Pociąg Byle Jaki - epizodycznosc | Anna_Dziedzic
Pociąg byle jaki to krótka nowelka autorstwa epizodycznosc, którą miałam już przywilej czytać trzy razy. Za każdym razem przeżywam historię Pauliny od nowa i odkrywam coś nowego. Dlatego dzisiaj chciałabym wskazać, dlaczego warto zapoznać się z tymi czterema peronami i poprzedzającym je prologiem.
Bardzo podoba mi się sam tytuł, gdzie autorka zręcznie połączyła funkcję intertekstualną i konotacyjną. Nie tylko bowiem nawiązuje bezpośrednio do znanej piosenki Remedium Maryli Rodowicz, ale też budzi pewne skojarzenia.
Jako że ja znam już tę opowieść, przeprowadziłam mini wywiad, żeby sprawdzić, z czym Pociąg byle jaki kojarzy się innym. A kojarzy się z podróżą, ucieczką i próbą znalezienia własnego miejsca, a nawet odnalezienia samego/samej siebie.
Można więc powiedzieć, iż już sam tytuł zachęca do sięgnięcia po tę pozycję.
Cztery zdania, a wprowadzenie idealne. Wskazuje, czego się spodziewać, delikatnie, a jednocześnie przygotowuje na wydarzenia. Znając już treść opowiadania, mogę powiedzieć, że nie przywodzi na myśl niewłaściwych skojarzeń, więc czytelnik po przeczytaniu go nie będzie spodziewał się czegoś zupełnie innego. Może jedynie inaczej wyobrażałem sobie samą decyzję, by wsiąść do pociągu byle jakiego.
Pierwszy akapit utrzymany jest w czasie teraźniejszym (chociaż do wzmianki o samobójstwie bardziej pasowałby przeszły; w końcu matka już je popełniła, nie robi tego ciągle), przez co czas przeszły w kolejnym zdaniu nieco się gryzie. O wiele lepiej brzmiałoby tam „przeżywa".
Depresja jest ostatnio dosyć popularnym tematem na Wattpadzie, co wcale mnie nie dziwi. Nie bez przyczyny nazywa się ją chorobą XXI wieku, więc to naturalne, że autorzy o niej piszą. Skąd czerpać, jeśli nie z życia?
Odwiecznym problemem Wattpada jest jednak brak researchu i to zawsze tego się boję, gdy w opisie widzę depresja. Nie znalazłam wielu prac, gdzie byłaby ona dobrze oddana, a autor konsekwentnie prowadziłby swą postać. Chociaż jest to częsty temat, jest również niebywale trudny - syty głodnego nie zrozumie, jak mówi pewne przysłowie.
Bardzo często można spotkać się z nadużywaniem terminu depresja. Po przeczytaniu mnóstwa opowiadań można wyrobić sobie opinię, że jest to po prostu nadmierny smutek, chęć zwrócenia na siebie uwagi, próba pokazania się, a nawet moda. To wszystko powoduje, że nie jest ona brana na poważnie i nie wzbudza naturalnych uczuć, jak empatia, a raczej politowanie.
Dlatego cieszę się, że trafiłam na Pociąg, gdyż epizodycznosc z pewnością radzi sobie z tematem.
Paulinę, główną bohaterkę, poznajemy w dniu wypisu ze szpitala. Dowiadujemy się, że sprowadziła ją tam próba samobójcza, chociaż sama dziewczyna nie jest pewna, czy to nie macocha próbowała ją zabić.
Jej myśli i słowa kobiety sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czy Paulina nie cierpi na jeszcze poważniejsze zaburzenia psychiczne. Macocha wije jej się niczym czarna mamba, a nie człowiek, a przecież zdaje się taka miła i sympatyczna! Nie pierwsza, która inaczej zachowuje się przy obcych, a inaczej w domu, co zdradza nam już pierwszy peron.
Macocha i jej troje dzieci bynajmniej nie należą do najmilszych osób. Choć właściwie dwoje, gdyż najstarszy, Maksymilian, odważnie staje po stronie przyrodniej siostry. Dowiadujemy się też całej prawdy na temat stosunku rodziny, w tym ojca, do Pauliny oraz w jaki sposób znalazła się ona w tytułowym pociągu. Później możemy śledzić, dokąd ten pociąg ją zabierze.
Relacje rodzinne przywiodły mi na myśl bajkę o Kopciuszku. Zła macocha i podłe rodzeństwo, określane przez Paulinę mianem poczwar, do złudzenia przypominały sytuację Kopciuszka. Zabrakło jedynie księcia, a ojciec wcale nie okazał się kochający.
Fabuła skupia się właściwie na jednym, przełomowym momencie życia Pauliny. Chociaż mamy również okazję zapoznać się z przeszłością bohaterów, Pauliny, jej macochy, matki, sam Pociąg jest właściwie wycinkiem z życia dziewczyny. Nie zapoznajemy się z całą jej historią, lecz krótkim fragmentem. Przez cały jednak czas śledzimy głównie myśli Kredki i poznajemy, co siedzi w jej głowie.
Postaci możemy wyróżnić sześć, z czego z pięcioma się spotykamy, a jedna jest tylko wspomniana. Wszystkie jednak mają swoje charaktery, a żadna nie jest szara, nijaka. Są wykreowane dobrze, autentycznie i nie możemy o nich myśleć inaczej, jak o ludziach z krwi i kości.
Paulina - Przez przyjaciół nazywana jest Kredką, ponieważ często zapomina gumek do włosów i używa właśnie kredek lub ołówków, żeby spiąć swoje rude pukle.
Była jeszcze małą dziewczynką, gdy po powrocie z przedszkola zobaczyła ciało matki powieszone w kuchni. W wieku dziesięciu lat pojawiły się jej pierwsze objawy choroby afektywnej, znanej jako depresja nawracająca. Nic w tym dziwnego, skoro, jak ujął to lekarz, los jej nie rozpieszczał.
Brak wsparcia u ojca, jego późniejsze zachowanie i relacja z macochą powoli przyczyniły się do utraty poczucia własnej wartości. Paulina nie jest pewna, co czuje, co się z nią dzieje.
Mam wrażenie, że jest w niej coś dziecięcego, mimo że osiągnęła już pełnoletniość. Tak jakby utraty matki powodowała, iż nie udało jej się normalnie dorosnąć i zapomnieć o marzeniach z czasów dzieciństwa.
Szczęścia brakowało jej tak bardzo, jak rodzicielskiej miłości. Miłości i słoneczników.
Jest postacią tragiczną, zdecydowanie. Ma wrażenie, że jest sama na tym świecie, że chociaż woła o pomoc, wszyscy są głusi na to wołanie. I mówienie jej, że jest inaczej, nic nie daje.
Niszczeje. Wykańcza się fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Aż w końcu sama nie wie, kim właściwie jest.
Cecylia Bracka, macocha - Kobieta nienaganna, zawsze wystrojona. Paulina porównuje ją do bezlitosnych węży, które paraliżują wyglądem i zabijają jednym ukąszeniem.
Zabójczo skuteczne. Precyzyjne. Idealne.
Jak macocha.
Przypomina je również z wyglądu.
Jej czarne, lśniące jak łuski mamby czarnej [...] włosy delikatnie wiły się wokół twarzy.
Największym problemem Cecylii zdaje się zazdrość. Nie może wręcz zdzierżyć, że jej mąż ma córkę z jeszcze pierwszego małżeństwa. Robi więc wszystko, by wykończyć ją fizycznie, psychicznie i emocjonalnie, o czym świadczą chociażby określenia, jakimi raczy pasierbicę.
Jedynym uczuciem, jakie żywiła do pasierbicy, była nienawiść.
Jako kobieta sukcesu, nie zgadza się, by cokolwiek poszło nie po jej myśli. Dlatego nie tylko źle traktuje Paulinę, lecz również własnego pierworodnego, który staje w obronie siostry, a dogadzała tym, którzy chłonęli słowa rodzonej matki niczym gąbki.
Uważa się za ideał tego, co najlepsze, a Paulina nie pasuje do jej wizerunku rodziny. Jednak nawet jeśli nie można odmówić jej urody czy intelektu, wewnątrz nie ma żadnej wartości.
Ideał kobiety z zewnątrz, w środku zepsuta, śmierdząca trupem, wiedźma bez serca. Była butelką, z której wylała się woda.
Grzegorz Bracki, ojciec - Mężczyzna nie występuje co prawda bezpośrednio, lecz dostajemy o nim wystarczająco dużo informacji, by móc stworzyć sobie w głowie jego obraz.
Pracuje jako inspektor budowlany i dorabia w telenoweli, grając niezbyt pochlebne role. Co jednak ważniejsze przed Cecylią miał inną żonę, która przed popełnieniem samobójstwa napisała do niego list, prosząc, by zaopiekował się ich córką. Zastanawia mnie, czy nie posłuchał z braku miłości, czy raczej z przekory, gdyż nigdy nie lubił, by ktoś mu dyktował, co ma robić, a tym bardziej, jak ma myśleć.
Chociaż w bajkach zazwyczaj ojcowie kochają swe córki i to pod ich nieobecność macochy znęcają się nad pasierbicami, Grzegorz Bracki nie wpasowuje się w ten obraz. Nie tylko jej nie wspiera, nie tylko nie reaguje, ale wręcz przyczynia się do cierpienia Pauliny, stosując wobec niej przemoc fizyczną.
Mam wrażenie, że i jemu córka przeszkadza. Po śmierci pierwszej żony postanowił ułożyć sobie życie na nowo, ponownie się żeniąc i wychowując dzieci. Jednak jeśli rodzina ma być nowa, nie ma w niej miejsca dla starych członków.
Bardzo często spotykam się z tym, że kiedy ktoś zakłada nową rodzinę, dzieci z pierwszego małżeństwa idą w odstawkę, są zbędne, a nawet przeszkadzają. Podobnie zdarzyło się niestety w przypadku Grzegorza. Także gdy Cecylia mówi o nim, określając go jako pożal się Boże męża, jestem w stanie ten jeden raz się z nią zgodzić. Grzegorz Bracki nie zasługuje na miano ojca.
Rodzeństwa Paulina ma troje: bliźniaki, Maksymilian i Eufemia, oraz Edward.
Maksymilian - Najstarszy syn Cecylii, ku jej utrapieniu, wdał się bardziej w ojca. Jak on, lubi, gdy ktoś mu dyktuje, jak powinien postępować czy myśleć.
Chociaż ten zniewieściały chłopiec nie radzi sobie z naukami ścisłymi, to odznacza się dobrym charakterem i nawet dokarmia bezpańskie koty.
Mimo swej buntowniczej natury był dobry, empatyczny.
Jestem skłonna stwierdzić, że w środowisku, w jakim przyszło mu dorastać, to właśnie ten bunt sprawił, iż można znaleźć w nim dobro. I odwagę, bo ta była mu niezbędna, żeby przeciwstawić się matce i stanąć po stronie Pauliny.
Najbardziej w Maksie ujęło mnie to, że nie tylko współczuł Kredce, ale też starał się ją zrozumieć. Rozmawiał z nią, zadawał jej pytania... Naprawdę mu na niej zależało. Pokazywał to całą swoją postawą, słowami i czynami.
Eufemia i Edward nie mają w sobie tyle dobroci, co ich starszy brat. Charakter i predyspozycje naukowe zdecydowanie odziedziczyli po matce. Tak więc nawet siedmioletni Edward jest okrutny z charakteru.
Dwójka młodszych dzieci chłonęła słowa rodzonej matki niczym gąbki. Przesiąkali nimi, a po ściśnięciu wylewali każdą myśl.
Nic więc dziwnego, że stali się oczkiem w głowie Cecylii, która dogadzała im na każdym kroku.
Styl jest przepiękny, śpiewny, idealnie dobrany, a wplatane co rusz metafory i porównania, z których kilka może podziwiać powyżej, dodają mu poetyckiego wydźwięku. Dzięki nim chłonęłam każde słowo, a w połączeniu z konsekwentnie prowadzoną narracją w trzeciej osobie i czasie przeszłym oraz bogatym słownictwem miałam wrażenie, że stoję obok i na własne oczy mogę oglądać kolejne wydarzenia.
Błędy, choć wydaje mi się, że bardziej niedociągnięcia, gdyż było ich niewiele, epizodycznosc poprawia natychmiast. Nie ma więc dodatkowych utrudnień w czytaniu, a współpraca z autorką jest na wysokim poziomie, co dodatkowo zachęca do lektury.
epizodycznosc i jej Pociąg byle jaki zachwyca i zaskakuje od początku do końca. Wskazują, że trzeba myśleć oraz że bardzo łatwo jest zranić i kogoś nieświadomie zabić, nawet jeśli nie dosłownie, to psychicznie. Gdyby porównać tę historię z opisem większości, o którym wspomniałam wcześniej, można pokusić się o stwierdzenie, iż jest ona „pstryczkiem w nos". Napisana rzetelnie ukazuje prawdziwe przeżycia młodych ludzi, cierpiących na depresję. Po trzykrotnym przeczytaniu wciąż nie mam dość i nie jestem znudzona, a wciąż pełna emocji.
Właśnie dlatego polecam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro