z przeszłości oraz aktualnych, które nie pozostaną bez wpływu na główną fabułę. Wszystkie zachowują mroczny klimat, który potęguje fakt, że czasami wiemy, że morderca jest blisko lub bierze udział w tych wydarzeniach, a mimo to nie jesteśmy w stanie go dostrzec ani zidentyfikować. I nie można temuż mordercy odmówić, że dotychczas zdziałał więcej niż dwójka głównych bohaterów.

Ci bowiem skupieni są na swoich niesnaskach – i to tutaj wydarzyło się chyba w historii najwięcej. Większość (a przynajmniej połowę) miejsca w scenach z udziałem głównych bohaterów zajmują nie próby rozwiązania zagadkowych morderstw, a docieranie się postaci. W kryminale spodziewałabym się raczej odwrotnych tendencji, tego że budowanie relacji między Trianą i Colem stanowić będzie tło dla śledztwa, z pewnością są jednak czytelnicy, którym taka proporcja przypadnie do gustu.

W kwestii logiki wydarzeń mam jak na razie tylko jedną uwagę. Pokój bohaterki, policjantki, zostaje przez kogoś przeszukany i przerzucony do góry nogami, ale na razie nikt się tym nie zainteresował. Bohaterowie nigdzie tego nie zgłosili, żadni technicy nie przybyli zabezpieczyć śladów, które mogły się przy takim przeszukaniu pojawić. Nie chcę powiedzieć, że bohaterowie przechodzą nad tym do porządku dziennego, gdyż tak nie jest, ale przykładają do całej sprawy mniejszą wagę, niż moim zdaniem wypada policjantom.

Rzeczą trochę mniej związaną z fabułą, ale załapującą się jeszcze tutaj, jest prolog. Nie bardzo wiem, dlaczego została na niego wyodrębniona właśnie scena, w której bohaterowie się poznają – bezpośrednio po zleceniu im śledztwa w sprawie opisanej w książce. Scena ta spokojnie nadaje się na pierwszy rozdział i nie ma żadnych cech, które w moich oczach uzasadniałyby zrobienie z niej prologu.

Kto się lubi...

Skoro fabuła skupia się w dużej mierze na przedstawieniu nam bohaterów i relacji między nimi, to czas poświęcić im kilka słów. Historię poznajemy przede wszystkim z punktu widzenia policyjnej profilerki Triany oraz śledczego Cole'a. Żadnego z nich przeszłość nie oszczędzała i może właśnie przez to jak dotąd nie potrafią się dogadać.

Z tej dwójki ważniejszą bohaterką wydaje mi się Triana, to jej bowiem czytelnik towarzyszy od samego początku historii i to jej przeszłość poznaje w retrospekcjach. Triana nie jest „zwyczajną" policjantką; jako profilerka zajmuje się przede wszystkim tworzeniem charakterystyki psychologicznej sprawcy. Podobnie jak jej koledzy zazwyczaj wkracza do akcji na późniejszym etapie śledztwa, gdy dostępnych jest więcej informacji, tym razem jednak musi się zmierzyć z nowym wyzwaniem, jakim jest próba ułożenia obrazka bez żadnych puzzli – i podoba mi się, jak autorka zaznacza problemy, jakich nastręcza to bohaterce.

Najczęściej jednak Trianę widzimy nie jako policjantkę, w której to roli występuje tak naprawdę dwukrotnie i zawsze wykazuje się przede wszystkim profesjonalizmem, ale w relacjach z innymi osobami, głównie Colem. Ukazuje się tam jako osoba zdecydowana, pewna siebie i wiedząca, czego chce, ale również dźwigająca ciężar przeszłości, a przez to łatwa do zranienia. Dodatkowo policjantka wyraźnie zmaga się z tym, że inni ludzie nie doceniają, do jak wielu rzeczy doszła sama, zawsze oceniając ją przez pryzmat rodziny – choć z drugiej strony Triana zdaje się nie doceniać wpływu rodzinnych konotacji na jej życie. Podoba mi się złożoność tej sytuacji i mam nadzieję, że wątek się rozwinie, ponieważ ma on szansę naprawdę wzbogacić bohaterkę. Również na plus zaliczam fakt, że autorka pozwala swojej bohaterce pozostawać ludzką i przeżywać emocje, w tym strach, niepewność czy wreszcie gniew, który Triana zdecydowanie potrafi wyrazić, choć niekoniecznie okiełznać.

Ogólnie jednak ta postać niczym mnie nie zaskoczyła, poza oczywiście wątkiem relacji rodzinnych. Nie chcę powiedzieć, że jest nijaka, bo nie byłaby to prawda – bardzo łatwo można wskazać liczne cechy charakteru bohaterki, które w dodatku wyraźnie i konsekwentnie dają o sobie znać. Triana jednak jest mniej więcej taką postacią, jakiej spodziewałabym się w podobnej historii i nie wiem, czy na dłuższą metę zapadłaby mi w pamięć – chociaż to dopiero początek historii i jest jeszcze czas, by do tego doprowadzić.

Podobne odczucia mam w przypadku Cole'a. Detektyw jest zdystansowany, nieufny i złośliwy, ale szybko dowiadujemy się, że wynika to w dużej mierze z krzywd, których zaznał w przeszłości. To idealny partner do duetu o początkowo trudnych relacjach, które jednak z czasem się poprawiają. Momentami miałam wręcz wrażenie, że Cole trochę z konieczności zachowywał się złośliwie czy nieudolnie w relacjach międzyludzkich, by pogorszyć sytuację i doprowadzić do napiętej atmosfery między bohaterami. Jego nieufność wobec Triany jest dobrze wytłumaczona, jednak nie mam wrażenia, żeby Cole podobne trudności wykazywał w relacji z innymi bohaterami; nie uważam więc, by była to jakaś jego typowa cecha. W dodatku bardzo szybko ta maska obojętności i ironii zaczyna się kruszyć, by ukazać nam prawdziwe, dużo sympatyczniejsze oblicze bohatera. Przemiana ta wydaje mi się dość pospieszna, podobnie zresztą jak cały rozwój relacji bohaterów.

Ten bowiem nie zamierza się na nic oglądać, tylko pędzi w swoim kierunku. Praktycznie w ciągu dwóch dni niechęć granicząca z otwartą wrogością zmienia się w to, czego prawdopodobnie wszyscy spodziewamy się po głównych bohaterach, szczególnie odmiennej płci. Na razie relacja jest dopiero na początku drogi do polepszenia, chociaż kilka scen z punktu widzenia Cole'a wskazuje na to, w jakim kierunku może zmierzać. Skoro to jednak dopiero pierwsze rozdziały, mam nadzieję, że autorka zrezygnuje ze schematu i rozegra tę sytuację w bardziej zaskakujący sposób.

Bohaterowie drugoplanowi nie mieli póki co wiele okazji, by odegrać swoje role. Tu jako jedyny wychodzi przed szereg nadinspektor Corval. Szef głównych bohaterów jest zdecydowany i potrafi rządzić twardą ręką, a jednocześnie zdaje się rozumieć, jak działają ludzie, a w szczególności – jego ludzie. Jest postacią, która od początku jawi się jako sympatyczna i wprowadza trochę ciepła do niezbyt łaskawego świata Towards...

W pewnym sensie jego przeciwieństwem jest Eric – jednak nie dlatego, że jest mało przyjazny, a po prostu jak na razie niewiele można o nim powiedzieć. Przyjaciel Cole'a miał póki co bardzo utylitarne zadanie wprowadzenia czytelnika w przeszłość głównego bohatera i nie zrobił praktycznie nic poza tym. Podejrzewam jednak, że jako, bądź co bądź, przyjaciel głównej postaci nabierze jeszcze znaczenia.

Posłuszne przecinki

Muszę przyznać, że nie zdarzyło mi się chyba jeszcze, bym pod koniec czytania miała w notatniku zapisane tak mało uwag dotyczących technicznej strony tekstu. Oczywiście, fakt, że jak dotąd tekst ma stosunkowo niewiele rozdziałów, również pomaga, jednak nawet pomijając to – autorka po prostu pisze technicznie bardzo dobrze. Trudno nie zwrócić uwagi na rozbudowane, wyszukane opisy i ciekawe metafory. Bardzo dużo miejsca w tekście zajmują opisy emocji i przemyśleń wszystkich bohaterów, więc również fani wchodzenia postaciom do głów na pewno nie będą zawiedzeni – szczególnie że, jak wspomniałam, narrator nie ogranicza się do śledzenia tylko głównych postaci. Jedyne, co momentami mi przeszkadzało, to bezpośrednie zwroty do czytelników, których po prostu nie lubię – nie są one jednak błędem samym w sobie, a raczej ryzykownym zagraniem, które raz może się opłacić, a raz wręcz przeciwnie. Irytowały mnie szczególnie, jeśli opowiadały o czymś oczywistym dla mnie w sposób, który czasami wydawał mi się nieco... protekcjonalny, choć to dość mocne słowo, jakby narrator musiał coś czytelnikom objaśniać.

Oczywiście mój zachwyt nie znaczy, że nie pojawiały się żadne błędy. Zdarzały się, widać jednak, że to pojedyncze wypadki przy pracy, a nie nieprawidłowe nawyki autorki – takich nie jestem w stanie wskazać. Wśród chochlików, które się wkradły, mogę za to wymienić m.in.: powtórzenie „jeszcze" w zdaniu „Jedyny dowód na to, że jeszcze przed chwilą można było ją tam zastać, stanowił zapach perfum, który jeszcze przez jakiś czas unosił się w powietrzu", podmienioną literę w „Nie miał białych włosów, lecz ciemne jak mama i tata, o końcówkach w kolorze jego oczy", zgubioną odmianę w „Wokół panowała kompletna cicha" czy w końcu pomieszane litery w imieniu głównej bohaterki „Przez chwilę Traiana stała w progu łączącym ich pokoje". Podobnych błędów nazbierało się jeszcze trochę, jak jednak widać, wszystkie one są drobiazgami, które zawsze zdarzą się przy pisaniu i których nigdy nie da się w całości wyeliminować.

Podsumowanie

Nie da się ukryć, że pierwszym, w czym zakochałam się w przypadku Towards the sun, jest styl historii – wciągające opisy, te niecodzienne metafory i dobry warsztat, który od samego początku zapewnił mnie, że autorka po prostu wie, co robi. Trochę dalej znalazła się fabuła, w której królują przede wszystkim sceny dziejące się poza widokiem głównych bohaterów. Wprowadzane są z wyczuciem, w odpowiednich momentach, a jednocześnie dodają całości dreszczyku i wyjątkowej atmosfery. Niestety, zarówno główne sceny fabularne, jak i bohaterowie jak na razie znajdują się na ostatnim miejscu tego wyścigu. Daleka jestem od twierdzenia, że są źli – są dobrze wykreowani, z jasnymi cechami i przeszłością, która nie pozostaje bez wpływu na ich charakter. Nie zapadli mi jednak w pamięć jako jakaś wyjątkowa para o specjalnej dynamice, a relacja między nimi rozwija się moim zdaniem nieco za szybko, praktycznie skacząc od nienawiści do zauroczenia. Mam jednak nadzieję, że nieschematyczne rozegranie poszczególnych wątków sprawi, że moje uwagi staną się z czasem nieaktualne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro