Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33.

– Eli, co się stało? – spytała Victoria, która przesiadła się do stołu Krukonów.

Elizabeth siedziała beznamiętnie przeżuwając swoje ulubione danie, jakby było ono czymś zwyczajnym, nie mającym na dziewczynę żadnego wpływu. Po lewej stronie Victoria z troską w oczach wpatrywała się w profil swojej przygnębionej przyjaciółki; to samo po drugiej stronie robił Cesarius.

– Przejdzie w końcu – mruknęła cicho, a Puchonka i Krukon spojrzeli na siebie.

– Ale co przejdzie?

– To przez ten jutrzejszy występ – skłamała.

– Nie żartuj – odparł Cesarius. – Na scenie czujesz się, jak ryba w wodzie!

Młoda kobieta wiedziała, że jej przyjaciele znają ją zbyt dobrze, by mogła ich spławić najzwyklejszym kłamstewkiem.

– Powiem wam o co chodzi, gdy wszystko się wyjaśni, dobrze?

– No dobrze – odpowiedzieli.

– Muszę po prostu mieć trochę czasu dla siebie i przemyśleć parę rzeczy.

– To wracam do siebie – powiedziała Victoria. – Pamiętaj, że nam możesz zaufać.

– Wiem doskonale. – Uśmiechnęła się blado do odchodzącej Puchonki.

Elizabeth wpatrzyła się w talerz, a z jakiegoś powodu na myśl przyszła jej dawna rozmowa z Szarą Damą, którą spotkała któregoś razu podczas nocnego, sobotniego spaceru.

– Dobry wieczór.

– Witaj – odpowiedziała po chwili Szara Dama.

Duch przypatrywał się Krukonce, zupełnie jakby chciał jej o czymś powiedzieć.

– Wyglądasz na zmartwioną – oznajmiła w końcu.

– Trudno to jakkolwiek nazwać – odparła Elizabeth po chwili, przystając przy oknie. – Nie martwię się, powiedziałabym, że rozmyślam lub analizuję pewną sytuację.

– Jaką? – spytała Szara Dama zaskakując dziewczynę.

– Uczuciową – stwierdziła Krukonka szczerze, nie patrząc na zjawę.

– Czy ma to coś wspólnego z twoją matką?

Elizabeth spojrzała na ducha i odpowiedziała gorzkim tonem:

– Moi rodzice nic o tym nie wiedzą, ba, nawet się nie domyślają. Spędzają ze mną za mało czasu, przez co praktycznie wcale mnie nie znają.

– Nie mów im dopóki nie będzie to konieczne – poradziła Szara Dama. – Ja popełniłam ten błąd i spójrz, jak skończyłam. Myślałam, że moja matka mnie wesprze i zrozumie dlaczego pokochałam kogoś takiego...

– To znaczy? – spytała Elizabeth po chwili.

– Wiesz dlaczego Baron nazywany jest Krwawym?

– Popełnił samobójstwo, czytałam o tym w Historii Hogwartu.

– Tak, dlatego, że najpierw zabił mnie, a bardzo się kochaliśmy.

Szara Dama spostrzegła, że Krukonka jest w szoku, więc pospieszyła z wyjaśnieniem:

– Spotykaliśmy się potajemnie za życia. Baron pochodził ze Slytherinu, a jak pewnie wiesz ten dom jest do tej pory najmniej lubiany w Hogwarcie. – Elizabeth skinęła głową, więc Dama kontynuowała. – Pewnego dnia zostaliśmy przyłapani przez Salazara, ale on nas zaakceptował mówiąc, że oboje jesteśmy czystej krwi, a nasza miłość może stworzyć wspaniały ród czarodziejów. Ja, głupia, pomyślałam wtedy, że skoro on tak lekko przyjął to do wiadomości, to może warto byłoby przestać się z tym kryć, zwłaszcza, że trwało to już dłuższy czas. Poszłam więc wtedy do swojej matki, Roweny. Powiedziałam jej o tym, a byłam wtedy taka szczęśliwa... jednak jej niechęć do Slytherinu i samego Barona wzięła górę, pokłóciłyśmy się, ja uciekłam, zabierając jej diadem, a ona wiedząc, że jest to jedyne wyjście, wysłała mojego ukochanego na poszukiwania. Znalazł mnie w Zakazanym Lesie i poprosił, bym wróciła. Nie chciałam, ponieważ nie rozumiałam dlaczego matka nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie mogę ot tak wyzbyć się uczucia. Od zawsze wiedziałam, że Baron bywał impulsywny, dlatego kiedy mu odmówiłam powrotu z nim do zamku, on dźgnął mnie, a gdy zobaczył co uczynił, zabił samego siebie. I tak od tamtej pory oboje krążymy po zamku, nie mogąc się do siebie zbliżyć.

– Eli, występujesz druga! Słyszałaś? – usłyszała głos Cesariusa, który wyrwał ją z rozmyślań.

– Co? Druga? – spytała nieprzytomnie.

– Tak, dopiero co profesor Flitwick ogłaszał, jak mogłaś nie słyszeć? – zapytał, patrząc na przyjaciółkę. – Merlinie, Eli, martwię się o ciebie.

– Ces, jesteś wspaniałym przyjacielem. – Położyła mu rękę na ramieniu. – Nie przejmuj się.

Resztę dnia Krukonka spędziła w swoim pokoju ćwicząc do perfekcji utwór, z jakim miała wystąpić następnego dnia. W nocy spała bardzo płytko, kilka razy budząc się z niewiadomego powodu, którym mógł być jakiś zapomniany przed ocknięciem sen. Krukonka obudziła się nieco później niż zwykle, na szczęście był to dzień, w którym swoją pierwszą lekcję zaczynała o godzinie 10:30, a była to obrona przed czarną magią.

Dziewczyna podniosła się powoli do pozycji siedzącej i przetarła oczy, zaraz po tym zerkając na swoją gitarę.

– Dzisiaj im pokarzemy – powiedziała, wstając z łóżka.

Gdy ubrana w szkolny mundurek zeszła do pokoju wspólnego nucąc coś pod nosem, spostrzegła, iż nie ma Cesariusa w pokoju.

"Dobrze, niech się nie smuci niepotrzebnie" pomyślała i spojrzała na stolik, na którym zostawiła swój podręcznik od eliksirów.

– Oj, Severusie – westchnęła cicho, po czym wyszła z dormitorium, kierując się wprost do Wielkiej Sali.

– Cześć – mruknęła do Cesariusa zajmującego standardowe miejsce.

– Hej, jak się dzisiaj czujesz?

– Po staremu – odparła. – Źle spałam, prawdę mówiąc, ale nie martw się, przejdzie mi, zobaczysz.

Zerknęła w stronę stołu nauczycielskiego, natychmiast kierując wzrok na swojego lubego, który tym razem nie nawiązał kontaktu wzrokowego, a wyglądał na równie zmęczonego co ona.

– Hm – mruknęła, nalewając sobie herbaty i smarując świeżą bułkę dżemem.

– Przepraszam, Eli, muszę iść na lekcje – poinformował Krukon, po czym zabrał swoją torbę i pospiesznie wyszedł z Wielkiej Sali.

"Przeciągał siedzenie ze mną o trzy minuty... ale oni się martwią" stwierdziła w myślach, patrząc na zegar. "Takie rzeczy zdarzają się codziennie na całym świecie". Przegryzła bułkę.

– Cześć, stara purchawo – usłyszała głos Dracona obok siebie i nie mogła powstrzymać się od parsknięcia.

– Cześć, stary koniu.

– Dasz czadu dzisiaj, mam nadzieję? – spytał, opierając się o stół.

– Toż to jasne niczym słońce – odparła, a następnie wzięła łyk herbaty.

– Znowu coś się schrzaniło – oznajmił, wpatrując się w jej oczy.

– Skąd taka myśl?

– Przecież widzę. Malfoya nie oszukasz. – Pogroził jej palcem.

– Jest postęp, bo zaczęłam temat.

– O! I jak? – spytał natychmiast.

Elizabeth popatrzyła na Ślizgona znad kubka parującego napoju.

– Powiem ci Draco, kiedy to wszystko rozwiążę, bo chcę zrobić podejście drugie. Jeśli nie zrobię, to skaczę z wieży astronomicznej, będzie mniej bolało niż sama sytuacja.

– Nawet tak nie żartuj. – Zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.

– Spokojnie, nie miałabym odwagi, prędzej bym stała się wrakiem człowieka – powiedziała.

Czas tego dnia mijał niewiarygodnie szybko, przez co Elizabeth ledwo zdążyła mrugnąć okiem, a już siedziała po raz kolejny w Wielkiej Sali wśród innych uczniów oglądających pierwszy występ. Pomieszczenie zostało na potrzeby konkursu nieco zmienione – po zakończeniu kolacji zniknęły stoły, a krzesła zostały ustawione w rzędach po obu stronach sali, natomiast na środku pomieszczenia, zwrócona w stronę stołu jury, zastępującego nauczycielski, stała scena.

– Co oni będą śpiewać? – spytała Elizabeth siedzącego obok Dracona, tuż po tym, gdy dwójka Puchonów z ostatniego roku weszła na scenę.

– Magic Works – odparł Draco. – To Fatalne Jędze, jakbyś nie kojarzyła.

– Coś tam mi się obiło o uszy.

– Eli, grałaś kiedyś z zamkniętymi oczami?

– Wielokrotnie, ale nieświadomie, a co?

– Nic, pytam z ciekawości – odparł, obserwując ukradkiem nerwowe odruchy przyjaciółki. – Stresujesz się?

– Okropnie – wyznała, stukając w gitarę.

– Niedobrze – mruknął, przenosząc wzrok na scenę.

Po około trzech minutach przyszedł czas na Elizabeth.

– Merlinie, chyba puszczę pawia – powiedziała szczerze. – Draco, pomóż mi.

– Chodź, zaprowadzę cię pod scenę. – Wziął dziewczynę pod ramię i podszedł z nią do schodków.

– Draco, nie dam rady – szepnęła ze strachem w oczach, powoli wchodząc na podium.

– A tam, pitolisz.

Krukonka stanęła na scenie i rozejrzała się po sali, widząc setki wpatrzonych w niej oczu.

– Merlinie – szepnęła pod nosem z nutą paniki.

Draco wszedł na podium i stanął za Krukonką.

– Trzeba ci prywatności – stwierdził, po czym wychylił się zza jej ramienia i położył palec na ustach, prosząc publiczność o ciszę. – Ufasz mi?

– Tak.

– To bardzo dobrze – rzekł, wyjmując z kieszeni szaty swój zielono-srebrny szalik.

Ślizgon delikatnie, uważając na włosy dziewczyny, zawiązał jej oczy, a w tym czasie Elizabeth wyjęła swoją różdżkę i stuknęła nią w instrument, nadając wyraziste brzmienie.

– Wyobraź sobie, że grasz tylko dla siebie albo dla mnie albo... wiesz sama – powiedział nim odszedł.

Krukonka przełknęła ślinę i wzięła kilka głębokich oddechów, po których poczuła większą ulgę. Poprawiła pasek od gitary na swoim ramieniu, pewniej ułożyła kostkę w prawej ręce, po czym zaczęła grać romantyczną melodię. Przy każdej kolejnej nucie nabierała więcej pewności siebie, aż w końcu poczuła się bardzo swobodnie, dzięki czemu pozwoliła melodii płynąc przez jej serce. Jej gra nie była jedynie grą, była swojego rodzaju unikatowym przedstawieniem, w którym to ona grała główną rolę. Jej ręce płynnie przechodziły pomiędzy zagrywkami, a głowa, kontrolująca ich ruchy, poruszała się w rytm melodii, wprawiając widzów w swego rodzaju trans, w którym sama była pogrążona. Kilka razy zdarzyło jej się pomylić, przez co nie uzyskała żądanego dźwięku. W takich chwilach na kilka setnych sekund pojawiało się zwątpienie, które natychmiast ustępowało miejsca satysfakcji płynącej z tworzenia muzycznej magii. Nie była świadoma tego, jaki zachwyt wywołała wśród widzów.

– Merlinie, ona to wygra – mruknął Cesarius do Dracona i Victorii.

– Musi – odparła Puchonka.

Gdy Elizabeth zsunęła z oczu szalik, było już po wszystkim. Spojrzała jeszcze lekko nieprzytomnym wzrokiem na uczniów tłumnie zgromadzonych w Wielkiej Sali, która chwilę później zagrzmiała gradem oklasków, a także pogwizdywań. Krukonka uśmiechnęła się szeroko, czując jak to wspaniałe uczucie, które towarzyszy muzykowi występującemu na scenie przepełnia jej serce. Ukłoniła się nieco żartobliwie, widząc, że owacje nie mają końca. Zerknęła w stronę jury, odczytując ułożone z płomyków unoszących się nad oceniającymi podsumowanie punktacji, wskazujące w tamtej chwili trzydzieści osiem, na czterdzieści możliwych.

Krukonka uniosła obie pięści w górę na znak swojego szczęścia, krzycząc przy tym głośno:

"Jeeest!".

 Dracon zagwizdał palcami, a chwilę po tym dziewczyna siedziała już wśród swych przyjaciół.

– Byłaś niesamowita – powiedzieli jej.

– Merlinie, dziękuję – rzekła, przecierając oczy.

– Oooo – rozczuliła się Victoria, przytulając przyjaciółkę.

Kolejny występ uzyskał o wiele mniej punktów niż utwór grany przez Elizabeth, co oznaczało, iż na razie Krukonka prowadzi nie tylko w swojej kategorii, ale także całym konkursie. Tuż po występie grupka przyjaciół udała się do najbliższej otwartej klasy, omijając wszystkich rozchodzących się do swoich dormitoriów, i tam się rozgościła.

– Co wy na to, żebym skoczył po jakieś kremowe piwko? – spytał Cesarius, patrząc rozpalonym spojrzeniem na Puchonkę. – Zostały mi z Hogsmeade na tę specjalną okazję.

– Ja przyniosę, bo też takie mam. Twoje weźmiemy wtedy, gdy Elizabeth albo ty, Victorio, wygracie konkurs.

– Jak chcesz. – Uśmiechnął się Krukon do Ślizgona.

– Poza tym, ja mam bliżej.

Malfoy zniknął za drzwiami, a chwilę po tym przyjaciele usłyszeli szybkie kroki chłopaka.

– To może ja bym tak odniosła gitarę? – spytała po chwili Elizabeth. – Tak! To świetny pomysł – dodała po chwili, nie czekając na żadną odpowiedź.

Żwawo udała się w stronę wyjścia, nacisnęła klamkę, ostrożnie zamknęła za sobą drewniane drzwi, po czym poszła za najbliższy róg i przybiła piątkę z Draconem.

– Niech się sobą nacieszą – mruknął Malfoy.

– Oby tylko żaden nauczyciel nie wszedł, haha – stłumiła śmiech. – Idę odnieść gitarę.

– Hej, Eli – zawołał za nią półszeptem.

Krukonka odwróciła się, będąc oddalona od chłopaka o kilka metrów.

– Mogłabyś przejść się do Snape'a – zaproponował. – Nie masz pojęcia, jakie wrażenie na nim wywarłaś. Nawet nie potrafię tego opisać i mówię całkowicie szczerze.

Elizabeth postawiła stopę na kolejnym schodku, ustawiając się do blondyna bokiem.

– Nie wiem, Draco. Zobaczę. Najwyżej wrócę za chwilę.

– No dobrze, ale ja idę do swojej ukochanej – wyjaśnił. – A tamci sobie poradzą bez kremowego. – Puścił jej oczko.

– To na pewno.

– Powodzenia, Eli, wierzę w ciebie – mruknął na odchodne.

Krukonka lekkim truchtem pokonała dystans do jej dormitorium, gdzie z czcią zostawiła swoją gitarę i wyszła z powrotem na korytarz. Zerknęła w stronę gabinetu dyrektora, zaklęła cicho, ścisnęła dłonie w pięści, zagryzając przy tym wargę, po czym puściła się biegiem w tamtą stronę.

– Ogniomiot – rzuciła w stronę chimery, mając nadzieję, że ta ukaże jej przejście.

Posąg zazgrzytał i odsłonił jej przejście. Młoda kobieta oddychała głęboko, nie pozwalając by stres popsuł jej wspaniały humor, jaki zyskała po swoim występie. Pewnie złapała za klamkę i weszła do gabinetu, zastając Severusa stojącego tyłem do wejścia w białej koszuli i czarnych spodniach.

– Elizabeth? – zapytał, odwracając się ku dziewczynie.

– Nie mogę tak dłużej – wypaliła, pokonując dzielącą ich odległość, by spojrzeć ukochanemu prosto w oczy. – Nie potrafię.

Severus milczał, mając lekko rozchylone usta. W jego oczach zobaczyła jakiś błysk, który sprawił, że zapragnęła go jeszcze bardziej.

– Tak bardzo cię kocham, że mogłabym oddać za ciebie życie, będąc zupełnie świadoma swojego wyboru – wyznała z zaszklonymi oczami. – Nie interesują mnie osoby w moim wieku, bo każdego nieco bardziej ciekawego chłopaka, jakiego poznałam porównuję do ciebie, jednocześnie przekonując się, że to na marne, ponieważ nie jest nawet w ułamku procenta taki jak ty!

Nie tylko jej słowa wyjawiały mu miłość, ale także widział te wszystkie zapewnienia, o których mówiła w jej oczach oraz gestach. To wszystko sprawiło, że dłużej nie wytrzymał. Wziął ją pewnym ruchem na ręce i posadził na swoim biurku.

– Jeszcze tylko rok, Elizabeth. Czy wytrzymasz go dla mnie?

– Merlinie, wytrzymałabym nawet i dziesięć lat, tylko potrzebuje zapewnienia.

– I je masz. Kocham cię, bardzo cię kocham. – Przytulił ją do swojego ciała, a ona odwzajemniła uścisk, czując swoje gorące łzy na policzku.

– Nie płacz. – Otarł mokry ślad swoim kciukiem, patrząc na nią ze szczęściem w oczach.

– To ze szczęścia – powiedziała, a on złączył ich usta w pocałunku pełnym czystej, nieskazitelnej miłości.

Jakiś portret, jeden z tych, które jeszcze nie spały zaklaskał, a inny pociągnął nosem. Odsunęli się od siebie szukając ze śmiechem źródła dźwięku. Jakaś dyrektorka ocierała łzy, a brawo bił im profesor Dumbledore.

– Severusie – szepnęła, kładąc rękę na jego ramieniu.

– Tak? – zapytał, odwracając ku niej głowę.

– Dlaczego wtedy tak powiedziałeś?

– Nie chciałem, byś zmarnowała życia dla byłego śmierciożercy – wyjaśnił, gładząc ją po policzku.

Elizabeth wpatrywała się w piękne, ciemne oczy mężczyzny, w których tak szybko się zakochała.

– Nie myślę o tobie w ten sposób i ty też nie powinieneś – mruknęła i pocałowała go delikatnie, by następnie wtulić się w jego silną, męską pierś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro