Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ameryka

Wiesz Romciu, Ameryka w tamtych czasach to było TO! Każdy chciał tam jechać. My mieliśmy tu Krawczyka i Trubadurów, a do nich przyjeżdżali The Beatles i śpiewał im Król.

- Lew?

-Nie dziecko Elvis.

-A!

- Miałam dwadzieścia lat i byłam całkowicie zafascynowana tym Nowym Światem. Urodziłam się na trzy lata przed wojną i wszystko co do tej pory pamiętam to bieda, strach i żałoba - Rejtanowa chodziła teraz po kuchni, jakby chciała rozchodzić te wszystkie bóle i straty mieszkające w jej mięśniach -  A po odwilży październikowej zaczęło wiać wiatrem zmian. Dostawaliśmy nadzieję... po troszku, po małej ociupince w formie muzyki i ubrań, które wkradały się do naszej polskiej rzeczywistości. Czułam zapach nowej przygody, która miała smakować jak guma balonowa. 

Bałam się tu zgorzknieć, jak większość lokalnych dziewczyn, które marzenia zamieniły na służbę ku chwale ojczyzny aby potem dowiedzieć się, że to co wywalczyły u jednego okupanta musiały potem oddać Ruskim. 

Ojciec bardzo naciskał na moje zamążpójście, dałoby mu to wolną rękę jeśli chodzi o przeprowadzkę do wdowy z którą się spotykał. Mówił, że nie ma gorszego wstydu niż staropanieństwo, i że kiedy się skończy dwadzieścia lat, to już wszystkie śliwki przebrane...

-Robaczywkę chcesz ? - często się zgrywał.

Podróże, książki muzyka, to było moje życie! Nie chciałam zostać udomowiona, pragnęłam szaleństwa i dzikości nie tylko zmysłów, ale i doznań intelektualnych.  Niestety, u nas na wsi podejście do życia było dużo inne - trzeba było wybudować dom i się ożenić. Czułam, że to nie dla mnie, nie widziałam siebie ani w białej sukni, ani przy kuchni gotującej rosół po niedzielnej mszy. Może dlatego, że wychowałam się bez mamy, która zginęła na wojnie. A może dlatego, że mój tata bardzo lubił czytać. Kto wie?

Rejtanowa strzepnęła obierki, których nazbierała w fartuch. Do tej pory miałam wrażenie, że jest bardzo wyrafinowaną kobietą, światową i wyemancypowaną, a ona zachowywała się jak jedna z moich ciotek na wsi; zbierała obierki do fartucha i wycierała rękawem stół. Wydawała się teraz taka potoczna.

- Wiesz, życie uczy pokory, ale też prostego spojrzenia na świat. Tyle tajemnic wokół nas, życia by zabrakło żeby się wszystkimi zająć .

Zdaniem Rejtanowej, jedną z największych tajemnic jest fakt, że mieszkamy na planecie Lucyfera i wszystko co tu się dzieje jest jego- przynajmniej tak twierdzi ...

Przypuszczam, że może mieć rację: "Skoro Bóg jest, tak miłosierny i tak wielki, to dlaczego dzieje się tyle okrucieństwa." Prawda? Każdy kto widział psa ze złamanym ogonem, albo bogatego sołtysa, który nie tylko katuje zwierzęta w obejściu, ale również  żonę i dzieci, po czym jest ogłaszany za największy autorytet we wsi. Wydaje się że Ci, którzy robią źle, są w jakiś sposób za to nagradzani przez życie. Dlatego wiadomość o tym, że Ziemia jest planetą Lucyfera wcale mnie nie zaskoczyła.

A co jeśli bóg istnieje ? Tylko, że nie jest miłosierny? I co jeśli kręci go ludzkie nieszczęście i zaszczuwa ludzi przeciwko sobie? Co jeśli żyjemy w piekle ? Może między słowem Ziemia i słowem piekło powinno się stawiać znak równości. Bycie dobrym zupełnie się nie opłaca? Wręcz przeciwnie, jeśli okażesz miłość lub troskę dziecku, zwierzęciu lub komuś kto tego potrzebuje to jesteś uznany za kretyna? Co jeśli Rejtanowa ma racje ?

Podeszła do kredensu i wyjęła z niego pudełko zrobione z zapałek.

- Taka pamiątka z Zakopanego. - myślałam, że je otworzy i pokarze mi co jest w środku. Niestety tak się nie stało.

- Tu jest sekret naszego szczęścia. - pogłaskała pudełko niczym pluszowego zwierzaka i odłożyła na miejsce. Mówiła coś, że na to jeszcze przyjdzie czas. 

- W Ameryce było pięknie dziecko, tutaj głęboki PRL, po tym jak niby żeśmy wygrali wojnę kochana! Moja matka w wojnę zginęła i co żeśmy za tą walkę dostali ? ZSRR i ruskich z brudnymi paluchami we wszystkich dziedzinach naszego życia. Nie zwyciężyliśmy żadnego zła, ono dla nas, po prostu przybrało inna postać. Oszukano nas. To my do Niemców na zarobek zaczęliśmy jeździć, a nie oni do nas. Jaka to wygrana, kiedy ten co niby wygrał, staje się sługą tego co przegrał. Każda energia, także i zła przy transformacji traci trochę swojej mocy. Siła tarcia. Może jednak ta utrata energii idzie na konto dobra? Wojna, jakby nie było, pomaga inżynierom, medykom i naukowcom znaleźć rozwiązania, o których przedtem nawet nie śnili. Takie zmiany są możliwe dzięki poświęceniu i cierpieniu? 

- Powiem ci coś, my... jesteśmy tu z innego powodu, tego dowiedziałam się w Ameryce. Jest nas więcej i jesteśmy zmianą. Ziemia zostanie uwolniona z wibracji Lucyfera. Po mimo tego, że otacza nas zło, pojawiliśmy się tu, żeby odzyskać Ziemię.

-Ja też?

- Ty przede wszystkim!

***

Rejtanowa wyjechała do Ameryki, po spokój i wygodę, ale jej przeznaczenie miało dla niej inne plany. Opowiadała mi o ciepłych wieczorach w teksańskim miasteczku gdzie znalazła pracę jako opiekunka do dzieci. Podobało jej się tam wszystko, kochała nawet amerykańskie problemy. Uwielbiała zapach i suchość tego kraju, bo w Polsce wszędzie wydawało się mokro od krwi rozlanej podczas wojny. Nikt nie potrafił się śmiać, chyba że po pijaku... W Ameryce za to było kolorowo i wesoło, a co najważniejsze łatwo. Ta łatwość przekładała się na wszystkie dziedziny życia, łatwo było o pracę, język był łatwy, łatwo było poznać ludzi. Wszyscy byli uśmiechnięci i rozluźnieni, nie porównywalni do smutnych Polaków.

Podczas jednego z tych "łatwych" i ciepłych wieczorów, pomyślała sobie, że chyba ma już dość tego "łatwego" życia. W duchu poprosiła o jakiś zwrot akcji "Chyba jestem gotowa, żeby przeżyć coś więcej." I jakby na życzenie zerwała się ogromna burza. Pioruny przez moment biły jak szalone, a kurz i piasek pokryły wszystko w mgnieniu oka. 

Drobinki piasku przywiane z okolicznych pustkowi z natarczywością dwuletniego dziecka pchały się do jej ust i oczu, próbując zmienić ją w kamienny posąg. Myślała, że to już koniec.. Mimo nosa zakrytego rękami, kurz ranił ją przy każdym oddechu. Usłyszała zbliżający się warkot jeepa.

- Masz kamyk krzyczeli! Chris masz koralik! - w Ameryce mówili  na nią Chris - znów dziwne ale podobno tak w Ameryce mówi się na Krysię.

Niestety Rejtanowa do dzielnych nie należała, i zamiast biec do swojego pokoju, ostrzec domowników albo zrobić coś heroicznego- po prostu zemdlała. Obudził ja czarnoskóry mężczyzna, i podał jej szklankę wody. Ta jeszcze bardziej przerażona całym zajściem, i obecnością czarnoskórego przystojniak zemdlała ponownie. Tym razem już tylko na kilka minut. Kiedy wróciła do siebie, w pokoju była również czarnoskóra kobieta i bardzo stary rodowity Amerykanin - u nas mówią na nich Indianie- choć jak wiemy z Indiami mają bardzo mało wspólnego.

- Obudź ją ! Nie ma czasu! - krzyknęła kobieta- zbieraj jej rzeczy i pakuj do jeepa!

Pozostali domownicy siedzieli związani w kącie, nie mieli zakneblowanych ust, ale jakby oszołomieni wydarzeniami rozgrywającymi się na ich oczach siedzieli cicho.

- Amber może ty spróbujesz ? odpowiedział zniecierpliwiony mężczyzna i odszedł.

- Chris, gdzie jest kamyk?

- O co wam chodzi ! - krzyknęła młoda Krystyna Rejetanowa.

- O piasek pustyni. - usłyszała w odpowiedzi od wodza.

- Ale przecież to jest nic nie warte! Weźcie pieniądze mam tam tysiąc dolarów. Piasek pustyni to pamiątka po mojej mamie. Straciłam ją na wojnie- próbowała negocjować.

- Nie ma czasu na wyjaśnienia, ale zapewniam cię, że nie jesteśmy tu żeby cię okraść. - powiedział czarnoskóry przystojniak - ja mam na imię Ciff, a to Amber w kącie stoi Wódz Poco (czyt. Poko), albo jak wolisz (dla niektórych) Mały Wódz.

- Chciałabym zobaczyć tego dużego, bo ten wygląda mi, na co najmniej na dwumetrowego malucha - powiedziała Rejtanowa - Wszyscy zaśmiali się w głos i atmosfera się trochę rozluźniła. Ona też poczuła się bezpieczniej i zrozumiała, że ci ludzie nie chcą jej skrzywdzić, mimo tego że zupełnie nie wiedziała o co im chodzi.

- Wielki Wódz! - poprawił ją Cliff - i choć wielki w swojej mocy, to niestety nie jest wielki w swojej dobroci. On jest bardzo blisko, musimy się zbierać. Jesteś w dużym niebezpieczeństwie. A i przepraszam - podniósł ręce w geście poddania się i uśmiechną w kierunku związanych domowników - Ktoś niedługo was uwolni.

Krysia Rajtanowa, dotarła w końcu na miejsce, które według Amber, Wodza Poco (czyt. Poko) i Cliffa można było uznać za bezpieczne.

- Czy możecie mi powiedzieć, o co chodzi?

- Chyba będzie lepiej jeśli ci pokażemy. - Cliff wyjął piasek pustyni z pudełka i wcisnął go w klamerkę przypięta do starej księgi, która leżała na obdrapanym blacie biurka. Zrobił krok do tyłu a księga otworzyła się bez niczyjej pomocy. Razem z Amber "uzbrojeni" w aparaty Polaroid, zaczęli robić zdjęcia przewracającym się kartom księgi.

Zdjęcia z Polaroidów spadały na ziemię, ale nikt ich nie podnosił, nikt nie zwracał uwagi na nic, poza samoistnie przewracającymi się kartkami książki. Krysia podeszła bliżej i podniosła jedno ze zdjęć. Zobaczyła, że na stronie, która została sfotografowana jest ona i kilku miesięczne dziecko z mocno kręconymi włosami, uśmiechały się i patrzyły sobie w oczy. Kto to jest? - pomyślała. Na następnym zdjęciu była już tylko ona... w samolocie z rękoma zakrywającymi twarz, prawdopodobnie z rozpaczy. Zakręciło jej się w głowie, rozpoznała siebie prawie na trzech zdjęciach, ale była jakby starsza, ubrana w ubrania, których nigdy nie kupiła. Na trzecim zdjęciu była z mężczyzną trzymającym pistolet wycelowany w jej skroń. To był mój dziadek. Jego twarz była pełna gniewu, a jednocześnie triumfu i dumy. Widok ten zmroził jej krew w żyłach. Cliff odwrócił się z wielkim uśmiechem na twarzy:

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego Chris, że uratował świat przed zagładą!

- O co chodzi? - Chris podała Cliffowi jedno z trzech zdjęć.

- Wszystko po kolei ...następne wydarzenie jest dokładnie za osiem godzin, wytłumaczę ci wszystko po drodze. A teraz spójrzcie. - Cliff trzymał zdjęcie, na którym były dzieci w piżamach związane i otoczone płomieniami. Podobne zdjęcia sfotografowane starymi Polaroidami leżały wokół biurka na ziemi. Wśród nich, były również zdjęcia, poparzonych ciał dzieci, i dogorywających płomieni. Krysia nie wierzyła własnym oczom.

- Nie wiemy gdzie ? Nie ma tu zdjęcia z żadną lokalizacją - Powiedziała Amber.

- Wiemy! - odpowiedział Wódz Poco - Na zdjęciu, które jej podał widniała okrągła tarcza z napisem Iferus Society - Parlament międzyplanetarny.

- To jakaś sekta! Oni zabili te dzieci? - Krzyknęła Rejtanowa.

- Dopiero zabiją - Powiedział Cliff - jeśli im nie przeszkodzimy.

- Jak to ?

 - Ta księga do której ty nosiłaś klucz, pokazuje wydarzenia z przyszłości. Możemy dużo zmienić z twoją pomocą Chris. Wiem, że ostatnie 4 godziny były szalone, ale prawdziwe szaleństwo dopiero się zacznie - Jedziemy na farmę Iferus Society - musimy uratować te dzieciaki.

Cliff wytłumaczył Rejtance, że księga jest aktywna co 88 dni, ze względu na jej synchronizację z Merkurym. Merkury to posłaniec, bogów przynosi nam wiadomości. Cliff wyjaśnił, że potrafią rozszyfrować tylko i wyłącznie Merkurego w Skorpionie. W tym położeniu przynosi on wiadomości odnośnie, tajemnic, okultyzmu, śmierci i odrodzenia w niższych oktawach o seksualności. Nigdy nie wiedzą kiedy, ani gdzie coś się wydarzy, ale zamiast szukać zaklęć i ludzi którzy potrafią otworzyć księgę, przypadkiem odkryli, że Chris należy do starego plemienia, które jest odpowiedzialne za balans w świecie Skorpiona.

Do kultu było już blisko, w oddali błyszczała dobrze oświetlona wieża zwiadowcza. Musieli porzucić samochód i ruszyć pieszą.

- Ale co ja mam robić? - powiedziała młoda Rejtanka.

Tylko obserwować - odpowiedziała Amber - i być cicho, musisz zrozumieć nasza misję żeby w niej uczestniczyć.

- Ale ja nie wiem czy chcę?- pomyślała głośno Krysia. Może to jakiś głupi sen. I potem ścisnęło ją w gardle. Jeśli teraz obudziłaby się gdzieś w swoim polskim domu, a przy stole zobaczyłaby przysypiającego ojca, to cała ta historia nabrałaby sensu. 

- Nie masz wyboru, to twój obowiązek.- rzuciła poirytowana Amber.

- Mój? - Trochę ją ta odpowiedź zaskoczyła. Jednak była świadoma tego, że prowokowała los codziennie marząc o przygodach, ale to co wydarzyło się teraz przerastało jej najśmielsze oczekiwania.

- Tak pochodzisz z linii rodowej Trenerek.- Amber była widocznie zdenerwowana niewiedzą i ignorancją Chris. Patrzyła teraz na nią w sposób który nie zostawiał wątpliwości co do stanu emocjonalnego Amber.

- Skąd to wiesz?

- To nie rozmowa na teraz. - ucięła Amber i przyspieszyła kroku.

Zbliżyli się do budynku, który wyglądał jak stodoła przerobiona na przechowalnie dzieci. Na zewnątrz leżały porozrzucane zabawki i piasek rozsypany niechlujnie imitował piaskownicę. Drzwi były uchylone, a w oddalonym o kilkanaście metrów samochodzie siedziało czterech mężczyzn. W środku przy wygasającym świetle lamp olejowych spały dzieci.

- To te dzieci ze zdjęć!

- Cicho! - upomniał podekscytowaną Rejtankę, Cliff.

Podeszli bliżej i schowali się w krzakach z tyłu stodoły. Mogli teraz zajrzeć do środka przez szpary w deskach. Wokół dzieci wiły się niebieskie obłoczki, których Krysia nie potrafiła określić. Przypominały jej dymki unoszące się nad lampą Aladyna w książeczkach, które kiedyś dostawała w paczkach z Ameryki.

- Co to jest? - zapytała spoglądając na Amber.

- To Przenoszący, istoty z innego wymiaru, oni też mają wgląd w przyszłość tak jak księga.

Chmurki wiły się wokół ciał dzieci, niczym obłoczki świetlistego kurzu. 

- Przenoszący przygotowują się na przeniesienie ich dusz, wiedzą, że te dzieci niedługo umrą i przygotowują ich ciała i dusze na wyprawę do innej rzeczywistości. Mimo tego, że tak piękne i świetliste, to są oznaką rychłej śmierci. Tylko Tenerki mogą je zobaczyć, teraz już nie mam wątpliwości, że pochodzisz z ich rodu. - na twarzy Amber pojawił się delikatny uśmiech.

Rejtance przypomniało się, że często widziała takie obłoczki wokół zwierząt, które były przeznaczone na ubój w gospodarstwie. Wtedy nie przywiązywała do tego zbytnio uwagi. Mimo, że wiedziała o rychłej śmierci zwierząt była przekonana, że obecność tych chmurek jest wszystkim wiadoma, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Kiedy ojciec przestał zajmować się gospodarstwem, nie miała już okazji do oglądania tych chmurek i zupełnie o nich zapomniała.

Chmurki owijały się wokół ciał dzieci, po części przenikając je, jakby podawały międzygalaktyczne znieczulenie, konieczne do tej traumatycznej podróży. Plan na uratowanie ich życia nie był jeszcze nikomu znany. Cliff wyciągnął z kieszeni coś co wyglądało jak dzisiejszy telefon komórkowy, ale nie było na nim przycisków tylko jeden wielki ekran. Przesunął palcem po ekranie na którym pojawiły się imiona ludzi, następnie dotknął palcem imienia Ali. Zaczął mówić teraz w języku angielskim.

- Ali proszę wyślij do nas straż pożarną i policję.

- Udostępnij lokalizację - odpowiedział głos z ekranu, a na telefonie Cliffa pojawiła się mapa, która wydała dziwny dźwięk przypominający mlaśnięcie, kiedy Cliff dotkną ją palcem.

- Done! - odpowiedział Cliff i rozłączył rozmowę.

Usłyszeli kroki i w tej samej chwili zdali sobie sprawę, że ktoś rozlewa benzynę. Instynktownie, wycofali się w krzaki i padli na ziemię. Najpierw pojawił się wszechobecny zapach jej oparów, a po kilku sekundach płomienie. Jedno z dzieci przebudziło się i  pobiegło do drzwi, były zamknięte. Mały chłopczyk o wielkich błękitnych oczach i bujnej rudej czuprynie stał, oszołomiony widokiem płomieni - przerażony nie potrafił wydobyć z siebie głosu. Płomienie były już w środku.

- Obudźmy dzieci.- powiedziała Amber.

- Jeszcze chwilę, zaraz tu będzie straż pożarna Cliff starał się myśleć strategicznie, wiedział, że nie wygraliby konfrontacji z czterema osiłkami, a tylko zniweczyli szanse na uratowanie dzieci.

- A jak nie zdążą? - Amber wydawała się przerażona.

- Zdążą!

- A co im powiemy, że skąd się tu wzięliśmy.

- Ja będę mówił, powiemy, że nas porwali, bo szukaliśmy dzieci.

Płomienie zbliżały się do łóżek pierwszego rzędu dzieci, robiło się gorąca i duszno, kilkoro maluchów obudziło się i zaczęło płakać. Jedna z dziewczynek wyglądająca na około 10 lat tuliła na kolanach kilkuletniego malucha.

- Oni nie zdarzą! - Amber zerwała się ziemi podbiegła do jednej z desek i bez namysłu kopnęła w nią z całą złością jaką nosiła od kilku godzin w swoim drobnym ciele. Deska bez większego oporu wpadła do środka a Amber przecisnęła się przez wybity otwór.

- Kochani odsuńcie się od płomieni. Pomoc jest w drodze. Bądźcie dzielni zaraz z tąd wyjdziemy.- Dzieci zaczęły gromadzić się wokół Amber a nad jej głową pojawił się również niebieski obłok Przenosiciela.

Ta chwila wydawała się trwać wiecznie. Wszyscy byli przekonani, że to koniec, niestety nie szybki, taki o jakim każdy marzy, tylko agonalny wśród obcych ludzi, pełen bólu zadawanego przez płomienie i lęku co potem. 

Teraz już całą czwórką weszli do środka. Było gorąco i brakowało powietrza, próbowali wypychać dzieci przez wybitą dziurę, ale panika i wszechobecny dym czyniły to niemożliwym. Chris walczyła ze sobą... chciała pomóc, ale dusiła się pragnęła złapać choć jeden oddech. Nie obchodziło ją, że strażnicy ją zastrzelą, była w stanie oddać życie za tylko jeden oddech świeżym powietrzem.

Poczuli ulgę, kiedy w oddali usłyszeli dźwięk syren. Strażacy wraz z policja pojawi się w przeciągu minuty. Pierwsze krople wody były euforią, ukojeniem i jednoczenie znakiem, że mogą wybiec na zewnątrz.

Miejsce to należało do handlarzy dzieci. Były one tu sprowadzane dla sekt składających ofiary całopalne właśnie z dzieci. Według Cliffa takie rytuały miały na celu podlizanie się istotom międzygalaktycznym, które uwielbiały smak i zapach palonego mięsa.

- Wiesz dla nie których istot żyjących w naszej galaktyce mięso ludzkie jest delikatesem, a delikatne ciało dziecka podobno podwyższa walory smakowe. Czasem jest to robione rytualnie, nadaje się temu jakieś mistyczne znaczenie, a innym razem zwyczajnie w stodole przy użyciu benzyny.- pośpiesznie wyjaśniał Cliff.

Ciężka aura śmierci i cierpienia zniknęła wraz z ostatnim dzieckiem wyprowadzonym ze stodoły. Zastąpiła ją lekka i chłodna nadzieja na lepsze. Nawet psy, które pilnowały tej ogromnej posesji odetchnęły z ulga, kiedy ich właściciele uciekli w popłochu. Rejtance rzuciło się w oczy zadowolenie psiaków, które machały ogonami i podbiegały do strażaków i dzieci. Nie przypominały tych groźnych psów, które stworzyła jej wyobraźnia. Wydawały się zadowolone. Wszyscy patrzyli na dzieciaki z radością w oczach i wyobrażali sobie jak ta ogromna grupa przestraszonych maluchów, będzie biegła do czekających na nich rodziców.

Księżyc wydawał się jaśniejszy a wiatr zaczął wiać kojącym spokojem, czas jakby stał w miejscu. Z oddali widać było zbliżające się posiłki na motorach, około 12 pojazdów pojawiło się na linii horyzontu - kilka motorów i dwie ciężarówki.

-To posiłki ? - zapytał jeden ze strażaków stojącego obok policjanta.

-Chyba tak? - policjant mruknął pod nosem i kontynuował wypełnianie jakiegoś dokumentu.

-Możemy zacząć spisywać imiona?! - krzyknął - Bo nigdy się stąd nie zabierzemy.

Pojazdy na linii horyzontu były prowadzone przez grupę motocyklistów, którzy właśnie wjechali przez główną bramę, a spokojną ciszę przerwał ryk silników - dzieci zostały okrążone przez jeżdżących w koło motocyklistów w skórach i z bronią na ramionach.

- Na pakę! - krzyknął jeden z motocyklistów. Wszyscy stali jak zaklęci. Nikt nie wiedział o co chodzi. Policjanci i strażacy, zaczęli kręcić się w koko jakby szukając kogoś kto może wyjaśnić, jakim cudem ludzie do transportu dzieci przyjechali tak szybko i do tego wyglądają na bardziej groźni od bandziorów, których właśnie przegonili. Czworo dzieci siedziało już na pace, kiedy padł pierwszy strzał po czym przewrócił się jeden z motocyklistów.

- Fucking bastards! - krzyczała Amber biegnącą z czymś w rodzaju dubeltówki. - Zostawcie je! Nagle wszyscy zrozumieli, o co chodzi... To było wsparcie ale dla bandziorów. Zostali wysłani przez lokalnego ojca chrzestnego, żeby odbić dzieci. Rozpoczęła się strzelanina, wszyscy padli na ziemię, część motocyklistów uciekła w popłochu, kilku próbowało złapać po drodze dzieci. Całe szczęście policji i strażaków było dużo więcej. Jeden ze nich ściągnął z motoru zbira, ubranego w długi skórzany płaszcz. Niestety ciężarówka z czwórką dzieci kierowała się w stronę bramy.

- Skaczcie ! - krzyczała Amber do dzieci siedzących na pace. Chłopiec, który wyglądał na 8 lat zepchnął swoja młodszą siostrę a potem sam skoczył. Pozostała dwójka odjechała. Dziewczynka i chłopiec na ciężarówce zbirów wygadali na ok 4 lata, ten sam wzrok zamglony szokiem i bezradnością Rejtanka zobaczy jeszcze wiele razy.

Amber siedziała na ziemi tuląc dzieci i zanosząc się od płaczu. Czas znowu zatrzymał się w miejscu, nikt nie wiedział co robić. Dzieci siedziały jak zaczarowane nie płakały.

Księżyc świecił bez zmian, wiatr wiał jak przedtem, a wszyscy zebrani na dużym podwórzu stali jak statuy zaklęte magią szoku. Psy pozostawione przez zbirów podbiegły do Amber i dzieci jakby chciały ukoić ich ból.

Po powrocie do bazy, wszyscy padli z wycieczenia. Nikt nie miał już ochoty, na to żeby rozmawiać. Młoda Rejtanowa nie mogła zasnąć, dzisiaj dowiedziała się że jest Tenerką - cokolwiek to miało znaczyć. Była zadowolona, że Przenoszący istnieją i że w ostatnią podróż nikt nie wybiera się sam. Wiedziała, że szybko nie zaśnie, bo mimo tego, że akcja została uznana za swego rodzaju triumf, to ona nie mogła zapomnieć od dwójce 4- latków odjeżdżających z handlarzami dzieci. Nie mogła sobie też wyobrazić rozpaczy rodziców, którzy już zapewne dostali dobre wiadomości o odnalezieniu ich dzieci, a za kilka minut dowiedzą się, że ponownie je stracili. Będą stać w grupie wszystkich do których przybiegną ocalone maluchy, będą wyglądać i szukać ich tłumie, tłumacząc sobie, że są mali i pewnie wyjdą jako ostatni...

Rano Chris obudziła się z uczuciem ulgi, wydarzenia ostatniej nocy utwierdziły ja w przekonaniu, że warto być bohaterką, podobało jej się to uczucie satysfakcji. Jej rozmyślania przerwał dźwięk otwierających się drzwi, do pokoju wszedł Wódz Poco i z hiszpańskim akcentem powiedział:

- Nie ma czasu na odpoczynek, to jeszcze nie koniec.- za nim weszła uśmiechnięta Amber.

- To dopiero początek Chris, zapnij pasy?

- Kim jesteście ? - zapytała Chirs.

- Chyba pamiętasz jak się tu znalazłaś. - odpowiedziała Amber.

Tak pamiętam, ale nie oto chodzi, miałam na myśli, wszystko to co mi opowiedzieliście i to dziwne urządzenie, które trzymał w ręce Cliff.

- Mam walić prosto z mostu, czy chcesz wstęp? - Amber wyglądała na lekko sfrustrowana, zrobiła kilka kroków do przodu jakby chciała rzeczywiście uderzyć Chris, nie słowem, ale ręką.

Wal! - zaśmiała się młoda Rejtanka, nie zdając sobie sprawy z tego, co może za chwile usłyszeć, podniosła ręce jakby w bokserskiej gardzie. Do pokoju wszedł Cliff:

- Co wam tak wesoło? - zapytał.

- Ona chce wiedzieć kim jesteśmy?

- Bałem się tego pytania, ale chyba jest nieuniknione...

- No, chyba tak - odpowiedziała zadziornie Rejtanka.

- To ja usiądę - powiedział Wódz Poco - może zaczniemy ode mnie, chyba tak będzie najłatwiej

- Czekam - Rejtanka splotła ręce na klatce piersiowej, i opadła na krzesło jak zbuntowana nastolatka.

Otóż jestem z plemienia Nawaptlo- wyjaśnił. Wyjaśnił, że pochodzi z grupy mieszkającej w Ameryce Południowej, obecnie istniejącej pod osłoną tajemnicy. Jego plemię wywodzi się bezpośrednio od starożytnych ludów zamieszkujących małe wyspy na Pacyfiku. Nawaptlo specjalizują się w utrzymywaniu energii Ziemi. Dzięki ziołom i naparom, mają wgląd do innych wymiarów i alternatywnych linii czasowych, z których potrafią przenieść technologie i wszelkie osiągnięcia innowacyjne. Receptury, których używają nie są wynikiem wizji szamana, ale nauki i technologii, opartej na fizyce i biologii molekularnej, które nie mogą zostać wyjawione obecnej populacji Ziemian. Nawaptlo porozumiewają się również ze zwierzętami, które są manifestacją najwyższych wibracji świadomości. Duży procent zwierząt na ziemi to manifestacje wielkich mistrzów, którzy reinkarnują się jednocześnie na kilku planetach i liniach czasowych. Na przykład na Ziemi świadomość Alfa może być obserwującym wróblem i trzema sokołami, na planecie Zama A-25 może być udomowionym kotem, a w galaktyce Luki 23 na planecie Frio jest zwierzęciem przewozowym (czymś w rodzaju naszego konia lub krowy). Kiedy większa część świadomości Alfa przebywa permanentnie w siódmym wymiarze, jej fragmenty na różnych planetach i liniach czasowych pomagają podnosić wibracje i ewoluować.

Istnieją także siły, które chcą zaszkodzić rozwojowi Ziemi, powstrzymują ewolucję i zaburzają rozumienie podstawowych prawd. Całą strukturę wszechświata, buduje wielka sieć, która łączy nas wszystkich. Jeśli krzywda dzieje się zwierzęciu np. w Maroku, to my wszyscy otrzymujemy ten przekaz w naszym polu wibracyjnym, a mówiąc prościej opóźnia i zaburza to naszą ewolucję międzygalaktyczną. Dlatego wszystkie istoty są tak bardzo wyczulone na cierpienie, nie tylko swoje, ale wszystkiego wokół. Wszczynanie wojen, podjudzanie ludzi przeciwko sobie, wymuszanie na ludziach destrukcyjnego posłuszeństwa, jak i nakierowywanie na zachowania instynktowne, to sprawa Smoczych.

- Zaraz, zaraz - przerwał młoda Chris- kto to są ci Smoczy? I co to są zachowania instynktowne?

- Zachowania instynktowne, to te, które pozwalają przetrwać pierwiastkom duchowym w trzecim wymiarze.

- No już wszystko wiem- zaśmiała się Rejtanka - poproszę tą wersję dla 5 latków?

- Proszę ...- zaśmiał się wódz Poco. - To przede wszystkim, zachowania seksualne. Wszystko, na Ziemi obecnie kręci się wokół zachowań seksualnych. Podstawowa komórka społeczna to rodzina, i wszystko co dzieje się tutaj toczy się wobec potrzeb członków tej rodziny. To bardzo złożony temat.

- Na pewno!- zaśmiała się Chris.

- Wiem, moja droga, ty, otóż jesteś Trenerką rozumiesz wszystkie aspekty kobiecości i wiesz, że macierzyństwo jest jednym z nich, ale nie powinno ono być końcem ani początkiem, po prostu etapem.

Ze względu na wielki rozwój innowacyjny na równoległych liniach czasowych, przekazywanie informacji staje się coraz trudniejsze. Jesteśmy trochę opóźnieni w porównaniu do pozostałych cywilizacji. Nadal nie potrafimy podróżować do innych wymiarów. Jeśli nam się to udaje to tylko przy użyciu tych samych starych receptur do naparów, których używano wieki temu. Środki te są mało skuteczne mają krótkotrwałe efekty. Większość ludzi uważa je za zwykłe halucynacje, a nie podróże międzygalaktyczne. Mało kto rozumie konieczność rozwoju indywidualnego, przez dyscyplinę, ascezę i miłość. Te aspekty nie są duchowe, są miedzę galaktyczne. To jest jedyna droga, z tej planety i jedyny sposób na poprawienie dzisiejszej sytuacji. Aspekty wymagające, największego trudu, są lekcjami wydostania się z 3D. Ziemska świadomość nie nadąża za rozwojem innych cywilizacji. Nasza planeta jest postrzegana jako rodzaj piekła - ziemi barbarzyńców, a dusze, które się tu reinkarnują, to albo ci którzy potrzebują oczyścić karmę, żeby móc funkcjonować w wyższych wymiarach, albo ci którzy chcą za wszelka cenę podnieść poziom wibracyjny na Ziemi. Jednak większość istnień, to cykliczne i przypadkowe reinkarnacje oparte o prawo karmy, której nikt nie próbuje oczyszczać. Obecnie dostajemy dużo technologii z innych wymiarów, ja, jak również rząd amerykański - próbujemy przygotować ludzi na tą zmianę... niestety bezskutecznie. Zatraceni w przypadkowych powrotach, żyją na poziomie strachu, instynktownego zdobywania pokarmu i nieokiełznanej prokreacji.

- Szok! Serio rząd amerykański... Przecież oni pracują nad bronią atomową!

- A pamiętasz biblijną opowieść o żonie Lota?

- Trochę? Ale powiem, że jestem pod wrażeniem... Indianin, który cytuje biblię !

-Jeszcze nie raz cię zaskoczę -zaśmiał się Wódz Poco- wbrew pozorom, Bóg Jahwe to jeden ze Smoczych. Jezus, przybył na Ziemię, żeby nas od niego wyzwolić, a my połączyliśmy nauki Jezusa z tradycją Smoczych i wyszedł totalny bałagan. Wracając do sytuacji w Sodomie i Gomorze, Smoczy użyli tam pierwszej broni jądrowej, a żona Lota po prostu ucierpiała wyniku blasku po jej wybuchu. Historia ta nie tylko jest opisana w Biblii, ale również w Torze i Koranie, w księgach religii, które zostały przywłaszczone przez Smoczych. We wszystkich religiach, które są przeciwne kobiecości... Kiedy, Smoczy wkroczyli na Ziemię, będąc pierwiastkiem marsowym, zaczęli, pozbywać się wszystkiego co mogłoby sprzyjać energii pierwiastka żeńskiego. Prawa natury zostały zastąpione prawami "Bożymi" czyli smoczym. Prawda została nazwana kłamstwem.

Bez wahania można postawić znak równości między Smoczymi, a kulturami zdominowanymi przez energię męską. Natomiast cywilizacje oparte na prawach natury i balansie pierwiastków męskiego i żeńskiego, zostały wyparte lub całkowicie zniszczone. Ziemia stała się domem Jahwe, który jest dowódcą Smoczych. On sam ogłosił się panem nieba i ziemi. Niemalże codziennie, wysyła tu swoich popleczników takich jak Lucyfer. 

Jest to jeden z najbardziej utalentowanych Smoczych manipulatorów, bez trudu przykuwa ludzką uwagę do przedmiotów zbytku i zachowań instynktownych. Lucyfer jest tym wszystkim co Jezus nazywał grzechem. Jest męską dumą, pychą i pożądaniem, będąc jednocześnie toksyczną kobiecością, która osłabia pierwiastek męski, przykuwająca go do dóbr materialnych, dumy i chciwości. Lucyfer dała nam modę, kulinaria i nadmierne skupienie uwagi na pięknie i przyjemnościach. Lucyfer to ozdoby, sztuka, przedmioty zbytku i przyjemności.

- Jakiś przykład może wodzu, bo się trochę pogubiłam ...- Chris nie była pewna co o tym myśleć.

- Oczywiście - powiedział wódz Poco rozglądając się jednocześnie po pokoju, szukał spojrzeniem Amber i Cliffa, którzy bez namysłu skinęli głowami - takim darem jest energia jądrowa, której zrozumienie i użycie przez Ziemian miało służyć ochronie środowiska. Reaktory energii jądrowej nie produkują żadnego dwutlenku węgla, są tańsze, niż paliwa kopalne takie jak ropa i węgiel. Gdybyśmy my Ziemianie skupili się na dobru wszystkich istot, bardziej niż na tej całej chorej politycznej grze o władzę, bylibyśmy bardzo blisko osiągnięcia następnego kroku w ewolucji świadomości. Jesteśmy obecnie w środku zimnej wojny. Siły zła chcą doprowadzić do wielkiej zagłady, pozbyć się Ziemi- nie tylko ludzi ale zwierząt i roślin. Energia jądrowa była podarowana w celu uniknięcia zatrucia środowiska. Jednak chciwość i pycha używają jej do walki o władzę.

- A czym są siły zła? I co to jest energia miłości?

- Może przejdziemy od twojego udziału w tym wszystkim? - przerwał jej Cliff, - będzie ci łatwiej zrozumieć w końcu to było Twoje pytanie.

- Jesteśmy rasą, która towarzyszyła ostatnim Tytanom - mówił dalej Mały Wódz.

Przekazywał tą informacje ze spokojem i dziwnym przeświadczeniem, że każdy wie, iż Ziemię zamieszkiwali kiedyś Tytani i jedynym elementem zaskoczenie w jego wywodzie, było to że rasa małego wodza również im towarzyszyła.

- Tak to mówisz wodzu, jakbyś opowiadał historię, która jest ogólnie znana ...- szydziła młoda Rejtanka.

- Wódz podrapał się po czole i ponownie rozejrzał po pokoju.

- Ta opowieść chyba będzie znacznie dłuższa niż mi się wydawało. - Cliff zgasił światło.

- To na pewno pomoże - na środku pokoju pojawiło się coś podobnego do ekranu kinowego, ale obraz na tym ekranie był bardzo bliski prawdzie. Sprawiał wrażenie, że można do niego wejść i wylądować w innej rzeczywistości. Przed oczyma wszystkich zebranych pojawił się piękny wodospad. Płynęła w nim woda o kolorze turkusu, wydawała się gęsta niemalże o konsystencji kisielu. Kamera zwróciła się ku górze i wodospad okazał się miniaturowym spadkiem wody w rzece, która sięgała do kostek młodej dziewczyn. Dziewczyna była smukła i wysoka, operator wydawał się sterować bardzo małą kamerą, ale bez wątpienia oddawał piękno tego co widział.

-Gdzie to jest? - spytała podekscytowana Chris.

- Bardziej trafnym pytaniem byłoby "kiedy"? - odezwała się Amber.

- To się dzieje w bardzo dalekiej przeszłości, nie znanej współczesnym historykom. To jest świat który istniał na ok 600 000 lat przed potopem. To świat, który był znany Mojżeszowi, ale niestety również ten, który on utracił. Nie dziwiło cię nigdy, że nawet Biblia wspomina o tym że ludzie kiedyś żyli dużo dłużej. Ludzie uciekający przed potopem należeli do dwóch ras. Nie różnił ich kolor skóry (choć tych wariantów było również wiele) ale wzrost. Otóż ludzie w czasach przed potopem byli gigantami! - kontynuował Cliff.

- Ale ja nie pytałam o to? Ja pytałam o was?

- Historia jest skomplikowana, proszę bądź cierpliwa.

- Chyba już byłam wystarczająco cierpliwa? Jesteście czarnoskórymi Amerykanami, którzy mówią świetnie po polsku i angielsku, mówicie również po hiszpańsku, wydawałoby się że nie jesteście z lepszego świata, macie zdolności i wyposażenie nie dostępne dla ludzi w Ameryce. Wydajecie się być szybsi i bystrzejsi niż znana mi dotychczas wersja Amerykanów ... czy kogokolwiek na Ziemi. Używacie przedmiotów, które wiele osób uznałoby za magiczne? Nie przeciągajcie tej historii! Ja już mam naprawdę dość.

- OK - powiedział Cliff - spojrzał na Amber i wodza Poco a oni kiwnęli głowami.

- Jesteśmy podróżnikami w czasie? To czego używam do rozmów, robienia zdjęć, nagrywania filmów, czytania map i pisania, to przenośny telefon, którym mogę się podłączyć do czegoś co nazywamy siecią internetowa?

- Jak sieć szpiegowska ????- Przerwała Rejtanka - Cliff zaśmiał się w głos.- Tam skąd pochodzimy wielu by to tak nazwało, ale jest to coś innego działającego trochę jak sieć telefoniczna. Przekazujemy sobie nie tylko dźwięk, ale również głos i obraz, jak również teksty pisane i projekcje 3D. Nasza świadomość i zdolność przyjmowania wiedzy jest trochę większa od współczesnych Ziemian. Ja, dzięki medytacji i ćwiczeniom oddechowym mogę podróżować w czasie bez potrzeby przenoszenia ciała materialnego. Możemy po prostu pożyczać ciała, z ich zdolnościami fizycznymi i językowymi, i dodatkowo 'wgrywać' to co będzie nam potrzebne.

To jest właśnie, ta asceza i samodyscyplina o której mówił Wódz... tak właśnie nauczymy się podróżować, bez konieczności przenoszenia ciała.

- Strzał w dziesiątkę- powiedział Cliff - Wybrałem Cliffa, bo jest bardzo atletyczny i zdrowy, a poza tym cała jego rodzina zginęła nieszczęśliwie w wypadku samochodowym. Z tego względu, nikt nie rozpoznałby różnic w jego zachowaniu. Problem polega na tym, że zapomniałem o napięciach rasowych na Ziemi. I przejąłem również trudy codzienności czarnoskórego człowieka na tej linii czasowej.

- A gdzie jest ten prawdziwy Cliff? 

- Wysłaliśmy go do bazy snu, gdzie przez moment będzie miał takie życie o jakim zawsze marzył, po czym obudzi się w swoim ciele i będzie myślał, że miał po prostu zajebisty sen.

W pokoju zapadła cisza, wszyscy czekali na reakcję młodej Rejtanowej. Ona natomiast rozglądała się jakby szukała czegoś co potwierdzi słowa Cliffa.

- To skoro wasze życie na tej innej linii czasowej jest takie super, to po co tu jesteście?

- Zrobiliśmy pętle czasowa, która jest sztucznie podtrzymywana i szczerze mówiąc, nie ma racji bytu, bo zasila ją pole grawitacyjne.

- A prościej?

-Jeśli nie naprawimy kilku wydarzeń z przeszłości ... przyszłość przestanie istnieć.

- Koniec świata !

- Dosłownie...bo bez przeszłości nie ma przyszłości ani teraźniejszości. Bez zagłębiania się w fizykę, chciałbym Ci po prostu powiedzieć, że traumatyczne przeżycia Ziemian - wszystkich bez względu na gatunek i rodzaj mają wpływ na utrzymanie kontynuacji czasowej. Każda istota ziemska będzie miała kiedyś swój wszechświat, którym będzie się opiekować. To co teraz się dzieje, powoduje, że istoty, które tu przybywają po wiedzę - nie mogą jej otrzymać.

- A co otrzymują ?

- Traumę, doświadczenia tutaj mimo ewolucji, są tak traumatyczne, że przybysze nie potrafią wznieść się wibracyjne na poziom, który pozwoli im opuścić tą rzeczywistość. Zostają złapani w krąg karmiczny, który jest prawie niemożliwy do opuszczenia. Średnio 3 - 7 egzystencji na Ziemi powinno wystarczyć, aby przenieść się do innej galaktyki. Obecnie przeciętny Ziemianin ma ich ponad stu tysięcy. Jest was tutaj coraz więcej, nowi przybywają z innych galaktyk, a starzy nie potrafią odejść. Przeżywacie to samo życie setki tysięcy razy, nie mogąc naprawić swoich błędów. Mam nadzieję, że to co powiedziałem ma sens?

Waga tych słów, przeszyła wszystkich na wskroś. Każdy, jakby na nowo zaczął przeżywać chwile w której pierwszy raz usłyszał tę wiadomość.

Myśli gotowały się w głowie Krysi. Kim ona jest ? Dlaczego właśnie ona została wybrana? Zdecydowanie wolałaby  żyć w błogiej nieświadomości, jako żona Olka gotując rosół co niedziela. Ta wersja jej życia wydawała się teraz bardziej kusząca, bezpieczna i znajoma.

- Ale do czego ja jestem wam potrzebna? - Wódz Poco opowiedział jej historię Lany z rodu Tatarek. Opowiedział również o tym, jak energia rozdwojona w dwie kuki przyczyniła się do powolnego rozłamu jednolitego społeczeństwa. W czasach Lany, życie na Ziemi było oparte na jedności i balansie między pierwiastkiem męskim i żeńskim. Stworzenie dwóch kulek przez jedną z kobiet, spowodowało, że jej energia miała teraz dwie formy: męską i żeńską. Kulki nie mogły już współgrać jako jedność ani się synchronizować, teraz były oddzielnymi typami energii.

- Tak właśnie zaczął się patriarchat. Wtedy nie miał jeszcze formy jaką dzisiaj znamy.

- Zaczął się rozłam matriarchatu? - spytała Chris.

- Nie, matriarchat nigdy nie istniał... była jedność, nikt nie był lepszy i nikt nie był gorszy. Nie wiem, czy dla ciebie to pojęcie jest zrozumiałe. W świecie Lany nikt nikogo nie oceniał, przez pryzmat funkcji seksualnych.

Rejtanka dowiedziała się, że Lana trzymała kamień w ukryciu, nie była pewna co może z nim zrobić. Bardzo się bała, że konsekwencję mogą być tragiczne, i była przekonana, że jeśli kamień jest w ukryciu to jest to jednoznaczne z jego "nieistnieniem". Podczas pierwszego ślubowania, obiecała służyć swojemu plemieniu i przejąć funkcje twórczyni. Tworzenie różnego rodzaju przedmiotów, wtedy odbywało się zupełnie inaczej niż w dzisiejszym świecie mężczyzn. Otóż, mężczyzna ma myśl, która inspiruje go do działania, natomiast kobieta ma przeczucie, które ją w ten sam sposób motywuje. Funkcje męskie były uważane wtedy za konieczne, do tworzenia tego, co kobiety miały w swoim pierwotnym uczuciu. Zainspirowana intuicyjnie kobieta, przekazywała mężczyźnie swoje odczucia, z których on tworzył myśli, plany i czyny.

Lana jako twórczyni była odpowiedzialna za struktury, które miały sprzyjać budowli organicznych "domów", napędzanych gwiezdną energią. Gwiazda, którą orbituje Ziemia, miała być głównym źródłem energii. Kiedy ta energia się skończy Ziemia zostałaby przeniesiona na orbitę innej gwiazdy. 

Dzisiaj, na Ziemi zjadane jest wszystko, co żyje. To bardzo prymitywny sposób przyjmowania energii do potrzymania własnego istnienia. Ludzie, traumatyzują się wtórnie poprzez pokarm jaki spożywają. Wizytacje z innych galaktyk na Ziemię są zabronione osobnikom innym niż Ci ze struktur obronnych.

- Nie rozumiem? Tylko wojskowi mogą tu przybywać? - Chris była zafascynowana. Bardzo ją cieszyło, że w końcu ktoś potwierdził jej odczucia. Patrzyła na niebieskie dzwoniaste jeansy Amber, jej czarny sweterek i wielką burzę Aftro-loków i zastanawiała, się czy kolory i kształty innych galaktykach są takie same. Jak wygląda, Amber, która jest w środku i jak zachowuje się ta, która została na chwilę wyproszona z tego ciała. Czy preferencje modowe pozostają w ciele, czy uchodzą z duszą? Chris czuła się pijana, natłok bezsensownych myśli przewija się przez jej głowę.

-Tak, w waszym rozumieniu tylko wojskowi i naukowcy mają pozwolenie na odwiedzanie Ziemi.- potwierdził wódz Poco. Jak by trochę wstydził się tej decyzji podjętej w innych galaktykach. Może uważał ją za lekko przesadzoną... Ale jak by nie było wygląda na to, że w każdej galaktyce, bezpieczeństwo to priorytet numer 1.

- Inne galaktyki - kontynuował wódz Poko- uznają to za bardzo barbarzyńskie, że istoty ziemskie pobierają od siebie nawzajem energię zamiast, zdobywać ją z gwiazdy wokół, której krążą. Istoty ziemskie, nadal, pozbawiają się nawzajem, życia, w celach konsumpcyjnych, lub w emocjonalnym nieporozumieniu. Jednak największym problem jest to, że mimo tylu lat ewolucji Ziemianie nie są zdolni do wyższych rodzajów miłości.

- A są jeszcze inne rodzaje miłości?

- Oczywiście! Ta najniższą wibracyjnie jest miłość romantyczna. Bardzo popularna na ten moment na Ziemi. Przeradza się ona w miłość rodzicielską, która jest o oktawę wyżej... i na tym kończy się spektrum miłości ziemskiej... niestety.

- Nie przesadzajmy!- wtrąciła Amber- są tu istoty, które praktykują miłość braterską, nie opartą o przetrwanie rodu genetycznego, lub chęci prokreacji. Ci Ziemianie, dbają o zwierzęta, rośliny i siebie nawzajem. Niestety jest ich tak mało, że niewiele udaje im się osiągnąć.

- Ale do czego tak dokładnie jestem wam potrzebna?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro