Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Syndrom Pierwszego Zdania - fragilejinx | Anna_Dziedzic

Nie od dziś jest mi wiadome, że fragilejinx w swych pracach porusza ciężkie tematy. Czasem robi w podniosłym tonie, jak to jest w „Śmierci w pigułce", a czasem przeplata z komedią, ukazując zwyczajne życie, gdzie raz jest z górki, raz pod górkę, jak w przypadku „Aldehydu walerianowego". Dlatego bardzo zastanawiało mnie, którym z tych typów okaże się „Syndrom Pierwszego Zdania", któremu się teraz przyjrzę. 

Opis wskazuje na ciekawy, nietuzinkowy pomysł, który z pewnością nie ograniczy się do problemu braku kapeli, choć i ten wątek niezmiernie zaciekawia. Wiedziałam już, że niejeden raz się zaśmieję. Jednak moją uwagę przyciągnęła myśl o uciekaniu, bo przecież wiadomo, że nie chodzi o literalną ucieczkę. Sammy Hawkings musi mieć poważny problem, prawdopodobnie wewnętrzny, a ja bardzo chciałam wiedzieć jaki. A fakt, iż ostatnie zdanie opisu wraca do tej ucieczki, tylko podsycał moją ciekawość.

Syndrom liczy sobie obecnie czternaście rozdziałów, lecz nim do nich przejdziemy, dostajemy dwuczęściowe wprowadzenie. Na początku dowiadujemy się, co wyskoczyłoby nam, gdybyśmy w Google wpisali Syndrom Pierwszego Zdania, będący nazwą zespołu. Dostajemy więc fragmenty internetowych artykułów, lecz niestety nie możemy kliknąć w ikonkę czytaj więcej, jak zrobiłby to bohater książki. Kim są więc członkowie zespołu? Jak udało im się wybić? Czy ich piosenki naprawdę opowiadają prawdziwe historie? I przede wszystkim, z kim ma romans lider tej grupy? Żeby się tego dowiedzieć, musimy cofnąć się do początku. Nie zmienia to jednak faktu, iż fragilejinx udaje się zainteresować w ciekawy, niebanalny i oryginalny sposób.

Następnie przechodzimy do zupełnie innej części, którą śmiało mogę określić prologiem. To tam dowiadujemy się już trochę o tym, jak to wszystko się zaczęło. A zaczęło się od Mony i Ebenezera Wondertzerów, którzy wyszukują młodych talentów.

Historia jednak z pozoru pisana w narracji trzecioosobowej okazuje się opowiadana przez dziewczynę, która była jej naocznym świadkiem, a teraz zaprasza nas, byśmy i my się nimi stali.

I ta część opowiadania również zaciekawia, gdyż znowu wspomina o dziejach członków, gdy znaleźli się już na szczycie, przez co chcemy wiedzieć, co się stało, iż kolejne gwiazdy dotknęły dna i czy uda im się z tego wyplątać.

Postaci jest dużo, a każdy z rozdziałów nosi imię jednej z nich, dzięki czemu wiemy, z czyjej perspektywy będziemy czytać (chociaż w trzeciej osobie, gdyż całość opowiadana jest przez tajemniczą dziewczynę, której tożsamość długo pozostawała zagadką) i kogo dotyczyć będą bezpośrednio wydarzenia. A kogo możemy tam spotkać?

Na samym początku, w szkolnej toalecie, spotykamy Madison Preston, która akurat wymiotuje i podsłuchuje plotki na temat jednej z uczennic. Chociaż sama chodzi do prywatnej szkoły dla bogaczy, nie czuje się tam swobodnie. Wydaje się nieco wyrwana ze zwykłego świata, co może być przyczyną tego, że jej rodzice nie są aż tak bogaci, jak rodzice innych uczniów, lecz wystarczająco, by mogli opłacić czesne.

Madison ma kompleksy. Nie czuje się piękna, mimo że dba o swój wygląd, nie czuje się pożądanym towarzystwem, a próbując być fajna, działa jedynie na swoją szkodę. Przez większość czasu stara się być przezroczystą, co wcale nie jest takie łatwe. Nie pomaga w tym wszystkim fakt, że gdy wreszcie poznaje chłopaka, który zdaje się nią interesować, sama znajduje się w godnym pożałowania stanie, z ust unosi się odór wymiocin, a pod oczami ma rozmazany tusz.

Jej zwierzęcym ja zdecydowanie był struś, choć biegała nieco wolniej i nie chowała dosłownie głowy w piasek, nawet jeśli bardzo ją to kusiło.

Nic więc dziwnego, że jej najlepszą przyjaciółką i najwierniejszą powiernicą sekretów jest pani Turtles, samica żółwia chińskiego.

Patrząc na całokształt jej osoby, nie da się nie poczuć litości. Zwłaszcza gdy poznaje się ją lepiej. Jest zdecydowanie najdelikatniejsza i najbardziej pokrzywdzona przez los ze wszystkich głównych bohaterów. I za każdym razem, kiedy pojawia się iskierki nadziei na poprawę, musi zrobić coś, co to zepsuje. Dlatego ja osobiście niezmiernie się cieszyłam, gdy w końcu udało jej się znaleźć przyjaciół, chociaż zobaczymy na jak długo.

Samuel Hawkings, z którym spotkaliśmy się już w opisie, wyróżnia się długimi włosami i pięknymi oczyma. Odkąd jego matka zmarła na raka trzustki, pozostał mu jedynie brat, ojciec, którego nie można uznać za wzór, a później również macocha, która to zaraziła go miłością do muzyki. Mimo to Sammy czuje się bardzo samotny.

Obcy ludzie napierali na niego ze wszystkich stron, a on znowu czuł się mały, żałosny i bezradny.

Sammy potrafi wzbudzić sympatię. Może jest wynikiem jego przemyśleń, gdy kolejny raz jest sam, może kupiła mnie miłość do muzyki, bo to zdecydowanie to, co mnie nim łączy, a może nieocenianie innych po pozorach i dawanie drugich szans, gdy ktoś zasługuje.

Sammy nie zmieniał łatwo zdania i opinii, którą sobie o kimś wyrobił. Był raczej uparty i zawzięty.

Wszystko to powoduje, że Sammy potrafi zaskakiwać. Tak więc nawet JJ nie jest go pewny, gdy przychodzi do przesłuchania podczas poszukiwań czwartego członka wciąż nieistniejącego zespołu.

[...] z Sammym nigdy nie można było być niczego pewnym na sto procent.

Wszystkie jego cechy można dostrzec w prawie każdej ze scen, w której Sammy uczestniczy, co potwierdza konsekwencję autorki w tworzeniu postaci. Najbardziej jednak jest to widoczne w pierwszym jego rozdziale, gdzie choć w towarzystwie, wciąż towarzyszy mu samotność. Kiedy więc z przyjaciółmi wybiera się do klubu, ostatecznie zostaje sam.

I to właśnie wtedy Sammy poznaje Athenę Greenglass, niewysoką Azjatkę z zamiłowaniem do łyżwiarstwa. Najwięcej dowiadujemy się o niej jednak z perspektywy Aresa Greenglassa, który jest takim starszym bratem, o jakim sama zawsze marzyłam. Martwi się o nią, co jest całkowicie zrozumiałe, gdyż Athena z jakiegoś powodu zniknęła ze szkoły na pół roku i chociaż jeszcze nie wiemy dlaczego, to możemy mieć pewność, że miało to związek z jej psychiką i łyżwami.

Nie ulega wątpliwościom, że Athena lubi pakować się w kłopoty, nie słucha dobrych rad i chodzi własnymi ścieżkami. Chociaż jest konsekwentna i systematyczna, pragnie sama kontrolować swoje życie, nie pozwalając, by ktoś robił to za nią.

Z Atheną wszystko było skomplikowane i zagmatwane.

Athena, Ares oraz pozostała dwójka rodzeństwa Greenglass zostali adoptowani, stąd różne rasy i wyznania w rodzinie, w której panuje zwyczaj, że każde dziecko, dołączając do rodziny zmienia imię, by odzwierciedlało jakieś bóstwo Greckie.

Ich rodzice są bogaci, więc przygarniając te dzieciaki, stworzyli im przyszłość, co niestety zdarza im się zaznaczać, gdy te myślą nieco inaczej. Ares, jako najstarszy i najodpowiedzialniejszy, nie najlepiej dogaduje się z pozostałą trójką, chociaż naprawdę się o nich troszczy.

Ma grubą skórę, ale duże serce.

Szczególnie widoczne jest to, gdy staje w obronie Atheny, o której krążą paskudne plotki, albo gdy pomaga Madison, kiedy ta zaczyna się źle czuć, mimo że nie pała do dziewczyny sympatią. Chociaż Ares Greenglass zdaje się do nikogo nie pałać sympatią.

Bardzo polubiłam tego czarnoskórego koszykarza, oschłe postaci z wielkim sercem zawsze kradną moje serce, jednak jeśli chodzi o Syndrom, zdecydowanie oddałam je komuś innemu.

Oliver Conwey kupił mnie trzema cechami: świetnym poczuciem humoru, bezstronną życzliwością i swoją miłością do Olivii, swojej dziewczyny. To jak pięknie o niej mówi (czy raczej myśli), jak dba o nią, troszczy się i pragnie być po prostu dla niej, by uratować przed wszelkim złem tego świata... Nie da się go nie pokochać, nawet mając w pamięci słowa z prologu na jego temat.

James Abrams jest tym, który pakuje Samuela w bitwę kapel. Zarazem jest jego najlepszym przyjacielem i sąsiadem.

Sammy był Buckym dla jego Steve'a, Ronem dla jego Harry'ego, Watsonem dla jego Scherlocka... Z tą różnicą, że oboje byli głupi.

Chociaż JJ nie pojawia się rzadko, niewiele mogę o nim na tym etapie powiedzieć, co oznacza, że jeszcze się rozwinie. Wiadomo jednak, że nie wtrąca się w życie innych, dopóki nie ma to z nim i jego bliskimi nic wspólnego.

Są również postaci, które nie mają jeszcze swoich rozdziałów, ale jako że posiadają karty, możemy domyślać się, że i ich przyjdzie nam lepiej poznać.

Maya Rogers, dziewczyna JJ-a oraz przyjaciółka Sammy'ego, to typowy przykład dziewczyny, która zamiast jedzenia na liście swoich priorytetów miała makijaż. Nienawidzi swoich kręconych włosów i chociaż uważa się za atrakcyjną, czasami jej pewność siebie zanika i wtedy potrafi całymi dniami narzekać. Tak przynajmniej wspomina ją JJ; my poznajemy ją w trochę innej odsłonie.

Maya raczej nie jest wzorem wierności. Chociaż bowiem nie zdradziła JJ-a (jeszcze), to jej zachowanie wobec Colina, nowego członka zespołu jest wręcz niewiarygodne. Zdaje się go uwodzić zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, i kompletnie nie przeszkadza jej, że obok znajduje się jej chłopak; tak samo, jak to, że Colin Gallagher w okropny sposób traktuje dziewczyny.

Jego sposób bycia jest wynikiem nieustannego braku uwagi ze strony rodziców. Przekonany o własnej wyższości, z ogromnym ego i obleśnym zachowaniem wzbudza jedynie odrazę. Nie potrafi przyjść na czas, każe na siebie czekać, jak na coś cudownego, nie przejawia ani krzty pokory czy skromności — nic więc dziwnego, że wyrzucono go ze szkoły.

Colin jest również hipokrytą, choć pod tym względem akurat niegroźnym. Jest bowiem niesamowicie uprzedzony do osób wyróżniających się z tłumu, podczas gdy sam jest ekscentryczny i tak też się ubiera.

Olivia Olsen, chociaż jest niebywale piękna i będąc w drugiej klasie liceum, już została kapitanem drużyny cheerleaderek, przeczy wszelkim stereotypom. Boli ją ocenianie innych na podstawie domysłów i plotek. Jest niezwykle wrażliwa i dobra. Mówi to, co myśli i czuje, a Oliver, jej chłopak, z którym zna się dosłownie od zawsze, nie ma problemu z interpretacją jej komunikatów.

Z największą trudnością przychodzi jej wybaczanie innym błędów, nawet gdy ci szczerze żałowali.

Czasami zachowywała się jak dziecko, któremu ktoś zabrał cukierka [...]

Wszyscy bohaterowie są ze sobą w jakiś sposób powiązani. Czasem przez szkołę, czasem przez wspólnych znajomych albo przeszłość. Każdy jest indywidualny, a równocześnie każdy by tracił, gdyby innego nie było. Świetnie wykreowani, konsekwentnie prowadzeni stanowią fundament całej opowieści.

Co ciekawe, styl również jest dopasowany do poszczególnych bohaterów. Może nie są to ogromne różnice, a jednak gdyby dać nam tekst bez imion i nazwisk, można by przynajmniej rozróżnić, że mowa o różnych bądź tych samych postaciach. Dużą rolę w tym odgrywają specjalnie zastosowane powtórzenia; jak każdy z nas ma charakterystyczne dla siebie słowo, tak każdy bohater Syndromu posiada swoje wyrażenie. Athena na przykład wielu rzeczy nie powinna robić, a Madison wiele sobie wyobraża, podczas gdy czegoś innego nie musi.

I chociaż powtórzenia występują, fragilejinx zdecydowanie ich nie nadużywa. Są wyważone, używane ze smakiem, dzięki czemu nie męczą, a dodają przyjemności czytaniu.

To, co jeszcze trzeba przyznać autorce, to bardzo dobrze odwzorowane realia amerykańskie, które da się spotkać w wielu momentach. I chociaż wspomnienie o ochroniarzu szkolnym albo o pogodzie w Nowym Jorku czy prezydencie Stanów Zjednoczonych nie wymaga ogromnych pokładów researchu, to wszystkim wiadomo, jak nieraz wygląda to na Wattpadzie. Dlatego nawet tak drobne wzmianki zachęcają, by czytać dalej.

Błędów prawie nie było. Oczywiście pojawiały się literówki albo brakowało gdzieniegdzie przecinka, to było tego naprawdę niewiele. To, co przeszkadzało bardziej, to notoryczna zmiana imienia jednego z bohaterów, który raz był Colinem, aby za chwilę stać się Connorem i z powrotem, a także zła odmiana ksywki Jamesa. Zazwyczaj, gdy odmieniamy skrótowce, robimy to przez dodanie dywizu, nie apostrofu ani samej literki. Tak więc mamy JJ-a, nie JJa, jak to jest na początku, czy JJ'a, jak pojawia się w ostatnich rozdziałach.

Wszystko jednak sprowadza się do tego, że z czystym sumieniem mogę polecić Syndrom Pierwszego Zdania każdemu, kto lubi literaturę młodzieżową (choć może spodobać się i starszym czytelnikom), duże dawki śmiechu przeplatane z prawdziwym życiem, niebanalne fabuły, a nawet nie podziela moje przewrażliwienie na punkcie błędów. Opowiadanie wciąga, każdy rozdział powoduje, że chce się następny, chociaż na niego akurat będę musiała zaczekać.

Syndrom bawi i wzrusza do łez. A co może być lepszego niż dobrze i poprawnie opowiedziana historia?

Dodajcie do swoich bibliotek

Anna_Dziedzic

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro