Receptura na sukces - Leria357 | Zoyene
Informacja: Recenzja została napisana już jakiś czas temu i obejmuje treść opowiadania do rozdziału 5.1. Opóźnienia związane z jej publikacją biorę na siebie — Ania.
~~~~~~
Każdy z nas ma swoje sposoby na radzenie sobie z trudnościami. Niektórzy starają się je pokonać, inni wolą odpuścić. Diamentyna, bohaterka Receptury na sukces od Leria357, bez wątpienia należy do pierwszej grupy. Jak jednak pokonać trudności tworzone przez warstwy tradycji, wieki kultury, mentalność wszystkich wokół i nawet naszych najbliższych? Jeśli chce odnieść sukces, bohaterka będzie musiała sobie odpowiedzieć na te niełatwe pytania.
Pierwsze wrażenie
Okładka Receptury na sukces od razu mnie do siebie przekonała. Podoba mi się jej prostota, kolorystyka oraz rysunkowy styl. Kocioł na pierwszym planie od razu zdradza, jakiego rodzaju tekstu możemy się spodziewać, a jednocześnie zwraca uwagę na najważniejszy element historii. Całość jest czytelna i estetyczna, a to najważniejsze cechy okładki.
Opis jest krótki, ale mimo to skutecznie wprowadza czytelników w historię. Przedstawia główną bohaterkę, jej cel oraz miejsce akcji. Jak na razie wyprzedza nieco fabułę, trudno mi więc odnieść się do tego, na ile oddaje dalsze wydarzenia. Bez wątpienia jednak brakuje mi jakiegoś lepszego wprowadzenia ostatniego zdania (na przykład „Jednak zuchwała kradzież..."), w tej chwili bowiem wydaje mi się nieco oderwane od reszty.
W ostatnich rozdziałach na czytelników czekają prosty plan Ropuszyna oraz soundtrack, bez wątpienia ciekawostki ułatwiające niektórym wejście w klimat historii. Poza nimi opowiadanie liczy na chwilę obecną trzynaście części.
Wiedźmy i alchemicy
Główną bohaterką historii jest Diamentyna, młoda wiedźma, której marzeniem jest dostać się do Gildii Alchemików Ropuszyna, w skrócie GAR-u. Nie jest tajemnicą, że od stu lat nie dostała się tam żadna kobieta, to jednak tylko zwiększa determinację bohaterki. Już w tym momencie wychodzi jej pierwsza cecha – ambicja. Diamentyna gotowa jest na ogromne poświęcenia i wiele nieprzespanych nocy, by osiągnąć cel, który dla innych wydaje się nieosiągalny. Jednocześnie nie pozwala ludziom wokół, by wpływali na jej decyzje i nawet jeśli nie zawsze potrafi się jawnie postawić, ostatecznie i tak zrobi po swojemu. Chce mieć poczucie, że robi coś ważnego i potrzebnego, i podejrzewam, że będzie to jedna z cech, które najszybciej zdobędą jej sympatię czytelników. Szczerze mówiąc, mnie jej determinacja i chęć udowodnienia, ile jest warta, od razu kupiły. Oczywiście bohaterka nie pozostaje bez wad. W kontraście do swojego zwyczajowego uporu w związku jest niezwykle uległa i robi niemal wszystko, by zadowolić Fiberta. Sprawia również wrażenie nieco aroganckiej, szczególnie gdy pojawiają się jej przemyślenia dotyczące pracy w magicznym SPA. Momentami brzmią, jakby uważała się za lepszą od sióstr, których ambicje może zaspokoić tego typu praca (którą zresztą wyraźnie uważa za mniej wartościową). Te wady jednak nie przeszkadzają w kreacji postaci, a tylko dodają jej realizmu.
Najważniejsze bohaterki drugoplanowe w opowiadaniu to siostry Diamentyny, Dalia i Delicja. Chociaż widzę zamysł, który stał za decyzją o nadaniu wszystkim siostrom imion zaczynających się na tę samą literę, to niestety sprawiło mi to sporo problemów. Do samego końca nie zawsze byłam pewna, która to ta najstarsza, a która tylko starsza. W przypadku Diamentyny problem był mniejszy, ponieważ jej imię wyraźnie różni się długością. Wróćmy jednak do samych sióstr. Każda z nich jest inna, jednak ze względu na to, że to dopiero początek historii, nie miały jeszcze okazji rozwinąć się poza te podstawowe, najważniejsze cechy. Dalia jest więc tą „idealną córką" – spokojną, układającą sobie życie, zawsze miłą i pełną zrozumienia dla każdego. Delicja tymczasem stanowi typ rozrabiaki, która zawsze ma dla innych uszczypliwą uwagę, a której wieczorami szukać należy po wszystkich imprezach w miasteczku. I chociaż siostry jak na razie nie miały okazji wyjść poza te ramy najważniejszych cech, podoba mi się, że autorce udało się już stworzyć między nimi atmosferę siostrzanej miłości. Mimo nieporozumień i przytyków w ważnych chwilach potrafią się wspierać (choć każda po swojemu) i być ze sobą. Dodaje to całej historii ciepła, a wspólna scena sióstr, choć krótka, rzeczywiście buduje relacje między nimi.
Obok Dalii i Delicji do postaci drugoplanowych zaliczyć można ich ciotkę Celimenę, właścicielkę SPA, w którym pracują wszystkie trzy siostry. Mam wrażenie, że jak na razie jest najciekawszą mieszanką cech ze wszystkich bohaterów. Z jednej strony wyraźnie wspiera kulturę Ropuszyna, według której wiedźma powinna znać swoje miejsce i nie wychylać się, z drugiej sama prowadzi przecież „biznes", a w wolnych chwilach nie potrafi przestać opowiadać, jaką była kiedyś kokietką. Stara się wspierać swoje bratanice w zdobyciu tego, co uważa za najlepsze dla nich, ale nie przeszkadza jej to podkopywać ich ambicji i równać z ziemią, gdy dziewczyny (szczególnie Diamentyna) spróbują zyskać coś spoza tej krótkiej listy. Choć przez większość czasu prezentuje się sympatycznie, mój stosunek do niej jest ambiwalentny i to najbardziej w tej postaci cenię. Chociaż drugoplanowa, mam wrażenie, że jak na razie jest najlepiej wykreowana.
Ostatnim rzeczywiście ważnym dla fabuły bohaterem jest jak na razie Fibert. Inne przewijają się i na pewno z czasem nabiorą większego znaczenia, w tej chwili jednak trudno je jeszcze opisać. Wracając do partnera Diamentyny, wydaje mi się on aż do przesady negatywny. Każde jego zdanie prowadzi tylko do tego, by czytelnicy coraz bardziej go znienawidzili. On sam ani razu nie traktuje głównej bohaterki poważnie i nie daje jej żadnego wsparcia. Sprawia wrażenie osoby narcystycznej czy wręcz toksycznej dla ludzi wokół, jednak nawet w takim wypadku musi być jakiś powód, dla którego Diamentyna zdecydowała się z nim związać – tymczasem nie widzę takowego. Nawet w przypadku najgorszego partnera zdarzają się te pozytywne momenty, dzięki którym możemy się oszukiwać, że kiedyś będzie „znowu dobrze" i takich momentów zdecydowanie mi w ich relacji zabrakło. Ponieważ nie znamy wydarzeń sprzed Receptury, nie jestem w stanie zrozumieć, jakim cudem ten związek w ogóle powstał.
Skoro przy tym jesteśmy, to jest jeszcze jeden temat, który chciałam poruszyć przy okazji bohaterów. Z większością miałam pewien problem, który nieco psuł moją radość z czytania. Autorka bowiem wyraźnie tworzy ich tak, by czytelnicy musieli z miejsca wyrobić sobie o nich zdanie, pozytywne lub negatywne, zależnie od roli, którą odegrają w fabule. Czasami temu zabiegowi brakowało subtelności. Szczególnie widać to na przykładzie wspominanego Fiberta. Już w pierwszym zdaniu naraża się on czytelnikom, nie tylko nie okazując wsparcia Diamentynie, ale dodatkowo umniejszając jej marzeniom. To jednak wciąż jego lepsza strona, z każdym kolejnym wystąpieniem bowiem Fibert kopie pod sobą coraz głębszy dołek – tak, by czytelnicy nie mieli złudzeń, jak jest zły, i by cieszyli się, gdy wreszcie dojdzie do oczywistego zerwania. Na przeciwnej szali stoi Teodorian (inny kandydat do GAR-u, któremu również nie udało się tam dostać), który opisany jest w sposób dla mnie nie pozostawiający złudzeń, że bohater zostanie miłością Diamentyny. Elementów, które się na to składają jest wiele – jest to jak na razie jedyna rzeczywiście pozytywna postać męska, do tego przedstawiona jako chłopak ubogi, ale nadrabiający braki finansowe inteligencją, otwartością i sympatycznością – najbardziej jednak przekonał mnie do tej teorii fragment o oczach pełnych ciepła, w których można się rozpuścić. Takim jasnym podziałom na postaci pozytywne i negatywne wymyka się chyba tylko ciotka Celimena, która z jednej strony jest częścią rodziny i bez wątpienia chce jak najlepiej dla Diamentyny, z drugiej jednak dzielnie staje w obronie krzywdzących stereotypów i umniejszania zasług dziewczyny.
Trzeba jednak przyznać, że bohaterowie są różnorodni, a rozmowy między nimi napisane ciekawie i naturalnie. Widać było, że autorka skupiała się w nich przede wszystkim na postaciach – tym, jakie są i jak się zachowują – a dopiero potem na znaczeniu tych rozmów dla fabuły. Dzięki temu nawet krótkie wymiany zdań między postaciami epizodycznymi ukazują cechy charakteru poszczególnych osób.
Chochlą o mur
Jak wspominałam, fabuła Receptury opiera się na walce Diamentyny o miejsce w GAR-ze. Dziewczyna jest niezwykle zdolna i nie ulega wątpliwości, że przynależność do gildii po prostu jej się należy. Mimo to bohaterka co chwilę zderza się z nieubłaganym murem rzeczywistości – i to te zderzenia napędzają fabułę oraz budują postać młodej wiedźmy. Problemy, które napotyka bohaterka, są różne i nie skupiają się wyłącznie wokół gildii, zawsze jednak wynikają z ram i schematów, w które chce ją wcisnąć społeczeństwo i nawet najbliższe otoczenie. Te społeczne wymagania i przeciwstawianie się im stanowią trzon historii, a jednocześnie są bardzo dobrze opisane. Autorka zwraca uwagę nie tylko na oczywiste, „duże" przejawy tego problemu, ale również te codzienne, dla wielu niewidoczne. Za przykład posłużyć może pracownik księgarni, który na widok młodej wiedźmy od razu kieruje ją do działu z tamtejszym odpowiednikiem kolorowych pisemek albo skierowane do Diamentyny stwierdzenie ciotki „kto cię teraz zechce". Czytelnik nie ma również wątpliwości, że do ruszenia tego zabetonowanego społeczeństwa mógłby nie wystarczyć nawet młot pneumatyczny. Problem nierówności płci został w opowiadaniu nakreślony bardzo wprost i bez bawienia się w subtelności, co mi ani trochę nie przeszkadzało, jednak na pewno znajdą się czytelnicy, którzy powinni o tym pamiętać, zanim zdecydują się na lekturę.
Fabuła dopiero się rozwija, dlatego na razie nie wyszła jeszcze poza etap pokazywania codziennego życia głównej bohaterki i problemów, z którymi musi się mierzyć. Są one dobrze opisane, nakładają się stopniowo i mam wrażenie, że prowadzą do sytuacji, w której Diamentyna nie wytrzyma i nieodwracalnie przekroczy granicę (podpowiada to zresztą opis). Jednocześnie w tle zarysowywany jest wątek arcymaga i jego konfliktu z wynalazcą Baksym. Chociaż już czuć, że będzie miał duże znaczenie dla przyszłości Diamentyny, na razie trudno powiedzieć o nim coś ponad to, że przewija się w rozmowach bohaterów i buduje napięcie.
Jeśli chodzi o ciąg przyczynowo-skutkowy w Recepturze, jak na razie była tylko jedna sytuacja, która wzbudziła moje wątpliwości – gdy Diamentyna wybrała się do ogrodów pałacu arcymaga. Rozumiem, dlaczego autorka potrzebowała, by bohaterka się tam znalazła, jednak stojąca za tym motywacja jest moim zdaniem zdecydowanie za słaba. Plotki o dziwnym zachowaniu arcymaga to jeszcze za mało, by iść szpiegować pod jego domem – lub raczej ogrodzeniem – szczególnie dla postaci, która dotychczas zachowywała się zdecydowanie bardziej pragmatycznie.
Poza tym jednym wypadkiem wydarzenia rozwijają się logicznie i nie mam do nich większych uwag. Nie zawodzi tu też pamiętanie o wydarzeniach z poprzednich scen. Problemy bohaterki nawarstwiają się bardzo szybko, widać jednak, że zmierzają tym samym do konkretnego celu, a nie są tylko sposobem, by jej „dokopać".
Ta szybkość bywała jednak dla mnie problemem. Momentami miałam wrażenie, że fabuła była nieco przyspieszona. Nie jest to jednak wina samej jej kreacji, a stylu skupionego przede wszystkim na wydarzeniach. Czasami brakowało mi dłuższego opisu czy zwykłej chwili oddechu między propozycjami pracy, wpadaniem na znajomych i organizowaniem przyjęć. Tak, przyznaję, lubię czasem nieco zbyt rozciągnięte teksty – mam jednak wrażenie, że Receptura poszła w przeciwnym kierunku, momentami nieco zbyt kompresując rozdziały. Choćby scena, gdy Malbina przychodzi do salonu piękności wydaje mi się pospieszna, mimo swojej długości. Nie wpływa to jednak na samą fabułę, a tylko odbiór tekstu przez część czytelników.
Co autorka miała na myśli?
Pod względem technicznym tekst jest bardzo dobry i przez większość czasu raczej poprawny (gdzie „raczej" pozostawia furtkę na parę powtarzających się błędów i niewielkie niedociągnięcia). Nie mogę przyczepić się do zapisu dialogów czy podziału na akapity, a styl autorki jest lekki i przyjemnie się go czyta.
Ku mojemu zaskoczeniu, najczęściej powtarzającym się problemem w Recepturze były nie do końca jasne zdania. Czasem wynikało to z ich nieprawidłowej budowy, kiedy indziej z nadmiernego skompilowania. Przykładowo w zdaniu „Nie miałyby najmniejszego problemu z określeniem barwy, tak jak nie miały go z odnalezieniem się w SPA, do czego nie przepadała się przyznawać nawet przed sobą, ale im zazdrościła" w pierwszej chwili trudno określić, czy nie przepadała się przyznawać do tego, że siostry odnajdywały się w SPA, czy że im tego zazdrościła. W dodatku zdanie jest niepoprawnie skonstruowane, ponieważ ta konstrukcja wymaga dodania gdzieś fragmentu „czego im zazdrościła". Podobny problem dotyczy zdań „Diamentyna nie miała wątpliwości, że żadna z sióstr tak dobrze nie rozumiała jej jak Nora" (w którym klarowność zdania poprawiłaby zmiana kolejności na „żadna z sióstr nie rozumiała jej tak dobrze jak Nora") czy „Wspólnie skończyły szykować przyjęcie, zdążając w samą porę przed przyjściem koleżanek Dalii i Honorycji" (wychodzi na to, że przyszły koleżanki Dalii i koleżanki Honorycji, z tekstu zaś wiemy, że było inaczej). Podobnych sytuacji było w tekście więcej i jest to rzecz, na którą autorka powinna zwrócić szczególną uwagę.
Drugim błędem, który powtarzał się dość często, były nieprawidłowo postawione przecinki przy „czy". Ogólna zasada jest taka, że jeśli „czy" wprowadza zdanie podrzędne (Nie wiem, czy tego chcę) stawiamy przecinek, a jeśli pełni rolę spójnika (Chcesz czy nie chcesz?) zdanie pozostaje bez przecinka. W Recepturze znak interpunkcyjny zdawał się pojawiać w tych wypadkach dość losowo: „Zawsze mogła je domalować kredką, czy poprosić którąś z sióstr", „...zapewniała, nie wiadomo czy bardziej pupila, czy siebie".
Ostatnią regularnie przewijającą się kwestią były przecinki przy wykrzyknieniach i krótkich wypowiedziach z „no". Wiem, że w tym przypadku sprawa nie jest jednoznaczna, jednak językoznawcy zalecają, by w podobnych konstrukcjach raczej nie stawiać przecinka, jeśli po „no" nie postawilibyśmy wykrzyknika. Dlatego uważam, że przecinek ten jest zbędny w takich formach jak „No, tak" czy „No, co?". W tym wypadku jednak działają raczej zalecenia niż jasne reguły.
Oczywiście w tekście zdarzały się też pojedyncze potknięcia, jak literówki („Wystawę podzielone na pół"), problemy z zapisem imienia głównej bohaterki („Diamenyna cała dygotała ze złości", „przelotnie zerknęła na Diamętynę") czy brakujące przecinki („Gdyby nie jej biedne oczy zwariowałaby z wrażenia"), nie było ich jednak wiele.
Choć może to kwestia bardziej stylu niż strony technicznej, chciałam pochwalić nazwy własne oraz nawiązania tworzone przez autorkę. Wszystkie są klimatyczne i wyraźnie budują atmosferę Ropuszyna, który z jednej strony jest magiczny, a z drugiej bardzo swojski i, przynajmniej u mnie, przywodzący skojarzenia z kulturą słowiańską. Nawiązania zaś, bardziej lub mniej subtelne, potrafią rozbawić i jednocześnie dodać lekkości tekstowi, który w przekazie i fabule zdecydowanie lekki nie jest.
Podsumowanie
Akcja Receptury na sukces dopiero się rozwija, jeśli więc lubicie być z tekstem na bieżąco i śledzić go praktycznie od początku, to dobry moment, by dać się wciągnąć. Autorce udaje się zrównoważyć nieprzyjemny, trudny i nadal kontrowersyjny temat historii lekkim, czasami wręcz humorystycznym stylem. Na chwilę obecną najsłabszym ogniwem historii wydają mi się bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni, którzy czasami aż do przesady rysowani są w jednej i tej samej barwie. Jest to jednak rzecz do dopracowania i myślę, że wtedy nic nie powinno czytelnikom przeszkadzać w cieszeniu się historią, która bez wątpienia jest pomysłowa i świetnie się zapowiada.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro