Epilog
– To jak? Wpadniecie do nas jutro? – spytała Victoria patrząc na głowę Elizabeth wystającą z kominka. – Masz, Cezik.
– Nie możemy, bo idziemy do Malfoyów. Już wcześniej się umawialiśmy, poza tym to specjalna okazja, bo wiecie, Ministerstwo oficjalnie ogłosiło, że odpracowali swoją karę i nawet zdecydowali się zwrócić im z powrotem rezydencję.
– Nie lubię tego dworu – przyznał Cesarius. – Za każdym razem, kiedy widziałem go gdzieś w gazetach, to jego widok przyprawiał mnie o dreszcze. Jest jakiś taki... mroczny.
– Przesadzasz – mruknęła Victoria palcem obrysowując szczękę narzeczonego.
– Ja muszę iść, bo cały czas Rosie mnie zaczepia – powiedziała Elizabeth. – Trzymajcie się. Dam wam znać, kiedy będziemy mieć dzień wolny od jakichkolwiek wypadów i się zobaczymy.
– Koniecznie! – zawołała Victoria i pomachała w stronę kominka.
– Buziaki! – rzuciła kobieta i powoli przeszła w pozycje klęczącą. – Chodź, Rosie. – Wyciągnęła ramiona do małej dziewczynki o kruczoczarnych włosach.
Młoda matka skradła swojemu dziecku całusa w szyję za uchem, rozśmieszając je.
– Gdzie tatuś? – spytała. – Nadal leniuchuje w ogrodzie?
– Nadial – odparła dziewczynka, wyszczerzając się jeszcze nie w pełni uzębioną szczęką.
– To szybko, podreptaj do niego, ja idę tuż za tobą. – Zestawiła dziewczynkę na podłogę, a ta wesoło pobiegła w stronę salonu, by po chwili wyjść na taras i wbiec do ogródka.
Od czasu, gdy Elizabeth ukończyła z wyróżnieniem Hogwart, związała się z Severusem, a po jakimś czasie on sam zaproponował, by przeprowadziła się do niego na Spinner's End. Okolica może nie była z najwyższej półki, podobnie jak i sam dom, ale po paru dniach pracy mieszkanie zrobiło się naprawdę przytulne i było zupełnie wystarczające dla zakochanej pary. Kilka miesięcy później, Severus i Elizabeth, przekonani o swojej niegasnącej miłości, postanowili się pobrać, przez co oficjalnie stali się parą. Dyrektor Hogwartu wykorzystywał każdą możliwie wolną chwilę na powrót do domu, natomiast jego kobieta podjęła karierę uzdrowicielską, traktując swoją muzyczną pasję jako hobby, które okazało się bardzo przydatne po pojawieniu się pierwszego dziecka.
Krukonka uśmiechnęła się do męża, stając w przejściu na taras, osłoniętym od ciepłych promieni słońca. Severus wstał z ogrodowej ławeczki, złapał biegnącą do niego dziewczynę, po czym uniósł ją wysoko i obrócił. Kobieta podeszła do mężczyzny i pocałowała go szybko i przytuliła się, jednocześnie obejmując córkę.
– I jak? – spytał Severus, zestawiając Rosie na ziemię, by samemu wraz z żoną usiąść na ławce.
– Pytali, czy jutro wpadniemy, ale przecież idziemy do Malfoyów.
– Zajrzymy przy następnej okazji – rzekł mężczyzna wplatając palce we włosy kobiety.
– Mmm – mruknęła. – To też im powiedziałam – dodała.
– Elizabeth – zwrócił się do niej niskim, niezwykle miłym dla ucha głosem. – A może by tak drugie?
– Co? – Podniosła na niego wzrok, a on się roześmiał. – Dziecko?
Skinął głową.
– Jak urodzisz, to będziesz miał – odparła z miną spryciarza.
Severus ugryzł ją lekko w ucho.
– Wiedziałam, że jesteś wampirem – przyznała.
– Przecież chciałaś chłopczyka – powiedział.
– A jak znowu będzie dziewczynka? – zapytała, opierając głowę na jego ramieniu.
– Wrzucimy do rzeki – szepnął jej w ucho.
– Głupek! – krzyknęła ze śmiechem i pchnęła go pięścią w bok.
Mężczyzna złapał kobietę i unieruchomił, jednak w ostatniej chwili zdołała się wyrwać z jego uścisku. Po paru chwilach tarmoszenia się na ławce oboje wylądowali na trawie, przez co Severus wyszedł na prowadzenie i uwalił się na kobiecie.
– Niesprawiedliwe, zawsze musisz wygrać – sapnęła. – Rosie, pomóż!
– Pobiegła do swojego pokoju, nie słyszy cię.
– Zawsze jest jakaś nadzieja – odparła, po czym objęła go nogami w pasie i przewróciła na bok. – Jeden zero, kochanie – oznajmiła, całując go w usta.
Oddał pocałunek i pozwolił kobiecie stanąć na nogi.
– Zobaczysz, wrzucę cię kiedyś do rzeki – stwierdził, także się podnosząc. – I zaraz po tym wejdę za tobą, bo pierdółko nie umiesz pływać.
Uśmiechnęła się do niego szczerze, a zaraz po tym przytuliła mocno.
– Chodź, zjemy coś. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro