29.
Kolejny dzień rozpoczął się dwugodzinną lekcją eliksirów, na której uczniowie otrzymali zadanie uwarzenia Wywaru Żywej Śmierci, powodującego bardzo silny sen, a w przypadku dużego przedawkowania nawet śmierć.
Elizabeth, jak zwykle przeczekała moment, w którym przy regale zebrało się najwięcej osób, po czym sama ruszyła po składniki. Z szafki wyjęła miarkę sproszkowanego korzenia asfodelusa, cztery sztuki piołunu oraz dwie fasolki Sopophorusa wraz z korzeniami waleriany. Powróciła na swoje stanowisko. Napełniła wodą mosiężny kociołek, uruchomiła palnik, co chwilę monitorując temperaturę cieczy, która w tym przypadku, ze względu na występowanie piołunu, nie powinna przekroczyć siedemdziesięciu stopni. Gdy upewniła się, że wszystko idzie zgodnie z założeniem, wzięła chochlę oraz niewielką metalową miseczkę, do której uprzednio włożyła listki piołunu, by zalać go wodą. Stworzoną nalewkę z rośliny Elizabeth przelała do kociołka, jednocześnie uważając na listki, które mogłyby dostać się do środka. Zaraz po tym Krukonka zamieszała wywar dwa razy w prawo i zostawiła go w kotle na równe sześć minut, przez które miała pozyskać sok z fasolek Sopophorusa.
Odruchowo spojrzała w stronę nauczyciela, który uważnie śledził jej ruchy. Spięła się nieco, ale postarała się skupić na instrukcjach w książce.
"Przeciąć fasolki i wycisnąć z nich trzynaście kropel soku" przeczytała w myślach, czując na sobie spojrzenie Severusa.
Ponownie spojrzała na mistrza eliksirów, napotykając jego przenikliwy wzrok. Niewerbalnie, za pomocą gestu spytała nauczyciela o co chodzi, jednak ten nie wykonał żadnego ruchu. Siedział cały czas przy hebanowym biurku, opierając swój podbródek na splecionych dłoniach. Elizabeth poczuła nagłą potrzebę poprawienia swojej peleryny, która do tej pory wcale jej nie wadziła. Czuła się niezbyt komfortowo, więc jak najszybciej przypomniała sobie nauki Dracona, wyobrażając sobie magiczny przycisk mający zdolność wyłączenia stresu. Dopiero gdy uspokoiła się, zauważyła, iż nadepnęła czubkiem swojego buta na fasolkę, którą przypadkiem zrzuciła przy poprawianiu szaty. Dziewczyna schyliła się po nią i zaobserwowała bardzo ciekawe zjawisko. Uszkodziła tylko krawędź składnika, jednak dzięki temu wydzieliła się spora ilość soku.
Krukonka obejrzała się dyskretnie za siebie, przestając przynajmniej częściowo zwracać uwagę na nauczyciela. Dziewczyna nie musiała się długo przyglądać. Większość osób z klasy miało bardzo duży problem z przecięciem fasolki, której pancerzyk okazał się być wyjątkowo twardy i trudny do przebicia.
Młoda kobieta odwróciła się do swojego stanowiska, po czym wrzuciła obie fasolki do moździerzyka i je zmiażdżyła, uzyskując dużą ilość soku. Była tak zadowolona z tego faktu, że chciała podzielić się tą informacją z Victorią, która zdawała się powoli rezygnować z walki z fasolką.
– Vic – szepnęła przez ramię Elizabeth, mając nadzieję, że przyjaciółka dosłyszy – Vicky.
– Panno Claride – odezwał się Severus, znikąd pojawiając się przy ławce Krukonki, skutecznie blokując kontakt wzrokowy z Puchonką.
– Przepraszam, panie profesorze.
– Zdaje sobie pani z tego sprawę, że nie toleruję rozmów na mojej lekcji, zwłaszcza, gdy tworzycie taki zaawansowany eliksir?
– Tak, zdaję, to się nie powtórzy.
– Mam też taką nadzieję – oznajmił, odchodząc w głąb klasy.
Elizabeth przeczuwała, że Severus specjalnie od niej odszedł stwarzając pozory sytuacji, w której mogłaby porozumieć się z przyjaciółką, a następnie ją ukarać, więc z wielkim żalem na sercu postanowiła nie ryzykować i zająć się swoją pracą.
"Dodać dwanaście kropel soku z fasolek" przeczytała i ostrożnie przechyliła moździerz nad kociołkiem, jednocześnie odliczając krople soku wpadającego do reszty roztworu.
"O jasna cholera" zaklęła w myśli, gdy troszkę za bardzo przechyliła miseczkę, wlewając trzynaście lub czternaście kropel. "Roweno, co teraz?" Przygryzła wargę, wpatrując się w roztwór.
Po kilku sekundach wgapiania się w bladoróżową ciecz, złapała za chochlę i zamieszała eliksir zgodnie z instrukcją siedem razy w lewo. Wywar zmienił barwę na przezroczysty z niewielką nutą szarości.
Krukonka odetchnęła i zgasiła płomień, a następnie zerknęła na duży zegar, ze zdziwieniem stwierdzając, że za chwilę minie druga godzina lekcyjna.
– Widzę, że większość z was skończyła. Dam wam jeszcze około dwóch minut i zaczynam sprawdzanie – oznajmił Severus, przechodząc pomiędzy ławkami uczniów.
Elizabeth usiadła na stołeczku i wyprostowała nogi pod stolikiem. Po kilkudziesięciu sekundach wstała z zamiarem przygotowania się na ocenę.
– W związku z nadchodzącymi konkursami, nie bardzo będę miał czas na robienie wam sprawdzianu, dlatego też postawię wam oceny z tego eliksiru – oznajmił Snape, a Elizabeth spojrzała na niego z obawą.
W klasie profesora Snape'a znajdowały się tylko te osoby, które poprzednią klasę ukończyły ze stopniem wybitnym, dlatego też nikt nie dostał oceny niższej niż zadowalający. Mistrz eliksirów sprawdzał każdy Wywar Żywej Śmierci nieco dokładniej niż zazwyczaj, badając jego konsystencję, barwę oraz działanie za pomocą jakiegoś dziwnego przyrządu, tzw. wskaźnika alchemicznego. Kiedy stanął przy stanowisku Elizabeth dziewczyna przypomniała sobie kolejną poradę Dracona, która zakładała zmianę stresu w podekscytowanie, dlatego też z ciekawością przyglądała się działaniom nauczyciela.
Severus uniósł brwi i lekko pokręcił głową, a następnie napisał coś na kawałku pergaminu, który miał ze sobą.
– Jak byście się ocenili? – spytał, zaskakując wszystkich. – Panie Macaden?
– Ja? – zapytał Ślizgon, nie dowierzając własnym uszom. – No nie wiem, tak na Powyżej Oczekiwań?
– Zadowalający – odparł Snape. – Teraz ty, panie Taredy.
– Zadowalający – powiedział pewnie Gryfon.
– Słusznie. Panna Bernie?
– Powyżej oczekiwań – rzekła Victoria niepewnie, wpatrując się błagalnie w nauczyciela.
– Zgadza się. Pan i pani Scott?
– Zadowalający – odparła dziewczyna, a jej brat skinął głową sugerując, że oceniłby się w ten sam sposób.
Severus potwierdził ruchem głowy.
– I panna Claride – zwrócił się do Krukonki. – Jaka ocena?
– Nie wiem – odparła, przypatrując się swojemu eliksirowi. – Powyżej oczekiwań? – spytała z wahaniem w głosie.
– Na pewno? – zapytał Snape, mierząc ją badawczym spojrzeniem.
– Nie wiem, naprawdę – stwierdziła szczerze Elizabeth, czując na sobie spojrzenie całej klasy.
Severus stanął przed nią i pokazał jej pozycję na liście opatrzoną jej nazwiskiem oraz oceną.
"Wybitny!" przeczytała, lekko otwierając usta.
– Nie przepadam za komentowaniem prac uczniów, ale w tym przypadku muszę stwierdzić, że już bardzo dawno nikt nie zrobił Wywaru Żywej Śmierci w taki sposób... Zarządzam przerwę.
Uczniowie sprawnie zaczęli zbierać swoje rzeczy, przez co po kilkunastu sekundach podekscytowana Krukonka kierowała się do wyjścia.
– Elizabeth – zawołał Snape, opierając się z założonymi rękoma o swoje biurko.
– Tak? – spytała, lekko zaskoczona opuszczeniem formułki grzecznościowej.
– Będziesz mi dzisiaj wieczorem potrzebna.
– Ja? A do czego?
– Wyruszam na łowy wampirów i potrzeba mi mięsa armatniego – zakpił, wywracając oczy.
– Myślałam, że sam jest pan wampirem i potrzeba panu mięsa niewinnej kobiety.
Uśmiechnął się dziwnie, co w połączeniu z jego drapieżnym spojrzeniem przyprawiło ją o przyjemnie ciarki.
– Ściągasz Dracona, bo mamy dziś gościa.
– Ooo, tego gościa? – Spojrzała na niego znacząco, a Severus przytaknął.
– Punkt osiemnasta – oznajmił tonem, który sugerował zakończenie rozmowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro